Od kilku dni piątka kotów zajmowała
się niespodziewanym gościem, małym, pachnącym lasem psem. Zwierzę
wprawdzie urosło nieco, lecz zdołało się zadomowić w przytulnej
norze. Orlikowy Szept czatował przy tymczasowym mieszkanku
stworzonka, na zmianę z Cętkowanym Kwiatem. Mokra Gwiazda przynosił
malcowi niedojedzone resztki mięsa, Jeżowa Ścieżka i Konwaliowe
Serce dbali o wnętrze nory. Tyle kotów zajmowało się obcym
zwierzęciem.
Orlikowemu Szeptowi nie podobała się
decyzja zaadoptowania psa, gdzieś w pobliżu musiała szukać go
matka. Nagłe przybycie dorosłej przedstawicielki obcego gatunku przyniosłoby ze sobą rzeź połowy
klanu. Obawiał się o swój dom, nie bez powodu został wojownikiem.
Do jego zadań należała ochrona każdego (nawet Narcyzowego Pyłu,
miss klanu burzy), bez względu na powiązania i przeszłość.
Ochrona była konieczna przez obecność zastępczyni w żłobku,
pierwszy miot po tak długim czasie.
Udał się do Mokrej Gwiazdy,
zdecydował się przedyskutować z liderem kwestię psa. Chciał
przekonać kocura do zaprowadzenia zwierzęcia bliżej klanu nocy,
wilka bądź jakiegokolwiek innego klanu, byleby nie stwarzał
potencjalnego zagrożenia dla wojowników.
Wszedł powoli do legowiska lidera.
- Orlikowy Szepcie? Nie powinieneś
pilnować psa? - zapytał się niebieski, ziewając. Chyba zakończył
poobiednią drzemkę.- Śpi. Nie ucieknie – odpowiedział biały, machając niespokojnie ogonem. Raz śledziowi śmierć, czas na rozmowę. - Mam bardzo ważną sprawę, odnośnie gościa.
- Już myślałem, że w końcu przekonałeś się do posiadania dzieci z Cętkowanym Kwiatem – uśmiechnął się serdecznie Mokry.
Orlikowy Szept na chwilę zamilkł.
Potrząsnął głową z zaprzeczeniem. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Czy cały klan oczekiwał na jego dzieci? Uwzięli się akurat na
niego, a on był ostatnim kocurem, który zgodziłby się na zostanie
ojcem.
- Nie – zaprzeczył. - Chciałbym,
aby... - Wojownik nie zdążył dokończyć, ponieważ do legowiska
wparowała Cętkowany Kwiat. Bura, pełna energii, zdziwiła się na
widok drugiej połówki w tym miejscu.
- Myślałam, że będziesz przy
psie! Szukałam cię! Chciałam iść z psem pobawić się blisko
terytorium klanu lisa. Zrobił się na tyle duży, że ze spokojem
za nami nadąży. Bieganie z nim przypomina treningi – powiedziała
kotka, strzygąc uszami. - Miałam iść sama, ale... wiesz... we
dwójkę razem. - Zaśmiała się cicho, pod nosem. Na pysku
białego, na dźwięk śmiechu Cętki, pojawił się serdeczny
uśmiech. Mokra Gwiazda narysował na ziemi coś, co miało
przypominać różę, symbol uczucia między ciemną a jasnym. Syn
Ostrzenia przewrócił oczami.
- Musimy wyprowadzić psa poza obóz.
Zagraża nam. Lada dzień obudzi się w nim instynkt i wymorduje
połowę klanu! Nie warto ryzykować. Proszę, pozwól mi i medykom
zaprowadzić psa dalej, żeby nie był tak blisko – rzekł w końcu
Orlikowy Szept, czując, jak kamień spada mu z serca. Nareszcie,
ciężar myśli dotyczących negatywnej wersji przyszłości
zniknęły, przyciskały go od momentu zamieszkania psa w norze.
Mokra Gwiazda zamyślił się. Wysuwał
raz po raz pazury. Zapanowała napięta atmosfera. Nikt nie śmiał
nawet głośno oddychać. Nawet Cętkowany Kwiat się uspokoiła,
zdołając poskromić buzującą w niej energię.
- Dobrze, zaprowadźcie go gdzieś
dalej, ale nie poza nasze tereny. Na razie nie uśmiecha mi się
wojna z którymkolwiek z klanów. Nacieszmy się pokojem. Tylko...
ktoś musi zanosić mu jedzenie, a, mówiąc szczerze, nie mam
ochoty wychodzić kilka razy na dzień poza obóz. Muszę doglądać
wielu spraw. Gdy pies jest tutaj, mogę ze spokojem przynosić do
jego nory mięso, lecz nie zamierzam opuszczać klanu na większość
dnia, aby dokarmiać zwierzę – wypowiedział się niebieski.
- A-ale... on nie umie polować!
Jest malutki... - zasmuciła się bura kotka. - Pozwólmy mu zostać
chociaż do najbliższego zgromadzenia.
- Orlikowy Szept ma rację, nie
możemy dłużej trzymać psa tak blisko obozu – powiedział lider
do byłej uczennicy.
- Może... niech Melodyjna Łapa i
Słonikowa Łapa się nim zajmą? Lubią przygody, mają oboje
ryzykowne pomysły. Mogliby dokarmiać psa i przy okazji szybciej
ukończą trening – zaproponował Orlikowy Szept.
- Hm... porozmawiam z nimi. -
zadecydował lider.
Orlikowy Szept wyszedł z legowiska
wraz z Cętkowanym Kwiatem. Udali się do kącika medyków, po
Konwaliowe Serce, aby zacząć eskapadę.
Poszli po psa, wabiąc go kulką mchu. Rozbawiony zwierzak wyszedł
nieco zaspany z nory i pobiegł za trójką kotów. Gdy oddalili się
od klanu, przystanęli na chwilę. Zauważyli majaczącą sylwetkę
na horyzoncie. Okazało się, że biegnie do nich Mokra Gwiazda.
- Nie mogłem was tak samych
zostawić – miauknął, oddychając szybko po wykańczającym
biegu.
- Miło to słyszeć z twoich ust –
skomentowała Cętkowany Kwiat.
- Jesteśmy już wszyscy! Jak fajnie
– dodała Konwaliowe Serce - To... Gdzie zaprowadzimy małego?
- zapytała się, spoglądając czule na lisa.
- Proponuję okolice traktora albo
jego wnętrze. Co o tym myślicie? - zaproponował Orlikowy Szept
Nim ktokolwiek zdołał wypowiedzieć
chociaż krótkie zdanie na temat pomysłu białego wojownika, do ich
uszu doszło czyjeś wołanie.
- Czekajcie! Czekajcie! Jeszcze ja!
- wołała biegnąca ku nim postać. Cztery koty automatycznie
odwróciły głowę, a Cętkowany Kwiat uśmiechnęła się
serdecznie. Przed wojownikami i medyczką stanęła czarna kotka,
Cierniowa Łapa. - Ufff, dogoniłam was. Jak dobrze. - Uczennica
szybko przygładziła sierść łapą i uśmiechnęła się
serdecznie, oddychając szybko.
- Nareszcie przyszłaś! Myślałam,
że Kucykowy Ogon skończył zbierać zioła z Jeżową Ścieżką.
- Bura kotka otarła się z siostrą na powitanie.
Orlikowy Szept zamarł. Dlaczego
Cierniowa Łapa do nich dołączyła? Czy Cętkowany Kwiat
rozpowiedziała innym kotom, że w pobliżu obozu koczuje
„udomowiony” pies? Wziął kilka wdechów, aby nie stracić
nerwów. Słońce powoli zachodziło, chciał wrócić do klanu przed
zmrokiem, bez martwienia się o życie burzaków.
- Cętkowany Kwiecie – wycedził,
powoli uspokajając się. - Co tu robi Cierniowa Łapa? Mieliśmy
iść w trójkę... no dobrze, we czwórkę. Plus ona jest
uczennicą, powinna mieć trening, nie iść z nami. To nie patrol.
- Oj, Orliczku, nie spinaj się tak
– zaśmiała się bura. - Kucykowy Ogon obiecał Jeżowej Ścieżce
pozbierać z nim zioła, więc poprosił, bym zajęła się jego
uczennicą. Z racji, że to ma siostra, podzieliłam się z nią
planami dotyczącymi psa i... oto przybyła – wyjaśniła
wojowniczka.
- Nie mieliśmy tego rozpowiadać –
wtrącił się Mokra Gwiazda, widocznie niezadowolony z przybycia
kolejnej klanowiczki. - Skoro już tu jest, niech pójdzie z nami.
Jak się dobrze zachowasz, Cierniowa Łapo, zapytam się twojego
mentora o poczynione przez ciebie postępy i pomyślę o twym
mianowaniu – zwrócił się do czarnej kotki, mierząc ją
zmęczonym wzrokiem. Orlikowemu Szeptowi zrobiło się żal lidera.
Nosił na karku multum obowiązków, dbał o cały klan, a na
dodatek pojawił się problem dotyczący małego zwierzęcia, innej rasy.
- Chodźmy już. Pies zaczyna się
nudzić. Odprowadźmy go do traktora i wracajmy do domu –
miauknęła Konwaliowe Serce. Na znak zgody koty ruszyły do maszyny
Dwunożnych.
Wyprawa zdawała się mieć ku końcowi.
Wszyscy szli jednostajnym tempem, nie mówiąc nic. Marzyli o
powrocie do legowisk i posiłku. Każdy z nich miał na oku małego psa, raz po raz ktoś z nich machał mu przed oczami ogonem lub
rosnącą w pobliżu rośliną, aby maluch nie uciekł, bądź
nie oddalił się znacząco.
Tragedia zaczęła się nagle, spadając
niczym gwiazdy z nieba, podczas ciemnej nocy.
Coś zaszeleściło wśród traw.
Zapadła cisza. Mały pies pisnął radośnie i wbiegł w zarośla, z
których po chwili wyszedł z większym od siebie stworzeniem. O tym samym kolorze sierści, lecz o kilka tonów ciemniejsza.
Matka psa. Wściekła i patrząca z
furią na koty.
Atmosfera zrobiła się napięta. Po
dwóch stronach barykady stały drapieżniki, tylko w tym momencie
ktoś z nich przyjął rolę ofiary, a druga strona myśliwego.
- Wycofajcie się... Powoli –
szepnął Mokra Gwiazda, starając się nadać swojemu głosowi
stanowczy i spokojny ton. - Żadnych gwałtownych ruchów.
Reszta poszła za poleceniem lidera.
Wojownicy, medyczka i uczennica wycofywali się. Orlikowemu Szeptowi
drżał ogon, pragnął powrócić do obozu. Starał się nie patrzeć
w oczy karmicielki psa, aby nie prowokować jej do walki. Czuł oddech śmierci
na własnym karku, widział przed oczami ciało martwej Cętki.
Zacisnął zęby. Nie odda jej w łapy klanu gwiazd, nie teraz, miała
żyć.
Mały pies nie zwracał uwagi na powagę
sytuacji. Podszedł rozbawiony do Cierniowej Łapy i polizał kotkę
po ciemnym futrze. Pisnął radośnie i pomachał ogonem.
- Fuj! Ale ci brzydko pachnie z
pyska – odezwała się, krzywiąc się i charcząc z
niezadowolenia. - Mama musi cię nauczyć dbać o higienę.
Matka malca warknęła. Jej cierpliwość
została nadszarpnięta, mogła odejść z dzieckiem, ale gwiezdni
zadecydowali inaczej. Dorosła zbliżyła się niebezpiecznie szybko
do uczennicy klanu burzy.
- Nie... - Orlikowy Szept usłyszał
cichy głos Konwaliowego Serca.
- W NOGI! WSZYSCY! - krzyknął
Mokra Gwiazda.
Koty zaczęły biec, najszybciej jak
potrafiły. Za nimi ruszyła matka niedawnego gościa kociej społecznośći, szczerząca z wściekłości
kły. W oczach dzikiej królowej błyszczały furia i żądza mordu.
Lada moment mogła dogonić kogoś z nich i pozbawić życia kolejną,
przypadkową ofiarę.
Orlikowy Szept biegł. Patrzył przed
siebie. Nogi kazały mu biec, umysł chronić własny tyłek, przy
okazji towarzyszy. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji.
Normalnie, podczas patroli czy polowań, to koty decydowały o
czyjejś śmierci. Jednakże teraz role się odwróciły. Teraz
natura skazała ich na walkę o przetrwanie.
Walcz, walcz, walcz, dopóki starczy ci
sił.
- Rozdzielmy się! Wejdźmy do
tuneli! - miauknął szybko biały do sojuszników. - Konwalia za
Mokrym, Cętka na wschód z Cierniową Łapą, ja biegnę na zachód!
- Biegniesz z nami! - miauknęła
niezadowolona bura.
- Nie dyskutuj ze mną! Nie teraz,
błagam! - odpowiedział Orlikowy Szept, kierując się w ustalonym
przez siebie kierunku. Mokra Gwiazda, wraz z Konwaliowym Sercem,
skręcili w kierunku południa. Cętkowany Kwiat, mimo początkowego
sprzeciwu, ruszyła na zachód.
Biały kontynuował ucieczkę. Oddychał
gwałtownie, pozwalając adrenalinie działać. Za chwilę dotrą do
domu, za chwilę pełna furii drapieżniczka straci trop i zostawi ich klan w spokoju. Uda
się w swoją stronę, bo ich zapachy połączą się z wonią innych
zwierząt wysokich traw.
Zauważył podążającą z nim
Cierniową Łapę.
- Miałaś biec ze swoją siostrą!
- miauknął oburzony. Nim zdołał otrzymać odpowiedź, czarna
uczennica wpadła do jakiejś dziury, wykopanej wcześniej i
pokrytej cienką warstwą ziemi. - Cierń! Nie! - Zatrzymał się w
odległości kilku metrów od dołu.
- Żyję! Nic mi nie jest! Pomóż
mi się wydostać! - krzyknęła kotka. Biały usłyszał szuranie
pazurami, uczennica chciała wyjść.
- J-już... - zdołał wydukać.
Wzrokiem przeanalizował otoczenie. W pobliżu leżała duża gałąź.
Podszedł do niej i prawie wziął ją do pyska, gdy zauważył
pędzącą ku niemu matkę psa.
Drgnął, napiął mięśnie, chcąc
odegnać ją od siebie chociaż zwykłym drapnięciem pazura. Wściekła
istota zatrzymała się i zaczęła węszyć. Na nieszczęście,
podeszła do nory, w której znajdowała się Cierniowa Łapa, i
wskoczyła tam.
- Orlikowy Szepcie! Znalazła mnie!
Pomóż mi! - usłyszał panikującą czarną uczennicę. Następnie
z dołu dobiegły go zduszone wrzaski i krzyki, mrożące mu krew w
żyłach. Czuł, jak sierść napuszyła się, a serce zabiło
szybko ze strachu. Chciał, w całej swojej naiwności, wskoczyć do
nory i wypędzić z niej wroga. Tylko... nie śmiał się nawet
ruszyć. Nie pragnął tak szybkiej śmierci. Zostawiłby Bluszczową
Łapę samą, biedną siostrzyczkę, jej samoocena obniżyłaby się
jeszcze bardziej, co doprowadziłoby kotkę do depresji. Do tego
dochodzi mama, Koniczynka, myśląca prawie cały czas o nieżyjącym
Ostrzeniu. Dawna karmicielka wspominałaby utratę dziecka,
podobnego tak bardzo do ojca... I jeszcze Cętkowany Kwiat. I
Konwaliowe Serce. I... cały klan.
Za dużo kotów pozostawił w klanie
burzy, aby tak od razu rzucać się w szpony śmierci.
- ORLIKOWY SZEPCIE, POMÓŻ MI –
usłyszał głośny krzyk, znacznie bardziej bolesny i
intensywniejszy niż poprzednie. Po nim do jego uszy dochodziły
tylko dźwięki rozrywanego ciała i mlaskanie matki psa.
Wzdrygnął się, oniemiał. Nie
dotarło to do niego w pełni.
Cierniowa Łapa zginęła. Przez
niego.
Rzucił się do biegu. Musiał zmylić
trop rudemu potworowi. Pobiegł okrężną drogą do najbardziej
wysuniętego tunelu. Wszedł do niego. Z każdym krokiem uświadamiał
sobie ciężar wydarzenia, do którego doszło. Zginęła uczennica,
mająca przed sobą całe życie, a została zmuszona przez los od
jego zakończenia. Do oczu napływały mu łzy. Podążał przez ciąg
korytarzy instynktownie, obraz zamazał mu się przez nadmiar emocji,
napływających z wnętrza.
Dotarł na miejsce. Od razu przybiegli
do niego Jeżowa Ścieżka i Konwaliowe Serce. Sprawdzili stan
Orlikowego Szeptu. Zadawali masę pytań, a on szeptał cicho
odpowiedzi. Nie pamiętał ich, nie liczyły się. Został położony
na ziemię, któreś z nich dwójki (albo Zajęcza Stopa) wsadzali mu
do ust zioła. Wypluł je, przez gorzki smak. Gdzieś w oddali
słyszał głos Cętkowanego Kwiatu, Koniczynki, Mokrej Gwiazdy i
Kucykowego Ogona.
- Gdzie ona jest? - zapytał się Kucykowy Ogon o swoją uczennicę.
- Ona... zginęła. Nie żyje...
Cierniowa Łapa nie żyje... - zdołał odpowiedzieć Orlikowy
Szept.
<Mokra Gwiazdo?
Konwaliowe Serce? Cętkowany Kwiecie?>
Jeżyk miał się wycofać, on raczej by nie ryzykował.
OdpowiedzUsuńJuż poprawiłem, jeżyk został
UsuńDziękuję
UsuńZastanawia mnie skąd się wzięło określenie lisa XD
OdpowiedzUsuńsame xd
UsuńPozwólcie, że ja odpiszę oki?
OdpowiedzUsuń