*po zgromadzeniu*
Siedział na skraju granicy wydzielonej, przez narysowaną patykiem linię, tęskno wpatrując się w swoje starsze rodzeństwo i Żabkę. Uszy miał ściągnięte do tyłu, co jakiś czas pociągał nosem, ocierając łzy z mordki. Tęsknił za tymi czasami, gdy wszystko było w porządku, nie było żadnych konfliktów, buntów, czy mordowania się nawzajem przez klanowych pobratymców. Tak bardzo pragnął porozmawiać teraz z Przygasającą czy też Słonecznym, jednakże nie mógł. Wiedział, ze gdy tylko przekroczy linię, zostanie zaatakowany, zaś gdy rodzeństwo doń podejdzie, zostaną posądzeni o coś złego i zwyczajnie może stać im się krzywda. Kątem oka dostrzegł Świtającą Łapę, który wyłaniał się właśnie z legowiska uczniów.
Teraz jeszcze bardziej posmutniał. Przed oczami miał wspomnienie, gdy to razem łapali motyle, a jeszcze wcześniej płowy, jeszcze jako kociak, zachęcał go do bycia bardziej odważnym...
Czasem Leszczynek miał wrażenie, że poczucie bezpieczeństwa, że tu jest jego dom nigdy nie wróci przez to, co się właśnie działo. Nie potrafił nawet zrozumieć brata, który próbował zabić ich tatę, a tak przynajmniej mówiła ciocia Cętka, poza tym, nie miał powodów, by jej nie wierzyć. To było... po prostu straszne, ta myśl przerażała go na każdym kroku sprawiając, że zwyczajnie panikował, nie wiedząc co robić.
— Dzień dobry, Leszczynowa Bryzo — miauknął cicho z piszczką w mordce, przysiadając się niedaleko i skubiąc nornicę — Jak się czuje Iglasta Gwiazda? — szepnął, między kęsami. Rudzielec podniósł się i odwrócił do płowego tyłem tak, aby nikt czasem nie wiedział, że rozmawiają. W głębi serca miał nadzieję, że może mu zaufać i jego brat, który nota bene był mentorem kocurka, nie wykorzysta go jako szpiega. Westchnął cicho, rozluźniając napięte ciało.
— Dobrze, W-wilcze Serce w-wraca do z-zdrowia — skłamał. Wujek nadal miał gorączkę i nie czuł się najlepiej, wolał jednak nie narażać bliskich mu kotów. Szczególnie teraz, gdy Skaliste Zbocze nadal narzekał na łapę za każdym razem, gdy zmieniał mu opatrunek. Przynajmniej nie pieklił się, że w kociarni jest mało miejsca, bowiem teraz regenerował się w legowisku starszyzny.
— Ostrokrzew stracił łapę — odparł, co prawda Leszczynek wiedział, że to było nieuniknione. Widział rany brata, jednakże nadal był w szoku. Czy to kiedyś się skończy? Czy jego bliscy przestaną cierpieć?
Kocurek pokiwał głową, wstrzymując łzy, które niebezpiecznie wzbierały w jego oczkach. Zagryzł dolną wargę, oddychając ciężko.
— D-dziękuję z-za informację, Ś-świtająca Ł-łapo — szepnął, nadal tkwiąc w bezruchu.
< Świcie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz