— Hej mały, jestem Jaskrowy Pył — przywitał się łagodnie. Jedną z niewielu zalet bycia karzełkiem był fakt, że przynajmniej w rozmowie z kociętami nie musiał specjalnie dostosowywać wysokości pozycji swojej głowy do głowy swojego rozmówcy.
— D-dzień d-dobry — wydukał nieśmiało Króliczek.
Wojownik stropił się na chwilę, jeszcze raz rozglądając się po obozie. Nigdzie jednak nie dostrzegł ani śladu czekoladowego futra karmicielki, która raczej powinna teraz sprawować pieczę nad swym jedynakiem.
— Rodzice wiedzą, że tu jesteś? — zapytał z wolna. Kociak w odpowiedzi pokiwał łbem. No cóż, skoro tak, to tak musiało być. — No dobra, to co tu robisz? Szukasz kogoś? — zapytał, nerwowo przestępując z łapy na łapę. Zdecydowanie nie potrafił w konwersacje z osobnikami znacząco młodszymi od siebie. Jak się z takim powinno rozmawiać?
— Sz-szukam Szakłakowego C-Cienia — miauknął, rozglądając się uważnie.
— Ach, chyba nie ma go tutaj. Wydaje mi się, że wychodził z kimś na polowanie. Albo i na patrol — wyjaśnił maluchowi, w międzyczasie starając się ukryć lekkie drżenie ogona. Nie czuł się komfortowo i najlepszym wyjściem z sytuacji rzeczywiście wydawało się mu odniesienie kocurka z powrotem do jego matki.
Na pyszczku Króliczka wymalował się lekki zawód, co jeszcze tylko bardziej wprowadziło wojownika w panikę. Czemu dzieci były takie trudne w obsłudze. To z nimi było coś nie w porządku czy z nim? Chociaż… przecież wszyscy kochali dzieci i byli tacy dumni ze swoich własnych. Więc tak, to ewidentnie z nim było coś nie tak. Cóż, zdążył się do tego przyzwyczaić, uważał całego siebie za mocno wybrakowanego.
— No to… mam cię odprowadzić do żłobka? Wiesz, Szałwiowa Chmura chyba nie będzie zadowolona, kiedy długo nie będziesz wracał do niej. A z Szakłakowym Cieniem możesz zawsze spotkać się po południu — zaproponował, w sumie samemu nie wierząc w to, co mówi. Chyba powinien był od razu zabrać go do karmicielki, a nie jeszcze pytać, czego młodzik chce? Jeszcze wyjdzie na niego, że to on był z kocurkiem i go nie przypilnował należycie, gdy mu niespodziewanie stanie się jakaś krzywda.
— P-poczekam — stwierdził, owijając łapki ogonem.
Jaskrowemu Pyłowi nie zostało chyba nic innego, niż poczekanie z nim. W co też znowu się wpakował? Kiwając bezradnie głową, usiadł koło Króliczka i po chwili namysłu delikatnie przysunął go kitą do siebie. Tak się chyba robi, nie?
<Króliczku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz