Słuchając tej kotki Chudzielec coraz bardziej utwierdzał, że te koty to naprawdę idiotyczne zwierzęta.
On kotem z jakiegoś leśnego klanu? I ma tam niby mamę i jakieś siostry?
Spojrzał na kotkę zdziwiony. Trochę mu się jej żal zrobiło, gdy słyszał jakie nonsensy ta plecie, także postanowił dać się wygadać tej wariatce.
Może głupia naćpała się tą słynną kocimiętką?
— Pamiętasz jak bardzo chciałeś, abym została Twoją mentorką? — miauknęła, uśmiechając się na to wspomnienie.
Liliowy wywrócił oczami. Ta rozmowa powoli zaczynała go nudzić. Kotka ciągnęła swoją bezsensowną teorię całą konwersację, kompletnie zlewając jego warknięcia, prychnięcia i wściekłe spojrzenia.
— Jasne, a może jeszcze jeże latają? — mruknął do niej z drwiącym uśmiechem. — Dobra, słuchaj kocie, nie znam tego całego Pszenicy i przykro mi, że ci zaginął, ale no... — urwał, obserwując z rozkoszą jak uśmiech na pysku tego pchlarza znika. — Chyba wiesz jak kończy większość kotów po spotkaniu z psem?
Zaskoczona tym zdaniem kotka lekko zjeżyła się.
— Psem...? — rozejrzała się nerwowo, jednak napotkawszy się z zdenerwowanymi błękitnymi oczami, wzięła głęboki oddech. — Pszenico, ale ty...
Chudzielec warknął zły. Pierw próbuje wmówić mu tożsamość jakiegoś lamerskiego kota, a teraz jeszcze wyśmiewa. O nie, nie, nie, tak się nie będzie z nią bawił. Głupia kupa futra nie będzie go tak bezczelnie obrażać! A już szczególnie kot! Nie wiele myśląc, za pewne pod wpływem emocji, z bojowym okrzykiem zaszarżował na kotkę, która z gracją ominęła pędzące niebezpieczeństwo.
— Pszenico, u-uspokój się proszę — wymruczała smutno, wpatrując się w zdenerwowanego liliowego.
Zjeżony kocurek spojrzał na nią z wyrzutem.
— Nie jestem żadnym Pszenicą! — warknął, próbując wskoczyć na kotkę albo ją ugryź.
Ku jego zaskoczeniu ta okazała się zupełnie inna niż domowe sierściuchy. Sprawnie i szybko unikała wszystkich jego ataków, jakby przeszła jakieś bojowe szkolenie. Chudzielec nie rozumiał tego, ale nie zamierzał przestać próbować. W końcu kiedyś na pewno się zmęczy i wtedy ją dopadnie.
— Nie pamiętasz jak wspólnie szukaliśmy super kota? — zapytała z żalem w głosie, próbując zwiększyć pomiędzy nimi dystans. — Albo jak uciekłeś z Sosenką z żłobka i cały klan was szukał?
Sosenka?
To imię zabrzmiało zbyt znajomo w jego głowie. Zatrzymał się na chwilę, próbując sobie przypomnieć gdzie je słyszał. Brzmiało tak swojsko, ale nie mógł skojarzyć skąd je znał. W końcu żaden znany mu Dwunożny nie był takim debilem, żeby nazwać psa od drzewa.
Wojowniczka Klanu Wilka widząc, że to zadziało, podeszła do niego. Ostrożnie stawiając łapy, zbliżała się coraz bardziej do zaginionego członka jej klanu.
— Sosenka, Zmierzch, Jaskółka, Grzmiący Potok i Chłodny Wiatr — wymieniła te imiona słabym głosem.
Na dźwięk imienia biologicznej matki z nieznanych powodów Chudzielec poczuł jak oczy mu się zaszkliły. Nie wiedział kto to, ale za każdym razem, gdy powtarzał sobie to imię w myślach, czuł ból w okolicach piersi. Zdziwiony spojrzał na poitkę.
— Pszenico oni cały czas żyją nadzieją, że kiedyś się znajdziesz... — urwała, widząc jak liliowy podnosi łebek.
Spotkawszy się z jej pełnym współczucia i smutku niebieskimi ślipiami, syknął zdenerwowany i pokręcił łbem.
Nie.
Ostatnie czego potrzebował to litości jakiegoś leśnego przybłędy, plątającego mu w głowie.
— Odejść teraz kocie to oszczędzę ci życie — wycharczał w końcu, wpatrując się wkurzony w kotkę.
<Miedziana Iskro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz