Świst syknął, czując jak jego ciało upada z nieprzyjemnym łoskotem o twardą ziemię. Nadal niezbyt potrafił sterować swoim ciałem, przez co po uderzeniu swoimi malutkimi, chudymi łapami o podłoże, przełożył cały ciężar ciała na jego przód... przez co nieprzyjemnie otarł nim o ziemię. Zmarszczył brwi, podnosząc się chwiejnie i przejeżdżając łapą po nieco odrapanym nosie. Nie cierpiał mieć kłopotów, a otarty pysk z pewnością się do nich przyczyniał. Gdyby stało się to w innym momencie, niż ten, w którym się aktualnie znajdował pewnie przejechałby parę razy językiem po siniaku, a następnie udałby się do kąta, przytulając do siebie mech... teraz jednak sytuacja była nieco inna. Zachodzący Promyk nie rozczulała się nad nim, ani nie wylizywała, tylko patrzyła na niego kątem oka, uwagę w większości skupiając na Lisiej Gwieździe. Dopiero po chwili delikatnie chwyciła go, przejeżdżając językiem po futrze w okolicach oczu. Świst czując się chwilowo spokojniej i bezpieczniej skierował również wzrok na rudego kocura, ale zanim zdążył przypatrzeć się mu dłużej, niż przez kilka bić serca, wielka łapa chwyciła go od tyłu i przyciągnęła do ciała lidera. Było to na tyle niespodziewane, że kociak nastroszył sierść i wysunął pazury, ale nie było to zbyt owocne, zważywszy na jego aktualną siłę. Niczym bezbronny, delikatny kociak został poddany toalecie! Burknął, szarpiąc się nieco, jednak szybko wielki, szorstki język przywrócił go do jego dawnej pozycji. Ojciec kompletnie nie zwracał uwagi na protesty Śwista, co doprowadziło go do takiego zdenerwowania, że aż poczuł ból głowy.
- Świst, skarbie, chcesz spędzić czas z tatą i resztą rodzeństwa? Tatuś pokaże wam, jak to jest być liderem, oraz oprowadzi po obozie - Odezwała się po chwili Zachodzący Promyk, nawiązując kontakt wzrokowy z szarym, najwyraźniej widząc, że ten zaraz coś powie. Burknął cicho do siebie, ale jego naburmuszenie nie trwało długo, ponieważ czując jak Lis rozluźnia uścisk, szybko wyślizgnął się, stając przed nim. Przez chwilę patrzył się na niego spod przymrużonych oczu, nie do końca wiedząc jak odpowiedzieć, a następnie zerknął na matkę, jakby zastanawiając się czy powariowała. O dziwo miała spokojną minę. No cóż... skoro i tak chciał zwiedzić obóz, nic nie szkodziło mu za nimi pójść. Co prawda wolałby wyrzucić ze zdania "i resztą rodzeństwa", ale jeśli będzie iść w korzystnej odległości i zachowa ciszę, być może dadzą mu spokój.
- Pójdę, tato! - Usłyszał po chwili delikatny głosik Cyprys, który wypełnił niespodziewanie cichy żłobek. Świst nie kłopotał się tym, żeby na nią spojrzeć, dostrzegając dziwny wyraz pyszczka Lisiego, który trwał jednak ledwie chwilę. Radość? Nie był do końca dobry w rozpoznawaniu emocji innych kotów, a tym bardziej tych należących do tego specyficznego, wielkiego i dumnego kota leżącego przy nim. Trwało to ledwo bicie serca, ponieważ zaraz powrócił jego kamienny wyraz. Przewidziało mu się? Możliwe.
Koniec końców spojrzał na Cyprys, spod zmarszczonych brwi. Kotka taszczyła za sobą niepewną Żmiję. Nie widział za to nigdzie Nocy. Pewnie ta kupa sierści chowa się w cieniu i wymyśla jakieś dziwne, bezsensowne gierki - pomyślał Świst, wywracając oczami. Oczywiście miał na myśli jego tendencje do drapania swojego rodzeństwa po plecach, kiedy mu się chciało, zostawiając potem nieprzyjemne ranki. W duchu cieszył się, że tego wypłocha tu nie ma. Powinny go już dawno wywalić z kociarni, wszyscy mogliby wtedy spokojnie spać.
- Mogę iść - Odparł w końcu, przejeżdżając spojrzeniem wokół siebie, a następnie zatrzymując go na wyjściu z legowiska kociąt. Witaj przygodo!... tak powinien chyba krzyknąć, ale zamiast tego w ciszy kontemplował zaistniałą sytuację, podczas gdy Lisia Gwiazda wstał i ruszył ku wyjściu, wraz z idącymi za nim Cyprys i Żmiją. Świst poderwał się i ruszył szybko, chcąc nadążyć za swoim ojcem, co przychodziło mu lepiej, niż siostrom, które zostały nieco z tyłu. Po chwili jednak wyrównali krok, podczas gdy ich ojciec zwolnił, przejeżdżając spojrzeniem po obozie Klanu Klifu.
- Więc tak, to tutaj wszyscy się zbierają. Tam jest stos, tam legowisko uczniów, tam wojowników, zaraz obok moje i niedaleko medyka. - Wymamrotał niedbale, wskazując łapą na wszystkie wymienione miejsca. Wojownicy przechodzący obok spoglądali na niego nieco zaciekawieni, szybko jednak oddalając się. Co jest? Świst średnio skupił się na tym co gadał Lis, zainteresowany reakcjami kotów... przez co kompletnie nie zauważył przestraszonego wyrazu pyszczka Żmii na czas.
- Ty, słuchasz mnie w ogóle? - Usłyszał syk koło ucha, momentalnie obracając się w stronę Lisiej Gwiazdy. Zdzieliły ich teraz takie małe odległości, że kociak mógł zobaczyć swoje własne odbicie w kasztanowych oczach. Przyłapał się na tym, że przez jego ciało od ogona, aż po uszy przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Przełknął ślinę, prężąc się. Nie miał pojęcia jak mógł z tego wybrnąć, nie mówiąc nic i jedynie zaciskając mocniej zęby. - Skoro tak to wygląda, to wracaj do matki siedzieć na dupie.
- Hej, czemu te koty tak szię dżiwnie patrzą? - Burknął, przekierowując wzrok na obóz. Nie usłyszał jednak odpowiedzi natychmiastowo, zamiast tego do jego uszu docierała tylko przenikliwa, nieprzyjemne cisza. Nie dał jednak za wygraną i spróbował znowu nawiązać kontakt wzrokowy, starając się ukryć niepokój, który odczuwał w towarzystwie rudego.
Zamiast jednak odpowiedzi, po chwili zdarzyło się coś innego. Kociak poczuł prosto na swoim pyszczku łapę, odpychającą go na tyle, aby wpadł w pobliskie błoto. Kaszlnął i zanim nawet zdążył pomyśleć co robi, podniósł się zdenerwowany, jeżąc futerko i spoglądając na tył kocura, który już odwrócił się mając zamiar iść dalej. Skoczył przed siebie, wybiegając przed swojego ojca. Czy. On. Właśnie. Rzucił. Nim. W. Błoto? Oczy zalśniły mu złością, nie, wściekłością. Bił ogonem o łapy, zapominając o tym jaki jest mały.
<Lisia Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz