— Z chęcią — odpowiedziała krótko, podnosząc się z miejsca i strzepując ogonem.
Lubiła spędzać czas z ojcem. Większość jej znajomych próbowała ją przekonać, że to jedynie gbur – z czym czasem musiała się zgodzić, spoglądając z boku na klanowe interakcje. Jednak większość z nich nie miała zapewne szansy porozmawiać z nim o byle jakich błahostkach, o tym, jaką śliczną srokę udało jej się złapać… Bądź nie pamiętali momentów w żłobku, wiele księżyców temu, gdy odwiedzał rodzeństwo co drugi dzień i pomagał małej Łunie odciągnąć brata od wodospadu.
Wraz z czekoladowym powoli wysunęła się na zewnątrz, podążając kamienną ścieżką aż do momentu, w którym ich łapy nie spoczęły na wilgotnej trawie.
— Przyjaźnisz się z Króliczą Ułudą? — spytał po chwili zastępca, gdy wolnym krokiem ruszyli w stronę plaży. — Widziałem, jak z nim rozmawiałaś.
Wzięło ją to nieco z zaskoczenia. Rzadko rozmawiali o innych kotach, a tym bardziej o jej życiu towarzyskim. Zmarszczyła lekko nos.
— Powiedzmy — mruknęła, spoglądając na ojca z ukosa. — To bardziej on się przyjaźni ze mną, niż ja z nim. Czasami mam wrażenie, że patrzy na mnie, jak na gwiazdkę na niebie…
*jakiś czas po bitwie z Klanem Wilka*
Na podobne spacery z ojcem udawała się jeszcze nie raz. Czasem, gdy Mirtowe Lśnienie zbyt zajęty był własnymi sprawami, by jej towarzyszyć, poza obóz wyciągała właśnie jego. Jednak nie każdy wschód słońca jej na to pozwalał. Czy to zła pogoda, czy gorszy ból tego dnia, czy kaprys medyczek, że ma się nie przemęczać.
Przesunęła końcówką ogona po skalnej podłodze. Przesiadywanie w legowisku ojca było jej jedynym ratunkiem od harmideru w lecznicy – toteż często z tej opcji korzystała. Zauważyła, że kocur często zaszywa się tam na całe dnie, większość praktycznych obowiązków pozostawiając Pikującej Jaskółce (o którą, podobnie jak brat, jednak zdecydowanie w mniejszym stopniu, była zazdrosna) i samemu wyściubiając na zewnątrz nos tylko sporadycznie. Cóż, przynajmniej może dotrzymywać mu towarzystwa.
— Jak… Się dzisiaj czujesz? — zagadnęła, czując wzrok kocura wbity w czubek jej głowy.
— To tobie powinienem zadać to pytanie.
Wywróciła oczami, sfrustrowana. Oparła głowę na przednich łapach, zwracając niezadowolone spojrzenie na lidera.
— Znośnie — wymamrotała. — Ćmi Księżyc… Zakazała mi dziś wy- wychodzić z obozu. Znowu.
Z pyska ojca dało się usłyszeć zmęczone westchnienie. Wiedziała, że dużo narzeka. Jednak to nie oni tkwili dniami we własnych posłaniach, tylko ona! Przynajmniej to jej się należało.
— Chce dla ciebie jak najlepiej — miauknął w końcu, przekręcając głowę nieco w bok. — Tak jak my wszyscy.
Powoli przytaknęła, odwracając wzrok.
— Wiem.
*noc zgromadzenia 11.10*
Zmartwienie zagościło na jej pysku od momentu, w którym pożegnała się z Szałwiowym Sercem i skierowała się do miejsca, w którym zbierała się reszta klifiaków. Od tej chwili rozpoczęła się gra – na jak długo uda się jej uniknąć wytłumaczenia Judaszowcowej Gwieździe, co się właśnie stało?
Całą drogę do obozu nerwowo przebierała łapami. Ucho paliło ją nie tyle co bólem, ale i zażenowaniem. Jej krzyk musiał przyciągnąć uwagę połowy wyspy; cud, że ojciec nie zeskoczył ze skały już wtedy i nie złapał jej w towarzystwie nocniaka. Dreszcz przeszedł jej po grzbiecie. Nie była gotowa na taką rozmowę, potrzebowała… Jakiejś dobrej wymówki. A o taką było trudno.
Czym prędzej zanurkowała w legowisku medyczki. Ćmi Księżyc, która dopiero co zdążyła się tam usadowić, przyjęła ją z zaskoczeniem wymalowanym na pyszczku.
— W ciągu paru wschodów słońca powinno się zagoić — wymamrotała, owijając resztę ucha wojowniczki warstwą pajęczyny.
Łuna skrzywiła się. Wręcz słyszała pytania kłębiące się w głowie srebrnej; jednak zanim zdążyła ją zapewnić, że w sumie to nic wielkiego, i… Kiedyś porozmawia o tym z ojcem, przeszkodził jej odgłos kroków.
— Co się stało?
O wilku mowa. Odwróciła się do tyłu, starając się nie wyglądać, jak kociak, którego przyłapano na brojeniu, i spojrzała liderowi w oczy.
— Nie wiem — miauknęła nieco płaczliwym głosem, trochę za szybko. Medyczka odsunęła się od niej, zabierając ze sobą medykamenty. — Naprawdę, siedziałam tylko, rozmawiałam z… Kolegą… I- Nie wiem, coś z góry… No.
<Tato? Coś mi ucho zjadło>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz