— Nie.
Na obliczu przewodnika najpierw pojawiło się zaskoczenie, a później zmieszanie i może nawet… Strach. Wydał z siebie niezrozumiały odgłos, zanim jego uszy przyległy jeszcze ciaśniej do czubka głowy.
— Ale… Co masz na myśli? — wybełkotał, jego ślepia szeroko otwarte. — Naprawdę, ja przepraszam! Nie chciałem-
Przerwała mu, unosząc łapę do góry.
— Nie musisz mi niczego wynagradzać.
Słońce zamilkł na moment. Odsunęła na bok resztki myszy, aby później zakopać je poza obozem.
Nie rozumiała jego przejęcia tą całą sytuacją. Gdyby zamienili się miejscami, ona na pewno nie byłaby taka zmartwiona… A może powinna? Czy tak robią przyjaciele? Czy oni w ogóle byli przyjaciółmi? Była trochę zbyt niezręczna społecznie, żeby o tym decydować – nazywanie relacji po imieniu pozostawi Słońcu.
— Naprawdę — kontynuowała, zwracając się ponownie w jego stronę. Końcówka jej ogona zadrżała. — Niczego nie chcę. Nic się nie stało. Nie jestem tak… Przywiązana do tego ciała — przerwała, niedbale przylizując futerko na piersi — żeby się tym przejmować.
***
Patrol skierował się z powrotem do obozu. Jej łapy stąpały po pożółkłej trawie, tuż obok Słodkiej Dziewanny.
Kocica nie wydawała się zbytnio przejęta karą partnera. Jeśli miała przyznać, nie za bardzo pamiętała, w której chwili przestali być jedynie znajomymi. Właściwie, wcale nie wiedziała, jak to działa. Gdy usłyszała nowinkę po raz pierwszy, głupio było jej zapytać Słońca, o co chodzi. Jej ciotka nigdy nie miała partnera, Paralela również. Czy ona powinna? Czy jej siostry kogoś takiego posiadały?
Nigdy nie czuła potrzeby prawienia komukolwiek komplementów, lub na odwrót, nie oczekiwała ich. Koty dzieliła na zaledwie trzy kategorie – te, z którymi się dogadywała, te, których nie znała, oraz konkurencję. Nie było tam nikogo specjalnego.
Zatrzymując się tuż przed wejściem, musnęła łapą wstążeczkę wplątaną w jej sierść na policzku. Właściwie, to nie była członkiem patrolu; wracała jedynie ze spotkania z siostrą.
— Proszę — jasne paluszki Kukiełki zawinęły czerwony, nieco zakurzony materiał wokół pasma jej sierści. Wyszczerzyła ząbki w lekkim uśmiechu, odsuwając się o krok od siostry.
Szylkretka wzięła kawałek jasnego, turkusowego szkiełka w pyszczek i upuściła go pod łapy klifiaczki.
— To dla ciebie — miauknęła, strzepując ogonem, gdzie znajdowała się wpleciona kolejna, tym razem niebieska wstążka. — Przypomina mi… Cóż. Sama pamiętasz.
Oczywiście, obie pamiętały inne, zielonkawe, które podarowała koteczce jeszcze w ciotecznej piwnicy.
Nie miała okazji zapytać się jej o wiele. Spotkanie było krótkie, pośpieszne, na granicy. Siostra nadal nosiła miano uczennicy, posiadając już kolejnego, trzeciego nauczyciela; zdążyła także usłyszeć historię jednego z nich, zmarłego Złotej Drogi. Słowa Kukiełki, choć skromniejsze niż jej własne, przepełnione były całą gamą emocji. Może… Może to on był jej specjalnym kotem?
***
Decyzja o zaprzestaniu poszukiwań zaskoczyła ją już tamtego nieszczęsnego dnia, jednak nie przyłożyła wtedy do tego żadnej głębszej wagi.
Nie znała powodu; początkowo była jedynie zadowolona, że przynajmniej nikt nie wpadnie na dobry trop i… Nie odkryje, że tak naprawdę to ona za tym stoi. Dało jej to krótkotrwałe poczucie bezpieczeństwa – które później zamieniło się w przygnębienie. Tęsknotę? Pazury wręcz ją swędziały, chcąc zanurzyć się w cudzym futrze, a zęby rwały się do rozerwania kolejnej kociej niteczki życia. Jedna klanowa tragedia jej nie wystarczała. Była ambitna, chciała… Chciałaby więcej. Dla ciotki. Dla siebie.
Położyła głowę na łapach, obrzucając legowisko spojrzeniem półprzymkniętych oczu. Wczesnym wieczorem pod okryciem krzewu nie chowało się jeszcze wielu wojowników; w spokoju mogła myśleć o swoich planach, szacować, która z opcji miałaby najlepszy, jak najmniej bolesny skutek.
Obracała między pazurami kawałek wstążeczki, którą wyskubała ze swojego posłania. Musiała się tam zaplątać, gdy wciskała tam resztę swoich skarbów. Wypłowiały materiał wypadł jej z łap w akompaniamencie cudzych kroków; podniosła spojrzenie na Słoneczny Fragment. Oparła policzek o króliczą skórkę wyściełającą posłanie, leniwie wyciągając łapę w kierunku skrawka.
— Jak tam… Uczeń? — zagadnęła. Nie pamiętała imienia kocurka, który trafił się Słońcu, będąc bardziej skupiona na tym, że na szczęście sama nie dostała nikogo pod wychowanie. Podniosła wstążeczkę pod światło, przyglądając się jej postrzępionym brzegom. — Późno wracasz. Teraz wszyscy skupili się na treningach czy patrolach, mało pozostało… Zadań — westchnęła, mrużąc oczy. — Wcześniej ciągle coś robiliśmy… Muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie.
<Słońce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz