W lato
Wszystkich męczył bezlitosny gorąc. Minął już jakiś czas od Wysokiego Słońca, dzięki czemu upał stał się nieco łatwiejszy do wytrzymania... Większość kotów jednak wylegiwała się w cieniu drzew, czekając na wieczór i odpowiednie warunki do patroli i łowów. Obóz rozbrzmiewał masą różnych głosów, pochłoniętych gadkami o niczym. Lenistwo brało górę nad wszystkimi, nawet tymi najbardziej pracowitymi owocniakami.
Był jednak jeden kot, jeden wojownik, którego skwar zupełnie nie powstrzymywał. Kolendra przemknął między dzielącymi się językami pobratymcami, by wyjść z obozu, nie zwracając niczyjej uwagi. Prawie. Figa skończyła posiłek jakiś czas temu, teraz czyszcząc swoje długie futro. Widząc wymykającego się Kolendrę z obozu, nie mogła się powstrzymać przed skrzywieniem pyszczka. Wstała, by podążyć za nim. Słyszała różne plotki na temat kocura, poza tym sama go znała, nim zostali wyrzuceni z klanu, a później wrócili z podkulonymi ogonami... Banda nieudaczników. Czekoladowa zmarszczyła brwi, ruszając ku wyjściu z obozu. Jeśli kocur coś ukrywa, ona się o tym dowie pierwsza i zapunktuje u liderki. Bo w końcu kto nie lubi uczciwych zwiadowców? Jeśli te rude kłaki spiskowaly przeciwko klanowi, to Figa zadba o to, by te informacje trafiły do odpowiednich uszu.
Kolendra szedł prędkim, może nawet nieco nerwowym krokiem. Wcale się nie rozglądał, nie węszył, nie nasłuchiwał – wyglądało na to, że nie łowy były teraz jego priorytetem. Kierował na północną granicę, do rzadko odwiedzanej Groty Strachu.
Figa pozostawała niezauważona. Szła bezszelestnie, krok miała wyćwiczony i pełen gracji. Robiła to milion razy, gdy podkradała się do ojca czy rodzeństwa, by ich wystraszyć, aż by osiwieli. Zgrabnymi ruchami omijała gałązki, listki i potencjalne "zdradzacze", którymi mogłaby spalić swoją nieskazitelną skradankę.
Gdy nagle... Usłyszała taki szelest. Nadstawiła oklapnięte ucho i rozejrzała się, dostrzegając błysk jasnej sierści. Ktoś tu był i ten ktoś próbował nie dać się złapać.
Zakradła się do kota, który próbował zakraść się do niej i zaszła od tyłu, a widząc puszystą kitę, rozpoznała w niej uczennicę swojej siostry.
– Jaśminowcu, jesteś do bani w skradaniu – oznajmiła stojąc obok kotki, która wciąż myślała, że odpowiednio się schowała.
Niemalże podskoczyła, słysząc głos Figi za sobą. Futro na karku uczennicy zjeżyło się.
– A to tylko wina Dereńki, więc skargi jak już to na nią, nie na mnie – prychnęła, poprawiając uniesione futerko na piersi. – Co tu robisz? Myślałam, że chciałaś dołączyć do Kolendry, dlatego tak wybyłaś za nim z obozu. Czyżby wpadł ci w oczko, hmm? – wypluła.
Figa brzydko zmarszczyła brwi i splunęła na ziemię.
– Nigdy w życiu – odparła z obrzydzeniem. – Mam wyższe standardy niż rudy plotkarz, w dodatku wygnany raz z klanu.
Wyminęła Jaśminowca. Później nakopie Dereńce za zaniedbanie jej treningu.
– Wyszłam za nim, bo zachowywał się podejrzanie – wyjaśniła w końcu. Nie planowała mówić uczennicy swoich motywów, a z drugiej strony już było po ptakach. Jaśminowiec też zauważyła specyficzne zachowanie rudego, więc faktycznie nie było sensu tego ukrywać.
– No to jesteśmy dwie – mruknęła Jaśminowiec, ruszając żwawiej za kotką. – Jakieś pomysły co knuje? Nie wygląda, jakby polował... Poza tym wątpie, że w Grocie Strachu by znalazł porządną zwierzynę. – Jaśminowiec myślała na głos, szepcząc ni to do siebie, ni to do Figi.
Poruszyła uchem. Smarkula postanowiła pójść za nią, po co? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
– Czego za mną leziesz? Wracaj do obozu – burknęła cicho, by nie zdradzić ich obecności. – Nie wiem, idę po to, by się dowiedzieć. Może nakryję go na zakazanym romansie i obrzucę błotem.
Kolendra szedł tak beztrosko i tak miał wszystko w dupie, że Figa podejrzewała jakoby nie zauważył nawet borsuka, gdyby za nim szedł. Minęło kilka uderzeń serca, a czekoladowa wciąż słyszała kroki młodszej za sobą.
– Wciąż tu jesteś? – Rzuciła okiem na uczennicę siostry.
– Jestem i się nigdzie nie wybieram. Też chcę zobaczyć, co Kolendra... – zacięła się, zorientowawszy się, że rudzielec musiał zniknąć gdzieś w krzakach. – Ty, gdzie on polazł? – mruknęła, aktywnie się rozgladając i węsząc w poszukiwaniu tropu kocura.
Rozejrzała się na słowa kotki.
– Co Ty pleciesz- – zaczęła, nim faktycznie dostrzegła brak kocura w zasięgu ich wzroku. Odwróciła się i obrzuciła uczennicę groźnym spojrzeniem.
– Widzisz!? To Twoja wina! Gdybyś za mną nie polazła i nie wykłócała to by mi nie uciekł! – warknęła. – Ugh, idę go szukać, wracaj do obozu.
– Gdybyś tak nie marudziła, to byś zobaczyła, że se gdzieś idzie! – prychnęła, wywracając oczami. – Już za daleko poszłyśmy, żeby opłacało mi się wracać do obozu, więc albo przyjmiesz moją pomoc, w końcu co dwa nosy to nie jeden, albo sama se pójdę z innej strony i tak się jeszcze spotkamy, twój wybór. – Wzruszyła ramionami, po czym wyszła przed Figę, węsząc w powietrzu.
Zwiadowczyni zacisnęła zęby, machając w powietrzu gniewnie ogonem. Przewróciła oczami na mądrości uczennicy. Widząc jak ta ją wymija, przyspieszyła, żeby wyminąć ją chwilę później. Uderzyła kotkę ogonem w nos.
– Mój nos jest dwa razy lepszy niż Twój – oznajmiła pewna siebie Figa. – Jak Ci tak bardzo zależy, to pozwolę Ci się dołączyć. Znaj moją łaskę i ucz się pilnie. Rzadko ktokolwiek dostępuje zaszczytu oglądania mnie w akcji.
Po czym wyruszyła, łapiąc trop Kolendry.
– Oczywiście, o Wielka Pani – mruknęła przekornie, goniąc Figę.
Kotki szły dłuższą chwilę w bezpiecznej odległości. Dotarły do Groty, a słońce pięknie świeciło, ptaszki śpiewały, a Kolendra…spotkał się z innym kotem?!
Widząc Kolendrę, uczennica przylgnęła bliżej ziemi, próbując ukryć się w otaczających je trawach.
– Skoroś taka wspaniała, to idź bliżej, zobacz z kim randkuje – mruknęła Jaśminowiec do kotki, szturchając ją delikatnie.
Nadepnęła wrednej uczennicy na łapę. Nie będzie jej rozkazywać! Pff!
– Myślę, że lepiej będzie poczekać co zrobią. Zawsze możemy zacząć ich gonić. – Odparła. – Myślisz, że to Klan Burzy? A może samotnik... Ciekawe czy Kolendra to gej.
Młodsza powstrzymała się od syknięcia, gdy zabierała przydepniętą łapę.
– Niech Ci będzie – odburknęła uczennica. – Tak czy inaczej, raczej nie jeden z naszych... O, a na to, że jest gejem to stawiam dorodnego królika. No spójrz no na niego. Tu nawet nie ma dyskusji.
Zmrużyła oczy.
– W takim razie dowiem się, czy jest gejem i wygram tego królika – oznajmiła. – Zostań tu. I tak marnie się skradasz.
Powiedziała, po czym przywarła do ziemi I zaczęła się składać, by lepiej słyszeć, ale też, by dostać odpowiedź na nurtujące obie kotki pytanie.
Sunąc po ziemi jak po wodzie, oddychała bardzo cicho. Niestety… Jak na złość pod jej łapę nawinął się podstępny kruchy liść, który chrupnął głośno, alarmując Kolendrę i jego towarzysza. Zwiadowczyni jeszcze spróbowała desperacko ukryć się za blisko rosnącym krzewem borówki, lecz był on za mały, by przykryć ją w całości. Drugi kot rzucił się do ucieczki, prędko znikając między iglakami. Jedyne, co kotkom udało się wyłapać to jego ciemny kolor sierści, poprzeplatany rudymi plamami. Jeśli faktycznie była to randka, wyglądało na to, że Jaśminowiec będzie musiała postawić drugiej posiłek!
Kolendra natychmiast się napuszył, jakby właśnie został zaatakowany. Wbił przerażony wzrok w Figę, przez parę uderzeń serca milcząc, jakby właśnie odjęło mu mowę.
– Nie, nie, nie, to nie jest to co myślisz, przysięgam – wydukał w końcu, gorliwie kręcąc głową, jakby już słyszał oskarżenia kocicy.
Kotka zmarszczyła brwi na spanikowaną reakcję kocura. Podejrzane! W dodatku ten drugi kot zaczął uciekać! Jaśminka rzuciła się za nią w pogoń, a Figa została.
– Ty kłamco! Jak to nie to, co myślę?! Czyli nie jesteś gejem?! – Krzyknęła głośno, jeżąc sierść na karku. – To była randka? Gadaj!
Wyglądał na bardzo zaskoczonego jej pytaniami. Z jego pyska zszedł lekko nawet strach, ustępując dezorientacji. Delikatnie się wyprostował.
– Gejem??? – Cofnął pysk. – Nie, nie, to... Nie, to nie było nic ważnego, nie musisz się tym przejmować, naprawdę... Może... Może o tym zapomnijmy? Nie musisz nikomu mówić, że mnie widziałaś, prawda??? – miauczał chaotycznie, nie przestając kręcić głową.
Czekoladowa widząc pościg Jaśminki, która zgubiła tajemniczego kota, westchnęła i napięła wszystkie mięśnie w ciele. Rzuciła Kolendrze groźne spojrzenie.
– Nie masz prawa ruszyć się stąd nawet na długość myszy! – zagroziła lodowato. Ruszyła do biegu. – Zaraz tu wrócę!
Wybiła się z tylnych łap jak ze sprężyn. Migiem minęła Jaśminowca, której rzuciła pełne politowania spojrzenie, i ruszyła tropem obcego kota. Biegła jak prawdziwy zając, szybko, lekko, aż dostrzegła uciekającą przed nią burą kitę. Nie zwróciła nawet uwagi, gdy zaczęły obrastać ją iglaste drzewa, które przecież nie rosły na ich terenach…
Gdy była już bardzo blisko, niewiele myśląc, doskoczyła, a następnie złapała stanowczo kota za ogon zębami.
– Puszczaj mnie! Puszczaj! – Wypaliła nieznajoma w jej stronę. – Nic ci nie zrobiłam!
Czarna upadła na ziemię, a Figa stanęła nad nią. Jej zielone oczy dziwnie błyszczały.
– No dzień dobry – warknęła z pewnym siebie uśmiechem. – Kim jesteś? Czego chciałaś od Kolendry? Nie obchodzi mnie, że nic mi nie zrobiłaś. Weszłaś na nasze tereny i rozmawiałaś z jednym z naszych kotów, więc wystarczająco mi podpadłaś. Gadaj albo przeoram Ci pazurami pysk!
– Podpadłam?! Czym? Rozmową?! Chciałam z nim tylko pogadać, przysięgam! – Próbowała znów wyrwać się z uścisku, ale nieskutecznie.
Leżała tak na ziemi, być może rozumiejąc, że się nie wykaraska na własną łapę. W końcu Figa miała okazję przyjrzeć się dokładniej tej tajemniczej kotce. Miała krótką, czarną, przylegającą do ciała sierść, którą przecinały rdzawe plamy. Na zwiadowczynię spoglądała para złotych oczu, wyraźnie przestraszonych jej groźbami. Nie sprawiała wrażenia kogoś groźnego, szczególnie przez swój niski wzrost i lekką, nieco nawet churderlawą sylwetkę. Naprawdę była niewinna, czy tylko dobrze udawała? – Nie musisz mi nic robić! Jeśli... – mówiła, aż jej wzrok nie powędrował na bok. Jej źrenice nagle się rozszerzyły, a wokół nich rozległ się odgłos głośnych, szybkich kroków.
Figa zmarszczyła brwi, wzrokiem wiercąc w kotce dziurę.
– Jeśli co? – zapytała, zaraz jednak słysząc za sobą głos rudego.
Wyłonił się spomiędzy drzew obok zwaśnionej dwójki. Stanął twardo, z nieco najeżonym grzbietem i zdenerwowanym wyrazem wymalowanym na twarzy. Wojownik zmarszczył brwi i nos.
– Figa, zostaw ją w spokoju! Postradałaś już zmysły do reszty?!
Zjeżyła sierść na karku, nie schodząc z intruzki. Rzuciła okiem na kocura.
– Chyba nie ja tutaj postradałam zmysły – odparła. – Wiesz doskonale, co robimy ze wszelkimi obcymi na naszym terytorium. A jednak wciąż sprowadzasz tutaj swoich malutkich przyjaciół? Opamiętaj się, Ty zdrajco. Jedno wygnanie niczego Cię nie nauczyło? Mam Ci dać dodatkową lekcję pokory? A może sam ładnie wyjaśnisz mi kim ona jest, co u nas robiła i dlaczego jesteś taki zdenerwowany? Przecież to ty tutaj zawiniłeś.
Ogon rudego obijał się o jego ciało, gdy machał nim jak biczem. Przeskakiwał wzrokiem z Figi na nieznajomą samotniczkę.
– Może być obca, ale to nadal drugi kot, który zasługuje na twój szacunek. Jeśli dasz jej oddychać i przestaniesz wbijać ją w ziemię z łaski swojej, mogę ci to wszystko wyjaśnić.
Głośno wypuszczał powietrze nosem, widocznie starając się kontrolować swój oddech. Zdawałoby się również, że chciał powiedzieć coś więcej, ale nic już nie padło z jego ust.
– Pffff! - Odwróciła głowę ku wściekłemu rudemu. – Zapomniałeś chyba, że ja NIKOGO nie szanuję! Poza Liderką nie ma takiej siły, która może mi rozkazywać. Więc bądź tak miły i wyjaśnij mi wszystko, bo oboje będziecie zaraz cierpieć.
Figa rzuciła okiem na Jaśminowiec, która kręciła się za Kolendrą. Wydawał się zaślepiony akcją dziejącą się przed nim, że nie zauważył jasnej uczennicy. Figa ogonem dała kotce znak by była w gotowości.
– Targujmy się – zaproponowała czekoladowa po chwili. – Bo nie zasłużyła na mój szacunek to na pewno, wtargnęła na nasze tereny. Słuchaj, poluźnię mój chwyt, a Ty zaczniesz gadać, hm? Przystępna propozycja. Dobrze Ci radzę ją przyjąć.
– Figo – westchnął, kręcąc łbem. Trudno było powiedzieć, czy był zawiedziony nią, czy samym sobą, że znalazł się w takiej sytuacji. – Czy nie możemy porozmawiać jak kot z kotem, a nie łowca ze zwierzyną? Czy nie –
Im bardziej uporczywe stawały się słowa i łapy Figi, boleśnie przyciskające ją do ziemi, tym większa irytacja i strach rosły na pysku tajemniczej kotki. W końcu zdawałoby się, że nie wytrzymała... I wypaliła łapą prosto w pysk zwiadowczyni, dając jej porządnego plaskacza.
Nie wysunęła pazurów. Uderzenie nie zostawiło po sobie żadnego śladu, żadnego mocnego bólu, może oprócz ostro zranionej dumy. Wykorzystała ten moment dezorientacji na to, by wyślizgnąć się z uścisku. Bura natychmiast odbiegła w przeciwną stronę, uciekając przed kontratakiem.
– Szafran, nie! – zdołał panicznie wykrzyczeć Kolendra, gdy zobaczył, co zrobiła jego towarzyszka.
Szafran, bo tak jej było na imię, biegnąc na oślep nie zauważyła młodej uczennicy która stała na jej drodze. Jaśminowiec była gotowa.
Rzuciła się i ponowne przygwoździła ją do ziem.
– No już, nie ruszamy się, bo zaraz nie będziesz miała jak uciekać – pogroziła jasna, by zaraz chwycić jedną z jej łapek w zęby. Nie na tyle mocno, by zadać kotce obrażenia, ale na tyle, by rzeczywiście poczuła jej groźbę na własnej skórze i przemyślała dalsze działania.
Czekoladowy ogon Figi uderzał wściekle na boki, wzniecając kurz. Była rozzłoszczona po uderzeniu Szafran. Nie sądziła, że kotka odważy się podnieść na nią łapę, nawet jeśli bez pazurów to wciąż!
Odwróciła się w stronę rudej cholery, a jej oczy przepełniała furia. Czemu tak jej bronił? Kim ona była? Dlaczego zdradził swój klan? Mało mu było jednego wygnania? Czy teraz chciałby zostać wysłany do Pustki? Bo bardzo sobie pracuje na taki scenariusz.
Figa widząc jak Jaśmin sprawnie zajmuje się Szafran, w duchu ją pochwaliła. Wyrośnie z niej jeszcze godna miana wojowniczka. Nie to, co połowa ciepłych kluch w ich klanie. Potrzebują silnych i zdecydowanych członków, a nie takich jak Kolendra, co to dla byle pierwszej kotki gotów jest nadstawiać kark i co gorsza, zaszkodzić klanowi.
Figa skoczyła w stronę rudego, obnażając kły i pazury. Co ona się będzie ograniczać! Pora na mordobicie! Za długo się wstrzymywała z wyrwaniem kilku rudych kłaków.
– Kolendra popamiętasz ten dzień i zlekceważenie moich słów! – krzyknęła, biorąc pierwszy zamach, by zranić kocura. – Poczujesz się zaraz jak zwierzyna, gdy zatopię w Tobie moje kły!
– Zwariowała – zwariowałyście!? – wrzasnął, gdy wokół niego rozwinęła się wrzawa.
Figa nie będzie miała litości dla zdrajców, kłamców i krętaczy. Nie chce gadać, to Figa siłą wyciągnie z niego wszystkie informacje.
W ostatniej chwili zdołał odskoczyć przed pazurami swojej przeciwniczki. Figa już prawie mogła poczuć, jak ociera się o jego cienką skórę pyska.
Nie przystąpił do ataku. Zamiast tego jeszcze bardziej się zjeżył; jego wzrok szybko przeskakiwał z Figi na Szafran, aż w końcu utkwił na zwiadowczyni.
– Czy ty nie widzisz, że to szaleństwo?! Wyciągasz szpony przeciw własnemu pobratymcowi, zamiast mnie wysłuchać! I to mnie nazywasz zdrajcą!? – zdołał wykrzyczeć.
Szafran w międzyczasie sprzedała Jaśminowiec kilka kopniaków w brzuch.
– Patrz, twój kochaś jest... W miarę spokojny. Nic Ci się nie stanie, jak wszystko wyjaśnicie – fuczała Jaśminowiec pół wyraźnie, próbując jakoś zmienić pozycję, by jej brzuch nie wyłysiał od kopniaków uwięzionej kotki.
Figa splunęła Kolendrze pod łapy.
– Zdaje mi się, że tylko Ty tutaj unikasz wyjawienia prawdy? Zamiast powiedzieć od razu, to panikujesz, wszczynasz wrzawy i chronisz tą swoją słodką koteczkę. Gdybyś powiedział od razu to nic z tego by nie miało miejsca! – warknęła. – Możesz być z siebie dumny, Kolendro! Nie jesteś moim pobratymcem, zostałeś wygnany z klanu a potem wróciłeś z podkulonym ogonem i proszę co za rzeczy odstawiasz! Tak się odpłacasz tym, którzy wyciągnęli do was pomocną łapę, Ty miernoto.
Nagle… Figa polizała się po piersi i usiadła.
– Słucham więc – ponowiła, jakby była inną osobą. – Opowiadaj. Obiecuję nie podnieść ani na Ciebie, ani na nią swojego pazura, póki nie skończysz.
Po wysłuchaniu słów Figi jeszcze przez kilka uderzeń serca milczał, trzymając bojową posturę. Nie ufał jej obietnicy i było to widać po samym wzroku, którego z niej nie spuszczał. Jakby bał się, że kiedy tylko na chwilę się zdekoncentruje, kocica ponownie wyskoczy na niego z pazurami.
W końcu jednak wyprostował się, wygładzając nieco futro, które nastroszył na grzbiecie. Wciąż machał ogonem, by wyładować chociaż część tych silnych emocji. Zerknął ukradkiem w stronę Szafran, która już poddała się z walką. Może przekonały ją słowa Jaśminowiec, może wzrok Kolendry. Kto to wiedział. Kocur zamknął na moment oczy, pokręcił głową i głęboko westchnął.
– Ona i ja... Chodzimy ze sobą. Od kilku księżyców. Po prostu. – Wyglądał na zawstydzonego, że musiał tłumaczyć się z takich rzeczy. – Nie jestem zdrajcą, którego we mnie widzicie. Wiem, co zrobiłem i nie mam nic na swoją obronę, ale naprawdę chcę dla Owocowego Lasu jak najlepiej. Proszę Jaśminowiec, wypuść ją, jest niewinna. Nigdy nam nie zaszkodziła. Nigdy nie ukradła nam żadnego skrawka zwierzyny czy cokolwiek jeszcze chcecie jej zarzucić. Musicie mi uwierzyć.
Ponownie zamilkł, jakby bił się z myślami.
– Nie mówcie o tym nikomu, dobrze? – zapytał nieco żałośnie. – Nie, nie posłuchacie się mnie, czemu miałybyście... Powiedzcie o tym komu chcecie, nazwijcie mnie mysim bobkiem, zrównajcie mnie i ją z błotem za moimi plecami. Już i tak na pewno to robicie. Tylko proszę, niech to nie dojdzie do uszu Ambrowiec! – Powiedział głośniej. Widocznie mu na tym zależało. – Mogę dla was coś zrobić, byle ona nie wiedziała – dodał po chwili. – Naprawdę... Nie wiem, co chcecie…
Uśmiechnęła się szyderczo, unosząc brwi. Figa przyłożyła łapę do pyska i zachichotała.
– Żałosny jesteś – oznajmiła Zwiadowczyni bez wahania. – Tak się poświęcać w imię miłości! Zaraz się popłaczę ze wzruszenia.
Wstała, polizała swój bok i podeszła do niego.
– Jeśli przez dwa księżyce będziesz mi przynosić najładniejsze i największe piszczki to mogę przemyśleć Twoją prośbę i nie wspominać nic Ambrowiec.
Na propozycję kocura Jaśminowiec tylko podniosła uszy.
– Słuchaj, jak oplujesz Miłostkę i podrzucisz jej pająki do legowiska, to z mojego pyszczka nic nie ucieknie – zarzuciła nie myśląc za dużo. – No i ani słowa, że to ja Cię wysłałam! Plus... Co zrobimy z nią? – dopytała, nie wiedząc, czy ma się usunąć z szylkretki.
Znów z pyska Kolendry uszło głębokie westchnięcie.
– Dobrze... Puść ją, Jaśminowiec. Wystarczy... – Nastała między nimi długa i niezręczna cisza. – No. To chyba... Możemy się rozejść? – Dopytał niepewnie.
Figa wzruszyła ramionami, nie protestując. Dotrzymała swojego słowa i nie podniosła na żadne z nich łapy, więc byli przysłowiowo, wolni. Czekoladowa odprowadziła ich wzrokiem, zapamiętując wygląd i zapach obcej. Jeśli ją kiedykolwiek znów spotka na ich terenach to nie będzie taka miła. Nie będzie wtedy Kolendry, który ją obroni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz