Dzień po mianowaniu na wojowniczkę
Będąc w lecznicy Różanej Woni, było naprawdę nudno, do momentu, kiedy nie odwiedził ją Widlik. Kocurek był naprawdę prześliczny i uroczy. Szylkretka nie umiała wyprzeć się tego, że naprawdę lubi kocięta, nieważne kogo są i jak bardzo irytujące się wydają dla innych. Akurat jej odwiedzający był dobrze wychowany oraz miał fikuśne futerko. Takiego koloru na kocie, jeszcze nie widziała. Oczywiście jego rodzeństwo też miało bardzo ciekawe umaszczenie, można było powiedzieć, że nowa trójka, która dołączyła do ich klanu, była bardzo wyjątkowa, jak na swój sposób.
— Miło cię poznać Widliku — zamruczała i poklepała miejsce obok siebie.
Kocurek spojrzał na nią zielonymi oczkami. Po czym zajął miejsce obok starszej. Przez chwilę milczał.
— Jak ma pani na imię? — zapytał, przekrzywiając leciutko łebek. — Jest pani wojowniczką? Jakie to uczucie? Bo wie pani, trochę się obawiam mianowania — przyznał i spuścił wzrok na łapki. Może było to głupie, ale on naprawdę tak miał!
— Jestem Trzcinowy Szmer — przedstawiła się przed słodziakiem. — Nie musisz się obawiać mianowania Widliku, to zwyczajna ceremonia, którą odbyły wszystkie koty, jakie widzisz w Klanie Nocy. Masz jakiegoś kota, którego chciałbyś za mentora?
— Miło mi panią poznać — wymruczał cicho, a następnie westchnął. — Sam nie wiem, bycie dorosłym wydaje się straszne — mruknął nieprzekonany, a na pytanie mentorkę pokiwał przecząco łebkiem. — Chyba nie. Mało znam dorosłych kotów — przyznał szczerze.
— A pani chciałaby mieć jakiegoś ucznia?
— Mi ciebie, również miło poznać. Jesteś dobrze wychowany, jak na tak młodego kota — pochwaliła go. — Wiesz... ciężko jest mi powiedzieć, czy chcę, czy nie chcę ucznia. Jest to jednak obowiązek i próba wykazania się.
Poczochrała go delikatnie i czule po główce.
— Nikt nie ma pewności, czy byłby dobrym mentorem, tak samo może być z uczniami. Jednak wydaje mi się, że masz bardzo dobre zadatki na zostanie dzielnym wojownikiem. Mało kotów w twoim wieku jest tak grzecznych i posłusznych.
Nie wiedziała szczerze, czy mógłby zostać dobrą mentorką, tyle frustracji przeżyła podczas szkolenia z Mandarynkowym Piórem i tak kocica umiała mieszać ją z błotem, że szczerze nie wiedziała, czy jej impulsywność oraz frustracja nie przelałaby się na niewinnego młodego kota.
— To dzięki Kotewkowemu Powiewowi. To naprawdę wspaniała kotka i bardzo czuła — wymruczał. — Naprawdę? Każdy nadaje się na wojownika? — spytał, przekrzywiając lekko łebek. — A pani? Jak pani wspomina treningi? O ile oczywiście, pani chciałaby mi to powiedzieć. Zrozumiem, jak nie — dodał. Był gotów zmienić temat w razie czego.
Trzcinowemu Szmeru zrobiło się głupio. Nie chciała kocurkowi powiedzieć, jak bardzo nie lubiła swojej mentorki oraz jak nieprzyjemnie wspominała swoje szkolenia.
— Najbardziej podobały mi się patrole graniczne i pływanie niż same treningi — odpowiedziała gładko, omijając temat Mandarynkowego Pióra za jej mentorkę. — Poza tym nie musisz mnie nazywać Panią, jestem wojowniczką ledwo dzień i czuję się nadal jak uczennica.
Uśmiechnęła się do niego i polizała swoje futerko na piersi.
— Możesz traktować mnie, jak twoją starszą przyjaciółkę — mlasnęła.
— Pływanie? Tego też będę się uczyć? — Wpatrzył się w starszą okrąglutkimi ślipkami. — Och, rozumiem. W takim razie dobrze. Od dziś będziesz Trzcinowym Szmerem i moją przyjaciółką. Czy w takim razie mogę do ciebie wpadać, kiedy będę mógł i ty będziesz chciała? — spytał.
— Oczywiście, przemycę cię do mojego posłania, może i mam krótkie futerko i nie daje tyle ciepła, tak swoje leże mam nawet blisko środka, więc będzie ci ciepło — zamruczała, widać, że młodziak łapie z nią kontakt. — A wracając do pływania, uwierz mi, jest to naprawdę przyjemne i fajne. Wtedy możesz poczuć się jak ryba, a na dodatek tylko koty z Klanu Nocy umieją pływać, więc będziesz zawsze na swój sposób wyjątkowy.
— Naprawdę? Bo widzisz, jak będziemy razem, to powinno być nam cieplej — uśmiechnął się niewinnie i poruszył wibryskami. Po czym posmutniał na chwilę.
— Czy ja mogę przychodzić do Kotewkowego Powiewu nawet po mianowaniu, czy to będzie oznaka słabości? I co uważasz na temat tego typu ozdóbek? — spytał, prezentując jej łapkę i ogon opleciony wodorostami. — Chyba brzmi dobrze, chociaż woda brzmi strasznie. Pan Żmijowiec opowiadał mi, jaka jest ona straszna — przyznał po chwili milczenia.
Trzcinowy Szmer spojrzała uważnie na smutną minę kociaka, która szybko się zmieniła, jak i jego tematy dyskusji.
Pogładziła go łapą po główce.
— Oj Widliku, jak trochę podrośniesz, to uwierz mi, że nie będziesz tak bardzo przejmował się opinią innych i Kotewkowy Powiew nie będzie ci do niczego potrzebna oprócz w prowadzeniu z nią przyjaznej rozmowy. Wierz mi, mną też zajmowała się Kotewkowy Powiew oraz mi również Żmijowcowa Wić, a wtedy jeszcze znany jako Żmijowocowa Łapa, opowiadał straszne historie, jednak jak widzisz, wyrosłam i jestem dzielną wojowniczką, która pokonała wydrę. Ty również będziesz wspaniałym uczniem i wojownikiem, a woda stanie się twoim ulubionym żywiołem, gdyż będziesz z nią związany przez całe życie. Już pierwszego dnia jako uczeń, będziesz musiał przepłynąć rzekę, by zobaczyć resztę naszego rozległego terytorium.
Spuścił wzrok na łapki. Widać było po młodziaku, że nie umiał sobie wyobrazić życia bez swojej Kotewkowego Powiewu.
— Sam nie wiem, jakoś trudno mi w to uwierzyć. Czyli faktycznie to oznaka słabości? Przychodzenie do swojego opiekuna? Dziwny jest ten świat — rzekł cicho, ale zaraz podniósł łebek. — Mam nadzieję, że nie zgubię swoich ozdób podczas pływania. Bez nich czuję się dziwnie — dodał.
— Nikt ci nie będzie zabraniał odwiedzać Kotewkowego Powiewu, to się szanuje, że chcesz mieć z nią nadal dobry kontakt, jednak musisz odróżnić kontakt z opiekunką, a trudnością z odklejenia się od jej sierści. Nie jesteś rzepem, a Kotewkowy Powiew nie ucieknie ci z obozu. Pewnie chętnie będzie z tobą rozmawiać i dowiadywać się jak sobie radzisz jako uczeń.
Pogładziła go językiem po sierści.
Nie sądziła, że kocurek jest aż tak zestresowany nową drogą w życiu, ona taka nie była. Pamiętała dobrze, jak pewność siebie kipiała z niej i zarażała tym nawet swoją, już zmarłą, siostrę – Różyczkę.
— Nie powinny ci spaść w wodzie, jeśli dobrze będziesz pływać. — Widząc, jak Widlik bardziej się stresuje, kiedy tylko wchodzą głębiej w temat uczniostwa oraz obowiązków typowego ucznia wojownika. — No, chyba że chciałbyś iść w ślady Kotewkowego Powiewu i stać się piastunem w Klanie Nocy. Wszystko jest możliwe, jeśli ładnie poprosisz. Będziesz wtedy miał kontakt z kociakami i byś nimi się zajmował.
Wysłuchał kotki, a następnie skinął łebkiem.
— Rozumiem. Postaram się tego nauczyć, jak najszybciej — miauknął, biorąc do serduszka uwagi starszej kotki. Zamruczał, gdy ta go polizała. Chyba lubił takie drobne gesty. — A myślisz, że bym mógł? No wiesz zostać piastunem? — Przekrzywił łebek. Kotewka się tym zajmowała i wydawało się to naprawdę fajne. Tylko czy on, by sobie poradził? Skoro jego opiekunka sobie radziła to, czemu nie on?
Trzcinowy Szmer pokiwała głową.
—Kotewkowy Powiew staje się już coraz starsza, nie może wiecznie pełnić tej funkcji i myślę, że pewnie chętnie dołączyłaby kiedyś do starszyzny naszego klanu. Ktoś kiedyś musiałby przejąć jej wiedzę oraz fach. — Ucieszyła się na widok malującej się ciekawości na pysku Widlika. — Może tym kotem będziesz ty? Jak ma zostać ktoś piastunem, lepiej by się na niego uczył od piastuna.
Wysłuchał kotki z zaciekawieniem w zielonych oczkach. Bycie piastunem brzmiało naprawdę dobrze dla kociaka, bo na jego pyszczku widniał drobny i pocieszny uśmieszek, za który Trzcinowy Szmer by go schrupała ze słodkości.
— Starsi to są zasłużonymi członkowie klanu prawda? — spytał, chociaż bardziej retorycznie. — Pewnie masz rację, a ty od samego początku wiedziałaś, kim chciałaś być? — dopytał.
— Hmmm... — udawała, że się zastanawia. – Wcale nie zastanawiałam się nad tym, jak byłam mała, bardziej rywalizowałam z moją siostrą o to, która z nas zostanie tą lepszą. No i tak zostałam uczennicą, która uczyła się, jak to zostać wojownikiem.
— Naprawdę? Myślałem, że sporo kotów już to wie. — Zaskoczenie wykwitło na jego pyszczku, a słysząc o rywalizacji, zastrzygł uchem. — Czyli rywalizacja to coś dobrego? Bo z tego, co mówisz, to ci pomogła zostać wojowniczką, czy tak?
— Oczywiście! Tylko musisz zawsze odróżnić zdrową rywalizację od tej chorej. To samo dzieje się w sumie z wszystkim, a ja nie jestem wyznacznikiem, jaki kot powinien być. Ty możesz mieć inny czynnik, który wyzwala w tobie coś, dzięki czemu jesteś najlepszą wersją siebie.
— Zdrową od chorej? Co to znaczy? — spytał wyraźnie zaciekawiony tymi słowami. Chyba nigdy wcześniej nie rywalizował. — Coś dzięki, czemu jestem najlepszy? Każdy ma coś takiego? — dopytywał, a na jego pyszczku widniał radosny uśmiech.
— Pewnie Kotewkowy Powiew powie ci o tym, na którejś lekcji. Często kociaki tak mają, więc pewnie będziesz musiał rozwiązywać spory.
Pogłaskała go ogonem po karku.
Nie rozumiała za bardzo, jak można zadawać tak głupie pytania, jednak nie była na niego zła. Jeszcze był młody oraz kociakiem, jak stanie się uczniem, to wtedy będzie trzeba wymagać od niego więcej.
— Dokładnie tak, u mnie mogła być to rywalizacja, a u ciebie może być to miłość do kociąt. Każdy ma inne priorytety – a teraz zmykaj. Pewnie szukają cię w żłobku. — Leciutko szturchnęła kocurka, by ten wstał. — Ucieszę się, jak jeszcze mnie odwiedzisz Widliku, bo bardzo miło się z tobą rozmawiało.
— Rozumiem — odpowiedział i się uśmiechnął. — Dziękuję za miłą pogawędkę. Na pewno przyjdę jeszcze nieraz. Dobranoc — wymruczał, a następnie skinął starszej łebkiem na pożegnanie, by ostatecznie podejść do kota, z którym tu przyszedł. Pożegnał się z medykiem, a następnie został odprowadzony do żłobka.
Szylkretka ucieszona odwiedzinami od kocura, odprowadziła go wzrokiem, po czym usadowiła się wygodnie na swoim posłaniu, zamykając przy tym swoje oczy. Mimo wszystko była bardzo zmęczona.
<Widliku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz