Przed zgromadzeniem
Słotna Łapa wstała ze ściółki przy pomocy żółtookiego, patrząc na niego zszokowana. Dobrze, że nie była na żadnej z gałęzi, bo gdyby spadła z wysokości, mogłoby jej się stać wiele w zależności od tego, jak wysoko by się wdrapała. Uczeń otrzepał ją z igieł swoim ogonem.
— Twoja mamusia już cię nie obroni przed nawiązywaniem kontaktu z innymi twoimi pobratymcami. Musisz się trochę stawiać, a nie chłeptać wszystko, co podstawiają ci pod pysk — zamruczał. — Zmieniając temat… Jak ci się spało z jemiołą w posłaniu? Chyba dżentelmen, który zainteresował się twoim dobrem, powinien dostać jakieś podziękowania.
Usłyszawszy słowa o swojej matce, zjeżyła sierść na karku. Uszy położyła płasko przy głowie, a nos zmarszczyła, nie dbając o to, że niedaleko stał Cienista Łapa, który przyglądał się temu.
— Czemu miałabym się jej stawiać? Chce dla mnie dobrze! — syknęła, nie orientując się, że Dębowa Łapa prawdopodobnie wcale nie miał niczego złego ani tak osobistego na myśli, jak jej się wydawało. — Robi to, bo mnie kocha. Gdyby jej na mnie nie zależało, to byłoby jej wszystko jedno — wyjaśniła mu, ale też częściowo sobie, jakby musiała to powiedzieć na głos, by w pełni w to uwierzyć. Nie zabrzmiała przy tym tak pewnie, jak dotychczas.
Dębowa Łapa uniósł brew na wybuch szylkretki.
— Ajjjjj, widzę, że temacik jest bardzo delikatny. No nic, z czasem dorośniesz. — Wzruszył ramionami, wcale nie przejmując się złością kotki.
Zawahała się odrobinę, zauważywszy błysk w jego oczach. Potem, usłyszawszy słowa srebrnego, już czuła, jak futro podnosi jej się raz jeszcze, jednak wygładziła je szybko, zajęta nowszym tematem.
Gdy usłyszała o jemiole, jej uszy lekko drgnęły. Uśmiechnęła się.
— Czyli to twoja sprawka? O dziwo jemioła bardzo ładnie pachnie, nie miałam pojęcia — powiedziała z udawaną obojętnością, przestępując z łapy na łapę. — Ciesz się, że mnie nie pokłuła — zadarła pyszczek do góry, mrużąc jedno oko, drugim patrząc na Dębową Łapę specjalnie z wyraźnym rozbawieniem, ciekawa, jak zareaguje.
Obszedł ją dookoła, dokładnie oglądając jej futerko oraz postawę.
— Uuu~ Lubię takie niewzruszenie — zaśmiał się i palcem wskazał na jej jedno uchylone oko. — Widzę, że ci się podoba i cię to bawi.
Podszedł do drzewa, opierając się o nie nonszalancko.
— Ja lubię wyzwania. Wiesz w ogóle, gdzie rośnie jemioła? — spytał, kontynuując swoje zaloty. Wskazał ogonem na korony drzew. — Tam na górze, specjalnie się wspiąłem tak wysoko i zrzuciłem brata z drzewa, żeby ci ozdobić posłanie.
— Trzeba się postarać trochę bardziej, żeby faktycznie mnie rozbawić — naburmuszyła policzki, udając, że jest na niego nadal zła za to wcześniejsze. Musiała wyglądać teraz komicznie. Następnie przekrzywiła głowę, śledząc go wzrokiem, kiedy oparł się o drzewo. — Poważnie? — prychnęła cicho, wstrzymanie śmiechu szło jej powoli coraz gorzej, ale starała się trzymać tego, co sobie powoli budowała. — Zrzuciłeś brata, żeby ozdobić moje posłanie? — machnęła ogonem, pusząc sierść na piersi. — A którego? Czy tego zrzędę, który traci czas na mało istotne rzeczy? — dopytywała, zastanawiając się, czy to było w ogóle trudne. Te jego filozoficzne przemyślenia mu pewnie wcale nie pomogły w utrzymaniu równowagi. Chyba że Kamienną Łapę – nie znała ich też aż tak dobrze, jedynie słyszała rozmowy co jakiś czas, jeśli akurat przebywali w obozie razem. Może to też wcale nie było takie istotne którego. — Skoro lubisz wyzwania, to dobrze, bo jeśli chcesz zrobić na mnie wrażenie, czeka cię jeszcze sporo pracy — dorzuciła, uśmiechając się chytrze. Ciekawe ile było w tym prawdy? Sama jeszcze nie miała aż takiej okazji nauczyć się wspinaczki po drzewach, więc samo to, że Dębowa Łapa potrafił, stawiało go szczebelek wyżej.
Na zaciekawienie Słotnej Łapy na temat jego braci, wzruszył ramionami.
— Czy to takie ważne, który to był z moich braci? Żaden nie jest tak świetny, jak ja — oparł łapkę o swoją klatkę piersiową, która zatopiła się w jego puchatej kryzie. — Żaden do ciebie jeszcze nie podszedł i z tobą nie rozmawia, więc możesz skupić się tylko na mnie.
— Zobaczysz, kiedyś wniosę cię sam prosto w koronę drzew, byśmy podziwiali widoki, jednak teraz zmykaj na patrol. Zobaczymy się w obozie, o ile twoja mamusia ci nie zabroni ze mną rozmawiać — zamruczał, puszczając jej oczko, oddał jej mysz, którą wcześniej złapał i wspiął się z powrotem na drzewo, rozsiadając się wygodnie na jednej z gałęzi. — No, chyba że masz mi jeszcze coś ciekawego do powiedzenia?
Schylił łeb, patrząc na szylkretkę z gałęzi, jakby z nadzieją, że ta coś od siebie doda do tej jakże krótkiej konwersacji.
Słotna Łapa spojrzała na Dębową Łapę, nie przerywając mu. Chciała jakoś odpowiedzieć, jednak nic konkretnego nie przyszło jej do głowy. Może warto byłoby porozmawiać z braćmi Dębowej Łapy, jeśli chciała się dowiedzieć o nich czegoś więcej? Czy gdyby tak postąpiła, srebrnemu zrobiłoby to jakąś różnicę? I też co ważne – czy w ogóle chciała, by go to przejmowało? Dalsza część jego wypowiedzi ją zdziwiła. Wyobraziła sobie, jak wspólnie wspinają się na drzewo, a potem z uciechą na mordce obserwują cały teren Klanu Wilka. Byliby wtedy wyżej niż jakikolwiek patrol. Oczy jej się zaświeciły na samą myśl. To byłoby dobre. Może przy okazji mogłaby wtedy się nauczyć wspinaczki. Albo, gdyby ten moment nastał, jakoś ją doszlifować, by mieć pewność, że potrafi i to bez jakiejkolwiek skazy. Z pewnością pochwaliłaby się wtedy siostrze!
Usłyszała wołanie gdzieś w oddali. Uszy prędko skierowała w tamtą stronę. Szukali jej i Cienistej Łapy. Wzięła od Dębowej Łapy mysz, którą jej podarował, następnie uśmiechnęła się w jego stronę lekko. Chciałaby jeszcze z nim porozmawiać, ale może lepiej byłoby, gdyby dymny nie stał nieopodal. Oczywiście nie sterczał nad nią cały czas, szukał też czegoś, co by sam mógł upolować, więc nie przysłuchiwał się też ich konwersacji bardzo, ale to i tak w pewnym sensie niszczyło odrobinę to spotkanie. Mogłoby zupełnie inaczej się potoczyć, gdyby Słotna Łapa może zmieniła nieco podejście do brata... Mimo że kontakt z kocurem polepszył jej się znacznie, jakoś nadal nie czuła się całkowicie swobodnie w jego towarzystwie. Pamiętała dobrze każdą ich sprzeczkę oraz chwile, kiedy Wilczak niezupełnie chciał ją słuchać, mimo że według siebie nie zawsze była taka denerwująca i zaborcza. Miała przeogromną chęć popisywać się na jego oczach, by pokazać, że nadal jest od niego lepsza. A to mogło psuć pierwsze dobre wrażenie, jakie chciała na sobie zrobić. Odwróciła się, zmykając w krzaki z szelestem.
Słotna Łapa wyszła z obozu, czując świeże, ale chłodne podmuchy wiatru omiatające jej policzki. Wyspała się, ale jeszcze nic takiego nie zdążyła przekąsić. Zamierzała najpierw upolować coś dla klanu, a dopiero później ukoić głód, który dawał o sobie coraz konkretniej znać z każdym uderzeniem serca. Wyszła zaraz za mentorką z serca Klanu Wilka, czekając na odpowiedni moment, by się coś zapytać. Gdy tylko nastał, nie wahała się ani chwili dłużej.
— Mamo? Czy nauczysz mnie polować na króliki? — miauknęła, spoglądając na szylkretkę. Nie rezygnowała z tempa, jakie ustaliła starsza.
Zalotka spojrzała na Słotę.
— Tak, oczywiście, że umiem — odparła, nadal przebierając łapami. — Czemu pytasz? — dodała, strzepując uchem.
Słotna Łapa uśmiechnęła się do niej szeroko. Poruszyła ogonem.
— Nauczysz mnie? — w jej głosie słychać było szczerą nadzieję. Nie zamierzała odpuścić tak łatwo. Szczególnie że miały przecież wziąć udział w tym konkursie, o którym rozmawiali na ostatnim zgromadzeniu z Kołysankową Łapą i Kocimiętkową Łapą. Musiała to umieć, jeśli mieli wygrać. Dobrze byłoby, gdyby potrafiła to nawet ponadprzeciętnie dobrze, chociaż czy można wiele się nauczyć przez trzy noce? — Bardzo bym chciała się tego nauczyć — dodała jeszcze, jakby te słowa mogły zwiększyć szansę na to, że kocica się zgodzi.
— Pewnie — odparła, prowadząc ją przez las.
Młoda szylkretka poczuła, jak serce jej rośnie. Tak! Pokaże Kołysankowi, że Klan Wilka jest najlepszy. A w szczególności ona! Kocimiętkowa Łapa też to zobaczy. Z pewnością będzie pod wrażeniem.
Mokra ziemia bryzgała im pomiędzy łapami, brudząc spód poduszek. Słotna Łapa rozglądała się po koronach drzew, zupełnie tak, jakby spodziewała się kogoś na jednej z gałęzi. Nie zauważywszy niczego ciekawego, wróciła ślepiami do tego, co było przed nią.
Potworna Przełęcz malowała się wyraźnie – wystające skrzydło wielkiego przedmiotu dwunożnych było czymś, czego po prostu nie dało się przegapić. Tutaj drzewa nie zakrywały nieba, dlatego może miałyby większą szansę na jakiegoś królika. Brązowooka postawiła uszy czujnie, rozglądając się. Zlokalizowanie jednego długousznego nie zajęło jej długo. Wyglądało na to, że Zalotnej Krasopani udało się go wytropić nawet wcześniej.
— Patrz i się ucz — szepnęła do koteczki.
Przywarła do ziemi, ogon miała nisko, a wzrok skupiony na zdobyczy. Niczego nieświadomy uszak skubał sobie trawę, co jakiś czas nasłuchując z niepewnością.
Wojowniczka, znalazłszy się wreszcie wystarczająco blisko, rzuciła się pędem za królikiem, który wrzasnął z przerażenia, alarmując swoich towarzyszy, którzy może byli nieopodal.
Zwierzyna uciekała ile sił w łapach, prawie umykając w jednym z tuneli, jednak zanim jej się to udało, Wilczaczka wgryzła mu się w jedną z łap, przyciągając go bliżej siebie. Nie zastanawiając się długo, przygniotła go, zatapiając kły w karku. Zdobycz trzepała się na boki, próbując jakoś zranić starszą, jednak bezskutecznie.
Uczennica usłyszała cichutki trzask, a ciało, które jeszcze parę uderzeń serca temu walczyło o życie, teraz opadło bezwładnie, dyndając w rytm podmuchów wiatru. Krew pociekła mu po łapie, barwiąc futro czystym szkarłatem.
Zachwycona Słotna Łapa podbiegła do swojej mentorki, przyglądając się zdobyczy. Była szybka, naprawdę szybka. Odebranie jej życia również nie należało do najłatwiejszych. Spojrzała z podziwem na matkę, ciekawe jak by jej poszło? Widziała już mniej więcej, jak się to robi, czy powinna się jakoś przed tym przygotować? Czy miała w sobie wystarczająco siły, by postąpić identycznie? W końcu uszaki były naprawdę szybciutkie i zwinne. Siły pewnie także im nie brakowało. Zakręty nie sprawiały im większych kłopotów, przynajmniej z tego, co zaobserwowała dzisiaj. Trzeba podejmować decyzje niezwykle szybko i wiedzieć, na co cię stać.
Pręguska powędrowała nieco dalej. Wiatr robił się powoli coraz chłodniejszy, a liście, jakim udało się aż tutaj dolecieć, gniły, zamiast mienić się na kolorowo. Pewnie jeszcze nie tak dawno temu były piękne.
Schowała się za wystającym skrzydłem samolotu. Oczkami mrugała, obserwując następną zwierzynę. Dzisiaj im się naprawdę poszczęściło, chyba nigdy nie widziała sytuacji, by króliki wyrastały niczym grzyby po deszczu. Zaczęła się do niego skradać, uważając na to, co było pod jej łapami. By przypadkiem nie nadepnęła na żaden z patyków ani się nie przewróciła – wtedy dopiero narobiłaby sobie wstydu!
Będąc wystarczająco blisko, wyskoczyła spomiędzy wysokich kłosów, goniąc za królikiem tak szybko, jak tylko potrafiła. Trawa biła ją po pysku od czasu do czasu, a mlecze, jakie napatoczyły się na drodze, były przez nią zgniatane z trzaskiem. Gryzoń podskoczył zaalarmowany, posyłając w powietrze kawałki ziemi. Słotna Łapa wymijała wszelkiego rodzaju niedogodności w postaci kamieni, czy grubych patyków, jednak starała się robić to tak, by jej nie spowalniały.
Zalotna Krasopani przyglądała się całemu procesowi. Szylkretka czuła to na karku – nawet nie patrzyła w stronę matki z obawy, że przez to straci cel z oczu i jej najzwyczajniej w świecie zwieje. Powoli łapy zaczynały ją pobolewać przez to, jak mocno je napinała. Powietrza uchodziło jej z płuc, czuła się też tak, jakby ktoś jej nalewał lodowatej wody do gardła.
Łapy zaczęły jej się ślizgać na mokrej powierzchni. Trawa oblepiona poranną rosą nie zdążyła tak dobrze wyschnąć. Pręguska nagle przewróciła się, opadając na bok, czując, jak podłoże moczy jej futro. Nawet gdyby wysunęła pazury, to by jej to nic nie dało. Królik zaczął coraz bardziej się oddalać. Wyglądał w pewnym momencie niczym mały, podskakujący żuczek. Przekroczył zwinnie granicę z Klanem Burzy, nie zatrzymując się nawet na moment. Bok uczennicy podnosił się i opadał szybko. Sapała głośno, próbując jakoś uspokoić oddech.
Po paru uderzeniach serca podniosła się, widząc, jak cień mentorki zaczyna przysłaniać jej słabiutkie promienie słońca. Kocica upuściła upolowanego królika przed nią, nosem pomagając jej podnieść się z powrotem na cztery łapy. Zdobycz rozłożyła się bezwładnie, oczy miała zamglone, a kark cały zakrwawiony.
Szylkretka czuła się tak, jakby ten gryzoń wyssał z niej całą siłę, jaką w sobie nagromadziła odkąd przyszła na świat. Nadal dyszała, ale już nie aż tak intensywnie. Zrobiło jej się gorąco ze wstydu, miała ochotę zakopać się pod ziemią. Mentorka na pewno wszystko to widziała. Czy znienawidzi ją za to, że jej się nie udało?
Okazało się, że króliki były szybsze, niż się to wydawało młodej Wilczaczce. Może łapanie ich wcale nie było takie banalne, jak sobie myślała. W dodatku jak ona wymyśli sposób na upolowanie ich? Są ogromnie ostrożne oraz szybkie. Jeśli nie wytropią cię podczas skradania się, na pewno ci uciekną. Chyba że jesteś szybki i masz jako tako doświadczenie – wiesz, czego się spodziewać.
Poczuła, jak Zalotka liże ją po głowie, jakby chciała ją pocieszyć. Nie była pewna, czy cokolwiek do niej mówi, jej myśli krążyły teraz tylko wokół obiadu, któremu pozwoliła uciec sobie prosto sprzed pyska. Zrozpaczona Słota zwiesiła łeb, ale zaraz potem podniosła go, jeżąc sierść wzdłuż kręgosłupa. Na pewno coś wymyśli! Przecież jak nie ona, to kto? Burzacy? Oni by się z nią nie podzielili takimi wskazówkami, mogliby wtedy ją posądzić o podkradanie zwierzyny, czego by nigdy nie zrobiła. Nagle błysk determinacji pojawił się u niej w oku, a wibrysy drżały, to samo można było powiedzieć o łapach. Była zmęczona, a nie chciała jeszcze wracać. Usiadła raz jeszcze, nie dając rady stać tak długo.
— Wracajmy, odpoczniesz i potem pomyślimy co dalej — miauknęła Zalotna Krasopani, pyskiem wskazując swoją zdobycz. — Weź go i idziemy — poleciła, ogonem pchając odrobinę uczennicę. Powoli kierowała się już w stronę drzew.
Słotna Łapa podeszła chwiejnie do królika, chwytając go za skórę w zęby. Był ciężki, ale nie zamierzała się poddawać. Musiała go udźwignąć, w końcu tego też oczekiwała od niej mama.
Zaczęła powoli iść za ogonem wojowniczki. Energii dodawała jej myśl, że może jeszcze dzisiaj uda im się gdzieś wyruszyć i poćwiczyć. Albo jutro, z samiutkiego rana! Musiała to umieć, choćby nie wiadomo co! Miała mało czasu, każda zmarnowana chwila mogła zwiększać jej przegraną w konkursie.
Wróciwszy do obozu, Słotna Łapa położyła królika na stercie. Kocimiętkowa Łapa zdążyła już wrócić. Dostrzegła także Dębową Łapę. Podeszła do niego, unosząc przyjaźnie ogon. Miała tylko nadzieję, że nie zauważy tego, że trzęsą jej się łapy ze zmęczenia. Ciekawe czy srebrny umiał upolować królika? Może jego specjalnością były raczej ptaki, a nie gryzonie, skoro skakał po gałęziach? Uśmiechnęła się chytrze, ciekawa, czy dowie się czegoś nowego.
— Czemu miałabym się jej stawiać? Chce dla mnie dobrze! — syknęła, nie orientując się, że Dębowa Łapa prawdopodobnie wcale nie miał niczego złego ani tak osobistego na myśli, jak jej się wydawało. — Robi to, bo mnie kocha. Gdyby jej na mnie nie zależało, to byłoby jej wszystko jedno — wyjaśniła mu, ale też częściowo sobie, jakby musiała to powiedzieć na głos, by w pełni w to uwierzyć. Nie zabrzmiała przy tym tak pewnie, jak dotychczas.
Dębowa Łapa uniósł brew na wybuch szylkretki.
— Ajjjjj, widzę, że temacik jest bardzo delikatny. No nic, z czasem dorośniesz. — Wzruszył ramionami, wcale nie przejmując się złością kotki.
Zawahała się odrobinę, zauważywszy błysk w jego oczach. Potem, usłyszawszy słowa srebrnego, już czuła, jak futro podnosi jej się raz jeszcze, jednak wygładziła je szybko, zajęta nowszym tematem.
Gdy usłyszała o jemiole, jej uszy lekko drgnęły. Uśmiechnęła się.
— Czyli to twoja sprawka? O dziwo jemioła bardzo ładnie pachnie, nie miałam pojęcia — powiedziała z udawaną obojętnością, przestępując z łapy na łapę. — Ciesz się, że mnie nie pokłuła — zadarła pyszczek do góry, mrużąc jedno oko, drugim patrząc na Dębową Łapę specjalnie z wyraźnym rozbawieniem, ciekawa, jak zareaguje.
Obszedł ją dookoła, dokładnie oglądając jej futerko oraz postawę.
— Uuu~ Lubię takie niewzruszenie — zaśmiał się i palcem wskazał na jej jedno uchylone oko. — Widzę, że ci się podoba i cię to bawi.
Podszedł do drzewa, opierając się o nie nonszalancko.
— Ja lubię wyzwania. Wiesz w ogóle, gdzie rośnie jemioła? — spytał, kontynuując swoje zaloty. Wskazał ogonem na korony drzew. — Tam na górze, specjalnie się wspiąłem tak wysoko i zrzuciłem brata z drzewa, żeby ci ozdobić posłanie.
— Trzeba się postarać trochę bardziej, żeby faktycznie mnie rozbawić — naburmuszyła policzki, udając, że jest na niego nadal zła za to wcześniejsze. Musiała wyglądać teraz komicznie. Następnie przekrzywiła głowę, śledząc go wzrokiem, kiedy oparł się o drzewo. — Poważnie? — prychnęła cicho, wstrzymanie śmiechu szło jej powoli coraz gorzej, ale starała się trzymać tego, co sobie powoli budowała. — Zrzuciłeś brata, żeby ozdobić moje posłanie? — machnęła ogonem, pusząc sierść na piersi. — A którego? Czy tego zrzędę, który traci czas na mało istotne rzeczy? — dopytywała, zastanawiając się, czy to było w ogóle trudne. Te jego filozoficzne przemyślenia mu pewnie wcale nie pomogły w utrzymaniu równowagi. Chyba że Kamienną Łapę – nie znała ich też aż tak dobrze, jedynie słyszała rozmowy co jakiś czas, jeśli akurat przebywali w obozie razem. Może to też wcale nie było takie istotne którego. — Skoro lubisz wyzwania, to dobrze, bo jeśli chcesz zrobić na mnie wrażenie, czeka cię jeszcze sporo pracy — dorzuciła, uśmiechając się chytrze. Ciekawe ile było w tym prawdy? Sama jeszcze nie miała aż takiej okazji nauczyć się wspinaczki po drzewach, więc samo to, że Dębowa Łapa potrafił, stawiało go szczebelek wyżej.
Na zaciekawienie Słotnej Łapy na temat jego braci, wzruszył ramionami.
— Czy to takie ważne, który to był z moich braci? Żaden nie jest tak świetny, jak ja — oparł łapkę o swoją klatkę piersiową, która zatopiła się w jego puchatej kryzie. — Żaden do ciebie jeszcze nie podszedł i z tobą nie rozmawia, więc możesz skupić się tylko na mnie.
— Zobaczysz, kiedyś wniosę cię sam prosto w koronę drzew, byśmy podziwiali widoki, jednak teraz zmykaj na patrol. Zobaczymy się w obozie, o ile twoja mamusia ci nie zabroni ze mną rozmawiać — zamruczał, puszczając jej oczko, oddał jej mysz, którą wcześniej złapał i wspiął się z powrotem na drzewo, rozsiadając się wygodnie na jednej z gałęzi. — No, chyba że masz mi jeszcze coś ciekawego do powiedzenia?
Schylił łeb, patrząc na szylkretkę z gałęzi, jakby z nadzieją, że ta coś od siebie doda do tej jakże krótkiej konwersacji.
Słotna Łapa spojrzała na Dębową Łapę, nie przerywając mu. Chciała jakoś odpowiedzieć, jednak nic konkretnego nie przyszło jej do głowy. Może warto byłoby porozmawiać z braćmi Dębowej Łapy, jeśli chciała się dowiedzieć o nich czegoś więcej? Czy gdyby tak postąpiła, srebrnemu zrobiłoby to jakąś różnicę? I też co ważne – czy w ogóle chciała, by go to przejmowało? Dalsza część jego wypowiedzi ją zdziwiła. Wyobraziła sobie, jak wspólnie wspinają się na drzewo, a potem z uciechą na mordce obserwują cały teren Klanu Wilka. Byliby wtedy wyżej niż jakikolwiek patrol. Oczy jej się zaświeciły na samą myśl. To byłoby dobre. Może przy okazji mogłaby wtedy się nauczyć wspinaczki. Albo, gdyby ten moment nastał, jakoś ją doszlifować, by mieć pewność, że potrafi i to bez jakiejkolwiek skazy. Z pewnością pochwaliłaby się wtedy siostrze!
Usłyszała wołanie gdzieś w oddali. Uszy prędko skierowała w tamtą stronę. Szukali jej i Cienistej Łapy. Wzięła od Dębowej Łapy mysz, którą jej podarował, następnie uśmiechnęła się w jego stronę lekko. Chciałaby jeszcze z nim porozmawiać, ale może lepiej byłoby, gdyby dymny nie stał nieopodal. Oczywiście nie sterczał nad nią cały czas, szukał też czegoś, co by sam mógł upolować, więc nie przysłuchiwał się też ich konwersacji bardzo, ale to i tak w pewnym sensie niszczyło odrobinę to spotkanie. Mogłoby zupełnie inaczej się potoczyć, gdyby Słotna Łapa może zmieniła nieco podejście do brata... Mimo że kontakt z kocurem polepszył jej się znacznie, jakoś nadal nie czuła się całkowicie swobodnie w jego towarzystwie. Pamiętała dobrze każdą ich sprzeczkę oraz chwile, kiedy Wilczak niezupełnie chciał ją słuchać, mimo że według siebie nie zawsze była taka denerwująca i zaborcza. Miała przeogromną chęć popisywać się na jego oczach, by pokazać, że nadal jest od niego lepsza. A to mogło psuć pierwsze dobre wrażenie, jakie chciała na sobie zrobić. Odwróciła się, zmykając w krzaki z szelestem.
***
Słotna Łapa wyszła z obozu, czując świeże, ale chłodne podmuchy wiatru omiatające jej policzki. Wyspała się, ale jeszcze nic takiego nie zdążyła przekąsić. Zamierzała najpierw upolować coś dla klanu, a dopiero później ukoić głód, który dawał o sobie coraz konkretniej znać z każdym uderzeniem serca. Wyszła zaraz za mentorką z serca Klanu Wilka, czekając na odpowiedni moment, by się coś zapytać. Gdy tylko nastał, nie wahała się ani chwili dłużej.
— Mamo? Czy nauczysz mnie polować na króliki? — miauknęła, spoglądając na szylkretkę. Nie rezygnowała z tempa, jakie ustaliła starsza.
Zalotka spojrzała na Słotę.
— Tak, oczywiście, że umiem — odparła, nadal przebierając łapami. — Czemu pytasz? — dodała, strzepując uchem.
Słotna Łapa uśmiechnęła się do niej szeroko. Poruszyła ogonem.
— Nauczysz mnie? — w jej głosie słychać było szczerą nadzieję. Nie zamierzała odpuścić tak łatwo. Szczególnie że miały przecież wziąć udział w tym konkursie, o którym rozmawiali na ostatnim zgromadzeniu z Kołysankową Łapą i Kocimiętkową Łapą. Musiała to umieć, jeśli mieli wygrać. Dobrze byłoby, gdyby potrafiła to nawet ponadprzeciętnie dobrze, chociaż czy można wiele się nauczyć przez trzy noce? — Bardzo bym chciała się tego nauczyć — dodała jeszcze, jakby te słowa mogły zwiększyć szansę na to, że kocica się zgodzi.
— Pewnie — odparła, prowadząc ją przez las.
Młoda szylkretka poczuła, jak serce jej rośnie. Tak! Pokaże Kołysankowi, że Klan Wilka jest najlepszy. A w szczególności ona! Kocimiętkowa Łapa też to zobaczy. Z pewnością będzie pod wrażeniem.
Mokra ziemia bryzgała im pomiędzy łapami, brudząc spód poduszek. Słotna Łapa rozglądała się po koronach drzew, zupełnie tak, jakby spodziewała się kogoś na jednej z gałęzi. Nie zauważywszy niczego ciekawego, wróciła ślepiami do tego, co było przed nią.
Potworna Przełęcz malowała się wyraźnie – wystające skrzydło wielkiego przedmiotu dwunożnych było czymś, czego po prostu nie dało się przegapić. Tutaj drzewa nie zakrywały nieba, dlatego może miałyby większą szansę na jakiegoś królika. Brązowooka postawiła uszy czujnie, rozglądając się. Zlokalizowanie jednego długousznego nie zajęło jej długo. Wyglądało na to, że Zalotnej Krasopani udało się go wytropić nawet wcześniej.
— Patrz i się ucz — szepnęła do koteczki.
Przywarła do ziemi, ogon miała nisko, a wzrok skupiony na zdobyczy. Niczego nieświadomy uszak skubał sobie trawę, co jakiś czas nasłuchując z niepewnością.
Wojowniczka, znalazłszy się wreszcie wystarczająco blisko, rzuciła się pędem za królikiem, który wrzasnął z przerażenia, alarmując swoich towarzyszy, którzy może byli nieopodal.
Zwierzyna uciekała ile sił w łapach, prawie umykając w jednym z tuneli, jednak zanim jej się to udało, Wilczaczka wgryzła mu się w jedną z łap, przyciągając go bliżej siebie. Nie zastanawiając się długo, przygniotła go, zatapiając kły w karku. Zdobycz trzepała się na boki, próbując jakoś zranić starszą, jednak bezskutecznie.
Uczennica usłyszała cichutki trzask, a ciało, które jeszcze parę uderzeń serca temu walczyło o życie, teraz opadło bezwładnie, dyndając w rytm podmuchów wiatru. Krew pociekła mu po łapie, barwiąc futro czystym szkarłatem.
Zachwycona Słotna Łapa podbiegła do swojej mentorki, przyglądając się zdobyczy. Była szybka, naprawdę szybka. Odebranie jej życia również nie należało do najłatwiejszych. Spojrzała z podziwem na matkę, ciekawe jak by jej poszło? Widziała już mniej więcej, jak się to robi, czy powinna się jakoś przed tym przygotować? Czy miała w sobie wystarczająco siły, by postąpić identycznie? W końcu uszaki były naprawdę szybciutkie i zwinne. Siły pewnie także im nie brakowało. Zakręty nie sprawiały im większych kłopotów, przynajmniej z tego, co zaobserwowała dzisiaj. Trzeba podejmować decyzje niezwykle szybko i wiedzieć, na co cię stać.
Pręguska powędrowała nieco dalej. Wiatr robił się powoli coraz chłodniejszy, a liście, jakim udało się aż tutaj dolecieć, gniły, zamiast mienić się na kolorowo. Pewnie jeszcze nie tak dawno temu były piękne.
Schowała się za wystającym skrzydłem samolotu. Oczkami mrugała, obserwując następną zwierzynę. Dzisiaj im się naprawdę poszczęściło, chyba nigdy nie widziała sytuacji, by króliki wyrastały niczym grzyby po deszczu. Zaczęła się do niego skradać, uważając na to, co było pod jej łapami. By przypadkiem nie nadepnęła na żaden z patyków ani się nie przewróciła – wtedy dopiero narobiłaby sobie wstydu!
Będąc wystarczająco blisko, wyskoczyła spomiędzy wysokich kłosów, goniąc za królikiem tak szybko, jak tylko potrafiła. Trawa biła ją po pysku od czasu do czasu, a mlecze, jakie napatoczyły się na drodze, były przez nią zgniatane z trzaskiem. Gryzoń podskoczył zaalarmowany, posyłając w powietrze kawałki ziemi. Słotna Łapa wymijała wszelkiego rodzaju niedogodności w postaci kamieni, czy grubych patyków, jednak starała się robić to tak, by jej nie spowalniały.
Zalotna Krasopani przyglądała się całemu procesowi. Szylkretka czuła to na karku – nawet nie patrzyła w stronę matki z obawy, że przez to straci cel z oczu i jej najzwyczajniej w świecie zwieje. Powoli łapy zaczynały ją pobolewać przez to, jak mocno je napinała. Powietrza uchodziło jej z płuc, czuła się też tak, jakby ktoś jej nalewał lodowatej wody do gardła.
Łapy zaczęły jej się ślizgać na mokrej powierzchni. Trawa oblepiona poranną rosą nie zdążyła tak dobrze wyschnąć. Pręguska nagle przewróciła się, opadając na bok, czując, jak podłoże moczy jej futro. Nawet gdyby wysunęła pazury, to by jej to nic nie dało. Królik zaczął coraz bardziej się oddalać. Wyglądał w pewnym momencie niczym mały, podskakujący żuczek. Przekroczył zwinnie granicę z Klanem Burzy, nie zatrzymując się nawet na moment. Bok uczennicy podnosił się i opadał szybko. Sapała głośno, próbując jakoś uspokoić oddech.
Po paru uderzeniach serca podniosła się, widząc, jak cień mentorki zaczyna przysłaniać jej słabiutkie promienie słońca. Kocica upuściła upolowanego królika przed nią, nosem pomagając jej podnieść się z powrotem na cztery łapy. Zdobycz rozłożyła się bezwładnie, oczy miała zamglone, a kark cały zakrwawiony.
Szylkretka czuła się tak, jakby ten gryzoń wyssał z niej całą siłę, jaką w sobie nagromadziła odkąd przyszła na świat. Nadal dyszała, ale już nie aż tak intensywnie. Zrobiło jej się gorąco ze wstydu, miała ochotę zakopać się pod ziemią. Mentorka na pewno wszystko to widziała. Czy znienawidzi ją za to, że jej się nie udało?
Okazało się, że króliki były szybsze, niż się to wydawało młodej Wilczaczce. Może łapanie ich wcale nie było takie banalne, jak sobie myślała. W dodatku jak ona wymyśli sposób na upolowanie ich? Są ogromnie ostrożne oraz szybkie. Jeśli nie wytropią cię podczas skradania się, na pewno ci uciekną. Chyba że jesteś szybki i masz jako tako doświadczenie – wiesz, czego się spodziewać.
Poczuła, jak Zalotka liże ją po głowie, jakby chciała ją pocieszyć. Nie była pewna, czy cokolwiek do niej mówi, jej myśli krążyły teraz tylko wokół obiadu, któremu pozwoliła uciec sobie prosto sprzed pyska. Zrozpaczona Słota zwiesiła łeb, ale zaraz potem podniosła go, jeżąc sierść wzdłuż kręgosłupa. Na pewno coś wymyśli! Przecież jak nie ona, to kto? Burzacy? Oni by się z nią nie podzielili takimi wskazówkami, mogliby wtedy ją posądzić o podkradanie zwierzyny, czego by nigdy nie zrobiła. Nagle błysk determinacji pojawił się u niej w oku, a wibrysy drżały, to samo można było powiedzieć o łapach. Była zmęczona, a nie chciała jeszcze wracać. Usiadła raz jeszcze, nie dając rady stać tak długo.
— Wracajmy, odpoczniesz i potem pomyślimy co dalej — miauknęła Zalotna Krasopani, pyskiem wskazując swoją zdobycz. — Weź go i idziemy — poleciła, ogonem pchając odrobinę uczennicę. Powoli kierowała się już w stronę drzew.
Słotna Łapa podeszła chwiejnie do królika, chwytając go za skórę w zęby. Był ciężki, ale nie zamierzała się poddawać. Musiała go udźwignąć, w końcu tego też oczekiwała od niej mama.
Zaczęła powoli iść za ogonem wojowniczki. Energii dodawała jej myśl, że może jeszcze dzisiaj uda im się gdzieś wyruszyć i poćwiczyć. Albo jutro, z samiutkiego rana! Musiała to umieć, choćby nie wiadomo co! Miała mało czasu, każda zmarnowana chwila mogła zwiększać jej przegraną w konkursie.
***
Wróciwszy do obozu, Słotna Łapa położyła królika na stercie. Kocimiętkowa Łapa zdążyła już wrócić. Dostrzegła także Dębową Łapę. Podeszła do niego, unosząc przyjaźnie ogon. Miała tylko nadzieję, że nie zauważy tego, że trzęsą jej się łapy ze zmęczenia. Ciekawe czy srebrny umiał upolować królika? Może jego specjalnością były raczej ptaki, a nie gryzonie, skoro skakał po gałęziach? Uśmiechnęła się chytrze, ciekawa, czy dowie się czegoś nowego.
<Dębowa Łapo?>
[2303 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz