Przeszłość
Mruknął coś pod nosem, czego sam jeszcze nie zrozumiał i ospale przesunął się, robiąc tym miejsce dla kocura. Poczuł, że Koniczynowa Łapa zamarł, widząc, jak jego przyjaciel spojrzał na niego sennie. Słyszał, jak tamtego serce zaczęło szybciej bić, po czym wymsknęło się ciche, zaskoczone westchnięcie i ostrożnie przełknął ślinę.
Bezsilny Koniczynowa Łapa posłusznie położył się przy jego boku, kładąc brodę na swoich łapach.
Mglisty Sen znowu zapadał w głęboki sen, a ostatnim co poczuł, był ciepły dotyk futra jego przyjaciela, który przytulił się do jego boku. Otworzył leniwie oko, by zobaczyć, jak ma się Koniczynowa Łapa. Widząc, że kocur usnął – oparł się bokiem o niego, oddając część swojego ciepła.
— Dobranoc... — mruknął cicho.
* * *
Do legowiska wojowników wpadały promienie słońca, a duchota w powietrzu narastała z każdym uderzeniem serca, jednak Mglisty Sen nie zamierzał jeszcze wstać. Cieszył się spokojem i wygodnym posłaniem, które zostało niedawno wymienione przez uczniów. Czuł, jak obok niego przebudza się jego przyjaciel, był spokojny i miał regularny, cichy oddech.
Nagle poczuł, jak Koniczynowa Łapa na chwilę się przytula do niego mocniej, po to, by po chwili westchnąć z bólem i wyślizgnąć się z posłania.
Czy łaciaty właśnie miał zamiar uciec na polanę?
Tamten ostrożnie wstał, próbując nie narobić hałasu. Zrobił jeden krok, aby wyjść z jego posłania.
Czarny wojownik zmarszczył brwi, leniwie otworzył oczy i podniósł swój łeb. Ujrzał zmiesznego Koniczynową Łapę, który chyba zastanawiał się, czy nie opuścić jego posłania.
— Gdzie się wybierasz? — spytał go z poranną chrypką.
Przycisnął go łapą do posłania.
Koniczynowa Łapa odwrócił po chwili głowę, biorąc głęboki wdech i wydech. Przewrócił się na plecy zaskoczony. Musiał zamknąć oczy przez promienie słońca, które go oślepiały. Zdezorientowany próbował się wyślizgnąć, dopóki go nie usłyszał.
— Krucze Pióro cię wzywa na trening?
— J... J... Ja... — wyjąkał słabo, a na jego pysku zagościł nerwowy uśmiech. Mglisty Sen dobrze słyszał, jak tamtego serce łomotało z nerwów. — Ja...
Uczeń otworzył oczy, widząc przed sobą ospałego kocura. Zmrużył oczy, spoglądając na przyjaciela nerwowo.
— Co, nie, ja... — Koniczynowa Łapa zmarszczył brwi. — Czemu... — załamał mu się głos. — Czemu nic nie zrobiłeś? Czemu...
— Co miałem zrobić? — zdziwił się Mglisty Sen, nie rozumiejąc, co kocur do niego mówi.
Nie miał pojęcia, czy to było przez wczesną, jak na niego porę, czy tamten nie wiedział, co do niego ma powiedzieć.
— Śpieszy ci się, że tak uciekasz? Krucze Pióro bierze cię na trening, czy chodzi o jedzenie? — zabrał powoli łapę z łaciatego i schował ją pod sobą. — Nie zamierzam cię zatrzymywać.
Młodszy odepchnął wojownika i wstał.
— Spaliśmy ze sobą, a ty uważasz to "za nic"? — syknął, nerwowo przesuwając po nim spojrzeniem. — Nie lubiłeś, gdy w ogóle się do ciebie zbliżałem. Co się stało? — dodał ciszej. Strzepnął ogonem i fuknął, odwracając głowę. — Nieważne — powiedział szybko Koniczynowa Łapa, zanim Mglisty Sen mógł się odezwać. — Uznaj, że mnie tu nie było. Nic... nic tu się nie stało.
Odwrócił się do niego tyłem, ukrywając kolejne łzy. Skulił uszy i wyczekiwał odpowiedzi kocura z niecierpliwością. Westchnął bezsilnie i spojrzał na czarnego smutno przez ramię.
— Chcesz... popatrzeć w gwiazdy? — zapytał łaciaty.
Czarny wojownik zastrzygł uchem. Nadal nie kontaktował, gdyż przed chwilą wstał. Nie rozumiał oburzenia młodszego. Każde zdanie było niewyraźne, mógł tylko ocenić, jak czuł się jego przyjaciel przez ton oraz mimikę pyska.
Jednak do jego uszu dotarło ostatnie pytanie kocura, jakie tamten z siebie wydusił.
— Gwiazdy? — Zerknął niemrawo na wyjście z legowiska. Ewidentnie był ranek. — Jak się ściemni, owszem. Jeśli chcesz, możemy wyjść nawet na spacer nocny, możesz wybrać miejsce.
Jego głos był spokojny i cichy, jakby tamten wcale go nie odepchnął i nie nakrzyczał na niego przed chwilą.
Poprawił językiem swoje zmierzwione futro po spaniu.
* * *
Było już ciemno i oboje wyszli na umówiony przez nich wieczorny spacer po lesie. Mglisty Sen kroczył obok łaciatego i ze spokojem oglądał drzewa wokół nich, było tutaj absolutnie pięknie – dlatego też uwielbiał chodzić na nocne patrole. Nigdy nie znudzi mu się chodzenie w nocy po ich terytorium, gdyż wtedy miejsca nabierały zupełnie innego uroku.
W końcu dotarli do miejsca docelowego. Rozsiedli się nad brzegiem jeziora, a po drugiej stronie widniała Spalona Zatoczka, która straszyła wszystkich swoim wyglądem. Gwiazdy świeciły nad nimi wysoko, nadając tym samym wrażenia, że Gwiezdni ich obserwują.
Spojrzał z ukosa na Koniczynową Łapę, który wyglądał, jakby zapomniał, po co wyszli z obozu, bo zamiast podziwiać otoczenie, bądź zacząć jakąś rozmowę, to po prostu się na niego patrzył.
Mglisty Sen zastrzygł uchem, nie rozumiejąc postawy kocura i wzrokiem wrócił do patrzenia się na świecące gwiazdy na niebie. Mimo krępującej ciszy żadne z nich się nie odezwało.
* * *
Teraźniejszość
Kolejny raz został zaproszony na nocny spacer ze swoim przyjacielem, Koniczynową Łapą. Przez chwilę mu nawet do głowy nie przeszło, żeby odmówić kocurowi, gdyż przydałaby mu się chwila relaksu i spokoju. Czuł, jak coraz bardziej przytłaczają go jego obowiązki oraz prawda, o której dowiedział się od Jarzębinowego Żaru – przyda mu się zwykły spacer z Koniczynową Łapą. Może uczeń był dziwny i często zachowywał się w bardzo niezrozumiały dla czarnego sposób, jednak nigdy nie zauważył, by tamten opuścił go na krok w wolnym momencie. Zawsze oriental znajdował się w pobliżu, kiedy Mglisty Sen czuł niepewność albo stres związany z kultystami.
Właśnie… kultyści...
Czy jego przyjaciel w ogóle wiedział, że Krucze Pióro, który go uczył, jest kultystą? Czy Koniczynowa Łapa wierzy w Mroczną Puszczę i czeka na odpowiedni moment, aż ten powie o jedno słowo za dużo, aby pobiec prosto do Nikłej Gwiazdy? Tak dużo pytań i tak mało odpowiedzi. Może powinien się go zapytać, w co wierzy albo zadać podchwytliwe pytanie, aby Koniczynowa Łapa powiedział coś, dzięki czemu zrozumiałby, po której stronie stoi.
Dotarli do miejsca, gdzie kiedyś oglądali wspólnie gwiazdy, jednak Mglistemu Snu nie odpowiadało to miejsce. Byli nadal zbyt blisko obozu.
Widząc, jak jego przyjaciel się rozsiadł i czeka na niego, aby zrobił to samo – pokręcił głową i pyskiem wskazał dalszy brzeg, gdzie można było zauważyć, jak na terytorium Klanu Wilka wpadają dwie rzeki, które dzieliły las. Było to za Opuszczonym Obozowiskiem.
— Tak daleko, Śnie? — na pysku Koniczynowej Łapy wymalowało się zaskoczenie.
Zignorował, że nazwano go zdrobnieniem. Przyjaciel zawsze posługiwał się do niego tym imieniem. Pamiętał bardzo dobrze, kiedy na samym początku denerwował się zdrobnieniami, gdyż nie bez powodu w klanie koty dostają dwuczłonowe imiona, żeby później je zdrabniać. Jednak łaciaty zapracował sobie u niego na rangę bliskiego przyjaciela i Mglisty Sen nie mógł już się na niego złościć za takie drobne przewinienia.
— Planowaliśmy nocny spacer, dlatego sprawdźmy, jak mają się dalsze tereny naszego klanu — powiedział przyjaźnie. — Nie zastanawiałeś się, jak wygląda nocna mgła Porą Opadających Liści?
— Brzmi dobrze… — przyznał tamten nerwowo. — Jednak, czy czasem nie jest to za daleko?
— Za daleko? — przekrzywił głowę.
Co miał na myśli łaciaty?
— Nie pamiętasz sprawy z jastrzębiem ani z samotnikami? Przecież Prążkowana Kita zmarł… — głos przyjaciela się zatrząsł, kiedy tylko wspomniał o zmarłym kocie.
Mglisty Sen przyjrzał się mu uważnie w milczeniu. Koniczynowa Łapa wyglądał na naprawdę zdenerwowanego, a nawet mógłby powiedzieć, że winnego. Skulał się i wyglądał jak kocie, które zostało przyłapane na gorącym uczynku.
— Nie patrz się tak na mnie!
— Po prostu chodźmy, najwyżej zawrócimy w połowie.
Koniczynowa Łapa zawahał się i z trudem wydusił z siebie:
— D-dobrze…
Tak ruszyli brzegiem jeziora. Kamyki oraz piasek chrzęściły pod ich łapami, a chłodny wietrzyk kołysał ich wąsami. Z daleka na tafli wody unosiła się piękna nocna mgła, która załamywała się pod światłem księżyca.
— Więc, jak idzie ci trening z Kruczym Piórem? Rozmawiacie na jakieś inne tematy niż konkretnie szkolenia?
— Co masz na myśli? Raczej tylko na mnie krzyczy albo się krzywo patrzy…
— Na przykład o Klanie Gwiazdy oraz Mrocznej Puszczy? — spojrzał mu prosto w oczy.
Tamten natychmiast uciekł wzrokiem gdzieś indziej i zamyślił się na dłuższą chwilę.
— Nie…
— A w co wierzysz?
Łaciaty poruszył kłopotliwie wąsami i przemilczał, pytanie kocura.
— Wychowywaliśmy się razem, wiele słyszeliśmy opowiadań o Klanie Gwiazdy od twojej mamy, bądź mojej — zauważył czarny i wypuścił ciepłe powietrze nosem, które od razu zamieniło się w duży obłoczek. Domagał się od niego odpowiedzi, dlatego też kontynuował:
— Chyba wiesz, jakiego ja jestem wierzenia oraz jakiego kodeksu przestrzegam, nie to, co inne koty w Klanie Wilka… Czy ty z Kruczym Piórem rozmawialiście na takie tematy duchowe albo o kodeksie wojownika, który dotyczy nas wszystkich, jeśli mamy żyć w klanie?
— Nie tłumaczył mi żadnych takich zasad… — wyjaśnił krótko Koniczynowa Łapa.
— Czy wiesz, co to oznacza? Czy zdajesz sobie sprawę, że pewnie wielu wojowników i uczniów nie ma bladego pojęcia o czymś takim, jak kodeks wojownika, który sprawia, że jesteśmy klanem…
— Co masz na myśli? — zastrzygł uchem i analizującym wzrokiem wwiercał się w Mglistego Sna.
— To, że nie jesteśmy klanem, nie przestrzegamy kodeksu, który czyniłby nas prawdziwym klanem — powiedział wprost. — Jesteśmy w miejscu, gdzie koty uważają, że mordowanie jest łatwiejszym wyjściem niż mówienie prawdy. Pomoc słabszym jest uważana za słabość, a kłamstwa i cierpienie wychodzą na przód. Wcale nie jesteśmy klanem, Koniczynowa Łapo, jesteśmy jednym wielkim skupiskiem włóczęgów, którzy gdyby tylko mogli, skoczyliby sobie do gardeł.
— No i co z tym chcesz zrobić? Uciec i zostawić to wszystko za sobą? Swoją rodzinę, swoje siostry i… mnie? — te słowa Koniczynowa Łapa wypowiedział z trudem, jakby były to jego skryte koszmary, które dręczyły go przez wiele nocy. — Jak mógłbyś coś takiego zrobić! Byłoby to samolubne!
Łaciaty warknął. Sen przez chwilę w jego zielonych oczach zauważył kręcące się łzy, jednak tamten szybko przetarł oczy łapą i zmierzył go ponaglającym wzrokiem. Pewnie chciał, by on się wytłumaczył.
Mglisty Sen pokiwał powoli głową, upewniając tym samym Koniczynową Łapę w swoich przypuszczeniach o ucieczce. Gdy tamten otworzył szerzej oczy niedowierzająco i zaczął się cofać, czarny wojownik doskoczył do niego i przycisnął się jego boku.
— Jak możesz tak uciec! Ty- — warknął Koniczynowa Łapa z wściekłości i żalu, jednak nie dokończył dalszych krzyków, gdyż Mglisty Sen łapą zamknął mu pysk.
— Cicho! — skorygował go i puścił mu pysk. — Nie uciekłbym sam, nie zostawiłbym cię ani mojej rodziny… Poza tym nie tylko ja mam taki zamiar ucieczki z Klanu Wilka.
Łaciaty się uspokoił, jakby się ucieszył, że czarny nie ma zamiaru go tak porzucić.
— Czyli ktoś jeszcze też chce się wynieść z Klanu Wilka? Kto?
— Rozmawiałem z Jarzębinowym Żarem i próbujemy ustalić, ile kotów niewierzących w Mroczną Puszczę chciałoby się wyzwolić od tego mrocznego miejsca.
— Dobrze, wszystko fajnie, jednak gdzie chcecie uciec? Do jakiegoś klanu? Nie wyobrażam sobie uciec do Klanu Nocy! Nie zamierzam patrzeć na ten rybi pysk Niezapominajkowej Łapy! Nie zamierzam siedzieć pod gołym niebem w Klanie Burzy, kiedy zaczęła się Pora Opadających Liści ani nie będę płaszczyć się przed Klanem Klifu, który zresztą i tak by nas nie przyjął!
Mglisty Sen położył po sobie uszy, czując, jak jego głowa zaczyna boleć od nagłych wybuchów złości i pretensji Koniczynowej Łapy. Sam nawet jeszcze nie zdążył otworzyć pyska, by wyjaśnić, w jakim stanie jest ich plan odejścia, a łaciaty zdążył już wtrącić, swoje żale skierowane do jego siostry oraz pozostałych klanów.
— Nie będziemy się przyłączać do żadnego klanu — wyjaśnił. — My staniemy się klanem i osiądziemy się na ziemi niczyjej. Stworzymy razem historię, gdzie koty będą szczęśliwie żyć bez wiszących nad naszymi życiami szponów kultystów.
— Kultystów? Mamy kultystów w Klanie Wilka?
Pokiwał głową poważnie
— To koty z nacięciami na uchu i jest to połowa naszego klanu. Wierzą w Mroczną Puszczę oraz mają w zwyczaju mordować… — powiedział ciszej, jakby miał ktoś ich podsłuchiwać, jednak na to była nikła szansa, gdyż wcześniej się upewnił, że nikt ich nie śledzi. — Nikła Gwiazda, Makowy Nów czy Mroczna Wizja należą do kultu, nawet nie będę wspominać o Kruczym Piórze, bądź Zalotnej Krasopani.
— Mój mentor jest kultystą? — Koniczynowa Łapa otworzył szerzej oczy.
— Bardzo prawdopodobne — potwierdził. — Dlatego martwiłem się o ciebie… Musisz też uważać oraz udawać, że nasza rozmowa nie miała miejsca szczególnie przy kotach, które mają nacięcie na uchu albo nie jesteś pewien, jaką wiarę wyznają.
Koniczynowa Łapa w milczeniu pokiwał głową. Pewnie musiał wszystko mocno przetrawić, gdyż zaskoczył go ilością informacji.
Mglisty Sen nadal nie był pewien czy jego przyjaciel wierzy w Klan Gwiazdy, bardziej wyglądał on na kota pogubionego i niewierzącego w nic konkretnego. Tak samo nie biła od niego krwawa i mroczna aura, jak od niektórych Wilczaków.
W końcu dotarli do miejsca docelowego, gdzie woda z jeziora wpływała w koryta, przecinające terytorium Klanu Wilka tworząc tym dojścia do rzeki. Oboje przysiedli, wpatrując się w mgłę na tafli jeziora, która powoli sunęła w ich stronę. Szum wody zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Spędzili tak w swoim towarzystwie połowę nocy.
Mglisty Sen miał szczerą nadzieję, że tamten z nim odejdzie z Klanu Wilka. Nie wyobrażał sobie zostawić przyjaciela za sobą. Łaciaty kocur był dla niego bardzo ważny.
<Koniczynowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz