Mianowanie Wilgowej Łapy
Mglisty Sen stanął przed Wilgową Łapą i zetknął się z nim nosem. Kiedy wszystkie dzieci Iskrzącej Nadziei oraz Miodowej Kory zostały mianowane, tłum Wilczaków zaczął głośno skandować imiona świeżo upieczonych uczniów.
Stali tak do momentu, aż okrzyki nie ucichły.
Szczerze nie dowierzał temu, że dostał ucznia. Jeszcze sam nie tak dawno był uczniem i uczył się pod łagodnym okiem Wrotyczowej Szramy. Tak samo jako jedyny z rodzeństwa został mentorem.
Przeniósł swój wzrok na Gwiazdnicową Łapę, która siedziała niedaleko swojej mentorki.
Miał wrażenie, że jego szylkretowa siostra okropnie czuje się z faktem, że jedyna jeszcze nie ukończyła szkolenia. Zresztą nie tylko jej było przykro, jemu również serce się krajało, widząc, jak bardzo siostra się stara, jednak nie robiła żadnych postępów, a przynajmniej on ich nie zauważył.
— Pójdziemy na obchód naszych terenów i przy okazji pokaże ci najlepsze miejsca do polowania. Możesz się spodziewać nocnych łowów oraz ciężkiego treningu.
— Dobrze — odpowiedział krótko Wilgowa Łapa.
Nie wyglądał na szczególnie uradowanego faktem, że został uczniem. Pewnie podchodził do tego, jako do kolejnego etapu życia, na który czas nadszedł.
Wyszli z obozu i obeszli ich granice lasu. Mglisty Sen tłumaczył wszystko swojemu uczniowi, który również był cichy, jak on.
Nie rozpracował jeszcze Wilgowej Łapy, widział kocura zawsze w towarzystwie braci oraz Iskrzącej Nadziei, jednak nie mieli ze sobą żadnych interakcji. Nie znali się całkowicie, a Mglisty Sen już teraz mógł powiedzieć, że czuł bijącą od burasa mroczną aurę, nie była może tak silna, jak u innych kotów, z którymi miał styczność, jednak ewidentnie świadczyła o sercu jego ucznia.
“Czy on wierzy w Mroczną Puszczę? Mam go nawrócić?” – nie chciał nauczać przyszłego kultysty. “Czy jego rodzice są zwolennikami mrocznej wiary?”.
Nie pamiętał, by Iskrząca Nadzieja oraz Miodowa Kora głośno mówili o Mrocznej Puszczy. Musiał być ostrożny w ich obecności, jak i przy Wilgowej Łapie.
***
Porą Opadających Liści, już po rozmowie z Jarzębinowym Żarem o kultystach
Wilgowa Łapa dobrze się uczył, jak na tak markotnego kota, jakim był. Buras miał okazję do podzielenia się swoimi poglądami z Mglistym Snem na niektórych luźniejszych patrolach oraz sparingach.
Filozoficzne podejście młodego kocura do życia i kontaktów między kotami było okropne. Mglisty Sen nigdy nie twierdził, że z takim kotem mógłby mieć w ogóle kontakt, a został autorytetem w postaci mentora.
“Klanie Gwiazdy, co mam zrobić z tym ewenementem?” – przymykał oczy, kiedy buras zaczynał kolejną pogadankę o współczuciu i jakie jest to krzywdzące dla silnych kotów.
Mglisty Sen żałował, że nie miał twardego charakteru, gdyż w tym momencie z chęcią wykorzystałby go do ustawienia kocura pod siebie. Niestety był lepszy w słuchaniu niż naprostowaniu mrocznych uczniów.
— Dlatego sądzę, że nie powinniśmy łapać zwierzyny dla starszyzny. Jak mówiłem, są słabi i powinni sami o siebie zadbać — Wilgowa Łapa skończył swoją wypowiedź.
“Tyle gadania na temat tego, że nie chcesz polować dla innych?”.
Zapadła między nimi cisza, którą przerwał po dłuższej chwili westchnięcie czarnego wojownika:
— W takim razie zapoluj sam na ptaka. Nie muszę ci pokazywać, jak to się robi, gdyż nie mam dla ciebie współczucia. Jeśli nic nie złapiesz – będziesz dzisiaj głodował — powiedział w końcu, przystając przy drzewie.
Uczeń zmierzył go wzrokiem, jakby ten właśnie zapowiedział, że będzie go torturował głodowaniem. Zresztą, uczeń miał rację. Nie zamierzał tolerować na swoich treningach kota z tak okrutnymi przekonaniami, które nie mają odzwierciedlenia w prawdziwym świecie. Stwierdził, że pokona młodego jego własną bronią.
Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę. Uczeń wydawał się nie dowierzać swoim uszom, więc wpatrywał się tak w wojownika.
— Lepiej, żebyś się ruszył — pogonił go najdelikatniej, jak tylko umiał. — Nie żartowałem o tym ptaku oraz o niejedzeniu, jeśli go nie złapiesz.
— To jest absurd! — prychnął Wilgowa Łapa. — Powinieneś mnie tego nauczyć!
— Nauczysz się sam, przynajmniej tak wywnioskowałem z tego, co mi mówiłeś — przymknął na moment swoje oczy i pogładził łapą po swojej brodzie. — Teraz się skup, upoluj ptaka i przyjdź do mnie, wtedy dopiero wrócimy do obozu na noc. Masz jeszcze trochę czasu, zanim słońce zacznie zachodzić za drzewami.
Uniósł wzrok na niebo, gdzie słońce chyliło się ku zachodowi. Mieli mało czasu, to fakt, jednak już cały dzień są poza obozem, a dzisiaj ze zwierzyną było dość ciężko.
Przychodzi kłopotliwa pora dla Wilczaków, teraz nie wszyscy będą mogli jeść tyle, ile by chcieli. Każdy dostanie wytyczoną porcję, niektórzy będą głodować na rzecz kociąt, karmicielek i w zależności od kota dla starszych i chorych. Zawsze pierwszymi kotami do głodowania byli wojownicy i uczniowie – Wilgowa Łapa powinien się do tego zacząć przyzwyczajać, że w tym klanie będzie na ostatnim miejscu w łańcuchu przetrwania i często jego życie będzie polegało na współczuciu innych.
Wilgowa Łapa strzepnął jedynie ogonem i pewnie chcąc udowodnić swoją rację, zniknął między krzewami.
Mglisty Sen odprowadził go wzrokiem. Dobrze wiedział, że uczniowi nie uda się złapać ptaka. Dopiero zaczęli omawiać, jak powinno się łapać wzlatujące ptaki oraz się do nich skradać, jednak uczeń nie wyglądał jakoś bardzo na zainteresowanego jego wykładem i demonstracją. Sam upolował małego wróbla, jednak wątpił w umiejętności Wilgowej Łapy, by ten zdołał złapać jakieś pierzastą zwierzynę.
***
Słońce już zaszło za drzewa i w lesie panował półmrok, a on nadal czekał na Wilgową Łapę, który miał upolować chociaż jednego ptaka.
Nagle, liście krzewów zaszeleściły, a z nich wyszedł bury uczeń, trzymając w pysku mysz. Zwierzyna nie była wcale okazałych rozmiarów, a jej morderca dumnie podszedł do mentora. Upuścił myszkę pod łapy czarnego wojownika i z wygraną na pysku przyglądał się swojemu mentorowi.
Mglisty Sen również zrobił ucieszoną minę.
— Nie złapałeś ptaka, Wilgowa Łapo — powiedział w końcu. — Tę myszkę zaniesiesz do żłobka, a jeśli odmówią, oddasz ją starszyźnie. Kwitnący Kalafior, Srebrzysta Łuna bądź Trzcinniczkowa Dziupla ucieszą się, że o nich pamiętałeś.
Z pyska ucznia na te słowa od razu zeszła mina wygranej.
— Ale złapałem zwierzynę! Zwierzyna to zwierzyna, mogę ją zjeść! — warknął rozwścieczony Wilgowa Łapa.
— Owszem, każdy kąsek się liczy, jednak jesteś uczniem szkolącym się na wojownika i powinieneś umieć polować na ptaki — zauważył z wybitnym opanowaniem. — Dlatego zgodnie z umową, dzisiaj nic nie jesz.
Wykopał swojego wróbla i położył obok myszki, by buras mógł również wziąć jego zdobycz.
— Mojego wróbla również daj starszyźnie. Oddaj go Kwitnącemu Kalafiorowi — powiedział, wstając z miejsca.
Wilgowa Łapa westchnął głośno, widać było malującą się na jego pysku niechęć oraz frustrację. Posłusznie wziął oba kąski i wrócili do obozu.
Mglisty Sen odprowadził wzrokiem swojego ucznia, który najpierw poszedł do żłobka, by zostawić swoją wychudzoną mysz, jednak tak, jak się spodziewał, Kora była już nakarmiona i nie musiał zostawiać pożywienia w kociarni. Wilgowa Łapa wszedł do legowiska starszyzny i zniknął w nim na dłuższy czas.
“Lepiej dla niego, niech starszyzna poukłada młodziakowi w głowie”.
Chcąc się cieszyć chłodnym wieczorem oraz gwiazdami, które majestatycznie wspinały się po nieboskłonie – siedział tak na polanie, kiedy inni wojownicy szykowali się do spania, bądź krzątali się jeszcze po polanie głównej.
Słysząc, że ktoś do niego podchodzi, zwrócił wzrok na potencjalnego rozmówcę. Przed nim ukazała się medyczka, Jarzębinowy Żar, z którą miał okazję rozmawiać o kultystach oraz wstępnym planie związanym z wybadaniem kotów, które wierzą w Klan Gwiazdy.
— Witaj, Jarzębinowy Żarze, jak mają się sprawy? — spytał, wstając na cztery łapy.
Dobrze wiedział, że ich rozmowa może się odbyć jedynie w dwójkę poza obozem. — Zapraszam cię na wspólny nocny spacer — powiedział, czując wzrok Sowiego Zmierzchu na sobie.
Wojownik z naderwanym uchem akurat szedł do legowiska wojowników na spoczynek. Nie wydawał się zainteresowany ich rozmową, jednak Mglisty Sen wolał chuchać na zimne.
Szylkretka była spięta i nerwowa, z resztą taka była zawsze, odkąd ją pamiętał.
Bez najmniejszego problemu wyszli z obozu i skierowali się w głąb lasu.
***
Całą drogę szli w ciszy i dopiero zatrzymali się na skraju jeziora, gdzie było widać z dala Spaloną Zatoczkę – małą wyspę, która jak jeden wąs ostała się na gładkiej wodzie wielkiego jeziora.
— A więc? — spytał medyczkę, poprzednio upewniając się, że są sami.
Wiatr wiał w ich stronę, więc czułby, jeśli ktoś by się zbliżał w ich kierunku.
Jarzębina usiadła ciężko na chłodnej ziemi i zerknęła na gwiaździste niebo. Westchnęła, a jej ciało wciąż było napięte niczym struna.
— Rozmawiałam ze Szczawiowym Sercem. On wierzy w Klan Gwiazdy. Powiedział mi też, że Iskrząca Nadzieja mu o nim wspomniała, a także... mój brat. Okazało się, że Kosaćcowa Grzywa szukał, albo może wciąż szuka, wierzących — zaczęła.
— Szczawiowe Serce i Iskrząca Nadzieją też wierzą? — zaintrygowany patrzył na szylkretkę. — Czyli wcześniej miałem dobre przeczucie, że Kosaćcowa Grzywa wierzy w Klan Gwiazdy. Może powinniśmy się go dopytać o resztę Wilczaków, którzy wierzą w Gwiezdnych?
— Dopytać? — uniosła brew. — Ach, nieważne. Mam coś ważniejszego — miauknęła z determinacją w głosie. — Szczawiowe Serce powiedział mi, żebym jeszcze raz zajrzała w sny od Klanu Gwiazdy, i zrobiłam to. Mglisty Śnie, wydaje mi się, że naszym przeznaczeniem jest ucieczka — wydusiła z siebie z ogromnym bólem.
Otworzył szerzej oczy. Szczerze nie dowierzał, co właśnie usłyszał od Jarzębinowego Żaru.
Zapadła między nimi długa cisza, w której starał się odnaleźć jakieś sensowne słowa.
— W takim razie... mają rację — podjął. — Musimy uciec, tylko gdzie?
— Nie wiem. Moje sny nie były aż tak jasne. Myślałam, że mam je rozumieć jako znak, że powinnam zbliżyć się do Gwiezdnych. A, mimo że to zrobiłam, sny, które dostawałam podczas spotkań medyków, nie były jasne – były mroczne. Jednak... — zawahała się. — Musisz mi zaufać. Nie jestem pewna, czy dobrze to rozumiem. W jednym z tych snów próbowałam się wydostać, w drugim czułam podobne pragnienie ucieczki — westchnęła. — Wydaje mi się więc, że tego chwastu nie da się wyrwać. Nie można wciąż dbać o ziemię pełną chwastów i liczyć, że wyrosną na niej zioła. Trzeba przenieść się na inne łąki – pełne zieleni i świeżych roślin. Jeśli Gwiezdni mnie teraz słyszą... jeśli się mylę, niech dadzą mi znak — miauknęła, kierując ostatnie słowa ku gwieździstemu niebu.
— Jest w tym dużo racji. Jeśli taka jest wola Gwiezdnych, to musimy tak postąpić i zabrać ze sobą wszystkich, którzy wierzą w Klan Gwiazdy — podjął. — Jednak musimy się dowiedzieć, kto z nami ma iść oraz gdzie mamy uciec. Jeśli okaże się, że jest nas wielu i podzielimy Klan Wilka na pół, to żaden inny klan nas nie przyjmie... Prawdopodobnie będziemy musieli żyć jako samotnicy, chociaż wątpię, by ktokolwiek uciekał z nami, po to, by się błąkać jedną wielką grupą... Musielibyśmy stworzyć nowy klan.
Myślał na głos, licząc na to, że Jarzębinowy Żar za nim nadąża.
— Dla kotów, które nie wierzą, brzmi to bardzo głupio, jednak Klan Gwiazdy pewnie chce, byśmy utworzyli nowy klan... Może nawet przodkowie nie biorą Klanu Wilka za klan tylko zgraję krwawych włóczęgów? Postarasz się dowiedzieć w snach, gdzie przodkowie chcą nas zaprowadzić?
Jarzębinowy Żar zwiesiła głowę.
— Analizując moje sny, nie rozpoznałam w nich widoku żadnego konkretnego miejsca. Czasami nie widziałam nic poza ciemnością. Były tam puste przestrzenie, ale to na pewno nie były łąki Klanu Burzy. Myślę jednak, że najważniejsza jest teraz ucieczka. Może uda nam się tymczasowo osiedlić na terenach któregoś z klanów? Owocowy Las wydaje się najlepiej nastawiony do obcych. A potem ruszymy dalej, szukając ziem, których nie zajmuje żaden z klanów. Może nawet Owocniacy nam pomogą? Ich medycy nie przychodzą na spotkania, ale myślę, że jeśli powiemy, iż prowadzi nas dobro, to zechcą nas wesprzeć. Jeśli chodzi o koty wierzące... poza tymi, o których już wspomnieliśmy, nie znam nikogo innego. Podejrzewam jedynie, że skoro Iskrząca Nadzieja wierzy, to może i Miodowa Kora oraz ich kocięta też? Zapewne coś więcej wie Kosaćcowa Grzywa… — mruknęła.
— Plan z Owocowym Lasem brzmi na tę chwilę najlepiej — przyznał. — Natomiast do Iskrzącej Nadziei, Miodowej Kory oraz ich dzieci bym się wahał. Dzisiaj rozmawiałem z Wilgową Łapą, nawet nie o Gwiezdnych, jednak jego podejścia do dobra i zła oraz współczucia. Potrzebowałbym wiele czasu do naprostowania go. Nie wiem, czy ma zadatek na nauki o Klanie Gwiazdy. Wolałbym się z nim wstrzymać, jednak nie mogę tego samego powiedzieć o reszcie ich dzieci. Musiałabyś się dowiedzieć od Kosaćcowej Grzywy, kto wierzy oraz kogo podejrzewa, że mógłby z nami uciec.
— Musiałabym? — powtórzyła zmieszana. — Ja i mój brat... — przymknęła oczy. — Dobrze, porozmawiam z nim — wyrzuciła z determinacją w głosie. — Poinformuję go. Trzeba też porozmawiać z twoją matką – powiadomić ją o tym, co planujemy, i o wierzących, o których już wiemy.
— Tak też zrobimy — powiedział z determinacją. — Nie musisz obawiać się Kosaćcowej Grzywy, moja matka mu ufa, to ty też możesz. Za to ja porozmawiam z Brukselkową Zadrą, tak będzie łatwiej.
— Tak więc, powodzenia. Pozbierajmy jeszcze zioła, żeby nie wzbudzać podejrzeń. W okolicy powinien rosnąć szczaw — oznajmiła, podnosząc się z ziemi.
Skinął głową i razem ruszyli w wyznaczone miejsce przez medyczkę, gdzie rosły zioła, o których mówiła. Zebrali w ciemności cały szczaw, jaki tutaj rósł – Pora Opadających Liści dawała się we znaki roślinności, a w szczególności ziołom, jeśli nie zbiorą się szybko do ucieczki, to zastanie ich Pora Nagich Drzew, wtedy będą mieć o wiele mniejsze szanse na przeżycie.
“Ktoś w końcu zginie…” – pomyślał, czując chłód rozpływający się po jego plecach.
Musiał przyznać, że sam zaczął odczuwać presję związaną z ucieczką oraz prawdą, która nad nimi ciążyła.
W końcu wrócili do obozu. Mglisty Sen poszedł odłożyć szczaw do lecznicy razem z Jarzębinowym Żarem, po czym zniknął w legowisku wojowników.
<Jarzębinowy Żarze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz