Dawno temu
Tamtej nocy Brukselkowa Zadra nie odważyła się, by wstąpić do legowiska wojowników. Dotarła do obozu pierwsza, lecz od razu skierowała się w stronę starszyzny, by następnie położyć się w gnieździe obok Kwitnącego Kalafiora. Miała dość. Łapy ją piekły, lecz sama nie wiedziała z jakiego powodu. Była po prostu zmęczona, a w dodatku czuła, jakby jej gardło było oplecione cierniami. Bolało ją całe ciało, a myśli wirowały w głowie, jednak w końcu zasnęła, wsłuchując się w spokojny oddech matki, który choć trochę ją uspokoił.
Rankiem obudziła się jeszcze bardziej zmęczona niż nocą. Wiedziała, że czeka ją trudna rozmowa z Mglistym Snem, a także z Zaćmioną Łapą i Gwiazdnicową Łapą. Nie mogła ukryć, że bała się konfrontacji. Obawiała się, że nikt nie poprze jej punktu widzenia, że zostanie uznana za tę “złą”, a kocięta się od niej odwrócą i znów straci wszystko, co było jej bliskie. Wszystko, co wydawało się choć odrobinę stabilne. Dlaczego nie mogła pogodzić ze sobą więzi z Wrotyczową Szramą i własnymi dziećmi? Nie chciała rezygnować ani z jednego, ani z drugiego, ale miała wrażenie, że prędzej czy później ktoś zmusi ją do wyboru. Ogarniał ją lęk. Czuła się bezsilna, uwięziona, jakby tylko czekała na nieuniknione. Każdy jej krok w przód zdawał się prowadzić donikąd, a każda próba rozwiązania problemu jedynie pogarszać sytuację. Nie chciała, by Mglisty Sen oddalał się od bliskich i zamykał w sobie, ale nie mogła też przyznawać mu racji wbrew własnej woli. Powiedziała mu szczerze to, co myślała. A może właśnie w tym tkwił błąd? Może ubrała to w złe słowa? Cała sytuacja wydawała się jej tak absurdalna i bezsensowna, że coraz trudniej było jej znaleźć w sobie siłę, by dalej próbować załagodzić ten konflikt.
Gdy pierwsze promienie słońca wdarły się przez wejście do legowiska, liliowa ciężko sapnęła i zakryła zmęczone oczy łapami. Nie chciała wstawać. Wiedziała, co ją czeka poza miękkim posłaniem – chłód i frustracja Mglistego Snu, a także nieprzewidywalne reakcje dwóch córek. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kocur uważał milczenie za ignorancję, więc może rozmowa rzeczywiście była lepsza. Nawet jeśli groziła kolejnym rozłamem, przynajmniej dałaby jej jasność, gdzie tak właściwie stoją.
Powoli uniosła się z posłania i mrużąc oczy, spojrzała na polanę. Zobaczyła tam czarnofutrego wojownika, jedzącego śniadanie. Zmęczonym krokiem ruszyła w jego stronę, a gdy skończył przeżuwać, uniósł na nią wzrok. Brukselka nie uśmiechnęła się, lecz w jej spojrzeniu coś się zmieniło – stało się miększe, trochę przepraszające i mówiące: “Proszę, przestańmy już”.
— Cześć… — mruknęła cicho, siadając ostrożnie obok kocura. Nie wiedziała, na ile komfortu mogła sobie jeszcze pozwolić w jego obecności. Czuła, jakby każdy jej ruch mógł go urazić i spłoszyć. — Jak się spało? — zapytała ironicznie, strzygąc uchem.
— Spało mi się tak, jak tobie. Czyli niezbyt dobrze — zauważył, widząc, że jego przybrana matka ostatnimi czasy gasła w oczach. Pręgowana swój wzrok przeniosła na łapy. Nie miała siły patrzeć na swojego syna, na którego pysku malowało się zirytowanie.
— Jak zamierzamy im to przedstawić? — zapytała po chwili. — Nie powinniśmy improwizować. To zbyt poważna rozmowa, by rzucać pierwsze lepsze słowa. Od tego zależy, jak twoje siostry spojrzą na Wrotyczową Szramę… a ja bardzo nie chcę, by odsunęły się od niej na stałe — dodała, unosząc wzrok. Po jej spojrzeniu można było wyczytać, iż chciała jeszcze dodać: “Tak, jak ty”, lecz zabrakło jej odwagi.
— Masz rację, nie powinniśmy rzucać słów, jakby to była błaha sprawa... — zgodził się z nią, przeczesując swoją brodę. — Proponuję zacząć od wybadania gruntu, czyli od sprawdzenia jakie mają nastawienie do naszych biologicznych rodziców. Może tylko ja inaczej ich postrzegam... Szczególnie jeśli chodzi o Konfidenta. Bo zauważyłem, że cała nasza wczorajsza rozmowa kręciła się zarówno przy Wrotyczowej Szramie, jak i przy nim. Jeśli Zaćmiona Łapa oraz Gwiazdnicowa Łapa pałają do ojca nienawiścią... — Sen przeniósł swój wzrok na Brukselkową Zadrę. — To będzie im łatwiej zaakceptować kim była Wrotyczowa Szrama i to, co się stało. Lepiej przyjmą twoją narrację.
Mglisty Sen nie wydawał się spięty i nieswój tak samo, jak Brukselkowa Zadra, jednak trzymał w sobie frustrację i żal. Po zjedzeniu śniadania zakopał kostki, które nie nadawały się do niczego i kontynuował:
— Masz jakiś inny plan? Czy z tym, co powiedziałem, się zgadzasz? — spytał w końcu. — Jakbyśmy mieli zacząć rozmowę z nimi od razu od Wrotyczowej Szramy, to pewnie skończyłoby się to nie po twojej myśli... — ucichł na chwilę i spojrzał na kotkę, o której rozmawiali, która właśnie wychodziła z obozu razem z patrolem łowieckim. — Czemu ona nie będzie brała w tej rozmowie udziału? Czy sama nie powinna się bronić albo mieć kontrolę nad własną reputacją? Musimy mówić w jej imieniu? Może Wrotyczowa Szrama sama wolałaby przedstawić swoją stronę?
Brukselkowa Zadra wpatrywała się w wyjście z obozu, tam, gdzie jeszcze chwilę temu zniknęła liliowa. Myślała teraz o Wrotyczowej Szramie, wyobrażała sobie jej pysk, jej reakcję na to wszystko. Gdy Mglisty Sen się odezwał, przeniosła na niego nieobecne spojrzenie.
— Nie wiem… Trochę się boję, że coś pójdzie nie tak. Skoro nie potrafiła ci tego dobrze wytłumaczyć, to… zastanawiam się, czy poradzi sobie z taką presją — mruknęła ponuro, ugniatając nerwowo ziemię pod łapami. — Wiem, że powinna umieć bronić się sama, ale mam wrażenie, że…
Urwała, niepewna, jak ubrać swoje uczucia w słowa. Czuła dziwną potrzebę, by chronić Wrotyczową Szramę i bronić jej reputacji, gdy ta nie mogła zrobić tego za siebie. Odkąd znalazły te kocięta, znacznie się do siebie zbliżyły. Można by powiedzieć, że stały się… przyjaciółkami.
— No tak, możemy najpierw dyskretnie podpytać twoje siostry o Konfidenta i całą tę waszą zagmatwaną rodzinną sytuację — dodała sucho. Czarnofutry ociężale wypuścił powietrze nosem.
— Skoro najpierw będziemy badać grunt u moich sióstr, to musimy zrobić to już jak najwcześniej… — Sen przeczesał swoją brodę pazurami. — Tutaj czas też ma swoją rolę. Pewnie zauważyły, że inaczej się ostatnio zachowywałem przy Wrotyczowej Szramie i im dłużej będziemy zwlekać, to same się mnie zapytają i mogą być niezadowolone z prawdy — zauważył. Niedługo wszyscy będą się rozchodzić na patrole, więc nie będzie tak dobrej okazji. Można iść poza obóz albo zostać i wcisnąć się w jakieś zaciszne miejsce. Opcji było dużo, a trzeba było podjąć decyzję teraz.
Brukselkowa Zadra zaczęła się zastanawiać, rozważając możliwe opcje. Wciąż czuła lekki niepokój na myśl o rozmowie, która ją czekała. Nigdy nie sądziła, że stanie w obliczu czegoś takiego. “Dlaczego ten głupi Konfident zakochał się w Wrotyczowej Szramie?” – przeklęła go w myślach. Nie wiedziała już, czy bardziej denerwował ją samotnik, czy jej własny syn, że robił z tego taką wielką aferę. Może… może miał rację, ale Brukselka wciąż nie potrafiła tego w pełni pojąć. Dlaczego nie mogli po prostu żyć spokojnie jak szczęśliwa rodzina? Liczyła, że te wszystkie dramaty ją ominą. W końcu te kilka księżyców temu znalazła przekochane kocięta, które w dodatku uznała za sam znak od Klanu Gwiazdy. To nie tak miało wyglądać, co? Miały być posłuszne, pomocne. Pręgowana chyba nie do końca przewidziała, że dzieciaki mają swoje własne charaktery i… zawiłe historie.
— Znajdźmy je teraz — mruknęła nagle, wstając z miejsca. Nie chciała tracić czasu na rozważania, skoro mogła działać. Czarnofutry chyba zdziwił się jej nagłą reakcją, ale nie protestował. Podniósł się z ziemi i ruszył za matką w stronę legowiska uczniów, gdzie spodziewali się znaleźć Zaćmioną Łapę i Gwiazdnicową Łapę.
W środku jednak nie było kotek. Musiały wyjść na trening, gdy Brukselka i Mglisty Sen byli zajęci rozmową o Wrotyczowej Szramie. Liliowa spojrzała na syna, a na jego pysku dostrzegła zawód. Delikatnie poklepała go ogonem po grzbiecie, po czym opuściła legowisko. Żółtooki zrobił kilka kroków w tył, wyraźnie niezadowolony, że taka okazja uciekła im sprzed nosa. Brukselka poczuła mieszankę ulgi i frustracji, chciała odetchnąć, ale jednocześnie wiedziała, że tej rozmowy nie uniknie na dłuższą metę.
— No nic… może innym razem z nimi pogadamy? — mruknęła, próbując jakoś pocieszyć syna.
Ale “inny raz” nigdy nie nadszedł.
***
Teraźniejszość
Brukselkowa Zadra została wybrana do patrolu – i znów trafiła do niego z kimś, kogo wolałaby unikać. Wcześniej przyszło jej spędzić trochę czasu z Rysim Tropem, która wiele księżyców temu złamała jej serce. Brukselka wciąż się nad tym zastanawiała. Nie wierzyła, że niebieska zrobiła to specjalnie, w końcu wtedy zemdlała, więc trudno mówić o złych intencjach. Ale mimo to... po ocknięciu mogła przecież coś powiedzieć, wyjaśnić, cokolwiek.
Brukselka tym razem jednak nie miała do czynienia z Rysim Tropem, a z kimś zupełnie innym – własnym synem, Mglistym Snem. Wciąż kochała go z całego serca, ale bała się, że czarnofutry ma jej za złe, iż nie porozmawiali z Zaćmionym Horyzontem i Gwiazdnicową Łapą, kompletnie porzucając sprawę z Wrotyczową Szramą.
W skład patrolu wchodziła też Jaskółcze Ziele – dobra znajoma Brukselki, a także jej uczennica i córka Brukselki – Gwiazdnicowa Łapa. Byli tam również Lodowa Sałata, Szczawiowe Serce i Poziomkowa Polana.
W końcu Mglisty Sen podszedł do swojej matki.
— Mamo? Pójdziesz ze mną zapolować, jak się rozdzielimy? — zapytał spokojnie, w jego głosie nie słychać było napięcia czy złości. Brukselkowa Zadra poruszyła uchem i spojrzała w jego stronę. Nie wyglądał na złego… ale może to tylko cisza przed burzą? Przełknęła ślinę i przeniosła wzrok na drogę przed sobą.
— Jasne, nie ma problemu — mruknęła cicho, smagając powietrze ogonem. — W końcu jestem ci winna to polowanie… Tamtej nocy mieliśmy coś złapać, pamiętasz? — przypomniała, a zaraz potem pożałowała swoich słów. Chciała zapomnieć o tamtych wydarzeniach, więc po co do nich wracała? — Jest jakiś konkretny powód, dla którego chcesz porozmawiać na osobności? — dodała po chwili, próbując jakoś pociągnąć rozmowę. — Czy po prostu… stęskniłeś się za mamą? — rzuciła żartobliwie, choć niepewnie. Nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić w rozmowie z synem.
— Dokładnie tak, stęskniłem się za tobą — przytaknął jej. — No i jeszcze na inne tematy chętnie z tobą również porozmawiam. Uzbierało się ich trochę przez ten czas.
Brukselkowa Zadra przytaknęła, choć w rzeczywistości nie widziała potrzeby, by rozmawiać. O czym właściwie żółtooki chciałby z nią dyskutować? Czy w jego życiu wydarzyło się coś ważnego? Bo u niej wszystko było po staremu… mniej więcej. Nie przypominała sobie też, żeby ostatnio zachowywał się jakoś inaczej.
W pewnym momencie Brukselka i jej syn zostali nieco z tyłu, podczas gdy reszta patrolu poszła dalej. Liliowa kotka zerknęła na wojownika, a w jej oczach błyszczało zaciekawienie i mnóstwo pytań.
— Idziemy teraz…? — zapytała cicho, unosząc lekko uszy. Nie miała pojęcia, jaki dokładnie plan miał Mglisty Sen. Chciał odłączyć się od patrolu już teraz, czy może dokończyć go i dopiero potem, po powrocie do obozu, wyjść jeszcze raz – tylko z nią? Nie była pewna, jak miała rozumieć jego słowa. Kocur przytaknął jej skinieniem głowy i zszedł z trasy, którą szedł patrol łowiecki. Przeszedł przez paprocie i przysiadł tak, by nie było ich widać. Czekał, aż Brukselka do niego dołączy.
I nie musiał czekać długo, bo po chwili liliowa przecisnęła się przez gęste krzaki i podeszła do niego. Obejrzała się przez ramię, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę oddalającego się patrolu. Czy zauważą, że zniknęli? Czy się tym przejmą? Ostatnio w okolicy kręciło się sporo samotników, którzy nie mieli litości dla klanowych kotów. Może pomyślą, że zostali zaatakowani? W końcu to przez takich Zalotna Krasopani została naznaczona bliznami, a jej partner, Prążkowana Kita, zginął.
Brukselka strzepnęła ogonem i usiadła obok czarnofutrego.
— Więc… masz mi coś do powiedzenia? — zapytała cicho, nie patrząc mu w oczy. Zamiast tego utkwiła wzrok gdzieś w lesie, który coraz wyraźniej oddawał się Porze Opadających Liści. Wkrótce korony drzew zupełnie wyłysieją, a ziemię pokryje warstwa brązowo-pomarańczowych liści.
— Tak i to jest coś bardzo ważnego — potwierdził krótko Mglisty Sen. — Rozmawiałem z Jarzębinowym Żarem, interpretowała na nowo znak od Klanu Gwiazdy i powiedziała, że będziemy musieli opuścić Klan Wilka. Nie uda nam się wyplenić ziemi, która jest cała w chwastach — zacytował medyczkę. — W dodatku dowiadujemy się ciągle, kto jeszcze wierzy w Klan Gwiazdy oraz dowiedziałem się o naszych wrogach. W Klanie Wilka są jeszcze kultyści, na których w szczególności musimy uważać — powiedział wszystko jednym tchem, znacznie się przy tym męcząc. — Kultyści to są koty ze znamieniem na uchu. Jest ich dużo i są to wszystkie koty, które są wysoko w hierarchii Klanu Wilka. Nadążasz?
Liliowa zamrugała kilka razy, zaskoczona tym, że czarnofutry tak szybko przeszedł do sedna. Najpierw otworzyła pysk, ale nie wydobył się z niego żaden dźwięk.
— Ja… Śnie, ja wiem, kim są kultyści — powiedziała w końcu cicho. — Wiele księżyców temu dostałam sen od Klanu Gwiazd, przepowiednię. Powiedzieli mi wszystko, co powinnam wiedzieć. — Jej końcówka ogona drgnęła niespokojnie.
Nie była pewna, czy powinna mu to mówić. Od zawsze wychowywała syna w wierze w Gwiezdnych Przodków i ufała mu z całego serca, ale to był bardzo delikatny temat. Jedno źle dobrane słowo i mógłby skończyć na środku obozu ze złamanym karkiem.
— Wiem, że nawrócenie tylu kotów na wiarę w Klan Gwiazd to trudne zadanie — dodała ostrożnie. — Ale żeby od razu uciekać? Jesteś pewien, że właśnie to powiedziała Jarzębinowy Żar? — zapytała, spoglądając na niego z niepewnością.
Mglisty Sen pokiwał krótko głową.
— Rozmawiałem z nią kilka dni temu. To nie jest łatwa decyzja, ale ponownie interpretowała sen, w dodatku nakłonił ją do tego Szczawiowe Serce. Może Klan Gwiazdy nie widzi już Klanu Wilka jako właśnie klanu, tylko grupę kultu? Jeśli przodkowie chcą, byśmy się wyłamali spod opresji krwawych szponów, to musimy tak zrobić. Co, jeśli niezależnie, w co wierzysz i tak trafisz do Mrocznej Puszczy, gdyż pochodzisz z Klanu Wilka, a gwiezdni chcą się od nich odciąć? Musimy coś w końcu zrobić, a walka z połową klanu nie będzie dobrym rozwiązaniem. Oni nawet by cię nie wysłuchali. Sam mam za ucznia Wilgową Łapę i obawiam się, że on nie jest jeszcze gotów na nauki Klanu Gwiazdy — westchnął i rozejrzał się po lesie, próbując znaleźć wzrok swojej matki. — Tak samo powiedziała Jarzębinowy Żar, że pójdzie porozmawiać z Kosaćcową Grzywą. Podobno on wie, kto dokładnie jest po naszej stronie albo kto chętnie przyłączy się do naszej ucieczki.
Liliowa poruszyła się niespokojnie. Nie chciała uciekać… nie mogła uciekać! Jej mięśnie napięły się, choć próbowała zachować spokój.
— Mglisty Śnie, ja… doceniam twój zapał i to, że chcesz coś zmienić, ale… ja nie mogę odejść. Nie mogę zostawić Roztargnionego Koperka ani Kwitnącego Kalafiora. To moja rodzina. — Umilkła na moment, marszcząc brwi. — A co z Wrotyczową Szramą? Idzie z wami? — zapytała, a koniuszek jej ogona drgnął nerwowo. — Boję się, że jeśli pójdziemy tam z wami, skończy się to kłótniami… — dodała po chwili ciszy, spuszczając wzrok. — Myślę, że lepiej będzie, jeśli zostanę z Wrotycz w Klanie Wilka.
Słowa ledwo przeszły jej przez gardło, a mimo to zabrzmiały pewnie. Czuła jednak, jak w środku niej narasta niepewność. Czy nie mówiła tego zbyt pochopnie? Może powinna była pójść…? Dlaczego Mglisty Sen powiedział jej o wszystkim tak nagle?
Brukselkowa Zadra spojrzała na niego niepewnie.
— Nie wiem… — mruknęła cicho. — Zastanowię się jeszcze.
Kocur westchnął ciężko i patrzył się uważnie na pysk swojej matki.
— Rozumiem... — powiedział, nie ukrywając zawodu. — Jednak chciałbym, byśmy wszyscy stąd uciekli. Ja też jestem twoją rodziną i nie chciałbym cię zostawiać z tyłu w tym okropnym miejscu.
Wstał, chcąc dołączyć do patrolu łowieckiego, który oddalał się coraz bardziej. Musieli wrócić, zanim zauważą ich nieobecności. Brukselkowa Zadra przemilczała słowa kocura, po czym również wstała i szybko dołączyła do patrolu. Czuła się… dziwnie. Miała pustkę w głowie, jakby wciąż nie do końca przetrawiła słowa swojego syna. Nie chciała uciekać, ale też nie chciała go stracić. Dlaczego los zawsze zmuszał ją do takich trudnych wyborów? Miała tego serdecznie dość. Zastanawiała się, czy Wrotyczowa Szrama wiedziała o tym wszystkim. Czy planowali ją tu zostawić? A może chcieli zabrać tylko tych, których sami lubili?
<Mglisty Śnie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz