– Ale podobno jest stara – zauważył kociak, przywołując w umyśle wszystko to, co usłyszał od przechodzących kotów. Dla młodego umysłu nie było to trudne – I Słodka Dziewanna mówiła, że długo nie pociągnie – Dodał, kiwając się przez moment w ciszy na boki – A co miała ciągnąć?
– Jest stara. To prawda. – zgodziła się z niebieskim – Może przyjść i pociągnąć was za uszy albo ogony, jak nie pójdziecie zaraz spać. – Mruknęła, otwierając jedno oko.
Kocurek pisnął, chowając się w ogonie matki. Wiedział, że żadna starsza pani go nie zabierze, ale zabawa w chowanie przed niewidzialnym wrogiem zdawała się być całkiem zabawna i ekscytująca.
– Jest stara. To prawda. – zgodziła się z niebieskim – Może przyjść i pociągnąć was za uszy albo ogony, jak nie pójdziecie zaraz spać. – Mruknęła, otwierając jedno oko.
Kocurek pisnął, chowając się w ogonie matki. Wiedział, że żadna starsza pani go nie zabierze, ale zabawa w chowanie przed niewidzialnym wrogiem zdawała się być całkiem zabawna i ekscytująca.
Rozkwitająca Szanta jednak miała nieco inne zdanie na ten temat. Lekko uniosła ogon, wystawiając syna ponownie na widok wszystkich kotów znajdujących się w kociarni.
– Księżycu... – zwróciła się do niego, podczas gdy uparcie starał się schować pod pojedynczymi pasmami futra matczynego ogona. – Twoi bracia już zasnęli. – miauknęła dotykając nosem czoła rudego kocurka.
Poczuł się skarcony. Mama się nie chciała bawić, czemu? Przecież nie był zmęczony i może ona też nie była. Zbity nieco, położył się obok.
– Ale Śniątko zawsze śpi – burknął, chowając nos w ogonie.
– To prawda. – miauknęła. – Dlatego dałam mu tak na imię. A ty dlaczego nie chcesz spać? Czyżbyś chciał towarzyszyć swojemu imiennikowi podczas jego nocnej podróży przez Srebrzystą Skórę? – zagadnęła, decydując się użyć klanowego nazewnictwa na gwieździste niebo, podczas gdy Księżyc przewrócił się na plecy, wciąż będąc na ogonie Szanty.
– To prawda. – miauknęła. – Dlatego dałam mu tak na imię. A ty dlaczego nie chcesz spać? Czyżbyś chciał towarzyszyć swojemu imiennikowi podczas jego nocnej podróży przez Srebrzystą Skórę? – zagadnęła, decydując się użyć klanowego nazewnictwa na gwieździste niebo, podczas gdy Księżyc przewrócił się na plecy, wciąż będąc na ogonie Szanty.
– A mogę?
– Możesz. – westchnęła. Czy to "spojrzenie" zamglonych oczu kocurka, a może poza, albo wrodzony urok osobisty, jednak udało mu się przekonać matkę, która postanowiła iść na kompromis z malcem. – Ale jutro rano będziesz zmęczony... Może posiedź jeszcze chwilę, ale jak cię zawołam, to przyjdziesz i się grzecznie położysz obok Kołysanka... Dobrze, Księżycu?
– Możesz. – westchnęła. Czy to "spojrzenie" zamglonych oczu kocurka, a może poza, albo wrodzony urok osobisty, jednak udało mu się przekonać matkę, która postanowiła iść na kompromis z malcem. – Ale jutro rano będziesz zmęczony... Może posiedź jeszcze chwilę, ale jak cię zawołam, to przyjdziesz i się grzecznie położysz obok Kołysanka... Dobrze, Księżycu?
– Nie będę jak będę długo spać. Chociaż Śniątko śpi zawsze a i tak jest zmęczony. No i... jak się dostać na księżyc?
– Chyba tylko zmarli są w stanie dosięgnąć księżyca. Jest im o wiele bliższy niż nam. Babcia opowiadała ci o Klanie Gwiazdy, prawda?
– No, coś mówiła, ale to trochę nudne – stwierdził – Po czasie już powtarzała to samo a ja nawet klanu gwiazdy nie widziałem...
– No, coś mówiła, ale to trochę nudne – stwierdził – Po czasie już powtarzała to samo a ja nawet klanu gwiazdy nie widziałem...
– Również ich nie widziałam. Tylko liderzy, medycy, kronikarze i przewodnicy mają zapewniony z nimi kontakt, przynajmniej raz w życiu z tego co wiem. Chociaż... jeśli wierzyć niektórym wojownikom na słowo, właściwie masz tę przyjemność, ty i twoi bracia mieszkać w kociarni razem z kociętami, które podobno mają w sobie jego cząstkę. Czy jakoś tak... – ziewnęła. – Czułeś się jakoś inaczej podczas rozmowy, bądź zabawy z nimi?
– Raz poczułem się głodny... – przyznał, nie wiedząc do końca czy to o to chodzi, zarażając się ziewaniem przez sam dźwięk jaki wydawał. – A możemy kiedyś spytać jakiegoś medyka jak to jest z gwiezdnymi?
– Najlepiej będzie zapytać o to albo pana Skowroni Odłamek, albo panią Wdzięczną Firletkę. Wujek Zawilec mimo, że najszybciej byłoby go złapać niechętnie będzie mówił o gwiezdnych.
– A czemu wujek nie chce o nich mówić? Przykro mu, bo ktoś mu umarł?
– Najlepiej będzie zapytać o to albo pana Skowroni Odłamek, albo panią Wdzięczną Firletkę. Wujek Zawilec mimo, że najszybciej byłoby go złapać niechętnie będzie mówił o gwiezdnych.
– A czemu wujek nie chce o nich mówić? Przykro mu, bo ktoś mu umarł?
– Wyznaje inną wiarę. Jak będziesz grzeczny to może ci o niej opowie, ale musisz być duży. Trochę bardziej duży niż teraz. – dodała pośpiesznie, uprzedzając odpowiedź kociaka. – A teraz pora spać.
– Inną? A to są inne? A po co kilka? Czy tam też są duchy?
Nie odpowiedziała na pytanie kocurka. Dostrzegając, że syn z całych sił próbuje przeciągnąć moment pójścia spać, nieco się nagimnastykowała, ale złapała urwisa za skórę i przyciągnęła jak najbliżej siebie, upewniając się, że pozostała dwójka wciąż śpi.
– Śpij.
Mruknął coś pod nosem niezadowolony i zwinął się w kłębek, przez chwilę zabawiając się jeszcze wspomnieniem o tym, że przed chwilą został złapany, jak prawdziwy przestępca. Milczał przez chwilę jeszcze dłuższą, starając się nie otwierać pyska i zatopić w śnie, chociaż zdawało się, że energia go rozpierała o nie tej porze, o której powinna. W końcu więc, kiedy zdawać by się mogło, że w końcu zasnął, uniósł głowę gwałtownie.
– A czemu są inne religie?
┈◦☽⭒┈𝄪⚪𝄪┈⭒☾◦----
zaraz jakoś po mianowaniu
Krótko po mianowaniu, bo już pięć dni później, Księżyc osiągnął swój limit. Nie trzeba było długo czekać, aż na jego pysku i w manierze pojawi się zmęczenie i zirytowanie, które można będzie odczytać tak czysto i klarownie, jakby były napisane ,,specjalną czcionką ułatwiającą czytanie". Z początku w sumie nie było tak źle jak już się przyzwyczaił, jednak po czasie zatęsknił za żłobkowymi pieleszami i zaczął być wyraźnie przebodźcowany brakiem prywatności. Nie, żeby z dwójką braci jakąkolwiek miał...
– Mamo – zaczął, podchodząc do kotki, kiedy już ją namierzył. To była jedno pomoc. – Kiedy będę mógł wrócić do żłobka?
Zdziwiona pytaniem syna wlepiła w niego zaspane spojrzenie, przez chwilę milcząc.
– przecież możesz do niego wracać kiedy tylko chcesz. – ziewnęła. – Lepiej jednak nie przychodź z pustymi łapami. Zwierzyna dla królowych czy świeży mech zagwarantuje ci brak doczepienia się do ciebie wścibskich kotów, które mogą uznać, że zbijasz bąki – sprzedała synowi najlepszy patent na leniuchowanie. Nie było to jednak wystarczające i miał wrażenie, że kotka minęła się z tematem i z sensem jego wypowiedzi.
– Ale to nie to samo - zaprzeczył, marudnym i płaczliwym tonem – Dziwie jest w legowisku uczniów i w tunelach i... nie mogę wrócić do bycia kociakiem?
– Śmierdzi w nich, prawda? – spytała syna, mając nadzieję, że się z nią zgodzi. – Ciesz się, że nie zostałeś przewodnikiem, tylko kronikarzem. Inaczej większość swego życia spędziłbyś w tunelach, tworząc ich kolejne odnogi. – potarła łapą pysk. – Hmm... Jeśli chciałbyś wrócić do żłóbka to najprościej byłoby, abyś coś zmalował. Królicza Gwiazda mógłby cię tak ukarać i zdegradować... – rozejrzała się po żłobku, po czym nachyliła się do ucha syna i szepnęła – Tak podobno Płomienny Ryk, będący wówczas uczniem z powrotem zamieszkał w kociarni. Poza tym otrzymał karne imię... Czy tego właśnie byś chciał?
Na pysku kocura nie pojawiło się nic innego jak niechęć i sceptyczność. Szczerze powiedziawszy, na chwilę obecną miał gdzieś to, kim był Płomienny Ryk i jakie oraz za co miał karne imię. Może w innych okolicznościach chętniej wysłuchałby plotek, jednak nie teraz. Teraz po prostu chciał się wyżalić i znaleźć pocieszenie.
– Nie chcę karnego imienia... nie chcę też nic zepsuć – wymamrotał nieśmiało. Karne imię oznaczało upokorzenie i cały klan by na ciebie patrzył. Zrobienie czegoś złego podobnie, tylko jeszcze moralność na tym cierpi. – A tunele są po prostu dziwne. – dodał, wyjaśniając – Zimno w nich, wilgotno, czasem śmierci króliczymi odchodami albo zawiewa ale nie wiadomo skąd.
– Możesz naskarżyć na Knieję i Słońce, że nie dbają o to, aby tunele były znośne dla takich zwykłych kotów jak my, a nie takich jak oni. Z przyjemnością cię poprę. Jeśli lubią wąchać królicze bobki, to niech robią to sami. – skrzywiła pysk. – A czy poza tymi niedogodnościami, o których mi powiedziałeś, podoba ci się bycie uczniem?
– Nie – od razu odpowiedział z ponurą miną – Ciągle muszę coś robić i wstawać za wcześnie a w legowisku uczniów zazwyczaj są rozmowy do późna i nie mogę spać. Wkurza mnie to.
– Nie cieszysz się, że znowu jesteś w legowisku z kociętami Leszczyny? – spytała. – Z Lotosem macie tego samego mentora. Chyba się lubiliście, prawda? Czy coś się zmieniło?
– Cieszę się – mruknął – Ale są też tam koty których nie znam. I Pan Alba a to dorosły kot i trochę dziwnie się z nimi siedzi w jednym legowisku. Nie podoba mi się to. Jakby przez cały czas słuchał.
– Słucha, słucha. Na pewno. Ten typ tak ma – prychnęła. – Nawet nie wiesz, jak się cieszyłam, kiedy w końcu przestał przychodzić w odwiedziny do swoich kociąt. Jego obecność w kociarni była przytłaczająca... Królik powinien go albo mianować, albo wygnać... – albo opchnąć komuś, żeby się inni z nim użerali.
– Mhm... – mruknął, nie wiedząc co o tym na chwilę obecną sądzić. Nie wiedział, czy się ze słowami mamy zgadzał na logicznym poziomie. Mógł wyczuć, czy lubi Albę czy nie i jeśli miał się teraz jakoś skupić, to zdawało mu się, że nie jest jakimś dużym fanem, ale też nie, że go nie lubi czy coś. Był mocno neutralny. Tylko Wróżka zdawała się stresować czasem jego obecnością. – Czyli go nie lubisz? Ja chyba nie wiem. Z resztą, Pan Alba wydaje się być całkiem miły... nie, żebym go bardzo lubił, ale wiesz.
<Mamo?>
[1323 słów]
[przyznano 26%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz