Wizyta srebrnej kocicy nie była na łapę królowej. Skłamałaby mówiąc, że ucieszyła ją wizyta "ciotki", niegdyś podziwianej. Odkąd do Klanu Nocy zawitała Księżycowy Blask, starała się odciąć od swoich ciotek, tych, które tak jak i ona były zamieszane w morderstwo Jagodowego Gąszczu.
Wystarczyło, aby Mak postawiła jedną łapę we wnętrzu żłobka, aby sprawić, że Kawcze Serce stała się bardziej czujniejsza i wręcz instynktownie skryła swe dzieci przed ciekawskim spojrzeniem zielonych ślip kocicy. Kocięta były zbyt małe, by wiedzieć co dokładnie się dzieję, kim jest dziwna nieznajoma, o której mama nie mówiła im ani razu do tej pory i dlaczego wraz z jej przybyciem królowa stała się bardziej spięta, tak jak sama atmosfera w bezpiecznej ostoi karmicielek i ich dzieci stała się gęstsza.
— Skłamałabym mówiąc, że planowałam posiadanie kociąt... — Jeszcze nie tak dawno wzbraniała się przed wizją siebie spędzającej dni w kociarni, co nijak się miało do pozostania wspaniałą wojowniczką, wpisując się w szablon kotki z Klanu Nocy. A teraz? Serce jej się radowało, gdy spoglądała na te małe puchate kulki, które były jej. Każda sekunda, która z nimi spędzała była cenna. — Jednak nie żałuję tej decyzji. — Na jej pysku pojawił się uśmiech, kiedy czule spojrzała na kocięta, ignorując uwagę dotyczącą jej ojca — Córki nazwałam Cyranka i Kazarka, ... a syna Krakwek. — zawahała się nieco w momencie zdradzenia płci oraz imienia ostatniego z kociąt wtulonych w jej bok — Chciałam, aby wszystkie nosiły imiona od ptactwa wodnego
Mak skrzywiła się widocznie zniesmaczona na wzmiankę o jej synu.
— Tak bardzo ci współczuje. Gdyby nie ten jeden pasożyt co teraz będzie żerował na naszym klanie, mogłabyś być dumną mamą.
Znała poglądy swojej ciotki, widziała jaka kocica jest, jednak miała nadzieję, że chociaż raz ugryzie się w ten swój język, darując sobie niemiłe komentarze dotyczące jej syna będącego małym bezbronnym kociakiem. Jeszcze brakowało, aby zaczęła wypominać czarnej to, że jej córki zdobi czekoladowe futro, a w tym wypadku srebrna sama by się postrzeliła; w końcu jedno z "jej" kociąt było czekoladowe, nawet jeśli więcej
— Ten "pasożyt" to jest MÓJ SYN, Makowe Pole. Radzę ci zważać na to jakimi określeniami nazywasz moje dzieci, jeśli mamy żyć w zgodzie... I mogę się nazywać dumną mamą, w przeciwieństwie co do niektórych...
Nie miała zamiaru pozostać bierna, tak jak jej matka pozostawała bierna przez większość czasu, nie potrafiąc zawalczyć o swoje. Nie była ani Błotnistą Plamą, ani też swoim ojcem; obojgiem pogardzanych przez klan rodziców, rodziny w końcu sobie nie wybrała.
Przynajmniej teraz miała możliwość stworzenia własnej rodziny, z kotami mającymi podobne poglądy do niej, gdzie na pierwszym miejscu było dobro bliskich, nie zważając na to jakiego koloru futra byli czy płci.
Mak w odpowiedzi prychnęła na słowa Kawczego Serca.
— Jaka delikatna... Naprawdę zależy ci na tym... czymś? Sądziłam, że jesteś mądrzejsza.
— I nie myliłaś się. — miauknęła pewnym tonem nie spuszczając spojrzenia ze srebrnej, starając się przewidzieć jej następny ruch, jak i również to co ma zamiar powiedzieć na temat jej syna — Czy sam fakt, że nie pogardzam bezbronnym kociakiem tylko ze względu na to, że jest kocurem, nie czyni mnie mądrzejszą od ciebie, ciociu? Nie przeszkadza mi wcale to, że urodziłam syna. Prawdziwa matka kocha swoje dzieci, nie ważne co.
Nie widziała, na kogo wyrosną jej pociechy, miała nadzieję, że jednak będą zaliczać się do tych dobrych kotów, które nie będą kierować się przenigdy zemstą i nienawiścią, bo to była zgubna droga. Tego im życzyła z całego serca, mając nadzieję, że przodkowie z Klanu Gwiazdy będą czuwać, aby nigdy nie zbłądziły na złą drogę. Nie chciała, aby stały się kimś takim jak Makowe Pole. Jednak nie ważne jaką drogę by obrały, chciała móc przy nich być, wspierać i służyć radą. Chciała być dla nich taką matką, jakiej nigdy jej nie przyszło mieć.
Była pewna, że partnerka Pszczelej Dumy wyśmieje ją za to co mówi, bądź zezłości się, że Kawka ujmuje jej pomyślunku, a mimo to kocica milczała. I to milczała dość długo, aż sama córka Błotnistej Plamy zaczęła się czuć dziwnie i przytłoczona tą ciszą w kociarni.
— Och, widzę, że macie gościa... — odezwał się Poranny Ferwor niezbyt wyraźnie, przez trzymane zerwane kwiaty w pysku, tym samym przerywając ciszę w kociarni, kiedy do niej wszedł. A zrobił to na tyle cicho, że nawet Kawka z niemałym opóźnieniem zarejestrowała jego obecność. Nim przywitał się ze starszą kocica, zbliżył się do Kawki i ich dzieci, i to właśnie z królową jako pierwszą się przywitał, stykając się z nią głową. — Chyba wam przeszkodziłem w rozmowie... — odezwał się nieco zmieszany i przytłoczony gęstą atmosferą
— Nie. Właśnie skończyłyśmy rozmawiać. Makowe Pole właśnie wychodziła... — przeniosła spojrzenie na ciotkę, mając nadzieję, że ta faktycznie wyjdzie, zostawiając jej rodzinę w spokoju
Ku uldze królowej, tak się też stało. Nim jednak srebrna wyszła z legowiska, obrzuciła nieprzychylnym spojrzeniem każde z ich piątki.
— Wszystko w porządku? — spytał się złoty kocur widząc niepokój na pysku przyjaciółki, kiedy ta odprowadzała spojrzeniem kocicę
— Mam taką nadzieję...
<Mak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz