*Dokładnie po wyzwoleniu Klanu Burzy*
Zwiędły Hiacynt przemierzał polanę, co chwilę skanując koty przechodzące obok swoim wzrokiem. Bezsensowny plan Tygrysiej Gwiazdy zadziałał, jakimś cudem. Byli wolni, chociaż tego sformułowania by nie użył wojownik. Dalej nad nimi panowała Tygrysia Gwiazda, która doprowadziła do tej wojny, wraz ze swoją zastępczynią, która nie była dobrą kotką. Właśnie przechodził obok zastępczyni, która grzebała w stosie zwierzyny. Najwyraźniej dostrzegła go, bo po chwili usłyszał jej głos.
- Zdaje się, że miałam rację. - Ten tylko prychnął cicho i stanął, słysząc jej słowa.
- Mówią, że głupcy mają szczęście. I ta sytuacja jest idealnym przykładem, że to jest prawda.
Po tych słowach odszedł od kocicy, nawet nie czekając na to, aż ta odpowie. Miał lepsze rzeczy do roboty niż droczenie się z szylkretową kotką odnośnie głupich spraw. Zmierzył w stronę wyjścia z obozu, gdzie czekał już na niego jego brat.
*****
Rudy wojownik wyszedł z swojego legowiska i rozciągnął się. Od kiedy ta samotniczka i Różana Przełęcz dorobiły się kociaków, to pod łapami Hiacynta pojawiały się małe kulki futra. Było to irytujące, jednak kocur nic nie mógł z tym zrobić. Gdyby te jeszcze nie próbowały z nim rozpocząć rozmowy, to nie byłoby takiego dużego problemu. Ta ruda kotka o imieniu Lew była najbardziej irytująca z całej tej ósemki kociaków. Przykleiła się do niego jak rzep do jego ogona i nie chciała odpuścić. Miał nadzieję, że gdy zostanie uczniem, to odczepi się od niego na zawsze.
Kocur szybko przeskanował wzrokiem obóz, a jego wzrok utknął w szylkretowej zastępczyni, która siedziała blisko żłobka. Nie zdziwił go ten widok. Od kiedy ta dorobiła się kociaków, to widział ją częściej w tym miejscu. Dopiero po chwili dostrzegł, że zastępczyni nie jest sama. Obok niej siedziała jedna z jej małych kulek futra, która zwała się Rumianek. Szylkret grzebał łapą w ziemi, a przestawał co chwilę, aby coś powiedzieć do Różanej Przełęczy. Bez większego namysłu, Hiacynt poszedł w ich kierunku. Gdy znalazł się blisko nich, kocica wbiła w niego swój chłodny wzrok i zakryła Rumianka swym ogonem, co zdecydowanie się nie podobało kociakowi.
- Witaj Różana Przełęczo. Od kiedy zostałaś matką, to wcale się nie widzieliśmy. - Powiedział kocur, kiedy znalazł się blisko nich. - Jeśli się nie mylę, to to jest jedno z twoich kociąt. Rumianek, prawda?
- Nie sądziłam, że tak szybko stęsknisz się za moją osobą. - Odpowiedziała kocica, lekko unosząc czoło. - Czyżby doskwierała ci samotność z powodu deficytu mojego towarzystwa? - Tu zatrzymała się na moment, zerkając kątem oka na ukryte kocię. - Owszem, Rumianek.
Wojownik zaśmiał się cicho na jej słowa. Jak bardzo by się starał to i tak ta kocica zawsze go zaskakiwała.
- Za tobą będę stęskniony zawsze, a najbardziej za twoimi sarkazmami. Nie zmieniłaś się ani trochę. - Odpowiedział kocur. - Rumianek… Widać, że wygląd odziedziczyła po tobie. Nie obawiasz się o nią? Dobrze wiesz, co rządzi dla niektórych w tym klanie, a twe jedno kocię zalicza się do tej grupy. Nie obawiasz się, że pójdzie za nimi?
Kotka utkwiła na nieco dłuższy moment spojrzenie czujnych oczu na pysku Hiacyntu.
- Prawie każda matka obawia się o swoje kocięta. I jestem w pełni nastawiona na to, by pomóc jej ukształtować prawidłową drogę. Bez względu na koszta.
- Dobrze wiesz, jaki jest Klan Burzy i tego nie muszę Ci uświadamiać, a dalej zdecydowałaś się, by mieć kocięta. A co jeśli źle wybierze? Wiesz dobrze, że obok w żłobku masz dokładną reprezentację tej grupy.
Zwiędły Hiacynt znów został obdarzony dość nieprzyjemnym spojrzeniem, rodzaju „masz mi coś do zarzucenia?”, jednak zaraz przez nos kotki przeszedł uspokajający, nieco zrezygnowany wydech.
- Wychowanie moich kociąt i kwestię czy powinnam je posiadać, czy nie, zostaw mnie, Zwiędły Hiacyncie. Podobnie jak obawy o ich przyszłość. - Odpowiedziała, patrząc w jego niebieskie oczy. - Poza tym, to nie tak, że podoba mi się fakt, że muszę dzielić żłobek z pomiotami zdrajcy, rasisty i przybłędy, której nawet dobrze nie znamy. Ale jak możesz zauważyć, moja władza w tej sprawie jest ograniczona. - Dodała bardziej obojętnie, ze zrezygnowaniem i spokojem.
- Nie mów tak o nich! - Krzyknął szylkretowy kociak, który najwyraźniej dokładnie nasłuchiwał ich konwersacji.
- Miałem się nie wtrącać, ale już widzę, że twoja pociecha zaczyna chłonąć te zasady pod twoim czujnym okiem. - Na pysku wojownika zagościł lekki uśmiech. - Czy tego nie chciałaś uniknąć?
- Mam ci przypomnieć o Piaskowej Gwieździe, bo twoja pamięć widocznie jest tak niezwykle słaba? - Zapytała kocica, patrząc na swe kocię z góry. Coś w jej wzroku mówiło “Jeszcze raz się wtrącisz, a idziesz do ojca”, po czym zerknęła znów na Hiacynta, odwzajemniając jego "uśmiech". - Jedyne czego mogę Ci życzyć, to powodzenia dla ciebie, kiedy jakimś cudem dorobisz się swoich. A czy uniknę całkowicie? Najwidoczniej nie. Jednak zawsze można się czegoś pozbyć. Wymazać. Unieszkodliwić problem. - Kontynuowała z lodowatym spokojem i wciąż z tym samym wyrazem pyska, jakby wszystko miała pod kontrolą, lub przynajmniej coś planowała. - Gra się wciąż toczy, to nie tak, że jedna stracona szansa dyskryminuje kolejne.
- Proponujesz mi coś Różana Przełęczo? Wiesz dobrze, że tych problemów można pozbyć się za machnięciem łapy. - Po tych słowach usłyszał on pisk Rumianku. Zdecydowanie ten nie był zadowolony z żadnych słów, które padły z pyska wojownika lub zastępczyni.
- Nie mówcie tak o nich! - Pisnął niezadowolony. - Oni jako jedyni się ze mną bawią i są świetni! Niezależnie jak bardzo ich wyzywacie, to i tak nic to nie zmieni!
Kocica prychnęła, jednak bez większego zirytowania.
- To by-.... - Tu przerwała, patrząc na Rumianka ze zniecierpliwieniem. - Przepraszam na chwilę. - Kocica wstała, chwyciła kociaka bezceremonialnie za kark, po czym sztywnym krokiem zaniosła w głąb żłobka, gdzie najpewniej siedział Powiew. Rudy kocur szedł za nią wzrokiem, zanim ta zniknęła w środku żłobka. Więc istnieją pewne granice, a jedną z nich przekroczył właśnie ten kociak. Hiacynt poczekał chwilę, zanim zastępczyni do niego wróciła, owiana aż niekomfortowym spokojem. Westchnęła ciężko, zanim zaczerpnęła powietrza do odpowiedzi. - Wybacz. Widocznie niektóre z moich kociąt mają niezwykłą przypadłość późnego rozwoju. A myślałam, że głupota z dziadków nie przechodzi. - Mruknęła lekko, po czym wskazała głową na wyjście z obozu. - Masz może ochotę się przejść?
Wojownik zeskanował ją wzrokiem, próbując wyczytać jej myśli. Od kiedy ta stała się taka miła? To nie było podobne do chłodnej kocicy, którą znał. Przejechał ogonem po ziemi.
- Z chęcią się przejdę. Muszę odpocząć od tego obozu i kotów w nim. - Powiedział po dłuższej chwili Zwiędły Hiacynt i nie czekając na kotkę, poszedł w stronę wyjścia z obozu.
< Różo? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz