*dawno temu*
Tak jak obiecał służył tej czwórce, wywiązując się z umowy. Robił naprawdę koszmarne rzeczy, ale czego nie robiło się dla bezpieczeństwa ukochanej. Dzisiaj także przyprowadził im kogoś, kogo chcieli wykończyć. Akurat ciężka to była robota, bo mało który kot chciał z nim dobrowolnie iść. Jedyne co ratowało go przed odkryciem jego nieczystych zamiarów, to był jego biedny wygląd, który łapał idiotów za serce. A potem... Potem właśnie dostawali za swoje.
— Pilnujta lepiej swej pannicy, bo kto inny ją wyhaczy — miauknął Śruba, gdy skończyli robotę.
Co takiego? Nie zrozumiał. Koty wskazały na śmietnik, po czym odeszły. Co... Co tu się na księżyc działo? Jednym susem przewrócił pojemnik, który wysypał resztki, a w tym... Blankę?! Zaskoczony wpatrywał się w bengalkę z szokiem. Zamurowało go.
— Co ty tu robisz i czemu siedziałaś w śmieciach?! — warknął gardłowo zły, że ośmieliła się przyjść do gangsterów. Przecież jej zakazał! Czy jej coś zrobili? Skrzywdzili? Na pewno tu wrzucili, to fakt. Pieszczoszka z własnej woli raczej by nie siedziała w śmieciach.
— Wyypłosz~! — zamruczała, wyturlawszy się ze śmietnika. Posłała mu ciepły uśmiech. —Tęskniłam za tooobąąą. — Wstała i zaraz uwiesiła się na burym. — Chciałam ci pomóc z karą, ale mnie wyrzucili do śmieci. Jak śmiecia. Śmiecie — już pod koniec burczała pod nosem, szukając gangu skocznym wzrokiem.
Był w szoku, ponieważ nie spodziewał się Blanki w takim wydaniu. Skulił uszy, gdy poczuł na sobie jej ciężar, powodując że zmuszony był usiąść, by się nie wywrócić. Czuł od niej dziwny zapach. Jeszcze bełkotała pod nosem, czy ona...
— CZY TY SIĘ NAĆPAŁAŚ?! — zamrugał zdumiony. — Oni ci to kazali zrobić? — syknął rozglądając się za kocurami, których już dawno nie było.
— Nieprawda! — miauknęła zaraz, odsuwając się od Wypłosza. — Wyglądasz smutno. To przez kare? Ja ją chciałam na dzisiaj...
— Miałaś się nie mieszać w moje sprawy — warknął. — Dobrze, że jej nie dostałaś — prychnął. — Jazda do domu. Już. Bo zaraz ja cię ukarze za taką samowolkę i ćpanie na boku!
To nie mieściło mu się w głowie. Jak do tego doszło?! Co ją pokusiło, by w ogóle w takim stanie wychodzić na ulice?! Przecież to byłby wyrok śmierci! Musiał chyba podziękować Śrubie, że ją unieszkodliwili i nawet nie drasnęli, bo od zawsze sądził, że ten nie honorował umów, a tu proszę.
— Wypłosz nieee, jasno jeszcze. — Podreptała kawałek od niego. — I nasze sprawy, nie moje! Nie chce kary od ciebie, chce za ciebiee.
— Nie! — Ruszył za nią. — Stój! Gdzie idziesz? Nie idź za nimi, ja z nimi zawarłem umowę, ci nie dadzą — prychnął na nią zły.
No co za uparta jędza! Może i naćpana, ale i tak był oburzony jej zachowaniem. Musiał dowiedzieć się co takiego się stało. Czy to sprawka jej Dwunożnych? Otruli ją? A mówił, aby do nich nie wracała, to nie! Co on z nią najlepszego miał!
— Czemu jesteś niemiły, Wypłosz — prychnęła, kładąc po sobie uszy. — Chciałam pomóc.
— Mówiłem byś mi nie pomagała. Jak widzisz żyje. Nie zabili mnie ani nic. To nie zabawa ani miejsce dla ciebie. Chodź. — Trącił ją barkiem, kierując ją w inną stronę.
Trzeba było ją stąd natychmiast zabrać. Zawsze do słabych zlatywały się żądne krwi mewy. Jeszcze mu brakowało, aby jakiś inny gang się do nich uczepił.
— Nigdy nie mówiłam, że to zabawa! Myślałam, że cię biją, a ty nawet draśnięć nie masz — mruknęła, mierząc burego wzrokiem. — Więc co robisz w ramach umowy, co? Ja też tak mogę, znikać sobie całymi dniami i wracać bez słowa.
— Ta umowa dotyczy tylko mnie. Nie interesuj się, bo kociej mordki dostaniesz — miauknął kierując ją w kierunku swoich terenów.
Musiał ją ogarnąć. Akurat ostatnimi czasami dużo padało, więc wiedział gdzie znaleźć jeszcze jakąś stojącą wodę, która nada się na ochłodzenie zmąconego umysłu. Dobrze, że od Śmierdziela znał tipy na otrzeźwienie po jakimś zielsku.
Pieszczoszka z cichym burczeniem pod nosem, pozwoliła się poprowadzić kawałek. Chodząc po prostej drodze zachwiała się, wpadając na Wypłosza, który musiał rozkraczyć się szeroko łapami, by nie polecieć na bok. Spojrzała to na jego pysk, to na brak oka, to na oberwane ucho i zbliżyła się jeszcze pyszczkiem.
— Wypłosz... Wypłosz wiesz co? — szepnęła.
Posłał jej zirytowane spojrzenie, bo był nadal zły za jej lekkomyślność.
— Co wiem?
— Koocham cię Wypłosz, wiesz? — zamruczała, ocierając się pyszczkiem o jego policzek. — Dlaczego mnie zostawiasz żeby iść się zabawiać z gangiem? Ja ci chciałam skrócić tylko karę, żebyś nie musiał tylko choodzić. — Posłała mu smutne spojrzenie zielonych ślepi.
Zamarł słysząc te słowa. Brzmiały... Wspaniale, ale wolał je usłyszeć, gdy ta była świadoma tego co mówi. Teraz przez nią przemawiała roślina, co było... przykre. Spojrzał na nią, parskając pod nosem.
— Dużo musiałaś wciągnąć tego zielska. Nie skrócisz mi kary, dla nich się opłaca bym przychodził często. I skończmy już ten temat. Musisz wytrzeźwieć. — Przewrócił okiem.
— Ale ja nie wciągałam zielsks i dobrze się czuję już — wytłumaczyła łamanym językiem. — Czemu się opłaca? Im szybciej tym lepiej. Jak pomogę będzie szybciej. Jak strzelił. — Uśmiechnęła się pod nosem, przylegając do Wypłosza.
— Nie. Nie będzie szybciej. Powiem ci co robię jeśli pójdziesz ze mną do kartonu i nie będziesz się zatrzymywać, jasne? — spróbował podejść ją podstępem.
Liczył na to, że się uda i ta chętniej zacznie przebierać łapami, bo szczerze powiedziawszy... to się wlekli. I to gorzej niż ślimaki, bo ta jeszcze jak na złość, chwiała się i próbowała raz po raz go przewrócić. Czy ona nie widziała, że nie miał łapy?!
— Za tobą wszędzie~ — zamruczała słodko, robiąc parę kroków w tył.
Poczuł się... nieswojo, gdy kotka się wycofała i stanęła za nim. Odwrócił się tak, by stać do niej bokiem. Nie wiedział w końcu co ona planowała. Takiej to wszystko we łbie mogło odwalić.
— Blanka. Nie obchodź mnie od tyłu. Idziesz obok. Już. — Zacisnął pysk, mrużąc oko.
Blanka bez dalszych słów sprzeciwu, razem z Wypłoszem skierowali się na jego tereny. Kotka raz po raz uśmiechała się pod nosem bez większego powodu, starając się nie wywrócić po drodze.
— To tutaj. Domek. — Wskazała lokum Wypłosza ogonem.
— Tak. — Podprowadził ją do beczki, gdzie łapana była deszczówka, po czym zachęcił, by podeszła bliżej. — Wskocz tutaj. — Pokazał na przedmiot. — A powiem ci wszystko co zechcesz
— Wszystko? Absolutnie wszystko? — zapytała z zachwytem, po czym podeszywszy do beczki, spojrzała na nią nieufnie. — Nie podoba mi się...
Aj tam nie podoba... Wdrapał się na na śmietnik, który obok niej stał, zachęcając bengalkę ruchem łapy. Ta widząc, że był znacznie wyżej, wspięła się dość niezgrabnie, nachylając się nad beczką i zaglądając do niej zaciekawiona co też tam się w niej znajduje. I właśnie w tym momencie, wepchnął pieszczoszkę do niej, a następnie złapał za skórę na karku i wyciągnął tak, by się nie utopiła.
Gdy tylko jej łepek znów znalazł się nad wodą, prawie zachłysnęła się powietrzem. Chaotycznymi ruchami podświadomie próbowała wykaraskać się z beczki, chwytając pazurami o wszystko co się dało. No i się zaczęło. Liczył na to, że zaraz sam w niej nie skończy. Nie przeżyłby tego. Na szczęście udało mu się z pomocą spanikowanej, która zaczepiała się o niego pazurami, uwolnić ją z wody, zeskakując na stały grunt.
— Już lepiej księżniczko? — zapytał chcąc sprawdzić czy to podziałało i normalna Blanka wróciła.
Kocica przysiadła na suchej ziemi. Ciężkie oddechy ponaglała kaszlem, by pozbyć się wody z pyska czy płuc. Chłód na pewno nieco rozjaśnił jej umysł, jednak wciąż nie na tyle, by czuła się normalnie. Jednak teraz, gdy zastrzyk adrenaliny zszedł, poprzednie ogłupienie zastąpiło potworne zmęczenie i nudności. Dopiero po dłuższej chwili zarejestrowała, że Wypłosz coś do niej powiedział i tylko pokiwała mu potwierdzająco łbem, niekoniecznie wiedząc, czemu przytaknęła bądź na co się zgodziła.
— No i dobrze. Spróbuj jeszcze raz się naćpać, a skończysz ponownie w wodzie — zagroził, obserwując przemokniętą kotkę.
Blanka spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi.
— To nie było specjalnie... — mruknęła, po czym podeszła do kocura i oparła łeb na jego boku. — Przepraszam... przepraszam — zaczęła mruczeć z opuszczonymi uszami.
— Nie specjalnie? Jesz podejrzane rośliny nieświadomie, tak? — prychnął nieprzekonany jej słowami. Usiadł jednak i z wyższością spoglądał na kotkę. Niech wie, że tak łatwo go nie udobrucha. Nie po tym jak poszła do Śruby i jego koleżków, sprawiając mu zawał.
— Dwunodzy wyjechali i zamknęli drzwi. Tylko to pachniało... zjadliwie w ogrodzie — zaczęła się cicho tłumaczyć. — Zapomniałam, że akurat po tych się to dzieje...
Co. Co takiego?! Co on słyszał! To był już szczyt wszystkiego. Ale to może dobrze. Blanka nauczy się, że nie należy pokładać zaufania w tych stworzeniach. Teraz miał kolejny dowód na to, że ci się nad nią znęcali. Liczył na to, że pieszczoszka się ogarnie i już nigdy tam nie wróci. Chciał, aby nareszcie przyznała mu, że jego życie jest znacznie lepsze i przez ten czas była głupia.
— Wyrzucili cię? — prychnął. — A nie mówiłem, że tak to się skończy? Jak chcesz coś jeść to przyjdź do mnie. Znajdę ci coś lepszego niż zielsko.
— Nie wyrzucili, po prostu zapomnieli, że zamknęli wszystko w domu... — wytłumaczyła, czując jak powieki jej się zamykają. — Wybaczysz mi? Przepraszam Przecież wiesz, że bym ci tego nie zrobiła, jakby mi nie odbiło po tym, tym... — miauczała cicho, a otarłszy się o futerko kocura, posłała mu błagalne spojrzenie. — Śruba i reszta mi nic zrobili, nie musisz się już gniewać...
— Mhrm — mruknął pod nosem. — Za kare musisz zostać tu ze mną i odpocząć — powiedział, kierując ją w stronę kartonu.
Chyba miał dość tego jak na ten jeden dzień. Czuł, że więcej jego serce nie zniesie... Blanka naprawdę dzisiaj się postarała i przeszła samą siebie.
— Dobrze — rzekła skruszona. Kotka zapakowała się do kartonu i już chwilę po położeniu się w dowolnym miejscu, zasnęła z rozdziawionym pyszczkiem.
Widząc to, położył się obok niej i również postanowił się zdrzemnąć. Ganianie za kotkami i to naćpanymi było ciężkie, musiał nabrać sił, bo kto wie co go nowego czeka, gdy tylko się zbudzi...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz