Po odebraniu żyć Różana nie próżnowała, zaczynając to, co chciała zaproponować Tygrys, która niestety nie zdołała wysłuchać słów calico. Szylkretkę zastanawiało jeszcze kilka dni po tym, dlaczego nie pojawiły się takie postacie jak Zajęcza Gwiazda czy Kamień, jednak po krótkiej analizie doszła do kilku możliwości. Różnica między nimi a Pasikonikiem była taka, że oni na pewno nie żyli, więc albo mieli do niej jakąś urazę, albo zgaśli, albo poszli do pustki…. albo w o wiele mniej przyjemne miejsce dla kotów. W końcu kotka nie wiedziała wszystkiego o ich życiu i tajemnicach, więc być może zrobili coś, czym zasłużyli według Klanu Gwiazdy na tak zwane potępienie. Tylko czy aby na pewno Gwiezdni znowu nie przesadzali i nie osądzali kotów, siedząc na swoich srebrnych tronach “sprawiedliwości”? Niektórzy z nich naprawdę zdawali się być niezłymi hipokrytami.
Jednak wracając do teraźniejszości-
Jej "Cienisty Krąg" się powoli sprawdzał, chociaż miała zamiar poczekać na werdykt jeszcze trochę, najlepiej do zgromadzenie. Co prawda nie działał tak, jak by tego oczekiwała, jednak zgadywała, że nigdzie nie znajdzie kotów które odpowiadałyby jej ideałom. Być może to przez frustrację i rozdrażnienie, jednak Powiew po jakimś czasie uświadomił ją o kilku sprawach i zwyczajnych ograniczeniach, o których zapomniała nawet u siebie. Czas więc było, by spróbować wprowadzić kolejny plan, czy też pomysł w życie. Chciała tunele dla siebie, rozgarnięte koty które sprawnie by się nimi poruszały, by takie sytuacje jak podczas okupacji przez Wilczaki nie miały miejsca. Okiełznanie nieznajomych terenów okazało się być jednak zbyt niebezpieczne, gdyż łatwo się było w nich zgubić a niektóre z nich prowadziły niebezpiecznie w dół. Jednak calico nie mogła ich po prostu odpuścić, zostawić szansy która została jej wręcz podrzucona pod łapy. Do tej pory się tym nie interesowała, jednak którejś nocy po powrocie medyków ze zgromadzenia, coś zalśniło w jej głowie, jakby właśnie odblokowała nową ścieżkę, która dawała o wiele więcej możliwości niż dotychczas. Niemniej "zainteresowanie", skończyło się na tym, że calico próbując na własną łapę eksplorować tunele niemal się zgubiła. Postanowiła wtedy z tym skończyć. Zamiast tego, spróbowała zrobić coś własnego. Ujarzmionego. Miała nawet zarys w głowie. Jeśli zrobią własny tunel, być może będą mogli kontrolować jego przebieg. Nie mogło to być za trudne, a przynajmniej nie niemożliwe. Na miejsce wejścia wybrała najdalszy kąt w legowisku medyka. Przykryty, zacieniony. Chciała mieć możliwość szybkiego opuszczenia terenu obozu, jeśli byłaby taka potrzeba. Nie był to co prawda plan który spodziewała się zrobić jeszcze za czasów swojego życia, a pozostawić szkic dla przyszłych pokoleń by dokończyły mapę jej myśli. O jej zamiarze wiedziały jedynie wybrane koty. Te z Kręgu, oczywiście Wiśniowa Iskra, gdyż Słonecznej Łapie nie ufała na tyle. Być może właśnie dlatego, że była córką Pasikonik i szczerze dawała jej podobną energię, Sójczy Szczyt… oraz Powiew. Nie mogła rozpowiadać swoich planów innym kotom, nie w momencie, kiedy połowie z nich nie ufała. Nadal nie do końca wierzyła nawet kotom z kręgu, więc i tak zaryzykowała mówiąc im o tym. Sama praca odbywała się dość mozolnie, w odstępach, tak, by żaden kot się nie zorientował i o odpowiednich porach dnia i nocy. I jakże Róża była niezadowolona, kiedy okazało się, że kopanie zajmuje więcej niż się okazało, a czyszczenie obolałych łap i pazurów, jeszcze w szczególności gdy natrafiło się na kamień, było niemal karą za naruszanie ziemnej strefy. Tu niesamowicie przydała się Wiśnia, która co jakiś czas opatrywała obolałe łapy. Wszystko to trwało jakieś kilka dni, podczas których przesiadywała w legowisku medyka pod pretekstem choroby, a wszelacy odwiedzający zielarnię koty mogły jedynie potwierdzić, że widziały śpiącą, lub wyglądającą na wyczerpaną Różę. W końcu kto by nie był, kiedy masz doły do kopania niczym jakiś królik? W dodatku zażyczyła sobie, żeby przebywać dużo w okolicy ziół, chcąc zetrzeć z siebie zapach ziemi i wilgoci. Miała do wykorzystania jedynie kilka wschodów słońca, więc musiała się streszczać. Dłuższy pobyt u medyka byłby zbyt podejrzany jak na ,,chorobę spowodowaną przemęczeniem", której to objawy nieświadomie wykreowała na swoją korzyść, kiedy próbowała przez dłuższy czas pogodzić dzienne życie w klanie z porannymi i nocnymi zajęciami kopania. Doprowadziło to do tego, że kilka kotów zasugerowało, by ta poszła po diagnozę do Wiśni, kiedy calico znów pomieszała kilka słów strasznie się przy tym irytując. Pomyliła imiona swoich kociąt i na dodatek smętnie sunęła po obozie, będąc niczym smutna deszczowa chmura, zmęczona unoszeniem się nad ziemią. Czy to nie były wystarczające objawy? Jednak wracając!
Któregoś poranka łapa Powiewu zamiast natrafić na kolejną warstwę ziemi, wreszcie spotkała się z pustką. Wielkie pazury przebiły się przez glebową ścianę, tworząc mały wyłom. Zimne, pachnące ziemią i zbutwiałą wodą powietrze sprawiło, że białe wąsy kocura poruszyły się w odpowiedzi. Nie minęła więc też dłuższa chwila, jak to Róża dowiedziała się o owym okryciu. Pozostawało teraz coś z tym zrobić, jednak tworzyły się pytania.
Więc co teraz? Jak to rozplanować? Najpierw oczywiście wejście zabezpieczyć, a na to składały się badyle ułożone na wejściu i przykryte grubą warstwą zniesionych tu kamieni. Rozbieranie tego i układanie od nowa za każdym razem od teraz było męczące, jednak niezbędne, jeśli chcieli utrzymać bezpieczeństwo. W końcu kto wie, co siedziało w mrocznych ścieżkach? Być może kiedy ogłosi wszystkim oficjalnie to co właśnie teraz robi, będzie można znaleźć jakiś ładny głaz czy pogłówkować nad innym zabezpieczeniem, którego wtachanie nagle do legowiska medyka nie wydałoby się dziwne.
- Potrzebujemy dwóch, być może i trzech kotów, najlepiej starszych i doświadczonych, dobrze zapoznanych ze swoimi własnymi zmysłami. Chcę, by jako pierwsze wraz ze mną spróbowały zapoznać się i przestudiować istniejące tunele. Dobrze by też było, by miały dobrą pamięć…- tu przerwała, prychając cicho - Chyba za dużo wymagam. - Mówiła po dwóch następnych porankach do Powiewu, w głowie już wszystko powoli układając. Koty te musiałyby też być jakoś z nią zaznajomione… i nie mogły wkraczać na teren ,,Kręgu”. A może i mogły? Tylko czy wtedy nie byłoby to zbyt ryzykowne? Czy mogła właśnie do takich celów wykorzystać ,,Łapy”? Czy nie po to były? Zagryzła na moment zęby. Ughhr, gdzie ona znajdzie odpowiednie osoby? Przez tą sytuację z Wilczakami stracili już trochę, a w obecnym momencie większość to uczniowie i starsze koty które jakimś cudem nie są jeszcze w pełnej starszyźnie. Na dobrą sprawę miała jednak pomysł na obsadzenie w nowej roli dwóch kotów, jednak i tu pojawiły się wątpliwości. Jedną z nich była niechęć Róży do wsadzania swoich krewnych w niebezpieczeństwo. Zapytacie, jakich krewnych? Otóż calico upatrzyła sobie dzieci Czajkowego Zaćmienia, a dokładniej Koniczynkę, która mogłaby sprawdzić się jako Przewodnik w mrocznych ścieżkach. Tylko naprawdę, naprawdę nie chciała stracić swoich siostrzeńców, kiedy to byli jedynym śladem jaki pozostał po siostrze. Martwiła się, czy wojowniczka nie zgubi się zbyt szybko, lub czy nie straci swojej koncentracji. Chętniej posłałaby w ciemne odmęty krewniaków od Pasikonika, problemem były natomiast dwie rzeczy, które ich z tej roli całkiem wykluczały. Słoneczna Łapa szkoliła się na medyka i miała ograniczoną swobodę ruchów, gdzie calico martwiła się co będzie, jeśli uczennica nie będzie wystarczająco sprawna i silna by jakkolwiek trenować dla utrzymania swojego zdrowia. Może powinna zaproponować jakieś ćwiczenia? A druga możliwość, a raczej jej brak… tak, Grad. Po księżycach spędzonych na treningu Róża zdołała sobie wyrobić opinię na jego temat i o ile chętnie nauczyłaby go pokory, wciskając w wąskie tunele, tak kocur był po prostu ciężki do kontrolowania i Róża nie miała do niego za grosz zaufania.
A co do drugiej osoby, którą upatrzyła, jednak tym razem z małą pomocą zwaną poleceniem, była Diamentowa Grota. Jako kociak niezwykle irytująca i zastępczyni nie miała pojęcia jakim cudem coś takiego wyszło z Tygrysiej Gwiazdy, chociaż patrzenie jak denerwuje Kamienną Gwiazdę było niezwykle satysfakcjonujące. Teraz kotka wydała się uspokoić i jeśli tylko odpowiedziałaby na kilka pytań i wyraziła zgodę… Różana naprawdę z wdzięcznością widziałaby ją na stanowisku Przewodnika, jeśli tylko trochę popracować nad relacjami z klanem. I o ile dwójka była początkowo w oczach Róży całkiem wystarczająca, tak po krótkim namyśle zdawała się zastanawiać, czy to nie za mało. Czy na początek nie wypadałoby mieć co najmniej trójki kotów. Jednak kto będzie ostatni? Rumiankowy Wschód? Nie za stary? Długie Rzęsy? Drozd, czy może Mżysty? Powiew ma świetną intuicję pomimo swojej częstej dziecinności, ale problemem mogły być jego gabaryty jak i zwykły strach ze strony Róży, że może mu się coś stać, a i tak skończyło się na tym, że wzięła do tego młodsze koty niż zamierzała.
- Mam na razie na oku Diamentową Grotę i Koniczynową Łąkę. - westchnęła w końcu, siadając w miejscu po dłuższym chodzeniu w milczeniu i bez celu po ścieżce w kształcie ósemki. - Co o nich sądzisz? Patrząc jak mały wybór mamy, wydają się być oni dla mnie odpowiedni. Potrzebujemy jeszcze tylko jednego kota… - Pytanie się o opinię lilowego wskazywało bardziej na to, że szylkretowa potrzebuje się po prostu wygadać, chociaż nie przyznałaby tego głośno. Zielone oczy arlekina poleciały gdzieś w górę, a sam kocur po chwili zmienił ułożenie łap, przekładając je podczas leżenia. Sam nie wydawał się być zbytnio przejęty i od dłuższego czasu patrzył spod lekko opuszczonych powiek na Różaną, wydającą się być aż zbyt przejętą całą sytuacją. Poza tym był to już któryś raz, kiedy partnerka latała i poddenerwowana pytała o opinię, ale w końcu i tak robiła wszystko po swojemu a jego tłumaczenia spływały po niej jak po kaczce. Nic więc dziwnego, że miał teraz dość sceptyczne nastawienie, a na pysku malowało się coś na wzór zmęczenia.
- Może sobie na razie po prostu odpuść? W sensie, to nie tak, że musisz mieć wszystko na już teraz gotowe, może ktoś się potem zgłosi sam, albo znajdziesz kogoś kto się będzie nadawał nieco później, różnica będzie taka, że nie rozpocznie swojej eksploracji tuneli wraz z innymi. A wybrane kotki na pewno sobie poradzą. Martwię się tylko, czy będzie z nimi w porządku…
- I właśnie w tym problem - rzuciła niemal natychmiast w odpowiedzi ze zdenerwowaniem, wprawiając ogon w gwałtowny ruch, niemal ignorując ostatnie słowa - Opóźnienia i niańczenie potem kota, który zbyt wolno przystąpił do odkrywania ścieżek może wszystko posypać. Naprawdę nie mam ochoty odwlekać planów, kiedy dla przykładu Klifiacy mogą szybciej wykorzystać tunele i bardziej się z nimi zapoznać. Chociaż na atak z ich strony nie ma co teraz liczyć, patrząc na, th, Gwiazdeczkę… - Kocur widocznie nie był zadowolony tą odpowiedzią. Wziął długi oddech w płuca, po czym wypuścił nagle powietrze, by zaraz potem wstać, zagrodzić Róży drogę swoim ciałem i dwie przednie łapy przyłożyć nagle do głowy calico od obu stron, która zaskoczona próbowała się nieco odchylić.
- Co ty-
- Jesteś jednym z bardziej upartych i sztywnych kotów jakie znam - Mówił ze śmiesznie poważną miną, już mocno wkurzony, wielkimi łapami zaczynając maltretować poliki Róży, niczym ciotka która dawno nie widziała swoich bratanków.
- Yh, Powiew, daj mi myśleć - mruknęła nieco niewyraźnie, chcąc odsunąć swoją łapą chociaż jedną z łap wojownika, jednak widocznie niewiele to dało, bo kocur wydawał się nie skończyć.
- Czym jesteś? - pyta randomowo, ciągle tym niepasującym do niego tonem, z oczami utkwionymi w pysku zdezorientowanej Róży.
- Proszę? Słuchaj, nie wiem co chcesz osiągnąć, ale jesteś daleko od uzyskania oczekiwanego efektu… - Tu spróbowała znów ściągnąć jedną ze srebrnych łap, jednak zamiast oczekiwanego zdarzenia, poczuła nagle uderzenie w czoło o coś twardego i puchatego i jak się szybko okazało, tym czymś było czoło Powiewa. Calico cofnęła się o kilka kroków oszołomiona, przecierając obolałe miejsce łapą. - Cholera, czy ciebie do reszty pogrzało? Za co to. - pyta nie rozumiejąc czemu lilowy po raz kolejny robi jakieś mało logiczne rzeczy, podczas których sam się rani. Dokładnie widać to było po wyrazie jego pyska, chociaż próbował grać niewzruszonego. Niemniej jednak nie był to koniec tortur, ponieważ wielkie łapy dosłownie migiem powróciły na poprzednie miejsce.
- Czym jesteś! - Powtarza pytanie, patrząc butnie na defensywnie nastawioną kotkę. Uhh, mocno przywalił jej w to czoło, dopiero po chwili poczuła siłę uderzenia. Widząc, że do kocura raczej nic nie dotrze, wypuściła z siebie powietrze jakby się poddając.
- Nie wiem, kotem? - mruczy obojętnie.
- Za mało!
- Heff. Istotą żyjącą pobierającą tlen z otoczenia, przywódcą, kiepską matką z przewrażliwieniem… - zaczęła wyliczać marudnym tonem jakby od niechcenia.
- Nie, to nie… - kocur zaciął się jednak, widząc, że do calico ma do tego dość otwarcie niechętne nastawienie zwane ,,mam to gdzieś”. Zamiast tego postanowił kontynuować, co było dość mocno do przewidzenia. Niemniej jednak kocica gdzieś z tyłu głowy liczyła na to, że to już koniec tego śmiesznego wypytywania. - Mh, I jaka jesteś?
- Zirytowana i poobijana? - odpowiada, unosząc brwi ku górze, wyraźnie dając znać kogo obwinia za ten drugi punkt, chociaż Powiew wydawał się to całkowicie zignorować.
- Iii? - Naciskał, jakby chcąc z niej coś wyciągnąć. Problem w tym, że szylkretowa zdążyła już zgadnąć co. Westchnęła ciężko, kierując wzrok gdzieś na bok z niechęcią.
- Zmęczona.
- Właśnie. - odparł arlekin naciskając na to słowo, jak i również w tym samym momencie odkładając łapy na bok, wpierw jeszcze jednym z paluchów przykładając do ciemnego nosa przywódczyni, odpychając ją nieco w tył. Kotka zmarszczyła pysk widocznie niezadowolona, i zaraz potem łapą potarła trochę nieszczęsny nos. - W tym tkwi cały problem. Nakręcasz się a potem nie śpisz po nocach kopiąc jakieś dziury w ziemi. I kto tego wszystkiego potem wysłuchuje? Ja. Dlatego! Twoim dzisiejszym zajęciem jak i moim rozkazem będzie spanie. Masz się zrelaksować moja droga! - Ugh. Na pysku calico pojawił się wyraźnie niezadowolony wyraz. Nie potrzebowała snu, potrzebowała odpowiedzi. I Powiew tego wydawał się nie rozumieć. Niemniej jednak na pysku Róży pojawił się jakiś zwycięski uśmieszek, a sama uniosła głowę dumnie do góry. Naprawdę nie lubiła spełniać rozkazów które kolidowały z jej zamiarami.
- Niestety zmuszona jestem odmówić. Jako przywódca nie muszę wykonywać ani słuchać rozkazów wojownika - mruczy z zadowoleniem, przymrużonymi oczyma patrząc w stronę Powiewa. Zdawało się jednak, że zapomniała o jednym. Jej partner był… uh, okropnym czołgiem. Tak więc kiedy stanął wyprostowany naprzeciw niej, a ta zmuszona była po raz pierwszy od dawna unieść swoją głowę w górę, gdyż naprawdę niewiele kotów dorównywało jej wzrostem, poczuła się, jakby właśnie stanęła przed wielkim betonowym murem którego nie sposób ruszyć. Kocur zacmokał z rozczarowaniem.
- Chyba zapomniałaś, że nie jestem tylko wojownikiem w twoim przypadku. - odpowiada, sprawiając że czarne uszy idą na boki.
Tak więc czy chciała czy nie, spór zakończył się wygraną srebrnego kocura, który to przez resztę wieczoru niemal promieniejąc kwiatkami dookoła, przygniatał swoim cielskiem część ciałą Róży, która przy nim wyglądała jak pokonana zwierzyna przygnieciona przez niedźwiedzia, nad którą gromadziły się chmury gradowe, a wszystko to jako część zapobiegawcza zastosowana przez Powiewa, gdyby kotka nagle zdecydowała się jednak spróbować wstać i ryć w ziemi dalej.
Dwa dni później uzyskała zgodę od Koniczynowej Łąki na zostanie Przewodnikiem. Różana cieszyła się z tego i martwiła jednocześnie. Poprosiła tylko, by nie rozpowiadała na razie o swojej roli, a całą sprawę zostawiła dla siebie. Czy Czajkowe Zaćmienie zgodziłaby się, żeby jej córka przejęła taką rolę, gdzie istnieje ryzyko zawalenia się ziemi na głowę? Chociaż i tak przez ostatnie księżyce największą umieralnością i ryzykiem wykazała się ranga wojownika, tunele były jedynie czymś mało znanym, być może nie będzie zbyt wielkiego ryzyka w tym przypadku, w końcu przetrwały naprawdę spory szmat czasu. Pozostawała jeszcze sprawa z Diamentową Grotą. Różana miała co do niej mieszane uczucia, jednak nie mogła po prostu tego wszystkiego zostawić, bez chociażby spróbowania. Kotkę dopadła na zewnątrz obozu, kiedy ta najwidoczniej podjęła próbę polowania, jednak calico nie ujawniła się zbyt wcześnie. Podążała za córką Tygrysiej Gwiazdy, jakby jeszcze dla własnego upewnienia. Być może przesadzała, jednak nie była ze srebrną jakoś blisko, poza tym młodsza spędziła spory czas w niewoli co na pewno miało ślad na psychice i czuła, że musi się upewnić. Minęło może z piętnaście minut, zanim Różana w końcu zdecydowała się podejść do Diament, która słysząc z oddali zbliżające się kroki, już bez specjalnej uwagi szurające wśród wrzośców, odwróciła głowę w kierunku dźwięku, stawiając uszy na sztorc. Zdążyła przez ten czas upolować srokę, która teraz zwisała z jej pyska.
Rozmowa była na pewno zaskakująca, a przynajmniej Diament zrobiła ciekawe wrażenie na Róży. Trudno stwierdzić czy dobre czy też złe, jednak na pewno jakieś. Srebrna zdawała się z początku w ogóle nie brać propozycji Róży na poważnie, jednak ku uldze liderki, po dłuższej chwili rozmowy i tłumaczenia od deski do deski na czym owa rola by polegała, ta zgodziła się na przejęcie roli przewodnika. Jeszcze tylko poinformowała młodszą o tym, jak miałoby to wyglądać i od kiedy ma nadzieję zacząć… oraz o tym, by na razie zatrzymała to dla siebie. Róża miała zamiast ogłosić swoje plany klanowi, jednak jeszcze nie teraz, a dopiero kiedy będzie mogła przedstawić gotowy produkt. Poza tym, sama chciała przemierzyć wraz z przewodnikami tunele. W końcu skoro była pomysłodawcą, to nie mogła się wycofać albo nie mieć pojęcia o profesji.
W ten sposób, miała pewne dwa koty, a skoro nie mogła znaleźć ostatniego, jako trzeciego na chwilę obecną zostawiła trzecie miejsce jako miejsce wolne. Miała w końcu te dziewięć żyć, nawet jak sobie coś uszkodzi w mniejszym lub większym stopniu, to powinna ją ta gwiezdna moc uleczyć, a Róża chciała z tego skorzystać. Nie chcąc czekać dłużej, zaledwie dwa dni potem w legowisku medyka odbyło się zebranie, podczas którego liderka wyjaśniała po kolei działania jakie miała zamiar podjąć, radząc się przy tym również i samej medyczki, ponieważ sprawa w jakimś stopniu dotyczyła Gwiezdnych. Skoro już są a droga do nich prowadzi przez tunele, to mogliby się do czegoś nadać i pomóc klanowi w ciężkim czasie, nie? I calico nie przyjmowała możliwości odmowy, gdyż już postanowiła.
Był to ranek, kiedy szarówka nie zdążyła jeszcze opaść, a rosa obficie pokrywała budzącą się do życia zieleń. Ziemia nie zdążyła się jeszcze do końca nagrzać, jednak kotka chciała mieć wystarczająco dużo czasu. Poza tym oznaczało to, że mieli przed sobą cały dzień, a możliwe światło mogło zacząć wpadać do tuneli. W razie czego Sójczej kazała powiedzieć, że gdyby znaleźli się jacyś pytający, to by przekazała o długim patrolu wokół wszystkich granic, a gdyby zeszło im więcej niż przewidywały przypuszczenia Róży, zawsze miała wymówkę, że coś stało się po drodze. Pierwsze zejście w podziemia uznała, że wykonają wspólnie, a po dokładnym poszerzeniu wejścia w legowisku medyka i upewnieniu się, że w dalszej drodze jest w miarę szeroko, zezwoliła wejść do podziemi również Powiewowi, który pomimo iż wyglądał jakby miał się zaraz skulić ze strachu i przejęcia, grał wcale nie wzruszonego. Poprosiła jeszcze Wiśnię o danie jej jakiegoś mocniej pachnącego zioła, by na pierwszy raz zaznaczyć sobie drogę, a przy wejściu zostawić go nieco więcej, by nie zgubić się tak łatwo. Jeszcze tylko ostatni oddech, po czym zanurzyła głowę w ciemności, czołgając się powoli najpierw mocno w dół, by potem poczuć, jak teren się wyrównuje. Czuła się osaczona, jakby zaraz miało zacząć brakować jej powietrza, a ziemia miała zsypać się jej na głowę. Niemniej jednak nic takiego nie miało miejsca, a tunel zaczął się poszerzać. Po dłuższej chwili, która w odbiorze kotki trwała wieczność, dotarli do miejsca, które było połączeniem z istniejącym już tunelem. Wejście podparte było patykami które udało się tu zaciągnąć, tak na wszelki wypadek, chociaż przeciwko masie ziemnej wydawały się być jedynie marnymi wykałaczkami. Plan był prosty. Róża z Powiewem pójdą w jedną stronę tunelu, którego przebili prostopadle, a Koniczyna z Diament w drugą, wyznaczając najpierw najbardziej prostą drogę i szukając wyjścia na zewnątrz. Zanim jednak opuścili to miejsce, Różana nasmarowała wejście dość porządnie zielskiem i miała zamiar od czasu do czasu zaznaczać nim również tunel. Było to ryzykowne, a ich zmysły mogły być potem przez nie przytłumione, jednak nie miała zamiaru zgubić się już pierwszego dnia. Tak czy inaczej w ciszy powęrdowała w prawo, węsząc w powietrzu i starając się zapamiętać każdy zakręt czy skrzyżowanie, jaki byłby po drodze.
Zanurzając się w głąb tunelu, coraz ciężej było jej dostrzec cokolwiek. Cienie zaczęły się wydłużać, a oddalające się źródło światła od czasu do czasu oświetlało drobiny piasku spadające ze sklepienia. Ale to tyle. Zaraz zrobiło się całkowicie ciemno.
Jednak, w półmroku kotka usłyszała kroki. Ciche, niby nieznacze. Może nawet na tyle nieznaczne, że były to po prostu omamy słuchowe wynikające z chwilowego utrecenia jednego zmysłu? Różna Przełęcz odwróciła się, rozejrzała jeszcze raz, ale nie dostrzegła nic. Czyli to jednak zmysły płatały jej figle przez ciasnotę i mrok. Zaraz potem strzepnęła uchem ze zirytowaniem, ostrożnie idąc dalej. Tunel zakręcał, schodząc coraz niżej, raz się zwężając, raz rozszerzając, zmieniając co jakiś czas kierunek, lub się rozwidlając. Na każdym dodatkowy przejściu kotka zaznaczała wszystko zielem, starając się trzymać jednego głównego toru, aż w końcu jej oczom nie ukazało się światło. Podreptała szybko w jego stronę, podczas gdy tunel powoli się rozświetlał, aż w końcu znalazła się w dość obszernym miejscu, jednak ku jej rozczarowaniu, nadal pod ziemią. Sucha, aczkolwiek bardziej obszerna przestrzeń, gdzie bez problemu znalazłyby się ze trzy koty obok siebie z doświetleniem przechodzącym z góry, gdzie wąskimi promieniami słońce docierało tu na dno. Po jego intensywności i kolorze można było stwierdzić, że wędrowali po tunelach już od jakiegoś czasu i było około południa. Tylko gdzie się znajdowali? Nie miała pojęcia. Usiadła więc na miejscu wzdychając ciężko, podczas gdy Powiew wziął od niej trochę zioła i rozprowadził po ścianach. Smętny wzrok brązowych oczu dostrzegł trzy ścieżki, które prowadziły z jajka w którym się znajdowali, więc uznała, że to będzie ich jutrzejszy start. Na dzisiaj wystarczyło, powinni już wracać. Wstała więc, ostatni raz czujnie rozglądając się po otoczeniu, po czym powędrowała w stronę tunelu z którego tu weszli.
- Uważaj na głowę - Zdążyła jeszcze ostrzec Powiewa, który mimo wszystko przywalił czubem w jakieś wybrzuszenie na suficie. Droga powrotna zajęła krócej niż droga w drugą stronę, przez co idąc po zapachu już po chwili z dziury w ziemi wyłoniła się czarna głowa, otrzepując się z pyłu ziemnego. Przywódczyni wyszła na zewnątrz, a zaraz po niej z nieco większym trudem wygramolił się Powiew. Diament i Koniczyna widocznie wyszły dłuższą chwilę temu, gdyż zdążyły się ogarnąć z możliwej ziemi. Pozostawało się więc wymienić informacjami, a następnego dnia kontynuować z nadzieją, że kolejne wschody słońca przyniosą więcej odkrywczych i bardziej owocnych poszukiwań w znalezieniu dogodnej drogi.
Jednak wracając do teraźniejszości-
Jej "Cienisty Krąg" się powoli sprawdzał, chociaż miała zamiar poczekać na werdykt jeszcze trochę, najlepiej do zgromadzenie. Co prawda nie działał tak, jak by tego oczekiwała, jednak zgadywała, że nigdzie nie znajdzie kotów które odpowiadałyby jej ideałom. Być może to przez frustrację i rozdrażnienie, jednak Powiew po jakimś czasie uświadomił ją o kilku sprawach i zwyczajnych ograniczeniach, o których zapomniała nawet u siebie. Czas więc było, by spróbować wprowadzić kolejny plan, czy też pomysł w życie. Chciała tunele dla siebie, rozgarnięte koty które sprawnie by się nimi poruszały, by takie sytuacje jak podczas okupacji przez Wilczaki nie miały miejsca. Okiełznanie nieznajomych terenów okazało się być jednak zbyt niebezpieczne, gdyż łatwo się było w nich zgubić a niektóre z nich prowadziły niebezpiecznie w dół. Jednak calico nie mogła ich po prostu odpuścić, zostawić szansy która została jej wręcz podrzucona pod łapy. Do tej pory się tym nie interesowała, jednak którejś nocy po powrocie medyków ze zgromadzenia, coś zalśniło w jej głowie, jakby właśnie odblokowała nową ścieżkę, która dawała o wiele więcej możliwości niż dotychczas. Niemniej "zainteresowanie", skończyło się na tym, że calico próbując na własną łapę eksplorować tunele niemal się zgubiła. Postanowiła wtedy z tym skończyć. Zamiast tego, spróbowała zrobić coś własnego. Ujarzmionego. Miała nawet zarys w głowie. Jeśli zrobią własny tunel, być może będą mogli kontrolować jego przebieg. Nie mogło to być za trudne, a przynajmniej nie niemożliwe. Na miejsce wejścia wybrała najdalszy kąt w legowisku medyka. Przykryty, zacieniony. Chciała mieć możliwość szybkiego opuszczenia terenu obozu, jeśli byłaby taka potrzeba. Nie był to co prawda plan który spodziewała się zrobić jeszcze za czasów swojego życia, a pozostawić szkic dla przyszłych pokoleń by dokończyły mapę jej myśli. O jej zamiarze wiedziały jedynie wybrane koty. Te z Kręgu, oczywiście Wiśniowa Iskra, gdyż Słonecznej Łapie nie ufała na tyle. Być może właśnie dlatego, że była córką Pasikonik i szczerze dawała jej podobną energię, Sójczy Szczyt… oraz Powiew. Nie mogła rozpowiadać swoich planów innym kotom, nie w momencie, kiedy połowie z nich nie ufała. Nadal nie do końca wierzyła nawet kotom z kręgu, więc i tak zaryzykowała mówiąc im o tym. Sama praca odbywała się dość mozolnie, w odstępach, tak, by żaden kot się nie zorientował i o odpowiednich porach dnia i nocy. I jakże Róża była niezadowolona, kiedy okazało się, że kopanie zajmuje więcej niż się okazało, a czyszczenie obolałych łap i pazurów, jeszcze w szczególności gdy natrafiło się na kamień, było niemal karą za naruszanie ziemnej strefy. Tu niesamowicie przydała się Wiśnia, która co jakiś czas opatrywała obolałe łapy. Wszystko to trwało jakieś kilka dni, podczas których przesiadywała w legowisku medyka pod pretekstem choroby, a wszelacy odwiedzający zielarnię koty mogły jedynie potwierdzić, że widziały śpiącą, lub wyglądającą na wyczerpaną Różę. W końcu kto by nie był, kiedy masz doły do kopania niczym jakiś królik? W dodatku zażyczyła sobie, żeby przebywać dużo w okolicy ziół, chcąc zetrzeć z siebie zapach ziemi i wilgoci. Miała do wykorzystania jedynie kilka wschodów słońca, więc musiała się streszczać. Dłuższy pobyt u medyka byłby zbyt podejrzany jak na ,,chorobę spowodowaną przemęczeniem", której to objawy nieświadomie wykreowała na swoją korzyść, kiedy próbowała przez dłuższy czas pogodzić dzienne życie w klanie z porannymi i nocnymi zajęciami kopania. Doprowadziło to do tego, że kilka kotów zasugerowało, by ta poszła po diagnozę do Wiśni, kiedy calico znów pomieszała kilka słów strasznie się przy tym irytując. Pomyliła imiona swoich kociąt i na dodatek smętnie sunęła po obozie, będąc niczym smutna deszczowa chmura, zmęczona unoszeniem się nad ziemią. Czy to nie były wystarczające objawy? Jednak wracając!
Któregoś poranka łapa Powiewu zamiast natrafić na kolejną warstwę ziemi, wreszcie spotkała się z pustką. Wielkie pazury przebiły się przez glebową ścianę, tworząc mały wyłom. Zimne, pachnące ziemią i zbutwiałą wodą powietrze sprawiło, że białe wąsy kocura poruszyły się w odpowiedzi. Nie minęła więc też dłuższa chwila, jak to Róża dowiedziała się o owym okryciu. Pozostawało teraz coś z tym zrobić, jednak tworzyły się pytania.
Więc co teraz? Jak to rozplanować? Najpierw oczywiście wejście zabezpieczyć, a na to składały się badyle ułożone na wejściu i przykryte grubą warstwą zniesionych tu kamieni. Rozbieranie tego i układanie od nowa za każdym razem od teraz było męczące, jednak niezbędne, jeśli chcieli utrzymać bezpieczeństwo. W końcu kto wie, co siedziało w mrocznych ścieżkach? Być może kiedy ogłosi wszystkim oficjalnie to co właśnie teraz robi, będzie można znaleźć jakiś ładny głaz czy pogłówkować nad innym zabezpieczeniem, którego wtachanie nagle do legowiska medyka nie wydałoby się dziwne.
- Potrzebujemy dwóch, być może i trzech kotów, najlepiej starszych i doświadczonych, dobrze zapoznanych ze swoimi własnymi zmysłami. Chcę, by jako pierwsze wraz ze mną spróbowały zapoznać się i przestudiować istniejące tunele. Dobrze by też było, by miały dobrą pamięć…- tu przerwała, prychając cicho - Chyba za dużo wymagam. - Mówiła po dwóch następnych porankach do Powiewu, w głowie już wszystko powoli układając. Koty te musiałyby też być jakoś z nią zaznajomione… i nie mogły wkraczać na teren ,,Kręgu”. A może i mogły? Tylko czy wtedy nie byłoby to zbyt ryzykowne? Czy mogła właśnie do takich celów wykorzystać ,,Łapy”? Czy nie po to były? Zagryzła na moment zęby. Ughhr, gdzie ona znajdzie odpowiednie osoby? Przez tą sytuację z Wilczakami stracili już trochę, a w obecnym momencie większość to uczniowie i starsze koty które jakimś cudem nie są jeszcze w pełnej starszyźnie. Na dobrą sprawę miała jednak pomysł na obsadzenie w nowej roli dwóch kotów, jednak i tu pojawiły się wątpliwości. Jedną z nich była niechęć Róży do wsadzania swoich krewnych w niebezpieczeństwo. Zapytacie, jakich krewnych? Otóż calico upatrzyła sobie dzieci Czajkowego Zaćmienia, a dokładniej Koniczynkę, która mogłaby sprawdzić się jako Przewodnik w mrocznych ścieżkach. Tylko naprawdę, naprawdę nie chciała stracić swoich siostrzeńców, kiedy to byli jedynym śladem jaki pozostał po siostrze. Martwiła się, czy wojowniczka nie zgubi się zbyt szybko, lub czy nie straci swojej koncentracji. Chętniej posłałaby w ciemne odmęty krewniaków od Pasikonika, problemem były natomiast dwie rzeczy, które ich z tej roli całkiem wykluczały. Słoneczna Łapa szkoliła się na medyka i miała ograniczoną swobodę ruchów, gdzie calico martwiła się co będzie, jeśli uczennica nie będzie wystarczająco sprawna i silna by jakkolwiek trenować dla utrzymania swojego zdrowia. Może powinna zaproponować jakieś ćwiczenia? A druga możliwość, a raczej jej brak… tak, Grad. Po księżycach spędzonych na treningu Róża zdołała sobie wyrobić opinię na jego temat i o ile chętnie nauczyłaby go pokory, wciskając w wąskie tunele, tak kocur był po prostu ciężki do kontrolowania i Róża nie miała do niego za grosz zaufania.
A co do drugiej osoby, którą upatrzyła, jednak tym razem z małą pomocą zwaną poleceniem, była Diamentowa Grota. Jako kociak niezwykle irytująca i zastępczyni nie miała pojęcia jakim cudem coś takiego wyszło z Tygrysiej Gwiazdy, chociaż patrzenie jak denerwuje Kamienną Gwiazdę było niezwykle satysfakcjonujące. Teraz kotka wydała się uspokoić i jeśli tylko odpowiedziałaby na kilka pytań i wyraziła zgodę… Różana naprawdę z wdzięcznością widziałaby ją na stanowisku Przewodnika, jeśli tylko trochę popracować nad relacjami z klanem. I o ile dwójka była początkowo w oczach Róży całkiem wystarczająca, tak po krótkim namyśle zdawała się zastanawiać, czy to nie za mało. Czy na początek nie wypadałoby mieć co najmniej trójki kotów. Jednak kto będzie ostatni? Rumiankowy Wschód? Nie za stary? Długie Rzęsy? Drozd, czy może Mżysty? Powiew ma świetną intuicję pomimo swojej częstej dziecinności, ale problemem mogły być jego gabaryty jak i zwykły strach ze strony Róży, że może mu się coś stać, a i tak skończyło się na tym, że wzięła do tego młodsze koty niż zamierzała.
- Mam na razie na oku Diamentową Grotę i Koniczynową Łąkę. - westchnęła w końcu, siadając w miejscu po dłuższym chodzeniu w milczeniu i bez celu po ścieżce w kształcie ósemki. - Co o nich sądzisz? Patrząc jak mały wybór mamy, wydają się być oni dla mnie odpowiedni. Potrzebujemy jeszcze tylko jednego kota… - Pytanie się o opinię lilowego wskazywało bardziej na to, że szylkretowa potrzebuje się po prostu wygadać, chociaż nie przyznałaby tego głośno. Zielone oczy arlekina poleciały gdzieś w górę, a sam kocur po chwili zmienił ułożenie łap, przekładając je podczas leżenia. Sam nie wydawał się być zbytnio przejęty i od dłuższego czasu patrzył spod lekko opuszczonych powiek na Różaną, wydającą się być aż zbyt przejętą całą sytuacją. Poza tym był to już któryś raz, kiedy partnerka latała i poddenerwowana pytała o opinię, ale w końcu i tak robiła wszystko po swojemu a jego tłumaczenia spływały po niej jak po kaczce. Nic więc dziwnego, że miał teraz dość sceptyczne nastawienie, a na pysku malowało się coś na wzór zmęczenia.
- Może sobie na razie po prostu odpuść? W sensie, to nie tak, że musisz mieć wszystko na już teraz gotowe, może ktoś się potem zgłosi sam, albo znajdziesz kogoś kto się będzie nadawał nieco później, różnica będzie taka, że nie rozpocznie swojej eksploracji tuneli wraz z innymi. A wybrane kotki na pewno sobie poradzą. Martwię się tylko, czy będzie z nimi w porządku…
- I właśnie w tym problem - rzuciła niemal natychmiast w odpowiedzi ze zdenerwowaniem, wprawiając ogon w gwałtowny ruch, niemal ignorując ostatnie słowa - Opóźnienia i niańczenie potem kota, który zbyt wolno przystąpił do odkrywania ścieżek może wszystko posypać. Naprawdę nie mam ochoty odwlekać planów, kiedy dla przykładu Klifiacy mogą szybciej wykorzystać tunele i bardziej się z nimi zapoznać. Chociaż na atak z ich strony nie ma co teraz liczyć, patrząc na, th, Gwiazdeczkę… - Kocur widocznie nie był zadowolony tą odpowiedzią. Wziął długi oddech w płuca, po czym wypuścił nagle powietrze, by zaraz potem wstać, zagrodzić Róży drogę swoim ciałem i dwie przednie łapy przyłożyć nagle do głowy calico od obu stron, która zaskoczona próbowała się nieco odchylić.
- Co ty-
- Jesteś jednym z bardziej upartych i sztywnych kotów jakie znam - Mówił ze śmiesznie poważną miną, już mocno wkurzony, wielkimi łapami zaczynając maltretować poliki Róży, niczym ciotka która dawno nie widziała swoich bratanków.
- Yh, Powiew, daj mi myśleć - mruknęła nieco niewyraźnie, chcąc odsunąć swoją łapą chociaż jedną z łap wojownika, jednak widocznie niewiele to dało, bo kocur wydawał się nie skończyć.
- Czym jesteś? - pyta randomowo, ciągle tym niepasującym do niego tonem, z oczami utkwionymi w pysku zdezorientowanej Róży.
- Proszę? Słuchaj, nie wiem co chcesz osiągnąć, ale jesteś daleko od uzyskania oczekiwanego efektu… - Tu spróbowała znów ściągnąć jedną ze srebrnych łap, jednak zamiast oczekiwanego zdarzenia, poczuła nagle uderzenie w czoło o coś twardego i puchatego i jak się szybko okazało, tym czymś było czoło Powiewa. Calico cofnęła się o kilka kroków oszołomiona, przecierając obolałe miejsce łapą. - Cholera, czy ciebie do reszty pogrzało? Za co to. - pyta nie rozumiejąc czemu lilowy po raz kolejny robi jakieś mało logiczne rzeczy, podczas których sam się rani. Dokładnie widać to było po wyrazie jego pyska, chociaż próbował grać niewzruszonego. Niemniej jednak nie był to koniec tortur, ponieważ wielkie łapy dosłownie migiem powróciły na poprzednie miejsce.
- Czym jesteś! - Powtarza pytanie, patrząc butnie na defensywnie nastawioną kotkę. Uhh, mocno przywalił jej w to czoło, dopiero po chwili poczuła siłę uderzenia. Widząc, że do kocura raczej nic nie dotrze, wypuściła z siebie powietrze jakby się poddając.
- Nie wiem, kotem? - mruczy obojętnie.
- Za mało!
- Heff. Istotą żyjącą pobierającą tlen z otoczenia, przywódcą, kiepską matką z przewrażliwieniem… - zaczęła wyliczać marudnym tonem jakby od niechcenia.
- Nie, to nie… - kocur zaciął się jednak, widząc, że do calico ma do tego dość otwarcie niechętne nastawienie zwane ,,mam to gdzieś”. Zamiast tego postanowił kontynuować, co było dość mocno do przewidzenia. Niemniej jednak kocica gdzieś z tyłu głowy liczyła na to, że to już koniec tego śmiesznego wypytywania. - Mh, I jaka jesteś?
- Zirytowana i poobijana? - odpowiada, unosząc brwi ku górze, wyraźnie dając znać kogo obwinia za ten drugi punkt, chociaż Powiew wydawał się to całkowicie zignorować.
- Iii? - Naciskał, jakby chcąc z niej coś wyciągnąć. Problem w tym, że szylkretowa zdążyła już zgadnąć co. Westchnęła ciężko, kierując wzrok gdzieś na bok z niechęcią.
- Zmęczona.
- Właśnie. - odparł arlekin naciskając na to słowo, jak i również w tym samym momencie odkładając łapy na bok, wpierw jeszcze jednym z paluchów przykładając do ciemnego nosa przywódczyni, odpychając ją nieco w tył. Kotka zmarszczyła pysk widocznie niezadowolona, i zaraz potem łapą potarła trochę nieszczęsny nos. - W tym tkwi cały problem. Nakręcasz się a potem nie śpisz po nocach kopiąc jakieś dziury w ziemi. I kto tego wszystkiego potem wysłuchuje? Ja. Dlatego! Twoim dzisiejszym zajęciem jak i moim rozkazem będzie spanie. Masz się zrelaksować moja droga! - Ugh. Na pysku calico pojawił się wyraźnie niezadowolony wyraz. Nie potrzebowała snu, potrzebowała odpowiedzi. I Powiew tego wydawał się nie rozumieć. Niemniej jednak na pysku Róży pojawił się jakiś zwycięski uśmieszek, a sama uniosła głowę dumnie do góry. Naprawdę nie lubiła spełniać rozkazów które kolidowały z jej zamiarami.
- Niestety zmuszona jestem odmówić. Jako przywódca nie muszę wykonywać ani słuchać rozkazów wojownika - mruczy z zadowoleniem, przymrużonymi oczyma patrząc w stronę Powiewa. Zdawało się jednak, że zapomniała o jednym. Jej partner był… uh, okropnym czołgiem. Tak więc kiedy stanął wyprostowany naprzeciw niej, a ta zmuszona była po raz pierwszy od dawna unieść swoją głowę w górę, gdyż naprawdę niewiele kotów dorównywało jej wzrostem, poczuła się, jakby właśnie stanęła przed wielkim betonowym murem którego nie sposób ruszyć. Kocur zacmokał z rozczarowaniem.
- Chyba zapomniałaś, że nie jestem tylko wojownikiem w twoim przypadku. - odpowiada, sprawiając że czarne uszy idą na boki.
Tak więc czy chciała czy nie, spór zakończył się wygraną srebrnego kocura, który to przez resztę wieczoru niemal promieniejąc kwiatkami dookoła, przygniatał swoim cielskiem część ciałą Róży, która przy nim wyglądała jak pokonana zwierzyna przygnieciona przez niedźwiedzia, nad którą gromadziły się chmury gradowe, a wszystko to jako część zapobiegawcza zastosowana przez Powiewa, gdyby kotka nagle zdecydowała się jednak spróbować wstać i ryć w ziemi dalej.
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Dwa dni później uzyskała zgodę od Koniczynowej Łąki na zostanie Przewodnikiem. Różana cieszyła się z tego i martwiła jednocześnie. Poprosiła tylko, by nie rozpowiadała na razie o swojej roli, a całą sprawę zostawiła dla siebie. Czy Czajkowe Zaćmienie zgodziłaby się, żeby jej córka przejęła taką rolę, gdzie istnieje ryzyko zawalenia się ziemi na głowę? Chociaż i tak przez ostatnie księżyce największą umieralnością i ryzykiem wykazała się ranga wojownika, tunele były jedynie czymś mało znanym, być może nie będzie zbyt wielkiego ryzyka w tym przypadku, w końcu przetrwały naprawdę spory szmat czasu. Pozostawała jeszcze sprawa z Diamentową Grotą. Różana miała co do niej mieszane uczucia, jednak nie mogła po prostu tego wszystkiego zostawić, bez chociażby spróbowania. Kotkę dopadła na zewnątrz obozu, kiedy ta najwidoczniej podjęła próbę polowania, jednak calico nie ujawniła się zbyt wcześnie. Podążała za córką Tygrysiej Gwiazdy, jakby jeszcze dla własnego upewnienia. Być może przesadzała, jednak nie była ze srebrną jakoś blisko, poza tym młodsza spędziła spory czas w niewoli co na pewno miało ślad na psychice i czuła, że musi się upewnić. Minęło może z piętnaście minut, zanim Różana w końcu zdecydowała się podejść do Diament, która słysząc z oddali zbliżające się kroki, już bez specjalnej uwagi szurające wśród wrzośców, odwróciła głowę w kierunku dźwięku, stawiając uszy na sztorc. Zdążyła przez ten czas upolować srokę, która teraz zwisała z jej pyska.
Rozmowa była na pewno zaskakująca, a przynajmniej Diament zrobiła ciekawe wrażenie na Róży. Trudno stwierdzić czy dobre czy też złe, jednak na pewno jakieś. Srebrna zdawała się z początku w ogóle nie brać propozycji Róży na poważnie, jednak ku uldze liderki, po dłuższej chwili rozmowy i tłumaczenia od deski do deski na czym owa rola by polegała, ta zgodziła się na przejęcie roli przewodnika. Jeszcze tylko poinformowała młodszą o tym, jak miałoby to wyglądać i od kiedy ma nadzieję zacząć… oraz o tym, by na razie zatrzymała to dla siebie. Róża miała zamiast ogłosić swoje plany klanowi, jednak jeszcze nie teraz, a dopiero kiedy będzie mogła przedstawić gotowy produkt. Poza tym, sama chciała przemierzyć wraz z przewodnikami tunele. W końcu skoro była pomysłodawcą, to nie mogła się wycofać albo nie mieć pojęcia o profesji.
W ten sposób, miała pewne dwa koty, a skoro nie mogła znaleźć ostatniego, jako trzeciego na chwilę obecną zostawiła trzecie miejsce jako miejsce wolne. Miała w końcu te dziewięć żyć, nawet jak sobie coś uszkodzi w mniejszym lub większym stopniu, to powinna ją ta gwiezdna moc uleczyć, a Róża chciała z tego skorzystać. Nie chcąc czekać dłużej, zaledwie dwa dni potem w legowisku medyka odbyło się zebranie, podczas którego liderka wyjaśniała po kolei działania jakie miała zamiar podjąć, radząc się przy tym również i samej medyczki, ponieważ sprawa w jakimś stopniu dotyczyła Gwiezdnych. Skoro już są a droga do nich prowadzi przez tunele, to mogliby się do czegoś nadać i pomóc klanowi w ciężkim czasie, nie? I calico nie przyjmowała możliwości odmowy, gdyż już postanowiła.
Był to ranek, kiedy szarówka nie zdążyła jeszcze opaść, a rosa obficie pokrywała budzącą się do życia zieleń. Ziemia nie zdążyła się jeszcze do końca nagrzać, jednak kotka chciała mieć wystarczająco dużo czasu. Poza tym oznaczało to, że mieli przed sobą cały dzień, a możliwe światło mogło zacząć wpadać do tuneli. W razie czego Sójczej kazała powiedzieć, że gdyby znaleźli się jacyś pytający, to by przekazała o długim patrolu wokół wszystkich granic, a gdyby zeszło im więcej niż przewidywały przypuszczenia Róży, zawsze miała wymówkę, że coś stało się po drodze. Pierwsze zejście w podziemia uznała, że wykonają wspólnie, a po dokładnym poszerzeniu wejścia w legowisku medyka i upewnieniu się, że w dalszej drodze jest w miarę szeroko, zezwoliła wejść do podziemi również Powiewowi, który pomimo iż wyglądał jakby miał się zaraz skulić ze strachu i przejęcia, grał wcale nie wzruszonego. Poprosiła jeszcze Wiśnię o danie jej jakiegoś mocniej pachnącego zioła, by na pierwszy raz zaznaczyć sobie drogę, a przy wejściu zostawić go nieco więcej, by nie zgubić się tak łatwo. Jeszcze tylko ostatni oddech, po czym zanurzyła głowę w ciemności, czołgając się powoli najpierw mocno w dół, by potem poczuć, jak teren się wyrównuje. Czuła się osaczona, jakby zaraz miało zacząć brakować jej powietrza, a ziemia miała zsypać się jej na głowę. Niemniej jednak nic takiego nie miało miejsca, a tunel zaczął się poszerzać. Po dłuższej chwili, która w odbiorze kotki trwała wieczność, dotarli do miejsca, które było połączeniem z istniejącym już tunelem. Wejście podparte było patykami które udało się tu zaciągnąć, tak na wszelki wypadek, chociaż przeciwko masie ziemnej wydawały się być jedynie marnymi wykałaczkami. Plan był prosty. Róża z Powiewem pójdą w jedną stronę tunelu, którego przebili prostopadle, a Koniczyna z Diament w drugą, wyznaczając najpierw najbardziej prostą drogę i szukając wyjścia na zewnątrz. Zanim jednak opuścili to miejsce, Różana nasmarowała wejście dość porządnie zielskiem i miała zamiar od czasu do czasu zaznaczać nim również tunel. Było to ryzykowne, a ich zmysły mogły być potem przez nie przytłumione, jednak nie miała zamiaru zgubić się już pierwszego dnia. Tak czy inaczej w ciszy powęrdowała w prawo, węsząc w powietrzu i starając się zapamiętać każdy zakręt czy skrzyżowanie, jaki byłby po drodze.
Zanurzając się w głąb tunelu, coraz ciężej było jej dostrzec cokolwiek. Cienie zaczęły się wydłużać, a oddalające się źródło światła od czasu do czasu oświetlało drobiny piasku spadające ze sklepienia. Ale to tyle. Zaraz zrobiło się całkowicie ciemno.
Jednak, w półmroku kotka usłyszała kroki. Ciche, niby nieznacze. Może nawet na tyle nieznaczne, że były to po prostu omamy słuchowe wynikające z chwilowego utrecenia jednego zmysłu? Różna Przełęcz odwróciła się, rozejrzała jeszcze raz, ale nie dostrzegła nic. Czyli to jednak zmysły płatały jej figle przez ciasnotę i mrok. Zaraz potem strzepnęła uchem ze zirytowaniem, ostrożnie idąc dalej. Tunel zakręcał, schodząc coraz niżej, raz się zwężając, raz rozszerzając, zmieniając co jakiś czas kierunek, lub się rozwidlając. Na każdym dodatkowy przejściu kotka zaznaczała wszystko zielem, starając się trzymać jednego głównego toru, aż w końcu jej oczom nie ukazało się światło. Podreptała szybko w jego stronę, podczas gdy tunel powoli się rozświetlał, aż w końcu znalazła się w dość obszernym miejscu, jednak ku jej rozczarowaniu, nadal pod ziemią. Sucha, aczkolwiek bardziej obszerna przestrzeń, gdzie bez problemu znalazłyby się ze trzy koty obok siebie z doświetleniem przechodzącym z góry, gdzie wąskimi promieniami słońce docierało tu na dno. Po jego intensywności i kolorze można było stwierdzić, że wędrowali po tunelach już od jakiegoś czasu i było około południa. Tylko gdzie się znajdowali? Nie miała pojęcia. Usiadła więc na miejscu wzdychając ciężko, podczas gdy Powiew wziął od niej trochę zioła i rozprowadził po ścianach. Smętny wzrok brązowych oczu dostrzegł trzy ścieżki, które prowadziły z jajka w którym się znajdowali, więc uznała, że to będzie ich jutrzejszy start. Na dzisiaj wystarczyło, powinni już wracać. Wstała więc, ostatni raz czujnie rozglądając się po otoczeniu, po czym powędrowała w stronę tunelu z którego tu weszli.
- Uważaj na głowę - Zdążyła jeszcze ostrzec Powiewa, który mimo wszystko przywalił czubem w jakieś wybrzuszenie na suficie. Droga powrotna zajęła krócej niż droga w drugą stronę, przez co idąc po zapachu już po chwili z dziury w ziemi wyłoniła się czarna głowa, otrzepując się z pyłu ziemnego. Przywódczyni wyszła na zewnątrz, a zaraz po niej z nieco większym trudem wygramolił się Powiew. Diament i Koniczyna widocznie wyszły dłuższą chwilę temu, gdyż zdążyły się ogarnąć z możliwej ziemi. Pozostawało się więc wymienić informacjami, a następnego dnia kontynuować z nadzieją, że kolejne wschody słońca przyniosą więcej odkrywczych i bardziej owocnych poszukiwań w znalezieniu dogodnej drogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz