Kocur zachowywał się zbyt sus. Coś kombinował, czy jak? Po co zaczynał rozmowę? Niemniej jednak było jej to na łapę, już od dłuższego czasu bowiem miała coś w głowie i potrzebowała to zrealizować, a Hiacynt był jednym z pionków, które chciała wykorzystać.
Przez dłuższy moment szła w ciszy, z wysoko uniesioną głową, absorbując wilgotne powietrze które idealnie odzwierciedlało roztopy i nadejście pory nowych liści. Być może było to symboliczne, jednak kotka nie miała zamiaru się nad tym rozwodzić. Za stara była na szukanie nowego ,,początku”.
- Uważasz, że niektórych kotów należałoby się pozbyć z klanu? - pyta w końcu, kiedy kolejny podmuch wiatru wreszcie ustał, a ona mogła swobodnie wydusić z siebie słowa, bez potrzeby jego unoszenia, czy też wręcz krzyczenia. Pytanie odnosiło się do poprzedniego zdania wypowiedzianego przez rudzielca, na które ta nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż zostało jej to chamsko przerwane, przez, o ironio, jej własnego kociaka. Wydawało się, że będzie musiała im wszystkim zrobić dodatkową lekcję manier.
- Używasz złych słów. "Pozbycie się ich" tu nie pasuje. Bardziej bym powiedział, że usunąłbym pewne przeszkody z mej drogi. Wymazałbym problemy.
Kotka uśmiechnęła się lekko po połowie pyska, przymrużając oczy.
- Tak, rzeczywiście. Zgaduję, że do owych problemów na twojej liście znajduje się również moja osoba.
- To kto i w jakim miejscu znajduje się na mojej liście problemów, to jest tylko moja sprawa. Tak samo jak twoją sprawą jest, to jak ty wychowujesz swoje kocięta, prawda?
- Być może masz rację - stwierdza lekko - Chociaż różnica leży w tym, że chyba wolałabym wiedzieć, czy ktoś nie zamierza mi wbić pazurów w plecy - niemal wzruszyła tu barkami, jeśli tak można by nazwać ruch, który wykonała.
- Co ty wolisz, a to co ja Ci powiem, to mogą być dwie całkowicie inne rzeczy. W kodeksie wojownika nie ma zasady odnośnie tego, że muszę dzielić się z zastępcą bądź przywódcą swymi myślami. Nawet sam Klan Gwiazdy mnie do tego nie zmusi.
- Ależ Hiacyncie, ja wcale nie nalegam. Masz naprawdę skłonności do przeinaczania moich słów, mylę się? To była tylko drobna, wolna sugestia, od kota takiego jak każdy inny - Ot, cała prawda. Róża nie użyła w swym głosie ani odrobiny ponaglania czy też rozkazu, a brzmiała przez całą drogę jakby... cóż, bawiła się w ,,jak daleko mogę zajść". Nie była przy tym ani przesadnie miła, ani zawzięcie pasywno agresywna, chociaż jej postawa mogła teraz dość znacząco przypominać aktora, który niezwykle dobrze czuje się igrając innym na nosie, chodząc po cienkiej linii nad przepaścią i udając, że zaraz z niej skoczy. Trochę można to było nazwać... bezczelnym, pod kilkoma względami. - Naprawdę ranisz moje uczucia, czyżbym w twoich oczach była aż tak bardzo zdemonizowaną zastępczynią? - mruczy teatralnie, przymykając na chwilę ślepia.Wzrok Hiacynta wylądował na kocicy i przeleciał on od końcówki jej ogona aż do końca jej uszu, skanując ją dokładnie. Z jego pyska znikł lekki uśmiech, a pojawiła się zwykła obojętność..
- Nie uważaj mnie za głupca Różana Przełęczo. Oboje dobrze znamy nasze nastawienia do siebie, a tym bardziej jak kończą się twoje, jak ty to nazwałaś... "sugestie". Jeśli uważasz, że twa głupia gierka doprowadzi Cię do czegoś, to jesteś w wielkim błędzie.
- Nie widzę drogi, do której miałaby prowadzić moja, jak to nazwałeś: ,,gierka". - mruknęła w końcu na nowo poważniejąc, albo przynajmniej wracając do spokojnego tonu. - Jedynie do odrobiny rozrywki dla mnie i zniesmaczenia dla ciebie - Dodaje już lekko, zerkając z ukosa na rudzielca. - Poza tym czemu myślisz, że "granie" z tobą w cokolwiek miałoby mnie do czegoś doprowadzić? - Pyta, chociaż na to pytanie można było znaleźć wiele, naprawdę wiele odpowiedzi, jednak kotka liczyła na jedną konkretną, właśnie od Hiacynta. Ciekawa była, cóż takiego kocur wymyśli.
- Mówisz, że nie prowadzi do niczego, po czym sama odkrywasz do czego to prowadziło. Aż trudno mi uwierzyć w to co słyszę.
- No, czyli do niczego - stwierdza po pierwszym zdaniu wojownika, jakby było to coś oczywistego - Coś powstałoby wtedy, kiedy moje działania zrobiłyby więcej, niż pobudzenie emocji jednego kota. - Chyba, że te emocje przeszłyby dalej, byłyby na tyle silne, by stworzyć.. COŚ. Tylko po co teraz się nad tym rozwodzić i próbować wytłumaczyć Hiacyntowi jak działa według niej ciąg zdarzeń? Ona sama musiałaby teraz nad tym siąść i pomyśleć nad tą szachownicą, a nie miała na to teraz ochoty. Tu kocur zamilkł na chwilę, aby zastanowić się nad odpowiedzią. Było ich zbyt dużo, a ten musiał wybrać tylko jedną.
- Czegoś ode mnie oczekujesz, nie mam racji? Jakiejś reakcji, słów, potwierdzenia twoich myśli. Ale któż ja jestem, aby odpowiadać na to pytanie. Jestem święcie przekonany, że ty już wybrałaś dobrą odpowiedź, więc pozwolę zostawić twe pytanie bez odpowiedzi.
- No proszę, jak mnie rozgryzłeś! - miauknęła, znów na moment wracając do swojej roli. Jednak tylko na moment. - Niestety jedynie połowicznie. Owszem, mam dla Ciebie propozycję. Temat, który chciałam poruszyć na tym "spacerze", jednak moje wcześniejsze działania, muszę cię rozczarować, nie miały z tym nic wspólnego. - Kocur mruknął coś cicho pod nosem, nie odrywając wzroku od kotki.
- Czyli dobrze myślałem. Nasza zastępczyni zabiera koty na "tajemnicze spacery", aby prosić o przysługi lub poruszać tematy, które chcę. - Kotka jedynie wzruszyła znów barkami. Owszem, tak właśnie zrobiła, a Hiacynt stwierdził zwyczajny fakt. Chyba nie oczekiwał, że zacznie tematy które należy zachować w tajemnicy w środku obozu, a najlepiej wśród wszystkich zgromadzonych, niczym na ceremonii?
- Do rzeczy, Zwiędły Hiacyncie. Mam dla Ciebie propozycję - zatrzymuje się, zastępując kocurowi drogę jedną łapą, by utkwić uważne spojrzenie w oczach wojownika. - I będzie to wymagało zaufania od obu ze stron, a jak już wspomniałeś, wiadomo, jakie mamy do siebie nastawienie, więc możesz to potraktować jako wyciągnięcie łapy od mojej strony. Szansę. Od Ciebie zależy, czy z niej skorzystasz.
- Powiedzmy, że jestem chwilowo zainteresowany tą szansą, jednak potrzebuje szczegółów. Dokładnego wykazu czego ode mnie oczekujesz i gdzie tkwi haczyk. Wtedy mogę zastanowić się dokładniej odnośnie twej propozycji. - Kotka wypuściła krótko i głośniej powietrze nosem, jednak nie spuszczała swoich oczu ani na moment z wojownika, jakby chcąc odczytać wszystkie kartki w jego duszy.
- Chcę, żebyś został moimi oczami. - mówi w końcu - Możesz się nie zgadzać z moją opinią, jednak uważam, że Tygrysia Gwiazda jest dobrym przywódcą, poza jednym ale. Jest zbyt naiwna. Przyjmowanie od nowa zdrajcy do klanu, który przyprowadził ze sobą samotniczkę o rudej sierści, kiedy wszyscy wiemy jakie mają nastawienie i jak skończyła się taka sprawa ostatnim razem. Pozostawienie w klanie najgorszych zakał jakie stąpały po obozie, kontynuując błąd Kamiennej Gwiazdy - Tu calico wzięła dość długi, zmęczony oddech, jakby wszystko to zaczynało ją powoli przytłaczać - Podczas moich rozmów z nią, ona wydaje się nie zauważać problemów, chcąc przyklepać wszystko "równością". Obłudą, którą zbudowała wokół siebie. Chwastów nie trzeba przykrywać warstwą ziemi, ani próbować zamienić na roślinę której potrzebujemy. Chwast pozostanie chwastem, nie ważne jak piękny się wydaje i nie ważne jak wydaje się być dostosowany. Jest to wszystko jedynie próbą przetrwania z jego strony i czekania na odpowiedni moment, by rozsiać się po całym polu. Rozumiesz, o czym mówię? I nie chodzi tu tylko o nasz mały klan, po którym od nowa zaczynają chodzić robaki, w postaci rasistów. Chodzi również o inne klany, chociażby na zgromadzeniach. Tygrys z tym nic nie zrobi. Nie chce zrobić. I dobrze, niech takie sprawy zostawi mnie, babranie się w czymś co pomoże mi osiągnąć nietykalność dla Burzaków bez względu na koszta nie jest specjalnie straszne. To, czego bym od Ciebie oczekiwała to bezwzględnej anonimowości. Nie mógłbyś mówić co robisz ani dla kogo, czy to rodzinie czy przyjaciołom, musiałbyś nie wzbudzać podejrzeń, obserwować otoczenie wewnątrz i z zewnątrz klanu, oraz, co ważniejsze, lojalności. Nie musisz być powiązany ze mną ani z naszym klanem, jednak potrzebuję usłyszeć od Ciebie wszystko, co tylko zdołasz dojrzeć. Niepokojące sytuacje, zjawiska. Rozumiesz, co mam na myśli? - milknie na moment, nie tylko by wziąć oddech, ale również by usłyszeć odpowiedź wojownika. Nagła propozycja widać było, że wzbudziła u niego zaskoczenie. Coś czego nigdy się nie spodziewał nagle się stało. Propozycja padła z pyska zastępczyni, chociaż Hiacynt chciał myśleć, że przesłyszał się lub był to zwykły sen. Wstrząsnął głową, upewniając się, że to jest rzeczywistość.
- Propozycja może i jest dziwna, jednak nie mi to oceniać. Nie zawarłaś tylko w niej jednej ważnej rzeczy. Otóż, co ja będę z tego miał jeśli się zgodzę? Chyba nie sądziłaś, że jestem aż tak dobrą duszą i będę robić to, aby ratować ten klan, prawda?
- A czego oczekujesz? - pyta, zwyczajnie nie chcąc główkować nad "nagrodą". Dla niej wystarczającym by było bycie blisko wszelakiej wiedzy o tym co się dzieje w klanie i jakie władza może mieć plany względem innych, jednak widocznie dla kocura coś takiego było zbyt małym bonusem. Tu nastąpiła chwila cisza, w której ten zastanowił się. Czego on chciał? To było naprawdę dobre pytanie. Pierwsze co mu się rzucało na język, to było wbicie swych pazurów w skórę zastępczyni, ale o to nie mógł prosić. Wreszcie do jego głowy wpadł dobry pomysł co by chciał w zamian.
- Powiedzmy, że się zgodzę, ale pod dwoma małymi warunkami. Oczekuje w zamian za moją lojalną służbę, ochrony dla kogoś i pewności, że nie wbijesz mi swych kłów w kark, kiedy się odwrócę. - Tu przerwał, aby kocica mogła przetrawić jego słowa. - Niestety, nie mogę być wszędzie, a jedynym kotem, o którego się troszczę jest mój brat. Chcę, aby mu się nic nie stało, a to jak to zrobisz to zostawiam tobie. Jeśli coś mu się stanie, to automatycznie skreśla tą naszą małą umowę. A odnośnie pewności, że mi ufasz to.... Chcę twoje kocię jako mego ucznia. To chyba nie jest dużo, aby prosić w zamian za racjonowania Ci każdego złego ruchu naszych małych problemów, prawda?
Na pysk kotki wkradł się zadowolony, niemal zwycięski uśmiech.
- Akceptuję twoje warunki, chociaż z ochroną może być ciężej, jednak postaram się dopilnować, by nic mu się nie stało. A, i nie ukrywając, co do dania ci jednego z moich kociąt na ucznia myślałam już wcześniej. - Ot, trzeba było coś zrobić z tym "zaufaniem", a młodych Zięby na pewno nie pozwoli mu dać, być może z czystej złośliwości w ich kierunku, więc trzeba będzie powiedzieć do Tygrys to i owo. Niby zgodziła się na warunki, przetrawiła wszystkie, jednak czy nie mowa była o dwóch tylko, które miałaby zaakceptować? Ochronę dla Malwy mogła przyjąć, kocur nie był problematyczny, zawsze mogła zlecić zaufanej osobie by go pilnowała i zakazać mu chodzić samotnie na granice czy coś w tym rodzaju. Danie jednego z kociąt w łapy wojownika było drugim na co się zgodziła, gdyż w gruncie rzeczy miała proponować to sama, jednak już bezpośrednio Tygrysiej Gwieździe, a nie Hiacyntowi. Głównie dlatego, że kocur nie dostał żadnego ucznia oraz przez fakt, że kocię mogłoby jej mówić o poczynaniach wojownika. Nie zgodziła się natomiast wewnętrznie na zapewnienie bezpieczeństwa samemu Hiacyntowi, po prostu ogółem sprawiając wrażenie, jakby zgadzała się na wszystko, jednak wymienił trzy rzeczy. Czy to więc nie tak, że mogła sobie wybrać? Zwężone w igiełki, zadowolone źrenice po raz ostatni obdarzyły Hiacynta spojrzeniem, zanim kotka postanowiła odejść w swoją stronę.
- Liczę na owocną współpracę, Zwiędły Hiacyncie.
<Hiacynt? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz