Ogon Róży chodził na boki, jednak na pysku panował spokój, który po chwili przeobraził się w dziwnego rodzaju, zwycięski, lekki uśmiech. Jakby coś kombinowała.
- Wiesz co jest dobrego w posiadaniu dzieci, Tygrysia Gwiazdo? - pyta, patrząc rudej kotce w oczy - Są świetnymi donosicielami. To już nie tylko moja intuicja po tym, jak córka Leśnego Pożaru, który pozwól, że przypomnę czyją ma krew i gdzie się znalazł podczas okupacji przez Wilczaków i jeszcze jakimś cudem przyprowadził do klanu zupełnie rudą kotkę, spytała mnie o to, czy moje kocięta będą rude, z całkiem sporą powagą na pysku. Może do nas zachowują się miło, Zięba jako współklanowiczka nie ma sobie nic do zarzucenia, jednak chowamy w obozie rasistów, Tygrys. Nie mam ochoty, by powtórzyła się sytuacja z manipulacją, jak to miało miejsce ze Zwęglonym Kamieniem, Piaskowa Gwiazda zbyt wiele namieszała w życiu moim i mojego rodzeństwa, żebym to dalej tolerowała, szczególnie, że mają bezpośredni kontakt z moimi kociętami. - Tu przerwała, wzięła oddech i umilkła na moment, zanim wzięła się do kontynuowania - Dlatego mam propozycję. Nie zdążyłam jeszcze tego zrobić, gdyż potrzebowałam twojej wiedzy i zgody. Chcę podejść do każdego nie rudego w obozie i dopytać o zachowanie dzieci Zięby, również z prośbą, by zgłaszali wszelkie nieodpowiednie zachowanie. Poproszę o to również zaufane koty. Co o tym myślisz? Przez całą wypowiedź Róży na pysku liderki malowało się skupienie. Wytrwale czekała do końca, aż nie padnie jakieś pytanie.
- Rozumiem twoje zmartwienia i obawy. W żadnym stopniu nie chciałabym powtórki z tego, co było, albo upokorzenia którejkolwiek ze stron. Mam wrażenie, że znowu popadamy w skrajność. Po raz kolejny używamy zwrotów rudzi i nierudzi, nie tak powinno to wyglądać - westchnęła, pochylając lekko głowę i kręcąc nią na boki z rezygnacją. - Zgodzę się na twój plan, tylko dlatego, że Zięba wciąż jest dla nas niczym nieznajome, od razu po dołączeniu do nas utknęła w żłobku i nie miałam nawet okazji przyjrzeć się jej codziennemu zachowaniu, tak, jak było chociażby przy Powiewie. Nie będę cię okłamywała, nie ufam jej, głównie przez jej powiązanie z Leśnym Pożarem. Proszę cię jednak Różana Przełęczo, byś po tym wszystkim ograniczyła stosowanie poprzez słownictwo podziałów. Wszyscy jesteśmy Burzakami, stanowimy jedną społeczność. Nie chcę, by pod moją kadencją, na nowo rozpętało się piekło. Róża słuchała spokojnie słów przywódczyni, z każdym słowem się powoli, mało bo mało, ale uspakajając. Być może zastępczyni była już przewrażliwiona na pewnych punktach, jednak sama sobie nie zamierzała tego przyznać. Ostrożności nigdy za wiele. Poza tym, uświadomiła sobie pewną słabość Tygrysiej Gwiazdy. Co prawda już wcześniej o tym wiedziała, jednak teraz mogła to śmiało przyznać w myślach. Tygrys była zbyt naiwna. Za bardzo wierzyła, że niektóre problemy można rozwiązać pokojowo. Może to i dobrze. Może nie powinna brudzić sobie łap. Wystarczy, że Róża to zrobi.
- Dziękuję, Tygrysia Gwiazdo, postaram się. - miauknęła z wyczuwalną ulgą w głosie- Jednak jeśli pozwolisz - Tu przerwała, szykując się na wypowiedzenie kolejnych słów - Mam do ciebie jeszcze dwie sprawy, jedną mniej przyjemną. Lub też prośbę, obojętność interpretacji. Czy mogłabyś jeszcze rozpatrzyć, by nie przydzielać dla dzieci Zięby mentorów o wiadomym kolorze futra? I najlepiej by był to ktoś, komu ufasz. Naprawdę nie chcę by wyszło to wszystko poza kontrolę. A co do moich kociąt, cóż. Jest to już bardziej personalnie, jednak chciałabym dostać pod opiekę któreś z nich. Najchętniej wyszkoliłabym wszystkich, jednak zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe. Szczególnie martwi mnie Stokrotka i Szept. O ile przy tym drugim jest sprawa wiadoma i naprawdę nie wiem co w niego wstąpiło, powinien lepiej panować nad emocjami. - Wtrąciła, słowa kierując bardziej do siebie, aniżeli do Tygrys - To nie boję się o to, jak sobie poradzi podczas treningu, chociaż obawiam się, że wejdzie mentorowi na głowę, tak jego siostra wydaje się być inną osobowością i... uważam, że powinna dostać kogoś, kto wzmocni jej pewność siebie - Zamilkła na dłuższą chwilę, dając sobie czas na przełknięcie śliny. Naprawdę wypowiadanie zbyt wielu słów okropnie działało na jej gardło, które czuła, jak powoli chrypnie. - No i druga, ostatnia sprawa. Chciałabym cię poinformować o gotowości Powiewa by zostać wojownikiem. Tygrys skinęła głową.
- W takim razie po kolei. - Zaczerpnęła ze świstem oddech. - Powierzę ich pod zaufane łapy, z uwagi na to, że są dziećmi samotniczki i Leśnego Pożara, który mimo wszystko zniknął z naszego klanu w najgorszym dla niego momencie. Nie z uwagi na kolor ich futra, a na niewiadome pochodzenie ich matki i brak zaufania wobec jej metod wychowawczych. Dla twoich dzieci też zapewnię jak najlepszych mentorów, jeśli siły mi pozwolą, sama wezmę nad kimś pieczę - zapewniła. - A co do Powiewa, to tak też myślałam, że jest już gotowy, ale wolałam poczekać na twój werdykt. Przy następnym świcie mianuję go.
- Rozumiem, dziękuję - miauknęła, ciesząc się, że jej propozycja przeszła. Najpewniej nie było to całkowite zrealizowanie tego co chciała, jednak wątpiła, by Tygrysia Gwiazda popierała niektóre z metod i myśli które miała na wiele tematów.
- Powiew na pewno się ucieszy, truł mi tym głowę już od dłuższego czasu, chociaż nadal nie wierzę, że się na to godzę - mruknęła, przyznając miękko jakąś swoją słabość, z której nie była zadowolona - I jestem pewna, że moje kocięta trafią w dobre łapy, szczególnie z tobą na miejscu mentora u któregoś z nich - Dokończyła, nieco zniżając głowę w wyrazie szacunku.
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Czajka zniknęła. Siostra była dorosła i odpowiedzialna, jednak takie znikanie w tych czasach nie było dobre. Ba! W jakich czasach, ciągle nie było dobre! Była ostatnią, która została z jej rodzeństwa. Węgielek zginął z łap plugawego przybłędy a Pasikonik zniknęła gdzieś bez śladu. Nic więc dziwnego, że Róża chodziła poddenerwowana, a mogli to poczuć nie tylko bliższe jej koty, jednak nawet ci którzy mieli wystarczająco dobry wzrok i czas, by zerknąć na moment w stronę zastępczyni, wydającej się być bardziej chłodną i zabieganą niż zazwyczaj. Ciągle gdzieś znikała, w żłobku było jej mało, a gdy wracała zazwyczaj robiła to co miała zrobić, chodziła na krótkie, przerywane drzemki i znów wstawała. Niezbyt zdrowy tryb życia jedynie wzmógł zdenerwowanie. Na nic zdało się znalezienie prawie nie wyczuwalnego zapachu krwi na granicy z klanem wilka. Śnieg zakrywał trop, a krew mogła równie dobrze należeć do złowionej przez kogoś zwierzyny. Co prawda wypytała wszystkich o to, jednak albo zaprzeczali by tam polowali, albo nie pamiętali. Więc mogło to być cokolwiek. Krew zwierzyny upolowanej przez Burzaków, przez Wilczaków, ranna sarna, samotnik. Wszystko jednak przysypał śnieg, a jakikolwiek trop był trudny do rozpoznania. Granica Klanu Wilka po prostu śmierdziała klanem wilka, nic szczególnego. To natomiast, co przyszło potem, zmusiło Różę do wycofania się z obowiązków zastępcy na kilka krótkich dni, więc Tygrys miała trochę więcej zajęć. Któryś z wojowników przywlekł do obozu przemoczone, poranione ciało Czajki. Podobno zahaczyło o jakąś gałąź w rzece, a zaalarmowany wojak postanowił sprawdzić czemu coś barwnego i puchatego unosi się na wodzie. Musiało być to jednak niezbyt przyjemne odkrycie, prawda? Róża akurat była poza obozem, kiedy jeden z wojowników został wysłany, by o wszystkim ją powiadomić. Usłyszeć coś takiego od kogoś innego to jedno, ale zobaczyć na własne oczy? Gdy tylko przekroczyła granicę obozu, jej oczom ukazało się przemoknięte futro.
Czajka!
Zastępczyni podbiegła do leżącego na środku obozu ciała. Wyciągnęła jedną z łap, by szturchnąć mokre futro, jednak zatrzymała się w połowie, “zaciskając” łapę z wysuniętymi pazurami, zaraz potem odkładając ją na ziemię.
- Kto to zrobił! - Pyta surowo, rozglądając się dookoła na równie zdezorientowane koty co ona. Miała dość patrzenia na martwych członków rodziny. Czemu musiało jej się to przytrafić? Czemu nie mogła zdechnąć zamiast niej Wilcza Zamieć? Czemu szara tak długo się trzymała, kiedy kocięta które spłodziła padają jak muchy? Starucha powinna oddać swoje życie, zamiast Czajki. To ją powinni znaleźć unoszącą się na wodzie.
- Znaleźliśmy ją w rzece obok Przybrzeżnego Oka. Wygląda, jakby prąd ją tam przyniósł… - odezwał się trochę niepewnie jeden z wojowników po chwili ciszy, jednak Róża nie specjalnie zdawała się słuchać. Jakby słowa do niej nie docierały, a jedyne co próbowała, to rozpoznać ślady na ciele Czajki. Nie wyglądało na żadnego rodzaju ptaka. Bardziej jak na coś psowatego lub drugiego kota… lecz czy po spotkaniu z lisem zostałoby z niej aż tyle? A z psem? Gdzieś z tyłu mogła dosłyszeć znajome kroki Powiewu, który zaalarmowany opuścił żłobek. Nie specjalnie się tym przejmowała, niech smrody robią co chcą, nie muszą mieć opieki 24/7. Lilowy kocur zdawało się, że chciał podejść i pocieszyć calico, jednak ta gdy tylko poczuła zbliżającą się głowę partnera, natychmiast zjeżyła sierść ostrzegawczo, przez co ten bez słowa się cofnął siadając po prostu w pewnej odległości obok. Nie chciała pocieszenia, nie chciała, by ktokolwiek ją dotykał. Jedyne co miała przed oczami, to łamigłówkę którą musiała rozwiązać. Nie mogła pozwolić, by żal ścisnął jej gardło, by przejął nad nią kontrolę. Wystarczyło zobaczyć szok, malujący się na pyskach siostrzeńców. Niech młodzi rozpaczają, opłakują zmarłych, gdyż jedynie oni mogli być teraz do tego zdolni. Niech łzy goryczy nie spływają po starym pysku. Schowaj to w sobie, nie okazuj słabości przed klanem, wśród którego znaleźć możesz zdrajców. Milczała chwilę, siedząc w ciszy nad ciałem tak długo, jak uznała, że będzie to odpowiednie i tak długo, jak sama tego potrzebowała, pod koniec wciskając nos w oszronione, szylkretowe futro. Spoczywaj w pokoju. Przynajmniej teraz zaznałaś trochę odpoczynku, który należy się jedynie zmarłym. Żywi powinni natomiast zająć się światem im przedstawionym i uczyć się na poległych. Zastępczyni wstała, kiedy większość kotów zdążyła się rozejść, a jej kości zaczęły sztywnieć. To co chciała zrobić, to zanieść ciało do Wiśniowej Iskry, by przedyskutować to, co mogło Czajkę zabić, by wykluczyć kilka możliwości. Ciało znaleziono po dwóch dniach, a mróz pory bezlistnej skutecznie spowalniał rozkład ciała.
,,Musisz jeszcze chwilę zaczekać, wojowniczko, zanim zapewnimy ci godny pochówek na wrzosowiskach. Najpierw dowiedzmy się, co Cię zabiło”.
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Minęła chwila, kilka dni, aż w końcu Tygrysia Gwiazda doczekała się całkowitego powrotu Róży do obowiązków zastępcy. Calico nie za bardzo czuła się z tym, że zostawiła cały klan w łapach przywódczyni obarczając ją wszystkimi obowiązkami którymi zajmowała się do tej pory osobiście, jednak liczyła na to, że Tygrys zrozumie sytuację… i właśnie z tym przyszła teraz do srebrnej.
- Tygrysia Gwiazdo. - przywitała się, wchodząc do jej legowiska - Chciałam zgłosić swoją gotowość do przejęcia z powrotem swoich obowiązków. - Chwila oddechu, podczas gdy brązowe oczy utkwione zostały w podłożu - Przepraszam, że cię z tym wszystkim zostawiłam. I.. chciałabym zaproponować kilka… ulepszeń. - Być może była bezczelna pojawiając się po takim czasie i od razu podając swoje pomysły, które teraz mogłyby być przesadzone, jednak nie obchodziło ją to w tym momencie. Chciała sprawić, by granice Burzaków były nie do przejścia, obóz który kiedyś wzmocniła: nie do przebicia i miała zamiar zrobić wszystko, by chronić to miejsce. Stworzyć z tego fortecę nie do pokonania, otoczyć murem sięgającym chmur, wszystko, co tylko mogła w stanie zrobić. Czy przesadzała? Być może, jednak nie miała ochoty się nad tym rozwodzić ani przyjmować w tym momencie wszelkiej krytyki. Już postanowiła. I jeśli cokolwiek lub ktokolwiek postanowi wejść jej pod łapy i przeszkodzić, albo znajdzie wszelkie sposoby by ową przeszkodę ominąć, albo się kłopotu zwyczajnie pozbędzie. Usunie ze swojej drogi. W ten, czy inny sposób.
<Tygrys? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz