Przysunął się jeszcze bliżej niego, mając wrażenie, że zaraz eksploduje ze szczęścia. To było takie niezwykłe i też trochę dziwne! Nie wiedział, że można tak czuć taki entuzjazm z najzwyklejszych czynności czy po prostu bliskości. Już teraz bardziej rozumiał dlaczego niektórzy byli tacy wylewni, nawet będąc na oczach wszystkich…
Kiedy w końcu się od siebie odkleili, Agrest nie mógł się powstrzymać od wyszczerzenia się tak szeroko, że aż prawie zabolały go od tego kąciki ust. Radość wręcz rozpierała mu serce, więc musiał ją jakoś uzwenętrznić! Szylkret w odpowiedzi również się uśmiechnął i zaraz wtulił się w futro czekoladowego. Zastępca w reakcji objął go obydwiema łapami, a jeszcze, jakby tego było mało, także ogonem. Zamruczał głośno, czując ciepło otulające go z każdej strony. Nie wiedział, czy bardziej napływało ono od niego samego, czy od kocura aktualnie ocierającego się o jego szyję.
Szybko liznął partnera (własnego partnera!) w policzek i zamknął oczy, delektując się chwilą.
***
Wracając o zmierzchu tuż u boku swojego chłopaka, spotkał się spojrzeniem z Jaskółką, której kąciki widocznie poszybowały w górę na jego widok. Wiedziała.
Kiwnął na nią głową, na co ta puściła mu oczko i wskoczyła na gałąź klonu, obok swojej ukochanej, zapewne chcąc zostawić im więcej prywatności.
Jedynie Komar zdawał się spoglądać na nich nieprzychylnym wzrokiem.
***
Uniósł wysoko ogon, zauważając, że Kuklik postanowił odwiedzić jego legowisko. Najczęściej przychodził tutaj pod wieczór, kiedy cały Owocowy Las już pogrążał się we śnie. Agrest uważał posiadanie własnej gałęzi do spania za jeden z największych plusów bycia liderem. Mieli tu tyle przestrzeni dla siebie z Kuklikiem, a także spokój, całkowitą swobodę oraz piękny widok na cały obóz!
Bicolor szybko jednak dostrzegł, że z szylkretem coś jest nie tak. Bezwiednie wodził spojrzeniem po ziemi, wyglądając na strapionego.
— G-gdybym był kotką, to wszystko byłoby prostsze — stwierdził na koniec, wsuwając nos w futro na jego szyi.
Przywódca westchnął cicho. Nie miał intencji, by partner przez niego poczuł się w taki sposób.
— Wiesz, nie chciałbym, żebyś był kotką — przyznał szczerze, splatając ich ogony. — Lubię cię i kocham takiego jakim jesteś, bo właśnie to… czyni cię tobą — zamruczał łagodnie. — A Krucha… cóż, też życzyłbym nam, aby to mogło się odbyć bez tego. Ale z drugiej strony coraz bardziej zaczynam dochodzić do wniosku, że może tak jest jednak lepiej? Będziemy mieli razem więcej doświadczenia, pomysłów, czy łap do opieki. A przede wszystkim pomożemy spełnić także jej marzenie, nie? Trzy szczęśliwe osoby zamiast dwóch — starał się go pocieszyć.
— Chy-chyba masz rację — odpowiedział najlepszy przyjaciel czekoladowego, już trochę bardziej unosząc swoje zwisające uszy, lecz nadal nie w pełni. — Myślisz, że mnie po-polubią?
— Muszą! Ciebie nie da się nie lubić! — Żartobliwie szturchnął go w ramię, mając dość desperacką nadzieję, iż to, co mówi faktycznie okaże się prawdą. — Jestem w ogóle bardzo ciekawy na kogo będą chciały się szkolić. Czy na stróża tak jak ty, czy na wojownika tak jak ja, czy może na zwiadowcę tak jak Krucha? Właściwie to super, że każdy z nas jest z innej profesji, będziemy mogli im dawać jeszcze rady od siebie, niezależnie co takiego wybiorą! — zaćwierkał, już nie mogąc się doczekać aż wreszcie je pozna. — No chyba, że jakiś medyk nam się trafi. Co obstawiasz?
<Kukliku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz