Mrówka początkowo była zbyt zachwycona perspektywą polowania, żeby zwrócić uwagę na zachowanie Nikogo, które było jeszcze dziwniejsze niż zwykle. Zdążyła się przyzwyczaić do cichego i uważnego towarzysza przez te wszystkie księżyce, kiedy to starała się rozwinąć między nimi relację. Chciała mieć przyjaciela, ale równocześnie czuła, że powinna dawać z siebie jeszcze więcej, zawsze przecież dążąc do perfekcji. Wiedziała, że podstawą przyjaźni było zaufanie.
W pewnym momencie niemrawy krok Nikogo, przyciągnął wzrok złotej kotki. Przestała rozglądać się po terytorium, węsząc w poszukiwaniu zapachów zwierzyny, uważnie nasłuchując wszystkich dźwięków otoczenia. Zmrużyła żółte ślepia.
— Co ty taki przybity? — zapytała złota, na co położył po sobie uszy.
— A jak mam się czuć? Komar zabił mi syna, zabił mi ojca, straciłem ukochaną, a teraz... Ja... Ja nie wiem. — zwiesił łeb, idąc wciąż przed siebie. — A-agrest został liderem... Mam nadzieję, że on mnie przynajmniej nie rozczaruje. Dawno temu... Obiecał, że da mi imię. Ja... Nie wiem czy na nie zasługuję, ale... Ale nie chcę być już nikim. Mam dość tego, że traktują mnie wszyscy jak swoją zabawkę. Chcę być nareszcie kimś kto sam decyduje o sobie...
Zatrzymała się, zmuszając do tego samego swojego towarzysza. Przyjrzała mu się uważnie i ze współczuciem. Ostatnie wydarzenia w Owocowym Lesie mogła porównać do krwawej walki o życie. Niebezpieczna wścieklizna nadal nawiedzała ją w koszmarach. Kiedy już uwolniła się od rozpaczliwych i ciężkich wspomnień o Orle i Kostce, teraz śmierć Perkoza łamała jej serce. Komar był okrutnym potworem, jak te mknące po drodze grzmotu. Jednym rozkazem odebrał jej ukochanego partnera i ojca dwójki synów. Perkoz odszedł i oznaczało to wieczne rozstanie. Zachowała pamięć o nim w sercu i pielęgnowała wspomnienia. Pamiętała nadal jak długo tuliła Bławatka i Goździka, chcąc chociaż odrobinę ulżyć im w bólu po stracie rodzica. Musiała żyć na tyle długo, żeby nie musieli szybko przeżywać kolejnej rozłąki.
Nikt stracił ojca i syna. To pierwsze było jej dobrze znanym uczuciem, tylko jej ojciec sam podjął decyzję o swoim odejściu, to trochę łagodziło gorycz, chociaż musiała do tego dojrzeć. Czas nie leczył ran, ale pozwalał się do nich przyzwyczaić. Jak natomiast można było pogodzić się ze śmiercią własnego kociaka? Mrówka wolała nawet sobie tego nie wyobrażać. Sama była matką i szczerze współczuła kocurowi. Żadne słowa nie mogłyby ukoić jego bólu. Nawet jego partnerka, którą dawniej darzył ogromną sympatią, teraz nie mogła zapewnić mu wsparcia. Sądząc po słowach Nikogo, straciła w jego oczach zapewne na zawsze. Kotka westchnęła i wykonała dyskretny krok do przodu.
— Też bardzo tęsknię za Perkozem i szczerze ci współczuję straty ojca i syna. Pozostaje nam mieć nadzieję i walczyć o to, żeby rządy Agresta były dobrym czasem dla Owocowego Lasu. Również życzę ci, żebyś odnalazł spokój w swojej duszy. Myślę, że zasługujesz na to, jak i na nowe imię. A kiedy już je dostaniesz i będziesz mógł decydować o własnym losie, na zawsze zapamiętaj, że warto walczyć o swoją siłę i pracować na to, żeby nosić imię z dumą i szlachetnością godną wojownika. — miauknęła i zaczęła iść przed siebie, powoli zbliżając się coraz bardziej do terenu, który wybrała na miejsce łowieckie. O tej porze roku przynajmniej mogli się tam natknąć na zwierzynę. Odwróciła się przez ramię do kocura. — Co teraz zamierzasz? No wiesz, z Miodunką. Ja bym nie umiała jej wybaczyć.
<Nikt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz