— Myślę, że to czas, aby moje dzieci poznały najlepszą, najwspanialszą, najmądrzejszą i najmilszą ciocię, jaką tylko mogły mieć — zamruczała Aksamitka, patrząc na nią z nadzieją. — Pokochasz je, naprawdę! Tak mocno jak ja! Kwiatuszek, Listek, Księżycek i Promyk są takim słodziakami! Wiedziałaś, że kocięta są takie malutkie, że można je łatwo zgnieść? Dobrze, że nas nikt nie zgniótł, jak byłyśmy małe, bo by nas nie było — rzuciła tą jakże błyskotliwą myśl, która tak znienacka napłynęła jej do głowy.
Lis uśmiechała się, ale opierała się siostrze, która usiłowała zaciągnąć ją do kociarni.
— Wiesz, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Nie przepadam za...
— Nie daj się prosić — przerwała jej siostra, patrząc na nią wzrokiem swoich okrągłych, uroczych oczu, które błyszczały w odbijającym się świetle dnia. — Polubią cię, zobaczysz.
Liliowa szylkretowa pointka przełknęła ślinę i weszła do kociarni, gdzie powitała ją setka (no, może trochę mniej) skonsternowanych oczek. Małe kluski w większości wyglądały jak mniejsze kopie swojej matki. W żłobku pachniało mlekiem i kłębkami futra. To uświadomiło Lis, że zdecydowanie nie chciała sama zachodzić w ciążę. Nie była odpowiednią osobą do matkowania ani ciotkowania, ale Aksamitka musiała sądzić inaczej, bo cały czas zachęcająco kiwała jej głową.
Cóż, prędzej czy później musiało do tego dojść. Rozpoczęła rozmowę krótkim "cześć", a ciekawskie maluchy od razu zaczęły wypytywać ją o to, kim jest i co tu robiła.
* * *
Lisiemu Ognikowi ciężko było stwierdzić, co czuła, odkąd poprzednio rozmawiała z Daglezjową Igłą. Gniew? Rozczarowanie? Może po prostu ogromny zawód zachowaniem swojej siostry i tym, że osoba, którą tak bardzo starała się chronić, okazała się nie lepsza od swoich poprzedników. Nie widziała nic złego w tym, żeby przetrzymywać Daglezję wbrew jej woli. Mało tego, nakazała Niedźwiedziowi ją skrzywdzić, uderzyć, by straciła przytomność. Władza uderzyła jej do głowy. Nie była już tą samą osobą, którą była kiedyś. W Klanie Klifu co chwilę ktoś umierał, co chwilę znajdowano ciała nabite na gałęzie jak pieprzone szaszłyki, ale Aksamitka nic sobie z tego nie robiła. Klan wykazywał niezadowolenie z jej decyzji, a ona wciąż na to pozwalała, prowadząc ich wszystkich na zagładę, zmuszając koty do robienia czegoś, co ona chce, by robiły.
Miała wybór. Mogła wybrać rodzinę, posłuchać się jej i przestać krzywdzić klan. Wybrała Niedźwiedzią Siłę, kota, który nie miał absolutnie żadnych uczuć. Lis zamierzała to zaakceptować - jeśli Aksamitka nie chciała jej pomocy, nie dostanie jej.
Wparowała do legowiska przywódcy. Niedźwiedziej Siły z nią nie było, pewnie znów latał za Daglezją, by uniemożliwić jej ucieczkę.
Aksamitka poderwała się na jej widok i uśmiechnęła, jakby zadowolona, że siostra wreszcie przyszła ją odwiedzić, ale Lis nie potrafiła opanować gniewu, jaki kłębił się w niej już od dawna i teraz szukał drogi, by wyjść na zewnątrz.
— Co ty robisz, Aksamitka? — wygarnęła jej prosto z mostu, nie kryjąc ostrego tonu głosu. Liderka w pierwszej chwili była zaskoczona.
— O co ci chodzi?
— Zaniedbujesz klan w chwili, gdy on najbardziej cię potrzebuje. Porwałaś Daglezję i przetrzymujesz ją tu celowo, chociaż wiesz, że nie jest szczęśliwa w Klanie Klifu. Kazałaś Niedźwiedziej Sile ją uderzyć, by straciła przytomność. Masz pojęcie, co wyprawiasz?
— Daj spokój, Liseczku, dajesz się im tak łatwo zmanipulować jak Daglezja — nie dało się ukryć oburzenia w głosie Aksamitki, ale Lis strzepnęła tylko uchem. — Przecież robię to dla jej dobra! To tobie nie zależy na naszej rodzinie, Misiek powiedział mi, że próbowałaś zwrócić go przeciwko mnie.
— Czyli ufasz słowom mordercy, który sprzedałby cię za trochę jedzenia bardziej niż moim?
— Jak możesz tak mówić? — sapnęła Aksamitka. — Miś przynajmniej mi ufa i nie kwestionuje moich decyzji, w przeciwieństwie do ciebie.
— Nie kwestionuje twoich decyzji, bo jesteś liderką — poprawiła ją Lis. — Serio tego nie widzisz? Znajdujemy się pewnie na celowniku wszystkich klanów po tym, co zrobiłaś na zgromadzeniu, a teraz nie masz oporów, żeby krzywdzić Daglezję. Co się z tobą w ogóle stało? I kim jesteś? Bo nie wiem, czy mogę wciąż nazywać cię swoją siostrą.
Na moment niebieska tonkijka zamilkła, a gdy znów się odezwała, brzmiała na złą i rozczarowaną jednocześnie.
— Robię to wszystko dla waszego dobra, a ty wciąż nie chcesz mi zaufać.
— Mam tego dość, Aksamitka. Próbowałam cię wspierać, nawet jeśli nie popierałam większości twoich decyzji. Ale nie zamierzam wspierać osoby, która narzuca innym swoją wolę w tak potworny i przemocowy sposób. Nie wiem, co się z tobą stało, ale stoczyłaś się na każdej możliwej płaszczyźnie życia i moralności.
Odwróciła się od Aksamitnej Gwiazdeczki i wyszła z jej legowiska, akurat, żeby zobaczyć Niedźwiedzią Siłę, który przypatrywał się jej ze zmrużonymi oczami, jakby to wszystko słyszał. Spośród obecnych w obozie dało się zauważyć zaciekawione spojrzenia.
— Masz jakiś problem, Lisiaczkowy Puszeczku?
Lis strzepnęła ogonem. Odwróciła się plecami do Niedźwiedzia i wzruszyła barkami.
— Nie. Skądże?
Bury popatrzył się w stronę legowiska Aksamitnej Gwiazdy, a Lisi Ognik odwróciła się i wyrżnęła mu z całej siły w pysk. Wojownik zatoczył się do tyłu, a liliowa pointka poczuła na sobie tysiąc zaskoczonych spojrzeń. Wysunęła pazury i przeorała nimi jego prawy bark, jakby mocny policzek nie wystarczył, żeby wyładowała swój gniew.
Liderka musiała usłyszeć dźwięki walki, bo wyszła ze swojego legowiska, najpierw spoglądając na Niedźwiedzia, a potem na Lis i jej naostrzone pazury, z których ściekło trochę krwi. Wojowniczka spojrzała się na siostrę chłodnym wzrokiem.
<Aksamitka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz