Iskrząca Łapa z przygnębioną miną wpatrywała się we własne odbicie falujące na tafli kałuży, która była skutkiem wczorajszej ulewy.
Ostatni księżyc nie był dla niej łatwy; tak wiele się zdarzyło! Dzień mianowania, o którym długo marzyła, stał się istnym koszmarem, a jej mentorka wykorzystywała każdą okazję, aby dopiec młodszej. Choć obie z początku podchodziły do siebie niepewnie, już po paru wschodach przestały ukrywać swoje prawdziwe poglądy. Kurza Pogoń nie kryła się z niechęcią do rudych, chcąc uświadomić terminatorce, że kolor futra nie czyni z niej kogoś lepszego. Natomiast Iskrząca Łapa, dorastając ze światopoglądem całkowicie ukształtowanym przez Ziębę, pragnęła udowodnić jej, że tkwi w błędzie. Fakt, że obie kotki posiadały cięty język, nie wpływał dobrze na ich relację, owocując w kłótniach i sprzeczkach. Uczennica była przekonana, że za wyborem burej stała Różana Przełęcz - kocica z pewnością zauważyła, jak podobne do siebie są pod względem uporu i zapragnęła zemścić się za liczne kłótnie z jej kociakami, do których doszło w żłobku.
Czy Iskierka żałowała wszystkich złych słów wypowiedzianych pod ich adresem? I tak, i nie. Częściowo była dumna z tego, że nie pozwoliła sobą pomiatać i starała się wpoić nauki rodziców oraz dziadka do tych pustych łebków. Nie mogła przecież zadawać się z takim plebsem jako krewna Piaskowej Gwiazdy! Jednakże, gdy patrzyła na to z perspektywy czasu, czuła jak poczucie wstydu parzy jej końcówki uszu. Nie dlatego, że z dnia na dzień zrobiło jej się szkoda kociaków Powiewa - od tego była daleka.
Powodem była Zięba, którą znowu zawiodła.
Matka od zawsze wymagała od niej perfekcji i zachowania godnego damy, a tak nieodpowiednie czyny były konsekwentnie tępione. Cętkowana nie była nawet w stanie zliczyć wszystkich kar, które w dzieciństwie wymierzyła jej matka; niektóre z nich pozostawiły na jej drobnym ciele niewielkie blizny. Nawet pryzmat tego, że Iskierka była wówczas młodziutka i nie rozumiała wielu rzeczy, nie zmieniał podejścia Zięby do córki - ona sama od pierwszych dni stanowiła przykład dla innych, więc nie było żadnego powodu, by z jej dziećmi było inaczej.
To właśnie przez surowe wymogi matki, po mianowaniu Iskierka zaczęła bardziej uważać na swoje zachowanie wśród innych kotów, coraz częściej gryząc się w język i siląc na milszy ton głosu. Starała się również nie wyrażać głośno własnych poglądów, uporczywie unikając tematu swojej praprababki w towarzystwie klanowiczów, do których nie miała zaufania - po opuszczeniu żłobka zderzyła się z przykrą prawdą, że zdrajców krwi jest jeszcze więcej, niż mówił jej dziadek. Ku zadowoleniu matki, większość wojowników - nie mając pojęcia o jej wcześniejszych wybrykach - podchodziła do niej pozytywnie i zauważając jej determinację oraz pogodę ducha, nie dostrzegała złych intencji zakorzenionych głęboko w sercu. Mimo tego, kotce zaczynała doskwierać samotność; poza rodziną nie miała w klanie żadnych bliskich.
Czy Kurza Pogoń i inni mieli rację w tym, że jest głupia i wcale nie lepsza od innych? Czy mama okłamywała ją, że jest w stanie wiele osiągnąć? Czy Zięba nienawidziła jej za to, ile razy upadła i ośmieszyła rodzinę?
— Iskrząca Łapo, wszystko w porządku? — zapytał Drozdowy Szept, uważnie przyglądając się wyrwanej z zamyślenia uczennicy. — Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem.
— Przepraszam, chyba trochę… odleciałam — odparła niepewnym tonem, spuszczając wzrok na drżące łapy. Przez kłębiące się w głowie pytania nawet nie zauważyła, że zaszkliły jej się ślepia.
— Nic się nie stało. Lepiej powiedz mi, co cię trapi. Może będę umiał pomóc — zapewnił ją pocieszającym tonem, przysiadając obok roztrzęsionej uczennicy. — Wiesz przecież, że możesz mi zaufać, prawda?
Czy faktycznie miała taką pewność? Nie, w końcu Drozdowy Szept był jedynie starszym wojownikiem, z którym dobrze rozmawiało jej się podczas patrolu kilka wschodów słońca temu. Jednak jego przyjazna natura, dodający otuchy uśmiech i troska, którą do tej pory otrzymywała tylko od najbliższych, przezwyciężyły jakiekolwiek wątpliwości. W obecnym stanie Iskierka marzyła jedynie o możliwości wygadania się, a kremowy dawał jej poczucie zrozumienia i bezpieczeństwa.
— Mam wrażenie, że odkąd zostałam mianowana na ucznia, los odwrócił się przeciwko mnie — uśmiechnęła się smutno, ledwo powstrzymując potok łez płynących do oczu.
— A co dokładnie się wydarzyło? Ktoś ci dokucza? — dociekał zielonooki, sprawiając wrażenie, jakby faktycznie zależało mu na dobrobycie rudej.
— N-nie, to nie to — zmieszała się. No, może zachowanie Kurzej Pogoni faktycznie dałoby się określić tym mianem, ale nie chciała poruszać tematu mentorki. — Po opuszczeniu żłobka zaczęłam zauważać, że świat nieco różni się od tego z opowieści rodziców i chyba nie końca mi się to podoba — mruknęła.
— Jeśli cię to pocieszy, każdy kot przez to przechodził. Dorastanie polega na dostrzeganiu rzeczy takimi, jakimi naprawdę są, ale nie jest to łatwe zadanie — wyjaśnił wojownik pocieszającym tonem. — To nic dziwnego, że czujesz się nieco zagubiona. Czeka cię jeszcze wiele przykrych doświadczeń, zawodów i krytyki, ale każdy negatywny bodziec w jakiś sposób cię kształtuje oraz umacnia.
— Mam taką nadzieję — odparła uczennica, nieco się rozchmurzając. Może faktycznie kocur miał rację. — Drozdowy Szepcie, a ty jak poradziłeś sobie z tym całym dorastaniem?
— Miałem wokół siebie zaufane koty, dzięki którym podejmowałem właściwe decyzje i nigdy się nie poddawałem — uśmiechnął się w odpowiedzi. — Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć, Iskrząca Łapo.
Kotka odwzajemniła gest, tym samym dziękując synowi Amortencji. Cichy głosik z tyłu głowy ostrzegał ją, że powinna uważać na wojownika, bo jego zachowanie budziło pewne podejrzenia. Jednak… Skoro Drozdowy Szept tak bardzo utwierdzał ją w przekonaniu, że zawsze jej pomoże, to chyba mogła mu zaufać, prawda?
[867 słów]
[Przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz