Och, jak ona nienawidziła Kurzej Pogoni.
Iskrząca Łapa od małego bardzo uważała na swoją reputację w klanie. Według matki to właśnie sposób postrzegania przez inne koty zapewniał respekt i szacunek. Choć pierwszy związany był z onieśmieleniem oraz lękiem, szacunek był nieodłącznym elementem bycia prawdziwą damą. Odpowiednio dobrane słowa, wdzięk przy każdym kroku i elokwencja potrafiły zdziałać cuda; Zięba powtarzała, że dzięki nim w przyszłości kocury będą padać u jej łap. Dlatego też, gdy przez liderkę została skazana na towarzystwo tego burego prymitywa, płakała przez prawie całą noc, klnąc na niesprawiedliwość tego świata.
Jakim cudem ona, Iskrząca Łapa, delikatna i piękna niczym kwiat, musiała znosić ciągłą kompromitację ze strony nieokrzesanego dzika w przebraniu kota?
— Pobuuudka! — wrzasnęła jej mentorka, zaglądając do nory należącej do terminatorów. — Ile razy mam ci powtarzać, że zaczynamy trening dokładnie o wschodzie słońca, jaśnie pani?
— Daruj sobie — warknęła w odpowiedzi ruda, z trudem utrzymując się na obolałych łapach, które były skutkiem całego dnia spędzonego na ćwiczeniu biegu. — Już wstaję, nie musisz tak szczerzyć mordy
— Och! Takie słowa padające z pyska damulki? — krzyknęła w teatralnym zdziwieniu Kurza Pogoń. — Poczekaj tylko, aż dowie się reszta klanu…
— Nie! — wrzasnęła z przerażeniem cętkowana, czując, jak dusza opuszcza jej ciało. Jednym susem dotarła do boku mentorki i dodała. — Nie możesz tego zrobić!
— A właśnie, że mogę. No chyba, że zwleczesz ten tłusty zad z legowiska i w końcu będziemy mogli zacząć patrol — zaśmiała się, wskazując ogonem na czekających przy wyjściu z obozu wojowników. — Są już bardzo wkurzeni.
Iskierka pospiesznie spojrzała w kierunku grupki kotów. Faktycznie nie wyglądali na zadowolonych. Nie kontynuując rozmowy, ruszyły razem w ich stronę, a ruda starała się przypomnieć ich imiona. Starsza, niebieska kotka nazywała się chyba Kwiecistym Pocałunkiem, a stojący obok niej kremowy kocur…
— Drozdowy Szepcie, prowadź — miauknęła ochoczo Kurza Pogoń. — Trzeba pokazać tej małej, że żyjąc w klanie ma się jakieś inne obowiązki poza leżeniem i pachnieniem.
Jak ona śmiała obrażać ją przy innym rudym! Żółtooka posłała w kierunku burej mordercze spojrzenie, lecz ta już zaczęła rozmowę z szarą kocicą. Naburmuszona, z pretensjonalnie podniesionym ogonem, wyprzedziła obie wojowniczki i zbliżyła się do syna Amortencji.
— To nieprawda — fuknęła, a gdy lekko podniósł brwi, dodała. — Ja wcale nie spędzam dni na odpoczynku. Codziennie wyciąga mnie na mordercze treningi i nie daje nawet chwili na wytchnienie, taka jest prawda!
— Cóż, to chyba dobrze — odparł kremowy, nie do końca wiedząc, jak powinien zareagować. Po raz pierwszy miał przyjemność rozmowy z latoroślą Zięby. — Bez intensywnej nauki mogłabyś czekać na mianowanie całą wieczność, a tego chyba nie chcesz?
— Oczywiście, że nie — mruknęła, starając się nadążyć za tempem stanowionym przez wojownika. Może faktycznie musiała jeszcze poćwiczyć nad kondycją. — Chciałabym po prostu, wie pan, kogoś bardziej doświadczonego na mentora. Albo chociaż nieco milszego — westchnęła, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to niekulturalnie - pomimo wielu słów cisnących się na język, musiała zgrywać grzeczną przy starszym i to rudym kocurze. Poza tym, prawie w ogóle go nie znała, a mama uprzedzała, że nawet niektórzy rudzi specyficznie podchodzą do tematu Piaskowej Gwiazdy i jej pomysłów. Nie mogła ryzykować ośmieszeniem się; nawet jeśli kremowy jeszcze nie dostrzegał wielkości jej prababki, zgodnie z zaleceniami Zięby musiała być cierpliwa, ponieważ w odpowiednim czasie, dzięki niej i jej rodzeństwu, wszystko wróci do normy.
— Moim zdaniem Kurza Pogoń jest naprawdę dobrą wojowniczką. Może czasami jest zbyt…głośna, ale wciąż pozostaje lojalna wobec klanu i ma duże ambicje. To dobre cechy.
Iskrząca Łapa stłumiła w sobie chęć do przewrócenia oczami z irytacją. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, Drozdowy Szept spojrzał się na nią z wyraźnym zainteresowaniem.
— Jednak jeśli będziesz miała z czymś problem, to śmiało możesz podejść do mnie i z przyjemnością ci pomogę. Z chęcią sprawdzę się w roli nauczyciela — uśmiechnął się czarująco.
— Naprawdę zostałby pan moim mentorem? — zdziwiła się ruda, prawie stając w miejscu z powodu wzrastającej ekscytacji.
— Tego nie powiedziałem — odparł, lecz widząc wkradający się na jej pyszczek zawód, dodał. — Chodziło mi o to, że gdybyś czuła potrzebę przećwiczenia czegoś jeszcze raz albo konsultacji z wojownikiem w jakiejś sprawie, a Kurza Pogoń byłaby zajęta, jestem do twojej dyspozycji.
Czyżby los uśmiechnął się do niej po raz pierwszy od dłuższego czasu? Drozdowy Szept sprawiał wrażenie najprzyjaźniejszego kocura, jakiego w życiu spotkała i w dodatku miał piękne, kremowe futro niczym jej braciszek. Poza tym był odważny i silny, a przebywanie z nim jedynie umacniało ją na duchu; oprócz Zięby i jej rodzeństwa nie miała w klanie żadnej przyjaznej duszy. Odkąd w żłobku pojawiły się smrody zastępczyni, przykra prawda o tym, że niechęć do nierudych działa też w drugą stronę, nie dawała jej poczucia spokoju. Chociaż Drozd w tej kwestii wydawał się neutralny, Iskierka nadal nie była pewna, czy może mu zaufać - w końcu istnieli zdrajcy krwi, którzy tylko z początku wydawali się życzliwi. Mimo wszystko, była tak zachwycona kocurem i ideą posiadania jeszcze jednego bliskiego kota w życiu, że delikatnie ściszyła dudniące w głowie słowa matki i postanowiła, że póki co będzie unikała tego tematu. W końcu, jeśli jej obawy dotyczące poglądów wojownika nie zostaną sprawdzone to tak, jakby nie istniały, prawda?
— Dziękuję, dziękuję, dziękuję proszę pana! — pisnęła radośnie, niemal rzucając się na idącego obok kocura. Szybko jednak się opamiętała, strzepując resztki skrępowania nerwowym ruchem uszu. — Naprawdę to doceniam. Czasami mam wrażenie, że niewiele kotów chce się ze mną zadawać…
— Po pierwsze, proszę przestań nazywać mnie ,,panem”. Wiem, że moje lata młodości już dawno minęły, ale nie potęguj tego wrażenia — zaśmiał się. — Poza tym, dopiero co zostałaś uczennicą i nie miałaś jeszcze okazji na rozmowę z innymi klanowiczami. Wszystko przyjdzie w swoim czasie.
Ostatnie słowa kocura mocno w nią uderzyły. Tak, ma rację! Przecież to samo zawsze powtarza jej matka, gdy zaczyna w siebie wątpić.
Musiała przyznać, że zaczynała darzyć wojownika coraz większą sympatią.
[938 słów]
[Przyznano 19%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz