Lustrował uczennicę gniewnym spojrzeniem morskich oczu, dysząc niczym rozjuszony żubr. Był wkurwiony. Ta niedojda nie umiała nic, nic poza jedną tandetną sztuczką, która nijak jej się nie przyda w harmidrze wojny. Miał ochotę zabić ją tu.
Teraz.
Już.
Zaraz.
Wiedział jednak, że nie mógł. Jeszcze nie teraz. Inni kultyści ją obserwowali tak czy siak. Poza tym nie chciał zawieść Szakalej Gwiazdy, która szczerze mu ufała. Może i należało mu się miejsce w piekle, lecz przynajmniej był lojalny swojemu liderowi.
— N-n-naprawdę? — zapytała przerażona. Blefował, chociaż kotka nie musiała znać prawdy. Łykała wszystko jak pelikan, oj ona biedna i naiwna…
— Czy ty uważasz, że kłamię? — Gęsi Wrzask zaczął ją okrążać jak zwierzynę. Starczyło, że raz kłapnął zębami, a ta już zaczynała na nowo ryczeć.
Żałosne. Zero godności.
— N-n-nie. Źle mnie zrozumiałeś — zawołała zrozpaczona.
— Czy ty sugerujesz, że ja się mylę? - zapytał jeszcze bardziej wrogim tonem. Tego było zbyt wiele, żaden bachor nie będzie podważał jego zdania. A już zdecydowanie nie zapchlone coś, które ośmiesza własny klan.
Miał już podnieść na nią, nie pierwszy raz, łapę, jednak zrezygnował. Wypuścił powietrze z płuc, które uciekło z jego nosa z lekkim świstem.
Jak nie dziś, to jutro.
— N-n-nie — nie czuła już niczego. Zamarła z przerażenia. Struchlała niczym przerażona owieczka widząca wilka. Uniósł brew. Czyżby nareszcie się poddała?
Parsknął perlistym śmiechem, ktoś, kto go nie znał, mógł pomyśleć, że ktoś w towarzystwie rzucił śmiesznym żartem, jednakże Rozwydrzona Łapa zdołała już poznać go od tego gorszej, zdecydowanie gorszej strony.
Złapał ją za pysk, ocierając pazurem łzy oraz powoli zasychającą krew. Kotka nawet się nie ruszyła. Stała niczym słup soli, zaciskając mocno ślepia.
— Wracamy. Już nic z ciebie dzisiaj nie będzie — prychnął. Stracił na dzisiaj chęci na dręczenie czarnej uczennicy. Ta jedynie ryczała i ryczała, nie robiła nic ciekawego. Nie próbowała uciec czy też wrócić do Kuny i swojego zapchlonego braciszka, by ten mógł ją dorwać w kilku susach.
Szczerze mówiąc… był zawiedziony. Liczył na ciekawsze atrakcje.
Rzucił spojrzenie za siebie, upewniając się, że bachor za nim idzie. Wrócili do obozu tą samą ścieżką, którą przyszli.
~*~
Oblizał pysk, pochłaniając resztki myszy, która stanowiła jego posiłek. Chłód cały czas opierał się o jego bok, mamrocząc, jak to się nie wyspał. No tak, jeszcze nie zdołali rozbudować swojego legowiska w jamie medyka na tyle, by wygodnie w nim spać we dwoje. No a liliowy ostro się rozpychał na posłaniu.
Dopiero dzisiaj Chłód obiecał, że skoro ma chwilkę czasu, to wymości im wypasione legowisko.
— W to nie wątpię — zamruczał Gęś, liżąc partnera po czole. Dzisiaj znowu czekał go trening z tym niewdzięcznym bachorem. Strzepnął ogonem, zbierając się. Słońce już dobrze wzeszło, świecąc jasno na niebie.
Przysiadł przy wejściu, wyczekując na kotkę. Nie opatrzył jej ran wczoraj, ciekawiło go, czy to zapchlone coś polazło na skargę do swojej ukochanej ciotuni.
Jak mu było przykro, ojej…
Szkoda tylko, że ci debile zapomnieli, że będąc kultystą, jest praktycznie nie do ruszenia, póki robi wszystko dla dobra sekty. Mogli cmoknąć go w sam środek dupy. Oblizał pysk, wpatrując się w linie drzew. Jeśli znowu się spóźni, to wytarga Rozwydrzoną Łapę za futro z jej legowiska.
< Rozwydrzona Łapo? >
[516 słów]
[Przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz