To, co podali jej medycy faktycznie pomogło. Z legowiska Pluskającej Rybki wyciągnęła ją Aksamitka, obiecując jak na spotkaniu, że tu będzie jej o niebo lepiej i cieszy się, że jest tu z nią. Daglezja myślała, że wybuchnie. Chciała z powrotem do Owocowego Lasu, na Klan Gwiazdy! Ale nie zamierzała robić sceny. Przy pierwszej okazji jaką dorwie, ucieknie. Wierzyła, że siostra może ją ścigać, ale konkurowała z przeciwnikiem, który także znał tereny Klanu Klifu, i to dobrze. Być może jej pamięć była już lekko zakurzona, ale nie zapomniała wszystkiego. To będzie proste jak przeskoczenie gałązki.
— Wszystkie kotki zdolne do polowania, proszę zebrać się na zebranie klanu! — zawołała Aksamitna Gwiazdeczka i wszystkie klifiaki zaczęły się zbierać, co dla stojącej pod skalną półką Daglezjowej Igły było powrotem do przeszłości. Czuła się jak uczennica, mianowana przez Lamparcią Gwiazdę... A teraz patrzyła na swoją siostrę, robiącą to samo. Ciekawiły ją bardzo to, co kotka zamierzała powiedzieć. — Wielu z was zna Daglezjową Igłę. Była ona niegdyś wojowniczką naszego klanu, ale została porwana przez Owocowy Las, przez co na długi czas straciliśmy z nią kontakt. Wróciła tu jednak, zdrowa i szczęśliwa!
— Właściwie- — próbowała sprostować, ale Aksamitka jej przerwała. Nie była nawet pewna, czy kotka zrobiła to specjalnie, czy po prostu jak najszybciej kontynuowała swoją przemowę.
— Zostanie ona na powrót wojowniczką, jednak potrzebuje nowego imienia, więc... Duszki Klanu Gwiazdy, znacie imię każdego kotka, ale proszę, byście zabrali imię tego stojącego przed wami. Ja, Aksamitna Gwiazdeczka, nadaję ci, Daglezjo, nowe imię. Od dziś będziesz znana jako Przewspanialutka Daglezjusia, bo taka jesteś! — Uśmiechała się mówiąc to Aksamitka, w trakcie gdy wewnętrznie rudej opadła szczęka aż do samej ziemi. To żart, prawda? Jakiś głupi żart?! — Ma być również traktowana jak każdy inny wojownik naszego Klanu, bez żadnej dyskryminacji! Koniec zebrania! — Kotka pośpiesznie zeskoczyła ze skały i podbiegła do siostry, która nadal stała w tym samym miejscu, myśląc o tym jak nisko upadła, nosząc takie imię. Za jakie grzechy?
— I jak, podoba ci się? — zapytała z podekscytowaniem Aksamitna Gwiazdeczka, wiercąc się w miejscu. Daglezja odwróciła w jej stronę głowę i wygięła pysk w najbardziej sztucznym uśmiechu.
— Jest... cudowne — wydukała, bo nie chciała się sprzeczać z siostrą. Jeżeli ma w łapie władzę to jeszcze ją zamknie w żłobku, by zrozumiała słodkość imion kojarzącą się z kocięcymi księżycami... Och nie, na to nie pozwoli. Musi znaleźć drogę by uciec z tego cyrku tak szybko, jak to jest tylko możliwe.
— Wiedziałam, że ci się spodoba! — Kocica przytuliła ją mocno i puściła po kilku uderzeniach serca ze smutkiem. — Muszę iść coś załatwić. Jutro rano musisz wstać na poranną zabawę w berka! Nie zapomnij, muszę cię wtedy złapać! No to papa! — rzuciła na odchodne, zanim z ogonem wysoko w górze pognała w swoją stronę. Gdy kotka odeszła Przewspanialutka Daglezjusia zamknęła oczy i pozwoliła sobie odetchnąć głęboko. Trwała tak w zupełnej ciszy, zanim blisko jej ucha nie odezwał się znajomy głos:
— Współczuję — odezwała się śmiertelnie poważnym tonem kolejna z jej sióstr. Pamiętała go jeszcze dobrze. Lis! Odwróciła się pyskiem w jej stronę, a po chwili całym ciałem.
— A ciebie jak nazwała? — spytała, wpatrując się w jej twarz. Nie zmieniła się jakoś bardzo odkąd ostatni raz się widziały, jednak i tak w końcu patrzyła na tą mordkę po raz pierwszy od sezonów, więc wpatrywała się w nią jakby widziała kotkę po raz pierwszy.
— Nie mam zamiaru posługiwać się tym upokarzającym imieniem. Lisi Ognik.
— Odważnie. Skąd wiesz, że cię nie podkabluję? — zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów, widocznie rozbawiona.
— Wychowałam się z tobą. Wiem, że jesteś ostatnią osobą, której się to wszystko podoba — miauknęła cicho, uśmiechając się w stronę kotki, na co Daglezja odpowiedziała tym samym. Czym prędzej zetknęła się głowami z siostrą, przytulając do własnych boków.
— Trochę mi was brakowało — rzuciła, gdy już się rozdzieliły. Obie usiadły w bardziej ustronnym miejscu obozu, by porozmawiać na spokojnie. Najchętniej wyszłyby z obozu, jednak zaczynała się letnia burza i grzmot to raczej ostatnia rzecz, jaką chciały spotkać na swojej drodze. Ruda owinęła ogon wokół swoich łap, gdy Lisiaczkowy Puszeczek patrzyła na nią z ciekawością w oczach.
— Więc, jak to się stało, że wylądowałaś w Owocowym Lesie? — spytała zainteresowana, na co Daglezja krótko się zaśmiała.
— Och, długa historia.
— Mamy czas — zauważyła szylkretka, wygodnie kładąc się, opierając o kamienną ścianę.
— Można powiedzieć, że miałam was wszystkich dość — odpowiedziała krótko, woląc nie wspominać o Lukrecji. — Zaproponowano mi, żeby dołączyć i to zrobiłam. Nie porwali mnie — zaznaczyła bardziej dosadnym tonem. — Nie było łatwo, ale nie było też źle. I nie obraź się, miło cię widzieć, ale wolałabym tam wrócić w trybie ekspresowym — wymruczała. Wierzyła, że może się z tym podzielić z Lis. Z resztą jakby tego nie zrobiła to irytacja mogłaby niedługo stworzyć z niej tykającą bombę, która wybuchnie w najmniej oczekiwanym momencie.
<Lisek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz