— Można powiedzieć, że miałam was wszystkich dość — odpowiedziała krótko Daglezja. — Zaproponowano mi, żeby dołączyć i to zrobiłam. Nie porwali mnie — zaznaczyła bardziej dosadnym tonem. — Nie było łatwo, ale nie było też źle. I nie obraź się, miło cię widzieć, ale wolałabym tam wrócić w trybie ekspresowym.
Lis rozumiała rudą. Daglezja wciąż była tą samą osobą, z którą liliowa pointka dorastała, a jednak siostra zmieniła się, a w oczach Lisiego Ognika przestała być już osobą, której można bezgranicznie zaufać. Wciąż ją kochała - to się nie zmieniło i nigdy się nie zmieni, ale nie mogła udawać, że tak duża rozłąka nie pozostawiła po sobie śladów.
Mimo to, była tak bardzo szczęśliwa, że wreszcie mogła zobaczyć Daglezję, że ruda nie miała żadnych problemów, żeby się jej zwierzyć.
— Nie mam za co się obrazić. Na twoim miejscu też czym prędzej bym się stąd wynosiła — zaśmiała się, a odpowiedziało jej parsknięcie siostry. Zaraz jednak wojowniczka spoważniała. — Aksamitka naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi, wiesz? W tej chwili potrzebujemy co najmniej kogoś odpowiedzialnego, kto jest w stanie ochronić klan.
Nie powiedziała natomiast, przed czym miałby go chronić. Ta chwila boleśnie uświadomiła jej, że nie mogła już ufać własnej siostrze, że w tej chwili nie była już kompanką zabaw, była potencjalnym zagrożeniem, spędziła dużą część życia we wrogim klanie. Dorosłość i normalna kolej rzeczy niemal przybiły wojowniczkę do ziemi, mimo że nie pokazała po sobie speszenia.
Lis długo zastanawiała się, czy powinna powiedzieć Daglezji o tym, co się działo w klanie. O tajemniczych śmierciach, z którymi Aksamitka nie potrafiła sobie poradzić. W końcu, skoro już tu była, na pewno prędzej czy później dowiedziałaby się, co się dzieje od innych kotów - a jednak, moralna blokada skutecznie powstrzymała wojowniczkę przed wypowiedzeniem kolejnych słów.
Nie musiała tego robić - Daglezja przerwała jej rozmyślania.
— Ta, domyślam się, że posiadanie takiej liderki nie jest dla was powodem do dumy. — zaczęła lizać swoją łapę, a Lis zastanawiała się, czy to był jej tik nerwowy podczas rozmawiania na niezbyt komfortowe tematy, czy po prostu ona zaczyna wariować i nadinterpretować jej zachowanie. — Ktoś może to wykorzystać przeciwko Klanowi Klifu.
Lisi Ognik pokiwała głową.
— Próbowałam ogarnąć sytuację, przemówić Niedźwiedziowi do rozsądku, żeby przestał akceptować to, co się dzieje — mruknęła. — Ale on nie ma własnego rozumu. Posłucha się wszystkiego, co powie mu Aksamitka. Wiem, że nie chce źle, ale wyrządza krzywdę sobie i klanowi.
— Mówisz o tym dużym burym? Zdołałam to poczuć na własnej skórze — parsknęła, a zaraz ściszyła głos, nachylając się bardziej do ucha siostry. Lis natychmiast naprężyła mięśnie, jakby ta nagła zmiana tonu zwiastowała jakąś ważną informację. — Ten typ walnął mnie w tył głowy, rozumiesz to? Nawet nie zaprotestował, jak Aksamitka mu rozkazała, po prostu to zrobił. On nie ma mózgu, rzuciłby się z klifu, gdyby lider mu kazał.
Co do ostatniego zdania nie miała wątpliwości, ale pozostała część wypowiedzi wprawiła Lis w ogromny zawrót głowy. Daglezja zdawała się zaskoczona reakcją liliowej pointki, a gdy wypowiadała powyższe słowa, jej ton głosu nie brzmiał na szczególnie przejętego. Ale Lis potrzebowała chwili, żeby to przetrawić. Pazury same rozsunęły jej się spod łap.
Aksamitka?
Kazała Niedźwiedziowi uderzyć Daglezję?
Z każdym dniem siostra coraz bardziej ją zawodziła. Lis chciała dla niej dobrze, ZAWSZE chciała dla niej dobrze, zawsze jej dobro było na pierwszym miejscu. Ale tym razem liderka posunęła się za daleko. Jak mogła świadomie skrzywdzić własną siostrę? Jak mogła świadomie narażać tyle kotów na niebezpieczeństwo?
Jak?
— Muszę iść — powiedziała szybko i podniosła się, gotowa odejść. Usłyszała za sobą zdziwiony ton głosu Daglezji.
— Coś złego powiedziałam?
— Nie, nie, po prostu muszę coś zrobić. I nie martw się, Daglezja. Na pewno uda ci się stąd uciec. — uspokoiła ją wbrew własnym myślom i odeszła, znikając w obozowym zgiełku.
<Daglezja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz