po zgromadzeniu
Siedziała w jednym miejscu, wzdychając. Czekała, aż ten kretyn wróci z Aksamitną Gwiazdeczką. Wokół zimne powietrze nieprzyjemnie szczypało ją w skórę pod krótkim futrem, które nastroszyła, by zatrzymać ciepło. Jakim Miś był idiotą, że zostawił ją tu samą? — pomyślała, owijając wokół łap rdzawy ogon. W każdej chwili mogła uciec z powrotem, jednak gdy myślała z drugiej strony o tym, że po tej całej długiej i żmudnej drodze miałaby tak po prostu sobie wrócić, to aż zaczynał ją boleć brzuch. Nie. Wystarczy, że porozmawia z siostrą, powie, że trzyma się dobrze i wróci do siebie. Agrest kupi jakąś wymówkę, którą wymyśli w trakcie powrotu i wszystko wróci do normy.
Ugh! Oczy piekły ją już od chłodu, a w zmarzniętej ziemi kręciła pazurem z nudów. Ileż mogła czekać? To było jak wieki! Mamrotała coś niezrozumiale pod nosem, prawdopodobnie kupę przekleństw.
Coś pojawiło się na horyzoncie. Momentalnie zauważyła dwie postacie, wyłaniające się z trawiastych łąk. Przyśpieszyli, widząc, że kotka nadal stała w tym samym miejscu. W końcu z niewiarygodną prędkością i niekontrolowanym piskiem Aksamitka rzuciła się w objęcia siostry, wtulając pysk w jej zmierzwioną od wiatru sierść. Przewaliły się na trawę, lecz Daglezja pomimo początkowego zaskoczenia i irytacji nie była w stanie nic z siebie wydusić.
— Tak bardzo tęskniłam! — powtarzała Aksamitka, tuląc się do zaginionej przed księżyce siostry. Ruda podniosła wzrok, a widząc łzy szczęścia kotki... coś w niej pękło, a jej oczy momentalnie się zaszkliły. Jej najlepsza przyjaciółka, siostra z jednego miotu, wychowująca się przy własnym boku... Nie potrafiła wcześniej tego powiedzieć, lecz teraz...
— Ja też — wydukała drżącym głosem, który sama chyba słyszała po raz pierwszy w życiu. Poczuła wstyd, jednak mimo wszystko przysunęła do siebie bliżej Aksamitkę, choć wydawało jej się, że szylkretka nie zamierza jej puścić już nigdy więcej, aż do śmierci. Otarła najszybciej jak umiała pierwszą łzę, która próbowała spłynąć po jej policzku i się opanowała. W końcu i Aksamitka pozwoliła zaczerpnąć siostrze oddech i wstała, zostając jednak bardzo blisko.
— Dlaczego? — spytała, z pyskiem jeszcze mokrym od potoku łez. Daglezja zamrugała, zdezorientowana.
— Co?
— Dlaczego uciekłaś? — Szylkretowa głośno pociągnęła nosem, wpatrując się głęboko w oczy Daglezjowej Igły. Kotka tylko głośno westchnęła.
— Znalazłam... kogoś. Potrzebowałam nowego środowiska... — odpowiedziała bez emocji w głosie, samemu właściwie zastanawiając się nad zadanym jej pytaniem. To była szybka, impulsywna decyzja, dołączyć do tej społeczności. Czy jej żałowała? Nie mogła tego powiedzieć. Owocowy Las, mimo że nie sądziła tak od początku, był dla niej ważnym miejscem. — Klifiaki mnie zdenerwowały i stwierdziłam, że tutaj będzie lepiej.
— Właśnie, ale nie było! — pisnęła Aksamitka, mierząc siostrę od stóp do głów. — Nie chcesz czegoś do jedzonka? Masz jeszcze siłę? — Kotka wyglądała, jakby miała już podejść do siostry tak, by mogła się o nią oprzeć. Daglezja odsunęła się.
— Jestem w porządku. Jestem nieco głodna, ale to wszystko — miauknęła, choć w prawdzie czuła pustkę w brzuchu od wędrówki i chętnie odesłałaby tego idiotę stojącego parę długości lisa od nich na polowanie.
— Naprawdę? Już całe księżyce temu wasi wojownicy mówili, że cię głodzili! Nie wyglądasz za dobrze — wypaliła zatroskana Aksamitka, na co ruda na chwilę osłupiała.
— Że jak? — wypaliła z zaskoczeniem, po czym parsknęła cichym śmiechem. — Nie, nic mi nie było. Jadłam tyle, co wszyscy.
— Widzę, jak wystają ci kostki — odpowiedziała szylkretka, dalej zmartwiona. — Jestem twoją siostrą, możesz mi powiedzieć całą prawdę o Komarze. Porwał cię, prawda?
Kotka zamrugała, po raz kolejny mocno zdziwiona przez to, co wychodziło z pyska siostry.
— Co? — Daglezjowa Igła uderzyła ogonem o ziemię. — Nie zostałam porwana. Odeszłam dobrowolnie, zostałam dobrowolnie. Gdybym chciała wrócić nikt mnie nie zatrzymywał. — Zapewniała siostrę. — Byłam... jestem szczęśliwa.
— Wyprali ci móżdżek! — Aksamitka zdębiała, podobnie jak jej siostra (ponownie). — Nie zrobiłabyś tego. Nie odeszłabyś tak po prostu, bez pożegnania! — zawyła, czekając na potwierdzenie jej słów. Ruda jedynie milczała i beznamiętnie wpatrywała się w turkusowe oczy siostry, przejęte i pełne uciekającej przez mijające uderzenia serca ciszy pewności.
— Potrzebowałam odejść i nie chciałam robić z tego przedstawienia. Gdyby Lamparcia Gwiazda się dowiedział moja głowa mogłaby już skądś zwisać... A później zakazano mi chodzić na zgromadzenia. Klan Klifu jest daleko, droga, nawet w grupie, jest niebezpieczna, a mi zależało na reputacji. To było dla mnie ważniejsze.
Oczy Aksamitki stały się wielkie i bardziej błyszczące, jak gdyby była kociakiem, które przed chwilą ktoś kopnął.
— Nie kochasz mnie już? — zapytała głosem, jakby miała się rozpłakać. Ruda zaczęła gorliwie potrząsać przecząco głową.
— Nie — odpowiedziała niemal od razu. — Ja po prostu... potrzebowałam uciec. Zacząć nowe życie. To wszystko.
— Ale teraz możesz wrócić! — Wielokolorowa kita poszybowała w górę, a w rozszerzonych źrenicach kotki pojawiły się wesoło tańczące iskierki. — Każdy za tobą tęskni i wszyscy przyjmą cię z otwartymi łapkami, naprawdę! — Aksamitna Gwiazdeczka uśmiechnęła się szeroko i przerwała Daglezji, która próbowała coś odpowiedzieć: — Klan Klifu jest najszczęśliwszym klanem ze wszystkich, od razu się zadomowisz na nowo. Słyszałaś o moich zmianach, co nie? — podekscytowała się. — Dostaniesz nowe, wesolutkie imię i codziennie będziemy mogły wychodzić i zbierać kwiatki, jak kiedyś!
Daglezjowa Igła przełknęła głośno ślinę. Chciałaby nie brać tego na poważnie, ale Aksamitka była jej siostrą i wiedziała, że kotka mówi całkowicie na serio. Wiedziała, co czuje i zdawała sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniła. Nie chciała jednak na nowo oddawać wszystkiego, co zarobiła ciężką pracą i zdobywać to od nowa, zwłaszcza gdy tak dobrze jej się układało.
— Przepraszam, ale nie mogę wrócić — odpowiedziała, gasząc entuzjazm siostry.
— Co? Dlaczego? — Aksamitna Gwiazdeczka wyglądała na zaskoczoną odpowiedzią.
— Owocowy Las jest dla mnie ważny. Mam tam przyjaciół, miano, kocury... Stęskniłam się, ale nie zostawię swojego życia za sobą po raz kolejny.
Szylkretka patrzyła przez chwilę na Daglezję w ciszy, jak gdyby procesowała w myślach to, co powiedziała.
— Nie możesz teraz znowu odejść! — zaprotestowała, przybliżając się jednym susem do rudej. — Urdzik i Igiełka nie żyją, Wilczek zrobił się jakiś dziwny, Lisek zrzędzi i coś knuje, a ty jesteś najfajniejsza i powinnaś zostać!
Daglezjowa Igła cofnęła się o krok.
— Nie żyją? — odpowiedziała, na chwilę pochłonięta szokiem. Szybko się jednak ocknęła. — Od kiedy?
— Od dawna. Klan Klifu bez ciebie to nie to samo! — Aksamitka wbiła na chwilę spojrzenie w ziemię, zanim wróciła do morskich oczu siostry. — Proszę, Daglezjo!
Ruda zastygła, wyglądając na chwilowo nieobecną, zatopioną w myślach. Nie rozważała jednak decyzji, a nad tym jak przekazać to kotce tak, by zrozumiała. Wiedziała, że rani tym siostrę, ale to było jej życie i nawet fakt, że miały tą samą krew nie zmieniał w tym nic.
— Przykro mi, ale zostaję w Owocowym Lesie. Zostawiłam już to wszystko za sobą — odpowiedziała, wpatrując się prosto w oczy Aksamitki, która widocznie posmutniała. Po chwili jednak zebrała się w sobie i machając lekko ogonem zwróciła się do nadal stojącego nieruchomo za nimi partnera:
— Misiu, weź ją!
Daglezjowa Igła nawet nie była w stanie zapytać o co chodzi, gdy została jednym ciosem w tył głowy powalona przez o wiele silniejszego kocura i opadła bezwładnie na ziemię. Zanim jeszcze straciła całkiem wszystkie zmysły usłyszała słodko-cukierkowy głos Aksamitnej Gwiazdeczki:
— Zobaczysz, to dla twojego dobra!
<Siostrzyczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz