— Wybacz — przeprosił, kręcąc głową, kiedy przez jego nieuwagę nastała pomiędzy nimi niezręczna cisza. — I przepraszam, że coś takiego musiało cię spotkać. Wezmę to pod uwagę, gdy –
— Nie musisz mnie przepraszać — przerwała mu ruda miękkim głosem, wpatrując się w jego oczy. — Przecież nie ponosisz winy za to, że w twoim klanie jest kilkoro półgłówków, prawda?
— Też racja — przytaknął, trochę zrezygnowany. — Ale no jednak chciałbym sprawić, żeby każdy czuł się tutaj przyjemnie, pomimo naszych różnic.
— O to się nie martw — zamruczała, uśmiechając się delikatnie. — Rozmowa z tobą już wystarczyła, aby sprawić mi przyjemność.
— Och, naprawdę? — Zamrugał na nią zdezorientowany.
Nie spodziewał się otrzymać takiego komplementu. Zazwyczaj był dosyć nieporadny w rozmowach z innymi, szczególnie z dopiero poznanymi, więc zakładał, że kotka również będzie go tak postrzegać. Nawet Komar często się z tego śmiał.
— Jak najbardziej.
— Miło mi to słyszeć — rozpromienił się, nieznacznie szurając łapą po ziemi. — Ty też wydajesz się… sympatyczna.
Pointka zachichotała pod nosem, przełykając ostatni kęs królika.
— Dziękuję.
Językiem wygładziła nagle odstający kosmyk futra na swojej piersi i ponownie na niego spojrzała. Zastępca poczuł się trochę dziwnie, gdyż znów robiła to bardzo intensywnie. Czy ona chciała przez te jego oczy jakoś dostać się mu mózgu, czy co? Miał nadzieję, że nie. Naprawdę nie sądził, iż byłaby pod wrażeniem tego, co tam ujrzy. A może raczej tego jaki deficyt inteligentnych myśli tam zobaczy…
Dźwięk czyiś kroków przerwał im, to zaczynające się niebezpiecznie wydłużać, milczenie. Komar stanął nad bicolorem z uniesionymi brwiami.
— Ruszaj się, mamy sprawy do omówienia — prychnął, i nie czekając na odpowiedź, skierował się do swojego legowiska.
Agrest zerknął na wojowniczkę przepraszająco i podążył za liderem, zaraz po tym jak kiwniął jej głową na pożegnanie.
*Po lipcowym zgromadzeniu*
Ta noc była po prostu koszmarem! Właśnie przeżył najgorsze zgromadzenie w całej swojej karierze. No może nie licząc tego pierwszego, na którym wszyscy zaczęli się na siebie rzucać, ale tamto to już stanowiło prawdziwe ekstremum zapewne dla wszystkich. Obecne było tragiczne w inny sposób. Najpierw wariatka wróżąca mu z łapy nieszczęście, potem krztuszenie się muchą, a na koniec ta liderka oszołomka i jej przydupas z ego sięgającym gwiazd.
Ziewnął przeciągle. Zmęczenie coraz bardziej przygaszało jego gniew. Pragnął jednak załatwić jedną sprawę, nim położy się spać. Póki miał jeszcze siłę, by zajmować się takim kimś jak świrnięta przywódczyni Klanu Klifu.
Postanowił poczekać przy wejściu do obozu, by wyłapać Daglezjową Igłę we wracającym zbiorowisku kotów. Skinął wtedy głową w bok, w ten sposób zapraszając ją do rozmowy na osobności.
— Twoja siostra Aksamitka ciebie szukała — zaczął, kiedy oboje już usiedli wygodnie. — Twierdzi, że cię głodzę — parsknął drwiąco. — Mało tego, uważa, iż w ogóle jesteśmy odpowiedzialni za brutalne porwanie ciebie w pierwszej kolejności. Co ty jej takiego powiedziałaś, gdy odchodziłaś, że wyciągnęła takie wnioski? — zaśmiał się nerwowo.
<Daglezjowa Igło? Królowo proszę nie opuszczaj nas>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz