Poranek nie był litościwy. Chłodne powietrze zbudziło uczennicę ze snu. Nie miała ani chwili odpoczynku. Dotarły do jej uszu słowa wspólokatorki.
— Muchomorzy Jad mówi, żebyś poszła na wyprawę medyczną ze Skrzeczącą Łapą i Żonkilową Zatoką.
Miała iść na wyprawę po zioła z własnym bratem? Dobra, nie było tragicznie - zawsze to mógł być Turkuć. Skrzek zajmował akurat miejsce tego bardziej lubianego brata. Jednak dziwaczna była świadomość, że był to uczeń jej przyjaciela. Nie narzekała jednak, wypełniając swoje obowiązki z pełną odpowiedzialnością.
Brata znalazła dojadającego resztki ryby. Splunął ością w gęstą trawę na jej widok.
Nie mieli za bliskiej relacji, ale nie byli sobie wrodzy. Łączył ich jeden cel - posłuszeństwo i wierność matce. W przeciwieństwie do Turkucia, który miał to wszystko w dupie.
— Cześć.
Skinęła głową na te słowa.
— Hej. Mój mentor zarządził, że ty i Żonkilowa Zatoka macie pójść ze mną na wyprawę po zioła jako eskorta.
Kocur przewrócił oczami.
— Niech znajdzie sobie kogoś innego. Nie jestem medykiem.
— Wojownik jest tu potrzebny, nie medyk. Poza tym zaplusujesz w oczach klanu. Może i twojego mentora. Przyjaźnimy się, nie pamiętasz? Byłby dumny, gdybyś mi pomógł.
Skrzek parsknął śmiechem, otarł pysk łapą i podniósł się.
— Okej, trochę to dziwne, ale jesteś przekonująca. Tylko szybko. Nie chcę tam wieczności spędzić. I możesz przy okazji mnie dojrzeć. Chyba zjadłem przeterminowaną rybę — mruknął niechętnie, przyznając się do bólu.
Nie protestowała, zabierając go do legowiska medyków. Przy pomocy mentora zdiagnozowała przypadłość i podała kocurowi parę ziół. W tym mak, by uśmierzyć mu ból na czas wędrówki, która nie miała prawa być krótka, a doskonale wiedziała to z doświadczenia.
Wyleczeni: Skrzecząca Łapa
Postacie NPC: Skrzecząca Łapa
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz