Nawet o tym nie wiedział, ale pokiwał łbem jak znawca. Nie chciał wyjść przed kotką na jakiegoś tłumoka. Wszak nie interesował się chorobami i tymi sprawami dotyczącymi leczenia, ale uczennica nie musiała o tym wiedzieć. Dzięki temu zdobywał jej sympatie, co wręcz było... miłe.
— Prawda wiele w klanie mysich móżdżków, no i zdrajców, lecz się za dobrze kryją pod swoją fasadą grzeczności — prychnął, mając oczywiście na myśli te okropne feminazistki pokroju Zajęczej Troski. — Zdradziecka Rybka nawet ostatnio został dopuszczony na zgromadzenie. Kto wie czy czegoś już nie wygadał i czy wróg nie szykuje na nas jakiegoś ataku.
Czekoladowy mu śmierdział. I to bardzo. Dostrzegał ten jego dziwny wzrok, który kierował w stronę burzaków. Jak nic tęsknił za nimi. Nie zdziwiłby się, gdyby ten ich zdradził. Rudzikowy Śpiew popełnił ogromny błąd, ufając mu w tej kwestii.
Ruda pokiwała łbem na wzmiankę o Rybce.
— Lepiej będzie, jeśli mój ojciec znajdzie sobie jakichś sojuszników. Klan Wilka ponoć dogaduje się z Klanem Klifu, a Klan Burzy, z tego co mi wiadomo, z Owocowym Lasem. Będziemy... prosto mówiąc, w czarnej dupie, jeśli komukolwiek zachce się dopuścić zdrady i puścić parę z pyska. Chociaż... Aż tak głupich kotów nie mamy chyba w klanie. Zdradzenie informacji o własnym klanie to przecież próba samobójcza. No chyba, że ktoś planuje zdezerterować i spiskuje z wrogami.
— Moja matka twierdzi, że w klanie nie ma mądrych kotów. — przypomniał sobie jej słowa. — W sumie się z nią zgadzam. Też tępa jak stado myszy — prychnął pod nosem, oparł ciężar na prawej łapie, po czym syknął. No tak. Zapomniał, że rany goiły się długo, chociaż już nie wyglądało tak źle jak wcześniej. Uniósł ją w górę, by niecą ją odciążyć. Głupia Zając i Sroka. Powinny za to zapłacić. Te ich zadowolone uśmieszki, gdy widziały jak umykał im spod łap, bardzo go irytowały.
— Może i ma rację — prychnęła przyszła medyczka, wywracając oczami. — Ale trzeba być skrajnie głupim, żeby sprowadzić na klan katastrofę — dopiero, gdy syknął, zwróciła uwagę na jego łapę. — Co ci się w nią stało?
— Nadwyrężyła się, bo ktoś kogo nie cierpię całym sercem, postanowił mi wlać za to, że jestem kocurem — prychnął, nie mogąc się powstrzymać. Tak to było, gdy nie miał do kogo pyska otworzyć. — Ale żeby nie było, ich było dwie, a ja byłem ranny. Wcale nie jestem słaby. Jakby poszły na solo, to nie miałyby ze mną szans!
Tak! wierzył w to. Był silny! Jakżeby inaczej? Nie był żadnym trzęsącym się kociakiem, który będzie pozwalał im na takie karygodne zachowanie!
Strzyżykowa Łapa uniosła brwi.
— Co ich obchodzi płeć? To tylko drobne różnice, które dzielą koty. Mało istotne — mruknęła. — Jeśli chcesz, mogę dać ci jakieś zioła, które załagodzą ból. Zbyt wiele nie pomogę, bo nie ma tu złamania, a twoja łapa po prostu musi odpocząć, ale mogę sprawić, żeby aż tak bardzo cię to nie męczyło.
— Słuchaj, one są jakieś świrnięte. Wychwalają kotki i gadają coś o tym, że kocury powinny bić im pokłony. Lepiej z nimi się nie zadawaj, bo jeszcze skończysz jak one, a wydajesz się w porządku — przyznał to z bólem serca, ale taka była prawda. Nauczył się już odróżniać lepsze kotki od tych gorszych. — Chętnie skorzystam z twojej propozycji. — Skinął jej łbem, krzywiąc się.
<Strzyżyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz