Jego przeciwnik zaczął się ruszać, przez co zaczął walczyć z nim o dominację. Wsadził końcówkę ogonka do pyszczka, powstrzymując tym sposobem jego dalsze harce. Zamruczał z zadowoleniem, zaraz jednak słysząc burczenie, które wydobyło się z jego brzuszka. W pierwszej chwili się zdziwił, zaprzestając zabawy, zerkając w dół na swoje ciało.
— O, ktoś tu jest głodny. Szkoda, że jesteś tak mały, bo dałabym ci mysz... Ale jeszcze nie możesz takich jeść — stwierdziła smutno ciocia.
Nadstawił uszko, otwierając zaskoczony pyszczek. Mysz? Dlaczego niby nie mógł jej zjeść? Przecież... Był już prawie duży! Mógł spróbować tego dorosłego specjału, przecież nic złego by się nie stało.
— Mys? A mose mogę? Das mys? Am am sce. Mam dusio loseństwa, a oni ne pozwalają se duso najeść. Mose tak będę silniejsy?
Gdyby dorwał w pyszczek mięso, wtedy udałoby mu się nabrać więcej masy i zadziwić tatę? Już widział jego zadowolony wzrok! Byłby silny, tak jak on! Przerósłby nawet te białe mazgaje, które nie chciały wychodzić ze żłobka na słońce!
— Niestety... Póki nie wyrosną ci ząbki nie mogę ci jej dać. Ale na pewno szybko wyrosną! — zapewniła, uśmiechając się i starając się go jakoś pocieszyć.
— Ale ja mam siombki! Ale malusie — Pokazał ponownie pyszczek, otwierając go szeroko, by udowodnić jej, że nadawały się do jedzenia mięsa.
— To tym lepiej, bo szybciej urosną! — Potarmosiła go po łebku, na co się skrzywił.
Ten temat najwidoczniej był dla niego nie do przeskoczenia. Kocica wiedziała swoje i raczej nie zamierzała odpuścić. A to oznaczało jedno... Musiał to zmienić. Trzeba było wziąć ją na litość. Każdy dorosły ulegał jego słodkości i wierzył, że tu nie będzie inaczej. Widać było po szylkretce, że miał ją już prawie w garści. Musiał tylko bardziej się postarać.
Spojrzał na ciocie, wystawiając do niej łapki, by go wzięła w pysk.
— Hop, hop. Do pyscka — pisnął, chcąc aby odniosła go do żłobka, bo robiło się już bardzo zimno.
Widząc jego podrygi, wojowniczka uśmiechnęła się, po czym wzięła go w pysk, odnosząc w cieplejsze miejsce. Usiadła tam zaraz, kładąc go sobie między łapami i posłała mu pełen ciotrzanej miłości uśmiech.
— Ciociu, a cemu jesteś dla mnie taka miła? — zapytał, moszcząc się wygodnie w jej ramionach. Od razu zrobiło mu się dzięki temu cieplej.
— Bo... bo cię bardzo kocham. Jesteś moim bratankiem. Chcę być dobrą ciocią dla mojego ukochanego, Meszka — Polizała go po łebku.
Jego oczka błysnęły na te słowa. Czyli jednak udało mu się ją owinąć wokół pazura. Na jego pyszczku pojawił się znikomy uśmieszek, bo jego plan znów się powiódł. Ciocia była już jego i nikogo innego! Dziwne, że tata zakazywał mu z nią rozmawiać, przecież była taka super! Poprosiłby ją o cokolwiek chciał i pewnie by mu przyniosła! No... Oprócz tej myszy... Ale to jeszcze się zmieni.
— Tio... Tio miłe — przyznał. — Jesteś lepsa od mojej opiekunki. Ne ces się zamienić? Ona ne saufasy se mne ne ma... Ale ne mów tacie, bo bęsie sły.
— Oczywiście! Czyli... chcesz być moim synkiem? — spytała. — Bardzo chętnie! Możesz razem ze mną i wujkiem Niktem spędzać dzień. Oczywiście będę musiała też razem z wujkiem czasem pójść na patrol albo cos upolować, ale to nie trwa tak długo, większość dnia mogę być więc z tobą! — rozmarzyła się.
Skinął łebkiem na jej pytanie. W zasadzie nie miał mamy, a skoro kocica chciała nią być, to nie widział w tym żadnego problemu. Na dodatek wojowniczka już bujała w obłokach, pewnie wyobrażając sobie ich masę wspólnych chwil. Może udałoby mu się napuścić ją na Pasożyta? Brat go irytował tym swoim zachowaniem, a gdyby miał oparcie w liliowej, to pewnie dostałby za swoje!
— Jak bęsies lepsą mamusią, tio tiak.
— Postaram się być — odparła, liżąc go po łebku.
Zamruczał zadowolony, szeroko ziewając.
— Mamusiu, a cio lobią takie mamusie? Bo ja se ne snam. — powiedział, próbując poukładać sobie w głowie tą nagłą zmianę w swoim życiu. No bo... Nie miał mamy, więc skąd miał to wiedzieć? Nie za bardzo pojmował ich rolę w życiu kociąt. Jego opiekunka może i starała się o nich dbać, ale... Nic poza tym nie dostrzegł. Może przy boku Miodunki zauważy zmianę? Albo cokolwiek co pokazałoby mu, że rodzina ma jakiś sens?
— Opiekują się kociakami, pokazują im świat... Kiedy mogą są przy nich, jeśli coś złego się stanie... — wyjaśniła. — Dają im swoją miłość...
— Ojej, tio fajnie bsmi. — przyznał, chowając pyszczek w jej futerku, chociaż nie pojmował większości tych słów. — Slobis mi luli, luli?
Kocica chwilę zastanawiała się, co zaśpiewać, ale ostatecznie udało jej się wykrzesać z siebie głos i zaczęła dość niepewnie:
— Pośród traw, mała myszka, a przy myszce, duży kot.
A kiedy kot myszkę upoluje, będzie owocowy las miał co jeść.
Wielki wojownik poluje, by myszy mieć ze stos.
A każda z małych myszek, ucisza głodnego brzuszka głos.
— Ładnie śpiewas — pochwalił ją, ziewając słodko, czując jak jego oczka robią się bardziej klejące.
— Dziękuję — miauknęła z wdzięcznością.
Zamknął swoje oczka, mrucząc jeszcze chwilę, aż jego oddech stał się miarowy i spokojny. Odpłynął w głęboki sen
***
Wracał ze swojego treningu z Szpakiem cały wymęczony. Nie widział na oczy, bo te mu się co rusz zamykały. Nic więc dziwnego, że przez to wpadł na... Miodunkę. Dawno się z nią nie widział, bo w końcu od rana trenował, a jego mentor nie zezwalał na choćby szybszy powrót, by nasycić spragniony mięsa brzuch.
— Mamo? — miauknął zdumiony, że ta w ogóle wyszła ze żłobka. Powinna chyba zajmować się swoimi dziećmi. Słyszał, że urodziła. Jakoś ta informacja nie zmieniła bardzo jego życia. Akurat nie zazdrościł, że wojowniczka znalazła sobie za niego zastępstwo, bo po prostu nie miał czasu nad tym rozmyślać, gdy padał na pysk. — Co robisz?
— Wyszłam. Cieszę się, że cię spotkałam. Dawno nie rozmawialiśmy! — Dostrzegając jego opadające powieki, przyjrzała się mu. — Czy coś ci się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
— Jestem zmęczony. Trenowałem od rana — wyżalił się kotce, wzdychając i siadając obok z ulgą. — Przepraszam, że cię nie odwiedzam, ale nie mam czasu. Szpak mnie gania... I jeszcze ta cała zasrana Daglezja kradnie mi ojca.
Ugh... Na samą myśl o tym tylko się skrzywił. Miał dość tej zasranej klifiaczki, która już kolejne księżyce żyła w ich społeczności tak, jakby wszyscy ją tu chcieli. Gdy widział jej szpetną mordę, miał ochotę przejechać po niej pazurami. Nie potrafił znieść tego, że zadawała się z jego ojcem. Na dodatek Komar oczywiście miał w nosie to, że łaziła i wyciągała z tych mysich móżdżków wszystkie ich sekrety. Nie zdziwiłby się, gdyby kocica była szpiegiem, który miał za zadanie ich wybadać, a potem poleci do Lamparciej Gwiazdy, śmiejąc się za ich plecami z ich głupoty.
I niech nikt mu nie mówi, że Owocowy Las był silny, gdy dostrzegał jak słabi byli... No bo... Kto normalny przyjmuję wroga pod swoje skrzydła, by nabrać sił? Jak on nienawidził tutejszej polityki "dobroci". Aż zbierało mu się na wymioty.
<Miodunko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz