Czuł jej uważny wzrok na sobie. Baczną obserwację każdego stąpienia jego łapy.
— To powtórzyć się nie może. — syknęła, sprawiając, że odwrócił się w jej stronę.
Nie był zbytnio zainteresowany jej zdaniem. Nieważne na jaki temat. Jej bliskość z Makowym Polem zraziła go do siebie. Złapał się za niewielką bliznę pod okiem. Znak, że nie mógł ufać nikomu.
— Pomyleńca zgrywanie nic ci nie da. Prowokacja syna Mrocznej Gwiazdy na zgromadzenia środku to więcej niż w umyśle zbytki. — zarzuciła mu surowym tonem.
Kurka zatrzymał się, wbijając spojrzenie w tymczasową mentorkę. Na samo wspomnienie kocura zmarszczył brwi. Jego arogancję i kłamstwa, jakimi go zasypywał. Nie uwierzył mu w ani jedno słowo. Łgarstwo było jego drugim imieniem. "Przyjaciel" Dzwonka okazał się także zawodny. Nie zdołał z niego wykrztusić ani jednego słowa prawdy. Wcale nie zależało mu na odnalezieniu mentorki. Także kłamał. Kłamał jak wszyscy wokół niego.
— Kłamał. — syknął do niej.
Drozdoń roześmiała się sztucznie. Spojrzała na ucznia z powagą.
Drozdoń roześmiała się sztucznie. Spojrzała na ucznia z powagą.
— W walce o informacje każdy do łgania się posunie, tylko abderyta prawdę będzie głosić. — pouczyła go, uderzając łapą w łeb. — Podstęp. Inaczej niczego od nikogo nie dasz rady wyciągnąć.
Czarny wywrócił ślepiami, przyspieszając kroku. Nie obchodziła go nauka podstępu. Musiał odnaleźć Dzwonek. Zbyt wiele księżyców stracił na nic. Zbyt wiele szans zaprzepaścił. Czuł, jak oddalała się od niego. Z każdym wschodem słońca czuł, że traci ją coraz bardziej. Nie mógł na to pozwolić. Musiał ją odnaleźć. Teraz. Już. W tej chwili.
Czarny wywrócił ślepiami, przyspieszając kroku. Nie obchodziła go nauka podstępu. Musiał odnaleźć Dzwonek. Zbyt wiele księżyców stracił na nic. Zbyt wiele szans zaprzepaścił. Czuł, jak oddalała się od niego. Z każdym wschodem słońca czuł, że traci ją coraz bardziej. Nie mógł na to pozwolić. Musiał ją odnaleźć. Teraz. Już. W tej chwili.
— Kolorowa Polana. — miauknął.
Przyczajony Drozdoń pokręciła łbem.
— Nie. — odpowiedziała mu jedynie, kierując się w stronę lasu. — Test.
* * *
Stał pod sumakiem. Sprószone gałęzie opadały pod ciężarem śniegu. Mrok panował w legowisku lidera.
— Czego tu szukasz? — głos, którego nie znał rozległ się koło jego ucha.
Ładna kotka o kręconej sierści spoglądała na niego tajemniczo. Budziła w nim niepokój. Było w niej coś strasznego.
— Mianowanie. — mruknął cicho, czując jak jej ogon przejeżdża po jego boku.
Niepewnie spojrzał na wojowniczkę. Dołączyła do nich niedługo po osiedleniu się na nowych terenach. Szybko wypluła z siebie kocięta.
— Oh, rozumiem. — zamruczała.
Jej duże brązowe ślepia ciemne niczym dno rzeki sprawiały, że nie umiał odwrócić wzroku.
— Nie martw się. Porozmawiam z nim, słońce. Zbyt długo traktuje cię, jak mysią strawę. Nie mogę pozwolić na taką niesprawiedliwość. — miauknęła słodko.
Kurkowa Łapa nie rozumiał czemu chciała mu pomóc. Jaki miała w tym korzyści. Dlaczego chciała to zrobić. Dla niego. Klanowego wyrzutka.
— Nie rób takich oczu. Dobre uczynki mają to do siebie, że do ciebie wracają. — puściła mu oczko. — Musisz spróbować.
Jej ogon przejechał mu pod brodą. Pomimo dziwnych ciarek nie ośmielił się jej wyrwać. Zmarszczył brwi.
— Mam coś mu przekazać? — zapytała, kierując łapy w głąb legowiska lidera zupełnie jakby wchodziła do siebie.
* * *
Tłum niezadowolonych kotów wbijał w niego ostre spojrzenia. Słyszał szepty. Nieprzychylne określenia. Pogardę płynącą z ich pysków. Stał prosto. Stargane furto falowało na rzecznej bryzie. Nadszedł jego czas. Koniec pogard. Koniec niekończącego się absurdu codzienności. Naprawi wszystko. Sprowadzi ją z powrotem.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Kurkowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Gawroni Obłęd. Klan Gwiazdy cieni twój upartość i wytrwałość, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy. — rzekł Rudzikowy Śpiew.
Jego głos różnił się. Wymuszony. Zmęczony. Niepewny. Czuł strach, widząc jarzące się w ciemności ślepia nowo mianowanego wojownika. Imię, które ledwo przeszło mu przez gardło. Imię, które budziło u niego najmroczniejsze wspomnienia. Nosił je. Był jego lękiem. Obawą każdego dnia. Szaleństwem, którego nie zdoła zdusić jak jego matki.
— Gawroni Obłęd! — krzyknęło jedynie parę kotów.
Inne zaś spoglądały na niego niepewnie. Zupełnie niczym lider, z dozą zwątpienia i rozdarciem. Skierował się w stronę tłumu. Jedynie ona stanęła mu na drodze. Błysk jej szaleństwa oznaczał, że już nie będzie się powstrzymywać. On też nie zamierzał.
Zamknie ten dział na zawsze.
npc: przyczajony drozdoń, śnieżna toń
Jego głos różnił się. Wymuszony. Zmęczony. Niepewny. Czuł strach, widząc jarzące się w ciemności ślepia nowo mianowanego wojownika. Imię, które ledwo przeszło mu przez gardło. Imię, które budziło u niego najmroczniejsze wspomnienia. Nosił je. Był jego lękiem. Obawą każdego dnia. Szaleństwem, którego nie zdoła zdusić jak jego matki.
— Gawroni Obłęd! — krzyknęło jedynie parę kotów.
Inne zaś spoglądały na niego niepewnie. Zupełnie niczym lider, z dozą zwątpienia i rozdarciem. Skierował się w stronę tłumu. Jedynie ona stanęła mu na drodze. Błysk jej szaleństwa oznaczał, że już nie będzie się powstrzymywać. On też nie zamierzał.
Zamknie ten dział na zawsze.
npc: przyczajony drozdoń, śnieżna toń
[przyznano 5%]
Mentorka jest bardzo dumna 💕💕
OdpowiedzUsuńz tym błogosławieństwem mogę szczęśliwie wypowiedzieć wojne kw
UsuńLeć mój mały gawronie i zawładnij nimi...
Usuń