końcówka zimy
Mroźne podmuchy wiatru rozwiewały krótką, lecz zgęstniałą sierść Kuniej Norki. Pora nagich drzew na szczęście chyliła się już ku końcowi. Wiecznie zielone drzewa uginały się zmęczone pod nakładami śniegu, który leżał wszędzie, pokrywając wszystko aż po horyzont. Zamiast jednak być puszysty i miękki zbijał się w twardy, skuty lód. To nigdy nie był dobry omen - ani na strefie duchowej, ani w prawdziwym świecie żywych.
Nie potrzebowała jednak znaków od wyższych sił, by wiedzieć, że nie jest dobrze na żadnej płaszczyźnie. Kunia Norka musiała przyznać, że nawet pomimo jej starań - Deszczowa Chmura słabł. Żadne zioło nie było w stanie mu pomóc na dłużej. Był wychudzony, a jego sierść zdawała się być równie słaba co reszta jego ciała - zamiast lśnić była matowa, sprawiająca wrażenie martwej. Zbierała się kępkami, które wypadały jedna po drugiej. Poza tym medyk miał gorączkę, od kilku dni nie opuszczał prawie wcale legowiska, mimo chęci. Kunia Norka go jednak za każdym razem zatrzymywała. Nie chciał, by się przemęczał. Musiał odpoczywać, jeśli miał wyzdrowieć.
Każdy kolejny dzień jednak utwierdzał ją w przekonaniu, że mogło być już tylko gorzej. Deszczowa Chmura zdawał się zaakceptować to już dawno temu. Odmawiał kolejnych porcji leków i dodatkowego jedzenia. Kunia Norka jakby mogła wpychałaby mu je w usta siłą. Nie miała jednak serca tego robić. Nie umiała być w stosunku do niego stanowcza i nieprzyjemna. Zwłaszcza gdy widziała ten ból w jego oczach, błyszczących w zmęczeniu. Oboje wiedzieli, że jego przypadłości, czymkolwiek by nie była, nie dało się wyleczyć żadnym zielem.
Nie tylko Deszcz był jej zmartwieniem. Martwiła się być może nawet bardziej o Goryczkę. O tę samą Goryczkę, która z żalem i przerażeniem wyjawiła jej że, nosiła w sobie kocięta, które nigdy nie wzięły pierwszego oddechu. Kunia Norka już w tamtej chwili wiedziała, że nie tylko szylkretka będzie płakać nocami. Miała wrażenie, że jej serce fizycznie pękło, a jego drobinki jak szkło wbijały się od środka w jej ciało. Goryczkowy Korzeń poroniła. Goryczka miała partnera i chciała się okocić. Oznaczało to, że nie ważne jak wolałaby w to nie wierzyć, dla Goryczkowego Korzenia zawsze była... przyjacielem.
Goryczka do tego stała się zimna i odległa, niepodobna do dawnej siebie. Czy to Kuna zrobiła coś źle? Nigdy, przenigdy nie widziała swej przyjaciółki w takim stanie. Starała się ją pocieszać, być blisko, ale już nie potrafiła w zachowaniu Goryczkowego Korzenia wyczuć tej iskry, tej sympatii, poczucia, że jej ufa jak nikomu innemu. Czyżby nie była już dla niej wcale ważna? A może ktoś inny okazał się być lepszym wsparciem niż ona i została zastąpiona?
— Goryczko? — miauknęła cicho zatroskanym, niepewnym głosem. Nie uzyskała żadnej odpowiedzi. — Przyszłam sprawdzić jak się czujesz.
Ogon wojowniczki drgnął i po chwili smagnął powietrze.
— Stabilnie — bąknęła krótko.
— Jesteś pewna, że wszystko dobrze? — podeszła bliżej, na drżących łapach. — Nie boli cię głowa, nie czujesz się osłabiona, jakbyś miała gorączkę, nie dręczą cię żadne bóle w podbrzuszu? — wymieniała, zniżając stopniowo swoją głowę na poziom głowy leżącej Goryczki. Nadal miała nadzieję.
— Nic — odpowiedziała krótko, unikając wzroku żółtych oczu. Schowała przednie łapy pod siebie. — Jest w porządku. Kiedy będę mogła wrócić do bycia wojownikiem?
— Cóż, minął już jakiś czas. Jeżeli będziesz się czuła dobrze przez dłuższy czas, to chyba nie będę cię tutaj usilnie trzymać... — parsknęła cichym, wymuszonym śmiechem.
— Nie musisz.
Oczy Kuniej Norki powoli się zaszkliły. Nie czuła się, jakby rozmawiała z najlepszą przyjaciółką od dzieciństwa. Goryczkowy Korzeń nie była sobą. Teraz z jej perspektywy była jak znajomy z widzenia. Gdzie czułość, gdzie zaraźliwa radość, jaka zawsze tryskała z tej pogodnej kotki? Uszy Kuny opadły, a ona sama zaczęła odchodzić. Usłyszała za sobą cichy mamrot.
— Kuno?
Zatrzymała się, a z piersi nagle zaczęło się coś wyrywać. Goryczka jednak jej do czegoś potrzebowała? Odwróciła się w stronę ukochanej, która obdarzyła ją spojrzeniem oliwkowych oczu.
— Tak? Czegoś potrzebujesz? — miauknęła przesłodzonym głosem. Próbowała się nie uśmiechnąć. Po tym czasie, który zdawał się być wiecznością, była do czegoś jej potrzebna.
— Moja łapa szczypie i piecze.
— Oh... — W głosie Kuny czuć było ból i rozczarowanie. — Już się tym zajmę, słońce — dodała pieszczotliwie, jednak przez zerową reakcję ze strony Goryczkowego Korzenia zawstydziła się i uznała to za okropny pomysł. Podeszła bliżej do kotki, która wysunęła dla niej łapę, na której jarzyła się złowrogo źle gojąca się, zainfekowana rana. — Już cię opatruję.
Skoczyła szybko po wszystko, co było jej potrzebne. Zdezynfekowała ranę maściami, a później zawinęła ochronnie pajęczyną. Trzymając jej łapę czuła jednak, że coś utraciła.
— Dziękuję.
— Mam nadzieję że teraz czujesz się lepiej — uśmiechnęła się tylko słabo, odchodząc w głąb legowiska. Chciała tylko płakać.
***
Żegnała już kolejny raz Irgowy Nektar, która odwiedzała raz po raz córkę. Pomimo, że złota zdawała się być często ciepła i dobra nie potrafiła jej zaufać. Kuna obserwowała, jak zastępczyni po kolejnej krótkiej, zakończonej rozmowie z Goryczkowym Korzeniem odchodziła zająć się własnymi obowiązkami, a jej ciemny ogon znikał gdzieś za rogiem. Umierała z ciekawości, by dowiedzieć się o czym kotki rozmawiały. Nie chciała być jednak wścibska, a podsłuchiwanie z daleka nie szło jej najlepiej. Goryczka za to wyglądała na jeszcze bardziej przybitą niż wcześniej. Nie czuła się jednak na siłach, by do niej podejść i zapytać. Z resztą nie powiedziałaby jej. Kunia Norka musiała zaakceptować, że zeszła na dalszy plan.
***
Sprawdzała składzik ziół z widocznym zaniepokojeniem. Ich skład pajęczyny, która nigdy nie stanowiła problemu, stanowił trzy rozwieszoną na patykach sztuki. Trzy! Zajmując się ten cały czas Deszczową Chmurą i Goryczkowym Korzeniem ani ona, ani tym bardziej chory medyk, nie zbierała ziół. Na osty i ciernie... Również inne kluczowe zioła powoli się kończyły. W środku zimy wiedziała, że roślin za wiele nie znajdzie, ale miała nadzieję, że przynajmniej uda jej się zdobyć niezbędne pajęczyny. Beształa siebie samą ostro w myślach. Jak mogła o tym nie pomyśleć wcześniej? Ośnieżona Łąka miała rację. Nigdy nie będzie dobrą medyczką.
— Wyglądasz na spiętą. — odwróciła się, słysząc starczy głos Deszczowej Chmury. Rozluźniła napięte ciało i odetchnęła, patrząc rudemu prosto w ciemne oczy.
— Mamy braki jeśli chodzi o pajęczynę — wytłumaczyła Kuna. — Pójdę jej poszukać, przy okazji innych ważnych ziół, bądź przynajmniej ich zamienników.
Rudy zwiesił głowę.
— Powinienem był sam je pozbierać.
— Nie! Nie wiń siebie — gwałtownie mu zaprzeczyła. — W taką pogodę, gdy nami targa wicher, mróz i śnieżyca? To ja się powinnam tym zająć.
Deszczowa Chmura otworzył pysk, ale jedynie cicho westchnął.
— Uważaj na siebie — rozweselił się do kotki, która stała już przy wyjściu. — Kocham cię.
Kunia Norka odwróciła się z szerokim i szczerym uśmiechem. Nie mogła myśleć o złych rzeczach, gdy miała przy sobie tak cudownego kota jak Deszczyk. Naprawdę nie mogła go stracić.
Szybko znalazła sobie kogoś do pomocy - Lwia Grzywa, jej bratanek był chętny do pomocy. Cieszyła się, gdy widziała jak dobrym ojcem był Mysikrólik, ile przyniosło mu to szczęścia i spełnienia. A także to jak dobrze wychowanego miał syna. Lwia Grzywa zdawał się być empatycznym altruistą, co bardzo ceniła.
— Czego konkretnie będziemy szukać? — zapytał świeży wojownik, gdy wyszli z obozu.
— Pajęczyn. Nie będziemy zapuszczać się daleko. Najlepiej jest ich szukać w ciemnych zakamarkach.
Czarny skinął jej delikatnie głową.
— A jak je zebrać?
— Powiedz mi po prostu, gdy jakąś znajdziesz.
Rozpierzchli się po niewielkiej polanie zaglądając we wszystkie kąty. Patykami delikatnie zbierali pajęczyny, a Kunia Norka już po niezbyt długim czasie była zadowolona - nie tylko z ilości znalezionych opatrunków, ale i z zachowania Lwa. Nigdy nie miała okazji na poznanie go bliżej.
— Więc, co tam? — mruknęła, zbierając spod drzewa kolejną, niewielką pajęczynkę.
— Cieszę się z bycia już wojownikiem. I cieszę się, że mogłem się szkolić pod okiem dobrej wojowniczki.
— To świetnie. Dobry z ciebie wojowmik — miauknęła. — Zawsze wiedziałam, że wyrośniesz na kota.
— Dziękuję... ciociu — kocur podrapał się za uchem. — Tylko wykonuję swój obowiązek, pomagam Klanowi.
— Uwierz mi, że w Klanie Wilka różnie bywa — westchnęła i powróciła do zbierania medykamentów.
Spokojną, ciepłą mimo temperatury atmosferę jak ostrze przeciął wrzask. Uszy Kuniej Norki postawiły się na sztorc.
— Co się dzieje? — zdążył spytać Lwia Grzywa zanim spomiędzy drzew jak poparzona ogniem wyskoczyła dysząca Ważkowe Skrzydło. Kunia Norka zjeżyła się, przeczuwając okropne wieści.
— Deszczowa Chmura... — wojowniczka zakaszlała i wzięła kilka głębokich oddechów, wyczerpana po intensywnym biegu. — Z Deszczową Chmurą dzieje się coś...
— Co? — Powieki Kuny rozwarły się w przerażeniu, a jej serce zaczęło szybko bić. Wystarczyło wypowiedzenie tego imienia, a bura już kuliła się przestraszona.
— Zawał... Nie mam pojęcia, ale potrzebuje pomocy. Natychmiast.
Nikt nie musiał nic powtarzać po raz drugi, by Kuna odrzuciła na ziemię zebraną pajęczynę i pobiegła ile sił w łapach do obozu. Zostawiła za sobą Lwa i Ważkę, jednak słyszała tętent ich łap pędzących za nią. Dobiła do obozu i wdarła się do niego, zaczepiając boleśnie o gałązki. Legowisko medyka było otoczone zgrają gapiów przez których Kunia Norka się przedarła z cichym "przepraszam".
Rudy kocur mrużył wyczerpany oczy, a przy jego boku siedziała Irgowy Nektar. Bura podeszła do starego medyka, a jej wzrok padał na wszystko dookoła.
— Deszczowa Chmura ma wysoką gorączkę i kołatające serce — mruknęła cicho Irga, streszczając.
— Dz-dziękuję ci, ale muszę się teraz tym zająć sama — miauknęła drżącym głosem, machając w stresie ogonem. Złota przytaknęła jej i wyszła, rozganiając przy okazji zebrany tłum. Bura szukała ziół, jakie mogły pomóc, ale teraz, gdy wszystko przed oczami jej wirowało, a głowa pękała od napięcia jedyne co robiła to niszczyła, rozdeptywała leki. Przypadkiem wdepnęła w zielonkawą kałużę wymiocin i cofnęła brudną łapę. Chwyciła za suchy rumianek, a gdy odwróciła się z powrotem na Deszczową Chmurę.
— Kuno... — wymruczał słabym głosem Deszcz.
— Już dobrze. Wszystko będzie dobrze...
— Odrzuć te zioła.
Kunia Norka na moment stanęła jak wryta.
— Co?
— Nie będą ci więcej potrzebne.
— Jak to nie? Przecież potrzebujesz pomocy –
— To już na mnie czas.
Oczy Kuny wypełniły się łzami, a pysk mimowolnie otworzył. Wszystkie zioła upadły na ziemię, a Deszczowa Chmura delikatnie się uśmiechnął.
— Nie — szepnęła Kuna, na chwilę zamarzając w miejscu. — Nie! Nie jesteś przecież jeszcze taki stary. Są koty o wiele starsze od ciebie. Mogę ci pomóc...
— Najlepiej mi pomożesz gdy pozwolisz mi odejść — wydukał kocur, kaszląc. Zbierało mu się na następne wymioty, jednak zdusił to w sobie.
Łapy kotki dygotały, a pazury wbijały się w rumiankowe liście i twardą, ubitą ziemię. Nie mogła przetworzyć słów Deszczowej Chmury. Chciał umrzeć? Dlaczego chciał ją zostawić?
— Ale — jej głos się złamał — bez ciebie... ja sobie nie poradzę — powiedziała cicho, jednak zranionym głosem.
— Oczywiście, że sobie poradzisz. Kuno, nie utrzymasz kogoś przy życiu siłą. Każdy stary kot wie, kiedy nadchodzi na niego pora.
Te słowa brzmiały jak koszmar.
— Deszczowa Chmuro...
— Proszę.
Kunia Norka słyszała w jego głosie cierpienie. Zacisnęła zęby, patrząc na kocura.
— D-dobrze — wydukała, nie mogąc jednak zaakceptować słów Deszczu. Kocur wydawał się być uspokojony przez odpowiedź medyczki, za to uszy Kuny skuliły się i przytuliły do jej głowy. Deszczowa Chmura wstał, a czarna kotka pomogła mu dojść na swoje legowisko. Kocur rozłożył się wygodnie. Kunia Norka miała wrażenie, że kocur po przymknięciu swych oczu przestał oddychać i wszystko było już skończone.
— Proszę, nie denerwuj się tak — miauknął w końcu.
— Ty... nie umierasz? — zignorowała jego słowa, mimo że dzwoniły jej w uszach.
— Oh, Kuno, śmierć nie jest prędka. Jest nagła, ale potrafi być długa — owinął swe łapy ogonem. — Ale to dobrze. Mam czas, by się pożegnać. Nie chciałbym odejść bez pożegnania.
— To brzmi... dziwnie — przyznała Kunia Norka, której emocje już zaczęły opadać. — Wszyscy inni umierali prędko, czy gwałtownie. A ty jesteś do tego taki spokojny...
Rudy parsknął cichym śmiechem, co Kunie wydawało się być nierealne.
— Odejście nie musi być dramatyczne. Widziałem wiele odchodzących kotów, także tych starych. Śmierć nie jest czymś od czego należy uciekać, co wisi nad tobą jak groźba. — Deszczowa Chmura znów zakaszlał, łapiąc się za pierś. — Śmierć potrafi być bardzo łagodna.
Kunia Norka zamilknęła i położyła się przy legowisku kocura. Nie wiedziała co ma dla niego zrobić więcej.
— Kunia Norko, zostało mi tego czasu niewiele — zwrócił się twardo. — I chciałbym ci coś powiedzieć, zanim połączę się z Klanem Gwiazdy.
— Tak? — przez ciało kotki dreszczem przeszło zaniepokojenie i zaciekawienie. Deszczowa Chmura wziął głęboki wdech, ale zgiął się w pół i zaczął kaszleć. Kotka próbowała mu pomóc, ale ten tylko odepchnął ją od siebie. Kuna spanikowana biła ogonem dookoła, patrząc przerażona na kocura. Coraz mocniej zaciskał łapę na własnej piersi, a z jego oczu można było wyczytać cierpienie. Mimo to uśmiechał się do Kuny. Kunia Norka ze stresu wciskała ogon coraz bardziej pod siebie.
— To czas — mruknął, znów kaszląc. Kuna przytuliła się do jego boku, szukając ciepła. Zacisnęła oczy. Chciała, by to wszystko stało się później, choćby o kilka minut. Chciała otrzymać wsparcie, na co nie było czasu. Czuła przez futro jak szybko krąży w nim krew. Jak słowa zamieniają się w ciche charczenie. Jak stopniowo ulatuje z niego życie.
— Błagam, jeszcze tylko chwila — wyszlochała, ociekając łzami, wciskając pysk głębiej w suchą, poskręcaną sierść.
— Żegnaj, Kunko — szepnął i położył końcówkę ogona na grzbiecie medyczki. — Kocham cię.
***
Kunia Norka wpatrywała się tępo w ziemię. Na jej pysku nie było widać żadnych emocji - jedynie głębokie zamyślenie. Pokrzywowa Skóra odchodził już po zagrzebaniu dawnego przyjaciela, zostawiając Kunią Norkę, choć nie samą. Przy jej boku siedział zasmucony Mysikróliczy Ślad, który robił to samo.
Zaspane ślepia Kuny zdradzały, że podczas czuwania nie zmrużyła oka choćby na krótki moment. A pod grubą warstwą suchej, zamarzniętej ziemi złożone było ciało Deszczowej Chmury. Jeszcze delikatnie przebijała się przez glebę delikatna woń lawendy.
— Jestem tak wdzięczna za to, że tu ze mną jesteś — wyszeptała cicho Kunia Norka, przerywając głuchą ciszę. Nie odrywała wzroku od świeżo rozkopanej ziemi. Myślała tylko o wszystkim, co wczorajszego dnia zaszło.
— Nie mogłem cię zostawić — zamruczał Mysikrólik, podchodząc bliżej zgarbionej siostry. — Deszczowa Chmura był dla ciebie ważny.
— Był dla mnie jak... ojciec.
Jej głos w połowie się złamał, a zastąpił go cichy szloch i pociągnięcie nosem. Kunia Norka nie mogła dłużej skrywać swoich łez. Spływały jej po policzku jedna za drugą, jak wolny strumień.
— Tak mi przykro. — Kocur owinął ogon wokół płaczącej w bólu Kuny. Czarna wtuliła głowę w sierść na piersi brata, mocząc ją łzami. Była wdzięczna światu, że po tym jak odebrał jej już niemal wszystko, pozostawił Mysikrólika. Nie wiedziała jak by sobie poradziła bez niego u swojego boku i czy w ogóle.
W końcu, ze szlochem, odepchnęła delikatnie od siebie brata, by jeszcze raz spojrzeć na grób medyka. Westchnęła.
— Przepraszam, ale czy mógłbyś zostawić mnie na chwilę samą?
— Oczywiście — miauknął Mysikróliczy Ślad, otrzepując się z pyłu i emocji. Wstał i odszedł na parę kroków nim ponownie się zatrzymał. — I Kuno, proszę, nie wiń się za to wszystko.
Przymknięte i obolałe od płaczu oczy nagle otworzyły się, słysząc słowa Mysikrólika.
— Nie winię się — jęknęła zaskoczona prośbą, choć nie była pewna swych słów. Być może faktycznie to wszystko była jej wina? — Po prostu...
— Chciałem się upewnić. — Kocur zwiesił głowę. — Bądź silna, Kunko. Wiem, że sobie poradzisz.
— Dz-dziękuję.
Kunia Norka odprowadziła go wzrokiem, dopóki nie zniknął w lesie i znów zwróciła ślepia ku mogile. Położyła się przy niej, a jej głowa była pełna od wspomnień. Tych wczorajszych, niedawnych, sprzed kilku księżyców, gdy opiekowała się czule kocurem. Ale również przelatywały przez jej głowę takie, gdy asystowała mu czy wspólnie leczyli chorych. Gdy wspierała cętkowanego po śmierci Ośnieżonej Łąki. Gdy mianował ją na wojowniczkę i nadawał jej imię. Kiedy była uczniem, pod jego okiem szkoliła się na uzdrowicielkę, a także gdy odbywała swą karę, pomagała mu. Aż w końcu dotarła do tych wspomnień z czasów, gdy była tylko małym, niewinnym i czystym jak łza kocięciem, słuchających opowieści starszego medyka z ogromnym zainteresowaniem. Zdecydowanie większym niż to, jakim darzyła matkę, a nawet ukochaną babcię.
Nagle zdała sobie sprawę z tego jak ważny był dla niej Deszczowa Chmura. Był czymś więcej niż tylko zastępcą ojca, którego nie poznała. Wychował ją i gdy było ciemno, pokazał jej jak znaleźć światło.
Była mu za wszystko tak okropnie wdzięczna.
Wyleczeni: Goryczkowy Korzeń
POSTACIE NPC: Deszczowa Chmura, Mysikróliczy Ślad, Irgowy Nektar, Lwia Grzywa, Ważkowe Skrzydło
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz