Aksamitna Chmurka okazała się nie taką złą mentorką. Oczywiście, miała swoje małe wady, jednak kto ich nie ma? Nawet sam kocur je posiadał. Omijając je, to można stwierdzić, że Aksamitnej Chmurka jest idealną mentorką dla liliowego kocura. Sam nie wiedział, czym się zamartwiał. Mimo jej dziwnej natury była świetna! Ważne było to, że znaleźli tę nić porozumienia między sobą. Nie była tym typem mentora, który dążył do wyszkolenia swego podopiecznego wszystkimi dostępnymi metodami, aby ten stał się najlepszym wojownikiem. Takiego mentora obawiał się kocur, ale trafił na tą cudną wojowniczkę.
Otrzepując się z liści, wlepił swe zielone oczy w kocicę. Liście, które wcześniej przybierały kolor zielony i wisiały na gałęziach drzew, teraz leżały na ziemi przybierając kolory od czerwieni, przez pomarańcz, aż do żółci. Tylko niektóre z nich dalej zachowały swoją barwę, jednak nie było to tak często spotykane. Wyciągając liście ze swego długiego futra, nie spotkał żadnego zielonego liścia. Przed tym, jak zabrał się za ogarnięcie swojego futra, aby powróciło do swojego oryginalnego koloru, spytał kotkę, co dziś będą robić. Dość długo zajęło jej przemyślenie odpowiedzi, jednak odpowiedziała.
- Pójdziemy do Złotych Kłosów. Pobawimy się w berka. - Tak właśnie brzmiała odpowiedź jego mentorki, która nie wywołała dobrych uczuć na kocurze. Niby trening miał polegać na uczeniu się nowych rzeczy, walki, polowania i innych takich, a nie zabawie. Jego wątpliwości nie zostały rozwiane przez następne słowa kocicy, a nawet można powiedzieć, że się powiększyły. Kocica przybrała bardziej poważny głos.
- Wzmocnisz w ten sposób swoją wytrzymałość i nauczysz się… szybciej biegać.- powiedziała kocica, jednak ten dalej nie był pewien czy w taki sposób jego trening pójdzie do przodu. Niby wojowniczka przekonywała go, że wszystko idzie dobrze, a on zostanie wyszkolony przez nią na świetnego wojownika, jednak dalej gdzieś z tyłu jego głowy była ta niepewność odnośnie jego treningu.
*********
Nie minęło długo, nim ten na własnej skórze mógł się przekonać, że jego niepewność była uzasadniona. Nadeszła pora nagich drzew i śnieg spadł na ziemię, a wraz z tym przyszło mianowanie jego rodzeństwa na wojowników. Oczywiście, mianowanie to nie uwzględniało go. Jego trening zdecydowanie opóźnił się, patrząc na resztę jego rodzeństwa, i za każdym razem, kiedy ci pojawiali się w polu jego widzenia, to przypominali mu o tym. Treningi przygotowane przez Aksamitną Chmurkę nie były złe, nawet można powiedzieć, że były odwrotnością zła, jednak nie przynosiły one szybkich i widocznych skutków, i tu pojawiał się problem. Ile jeszcze księżyców będzie musiał czekać na jego mianowanie?
Siedział w obozie, wbijając wzrok w innych członków klanu, czekając aż, ktoś nie pokusi się, aby wziąć go poza obóz lub sam Klan Gwiazdy zabierze go z tego miejsca, jednak żadna z tych rzeczy się nie stała. Nagle zauważył zmierzającą w jego stronę szylkretową kocicę o morskich oczach. Dawno nie rozmawiali. Pewnie było to spowodowane przez ostatnią sytuację, która stała się w obozie. Śmierć Truskawkowej Grządki nie była spodziewana, a bycie obserwatorem przy tym wydarzeniu nie było ani trochę przyjemne. Gdyby tylko mógł to, usunąłby tę sytuacje ze swojej pamięci. Powitał mentorkę, a kilkanaście uderzeń serca później zmierzali ku terenom Klanu Klifu na trening.
- Myślisz, że będę dobrym wojownikiem? - spytał nagle liliowy uczony, a wzrok kocicy od razu padł na niego.
- Oczywiście, że będziesz! Wyszkolę cię na świetnego wojownika. - odpowiedziała kocica, jednak on nie był przekonany czy ta dobrze zrozumiała jego pytanie.
- Nie o to mi chodzi. Czy bycie wojownikiem to dobra ścieżka, jaką mam przemierzać życie? Bo wszystko wokoło pokazuje, że nie jest to dobra droga. - wytłumaczył kocur. - I nie chodzi mi o ciebie, bo ty jesteś świetną mentorką! Tylko, czy ja nie popełniłem błędu, idąc tą drogą?
< Moja kochana mentorko? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz