Nudziła się. Nie wiedziała, jak może się tak czuć, wykonując czynność tak pochłaniającą, jak przekraczanie nieznajomych terenów, usianych potworami, bo dawno utknęła między terenami Owocowego Lasu i Klanu Burzy, odmawiając wejścia na którykolwiek, ale tak było. Jedyną atrakcją były krótkie przerwy, w czasie których kryła się przed przypadkowymi kotami, by nie spotkać następnych osobników. Co jakiś czas szeroko ziewała. Naprawdę była zmęczona. Chciałaby położyć się i przespać jak najdłużej, aż wszystkie problemy stałyby się nieaktualne.
Może była chciwa i egoistyczna chcąc innych reakcji od Echo. Kotka w końcu musiała cierpieć, będąc niesprawiedliwie zamkniętą. Nie wiedziała, co zrobić z tymi uczuciami, które czuła. Nie było nic, co mogłoby rozwiązać zabicie, czy pogryzienie, a tylko to znała.
Jak wróci, to musi przeprosić przyjaciółkę za te reakcje.
Na razie jednak szła, a szare, sklejone kamienie piekły ją w poduszki łap. Było to dziwnie przyjemne uczucie, uziemiające i niedające zbyt długo myśleć o czym innym niż chęci zejścia na trawę.
Może, przychodząc, faktycznie się narzucała. Może naprawdę Orzechowe Serce miał jakieś ukryte intencje. Ale co miała poradzić na to, że chciała mieć kontakt z innymi kotami? Zawrzeć przyjaźnie by móc siedzieć i rozmawiać wieczorami, jak Makowe Pole i jej grupka, Tulipanowy Płatek z Popielatym Świtem, dzielić języki i wychodzić razem na polowania? Gdyby myślała o tym, że każdy ma na celu jej krzywdę, bałaby się własnego cienia.
Wiedziała, że ciężko ją lubić. Inaczej tego nie dało się wyjaśnić. Dlatego zależało jej na utrzymaniu kontaktu z tymi, którzy chcieli z nią rozmawiać. A mimo chęci wszystko psuła. Na pewno nie uda jej się naprawić relacji tak łatwo. Zresztą, czy miała z kim? Chyba naprawdę nikt jej nie został. Echo miała rację, w ciągu krótkiego czasu została sama. Jeszcze uciekła z terenów jak głupi… Trudno było nie czuć się zranioną, ale może sama sobie to zrobiła.
Odprowadziła kątem oka kolejnego potwora dwunożnych; kolejny z rzędu, nie robił już na niej wrażenia. Ona na nich też nie. Wszystkie zdawały się być ślepe i jedynie co, to warczały. Na co? To tylko one wiedzą.
Czasami była w stanie odsunąć od siebie dobijające myśli, choć nawet wtedy wciąż czuła ich ciężar w płucach. Ale nie dusiła się tak, jak wcześniej. Znajoma wolność, by iść, gdzie chciała, była przyjemna i orzeźwiająca. Jak za kocięcych czasów, gdy miała coś, co wtedy mogła nazwać domem, mogła jednocześnie wyjść i zwiedzać. Wtedy tylko nie pilnowała się zasad nałożonych przez klany. Nawet bez jej problemów, łapy od dawna świerzbiły ją do dłuższej podróży niż patrol czy trening.
Przystanęła, by rozejrzeć się i ocenić otoczenie. Prawie nie czuła zapachów; wszystko zasmrodził ten wytwór dwunożnych. Z pewnością jednak brakowało teraz smrodu oznaczeń dwóch poprzednich terytoriów.
Przyjrzała się błyszczącemu w słońcu strumykowi. Skoro tutaj była już poza wszystkimi granicami… Jakieś resztki instynktu wymaganego do przeżycia kazały jej zejść na bok i zjeść cokolwiek. Na pewno nieodczuwanie głodu przez taki okres nie było normalne i przyszłoby ugryźć ją w tyłek w najmniej odpowiednim momencie.
Na szczęście wieczorami ryby zawsze dopisywały, bo gdyby miała czekać, aż jakaś się pojawi, pewnie by zrezygnowała. Mając już ofiarę na brzegu, patrzyła na nią niechętna, krzywiąc się, próbując nie oddychać, ale przymknęła oczy i zmusiła się do pierwszego kęsu. Pojedynczo. Po kolei i da radę.
Połowa została jednak na brzegu, gdy odeszła w głąb tej strony rzeki, nie spodziewając się między drzewami spotkać czegokolwiek oprócz natury. Ale po pewnym dystansie rozpoznała granicę. Sądząc po zapachu, dotarła do terenów Klanu Wilka.
Zatrzymała się kilka długości od nich, rozważając, co ze sobą zrobić. Oczywiście, żadna z opcji nie naruszała nawet pomysłu zmiany klanów; tak samo ominęła poprzednie. Była na spacerze odpocząć, nie by zasilić szeregi potencjalnego wroga.
Niestety, za późno dostrzegła zbliżających się osobników, nieprzygotowana na to, że ktokolwiek tu będzie. Spostrzegła, że wiatr cały czas wiał na jej niekorzyść. Nic nie dało się już zrobić; stała więc i patrzyła, jak się zbliżają.
— A ty co tu robisz? — zapytał rudy van, uśmiechając się miło w jej stronę.
— Nie przekroczyłam granicy.— zapewniła defensywnie, nie spuszczając z niego wzroku.
— Pytam ogólnie. Nie mamy granicy z Klanem Nocy. Leżycie dość daleko.
—... Zwiedzam. Trafiłam tu przypadkiem.
— Po prostu przyznaj, że się zgubiłaś — prychnął. — Chodź z nami. Pokażemy ci drogę powrotną — zaproponował.
— Bardzo miło z waszej strony, ale nie zgubiłam się. Jak zechcę wrócić, to trafię. — przypomniała sobie o drugim kocie i zaszczyciła go krótkim spojrzeniem. Zrobiła krok do tyłu dla podkreślenia swojej odmowy.
— Nalegamy — mruknął miło, robiąc krok do przodu, tak, jak jego towarzysz. Znowu zerknęła na tego drugiego, widząc ruch.
— Nie, to byłby za duży kłopot dla was — nieświadomie zgięła łapy, jakby w przygotowaniu do ucieczki, kiedy jej świadomość jeszcze nie zarejestrowała zagrożenia. Zamiast tego skupiała się na tym, czy to zaproszenie to nie pułapka, by przekroczyła granicę i by mogli ją oskarżyć o łamanie zasad.
Chłodny Omen skinął drugiemu kocurowi i oboje rzucili się do przodu, na co ona zaczęła uciekać w stronę, z której przyszła. Walka nie była dobrym pomysłem w jej stanie, z ich przewagą liczebną. Jeśli mogła jej uniknąć... Miała nadzieję, że ją puszczą, a zamiast tego zębami chwycili jej łapy. Wywróciła się, ale uniosła ciało na tyle, by je wygiąć i machnąć w stronę znanego kota pazurami. Zaraz nie mogła ruszyć głową przez kły na karku, ale uparcie machała łapami, ślepa przez ból, czarne plamy i wirujący obraz. Coś w końcu trafiła, a w odpowiedzi uderzono ją w brzuch. Zagryzła skomlenie, chcące przedrzeć się przez jej gardło. Od początku znajomości z Echo stała się zbyt wokalna.
— Nie walcz! Chodź po dobroci!
Jak miała nie walczyć pojmana przez wroga! Syknęła w odpowiedzi, próbując sięgnąć do niego którąkolwiek kończyną, wijąc się w uścisku.
Tępy ból głowy mógł być zarówno migreną, jak i uderzeniem; zapiszczała, tracąc przytomność.
Ocknęła się gdzieś w głębi terenów, wkrótce trafiając pod łapy ich lidera. Wyższym spojrzeniem spoglądał na nią, a ona na niego. Jakiekolwiek gadanie i odbijające się światło od białego futra z pewnością nie będą pomagały jej bólowi głowy i zmęczeniu.
— Wreszcie udało się wam ją złapać — miauknął, nie patrząc na wojowników, a na nią. Jej umysł zahaczył o jego pierwsze słowo, nie pozostając na nim jednak długo — Doszły mnie słuchy, że już od dawna widywałaś się z moim synem. Skąd więc ta wrogość w twoich oczach?
Skrzywiła się. W myślach też westchnęła.
Co za głupie pytanie. Ciężko być w dobrych stosunkach z nowymi po byciu targaną przez dwóch obcych przez cholera wie ile i omdleniu, jakby po trzech dniach chodzenia nie była już obolała.
Może nawet byłaby nim zirytowana, gdyby nie ta pustka, z którą się obudziła.
Kusiło ją odpowiedzieć, ale przystanęła na ruchu ucha, który oznaczał jedynie tyle, że go usłyszała. Nie było warto ryzykować, nie znając dobrej odpowiedzi.
— Zamierzasz cokolwiek powiedzieć? — spytał, utrzymując spokojny ton głosu. — Nie myślałaś nigdy o tym, by zemścić się na swojej matce? Bo to właśnie przez nią tu jesteś.
Zastrzygła uszami na nagłą zmianę tematu. Szczególnie że dotyczyła Bylicy i jej głupoty. Słowo matka w jej kontekście brzmiało dziwnie, ale nie skupiała się na tym.
— Jak?
— Skazała cię niemal na pewne ograniczenie wolności. Umówiła się ze mną, że ona złapie i dostarczy do mnie kotkę, która, powiedzmy, ma swoje za uszami, podczas gdy ja w zamian dostarczę jej ciebie. Więc tak... Możesz jej podziękować — uśmiechnął się szorstko. — Ale nie martw się. Bylica nie dotrzymała swojej obietnicy. Jedyne, co sobą zaprezentowała, to brak pomyślunku i niedojrzałe zachowanie. Twoja matka była gotowa cię mi wydać. Wiem, że zostałaś w Klanie Nocy z własnej woli, a więc niezbyt pałasz do niej sympatią. Możemy sprowadzić cię do niej, czasami odwiedza granicę z Klanem Wilka, z jakiegoś powodu... A ty zrobisz swoje. Co boli bardziej niż wbity w serce pazur swojego własnego dziecka?
Tak, to brzmiało, jak coś, co zrobiłaby Bylica, z jej wybujałym ego i narcystycznymi tendencjami. Ale nie widziała, po co sprowadzać tu ją, jeśli sami mogli sprzątnąć samotniczkę.
Powoli machnęła ogonem, ważąc słowa i próbując domyślić się, czego można się spodziewać. Nie podobała jej się ta sytuacja. Nawet z otumanionym organizmem, wszystkie możliwe instynkty kazały jej uciekać.
— Co dalej? — zapytała ostrożnie, nie widząc sensu w jego działaniach. Po co się tyle trudzić, tylko dla zemsty ba jednej samotniczce.
— Mam propozycję co do twojej przyszłości — miauknął — Której pozwolę sobie nie wypowiadać na głos do czasu, aż zrobisz to, czego oczekujemy. Bylica ci ufa, w przeciwieństwie do nas. I to jest twoja przewaga — dorzucił, świdrując ją spojrzeniem błękitnych oczu. — Poza tym jesteś potencjalnie silną wojowniczką. Większość osób na twoim miejscu zaczęłoby panikować na sam mój widok. Nie należysz do nich. To... ciekawe.
Po prostu była tak zmęczona, że mógłby wpaść tu lis i miałaby to gdzieś, ale czego nie wie, to go nie boli, a póki działa w jej interesie, to tym bardziej.
— Oczekujecie zabicia jej czy szantażu? — uniosła brwi, wciąż nie widząc czemu nie mogą pozbyć się stuksiężycowej kotki sami, na własnych terenach. Jak zdechnie to i tak bez znaczenia kto ją dopadł.
Nie, żeby miała inne wyjście niż współpraca, skoro mieli już plany na jej przyszłość. Czym skutkowałaby odmowa? Jej śmiercią? Nie dałaby rady uciec z wrogiego obozu. Nie znała tego terenu. Szybko by ją znaleźli. Z niepokojem stwierdziła też, że wiedzą o Kurkowej Łapie. Na zgromadzeniu mogliby go dopaść.
— Szantaż niewiele da. Nie zdobędę od niej tego, czego chciałem. Na to już za późno — odparł powoli. — Oczekuję śmierci. Nie mam ochoty brudzić sobie łap i marnować czasu na starą samotniczkę, dlatego ty zostaniesz pośrednikiem. Zaufa ci, bo jesteś jej córką, a więc pozbycie się jej będzie niemalże drobnostką. Czy rozwiałem już wszystkie twoje wątpliwości?
Popatrzyła tylko na niego, nie dając jednoznacznej odpowiedzi. Miała mnóstwo wątpliwości.
— Przenieście ją do legowiska starszyzny i obwarujcie strażą — rozkazał, kończąc rozmowę.
Trafiając w nowe miejsce, od razu przeskanowała je i zdziwionego współlokatora, szukając niebezpieczeństwa. Gdy spojrzała przez ramię, widziała dwie czujnie pilnujące kotki o charakterystycznych umaszczeniach. Co za zrządzenie losu, że jedna była złota, a druga niebieska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz