— Ojejku, co się stało? — Usłyszała głos Sójki. — Czyżby to znowu serduszko cię boli?
Zmrużyły ślepia. Szylkretka coraz bardziej grała im na nerwach. Cały czas miała jakieś dziwne, niezgodne z prawdą spostrzeżenia. Zdecydowanie za często mieszała się w cudze sprawy, co naturalnie nie budziło pozytywnych uczuć w Szczekuszce.
Uniosły wysoko głowę, powstrzymując pragnienie schowania się pod własnym futrem.
— Nie wiem, o czym mówisz — odpowiedziały ostro. — A ty co? Jak zwykle nie potrafisz znaleźć sobie zajęcia i postanowiłaś wyobrażać sobie nieistniejące rzeczy?
— Nie, ja tylko stwierdzam fakty. Widać jak wielki masz ból dupy, że babcia woli poświęcać swoją uwagę komuś innemu.
Zacisnęły szczękę, czując nagłe pieczenie w gardle. Zamierzały coś odwarknąć, gdy powietrze przeszył przeraźliwy wrzask. Odwróciły głowę, by zobaczyć ogromne stworzenia łapiące ich ciocie i zamykające je w skrzyni. Srebrna stanęła jak sparaliżowana. Porywano następnych członków jej rodziny, a ona nie była w stanie się ruszyć. Dopiero syk z prawej strony sprawił, że odzyskała przytomność.
Sroka.
Podbiegła do dwunożnego, który trzymał białą i z całej siły wgryzła się mu w nogę. Wielkolud ryknął, przywołując tym drugiego. Chciała uciec, jednak kremowe szpony zdołały je dosięgnąć. Szczeknęła, gdy chwyciły ją za kark i wepchnęły do pudła.
Z lękiem uświadomiła sobie, że cała jej rodzina została uprowadzona przez bezlitosne istoty.
***
Naprzeciw nich znajdowały się plastikowe kraty, a za nimi szary materiał. Ciemność wypełniała ciasny pojemnik, na którego dole leżała skulona.
Upokorzona.
Zniewolona.
Odizolowana.
Samotna.
Do uszu przyciskała łapy, nie mogąc znieść głuchego szumu, dochodzącego z zewnątrz. Lekko drżała z chłodu, żołądek skręcał się im niemiłosiernie. Pewnie już by dawno zwymiotowały, gdyby tylko miały czym. Smród strachu, moczu i dwunogów był unosił się we wnętrzu potwora. Zapachy członków jej rodziny także były wyczuwalne, jednak zupełnie niepodobne do siebie – z wyraźną domieszką stresu.
Jak mogła na to pozwolić? Dopuściła, aby ich złapano. Dopuściła, aby ją złapano. Nie potrafiła obronić ani jednej osoby.
Teraz te bezfutre monstra mogły robić z nimi, co tylko chciały. Macać, bić, głodzić, dusić, zabić, rozerwać na pół i zjeść, zedrzeć z nich sierść i wziąć dla siebie. Mogli więzić ich tutaj już na zawsze.
Dlatego musiały się stąd uwolnić za wszelką cenę. Zanim te czarne scenariusze dostaną szansę na spełnienie. Z nową motywacją, poderwały się z miejsca i mocno uderzyły bokiem o ścianę skrzyni. Mogła pęknąć, gdyby tylko udało się ją przewrócić. Jednak pudło nadal stało w tym samym miejscu. Naparły więc na nie ponownie, nie zważając na siniaki, jakie zapewne powstaną im na żebrach.
I ponownie.
I ponownie.
I ponownie.
Nic. Żadnego efektu.
Opadły na dół, silnie ściskając powieki. Żadna łza nie mogła się wydostać z ich oczu.
Odebrano jej godność. Odebrano jej wolność. Odebrano jej rodzinę.
Odebrano jej wszystko.
***
Huk. Rozległ się huk, a tuż po nim została pozbawiona podłoża spod łap. Klatka pokoziołkowała po wnętrzu potwora, ostatecznie zatrzymując się przy jego paszczy. Intensywny odór dymu wypełnił żołądek maszyny. Oglądając się za siebie, z czystą trwogą zauważyła oddalone, lecz zbliżające się do nich płomienie. Zginą. Wszyscy tutaj zginą!
Moment później dostrzegła jednak ruch. Wypłosz i Blanka wydostali się z pudeł. Byli wolni!
Po raz pierwszy w życiu ucieszyła się na ich widok. Mało tego, odczuwała radość jak nigdy wcześniej. Pierwszy raz nie spoglądała na nich jak na wrogów, a kogoś równego sobie. Pierwszy raz patrzyła na nich jak na zdolne do dobra osoby.
Jednak dwójka nie rzuciła im się od razu na pomoc. Wahali się. Słuchała rozmowy babci i burego z rosnącą paniką. Przecież… przecież nie mogli zostawić ich na pewną śmierć. To… nie było możliwe.
I wtedy cała jej nowo nabyta nadzieja runęła. Uciekli. Porzucili ich z paskudnymi uśmiechami na pyskach. Nawet Sójka zrobiła to samo, nie oglądając się za siebie.
Zdradzili ich. Skazali na spłonięcie.
Czarna zacisnęła kły, gdy jej wnętrzności zaczęła trawić doskonale znana im emocja.
MIAŁA RACJĘ.
Miała rację przez cały ten czas!!!
Wielokrotnie karano ją za „złe” traktowanie przybłęd. Za nazywanie ich bezdusznymi pasożytami, za gardzenie nimi, za życzenie im najgorszego.
Podczas gdy ona w ogóle się nie myliła. Nie myliła się w najmniejszym stopniu.
Błotniste Ziele i Skaza na pewno postąpiliby tak samo. W końcu każdy z nich był sobie równy.
Ale oczywiście nikt nie słuchał Szczekuszki. Nikt.
Była wściekła. Była tak wściekła, że nie walczyła bardziej, aby uświadomić im, kim oni tak naprawdę są. Nigdy nie powinna się ani hamować, ani wycofywać. Nigdy nie powinna lekceważyć odpowiedzialności, jaka na niej spoczęła.
A teraz każdy miał ponieść tego konsekwencje.
***
Na szczęście jakiś czas później znaleźli ich dwunożni. Po kolei wynosili klatki z wnętrza potwora. Ulga, jakiej doświadczyła, gdy przyszła na nią kolej, była nie do opisana. Nie minęło jednak długo, zanim zastąpiło ją przerażenie. Ruszyła do plastikowych krat, nie mogąc uwierzyć. Olbrzym trzymający jej transporter szedł w odwrotną stronę niż jego poprzednicy. Z każdym kolejnym krokiem, oddalali się od skrzyni Bylicy i reszty.
Miała ochotę krzyczeć. Miała ochotę chwycić te kraty i wyszarpać, nawet jeśli mogłaby przez to wyrwać sobie zęby. Ale było już za późno. Było już za późno – brutalnie przypominał im rozsądek, kiedy obserwowała jak ostatnie znane jej kształty, rozmywały się z otoczeniem.
***
Ledwo przytomne zostały wyciągnięte z pudła i postawione na białym blacie. Ostre światło błysnęło im w oczy, powodując nagłą świadomość swojego położenia. Szarpnęły się mocno, chcąc wydostać się z uścisku dwunożnego. W konsekwencji znalazło się na nich tylko więcej bezwłosych łap, które mocno przygwoździły ją do stołu. Wydała z siebie niski warkot. Serce podskoczyło im do gardła, gdy naciągnięto jej skórę przy łopatkach, a zaraz po tym poczuła ukłucie. Paradoksalnie chwilę potem ogarnął ją głęboki spokój, a nawet senność. Tracąc jakąkolwiek wolę walki, w pełni rozluźniła zmęczone ciało.
***
Skończyła w zupełnie obcym miejscu, niepodobnym do tego, co dotychczas znała. Aktualnie kuliła się pod spodem drewnianego posłania bezfutrego. W oddali dostrzegły, że Skaza przeniosła na nie swój wzrok. Położyły po sobie uszy i z syknięciem odwróciły się tyłem. Nie zamierzały zamienić z nią ani słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz