Bielicze Pióro pojawiła się niespodziewanie obok Szakala, przynosząc ze sobą parę tłustych mysz. Aż ślinka pociekła na ich widok - wyglądały wyjątkowo apetycznie. Koleżanka miała naprawdę doskonały gust do wybierania popołudniowych potraw. Obie kotki były akurat zmęczone ćwiczeniami, więc uczennica nie narzekała dzisiaj na zjadanie mięsa. Tak - nadal starała się spożywać zwierzęta w zmniejszonej ilości, lecz Gęsi Wrzask skutecznie to uniemożliwiał. Może i lepiej? Zaraz osiągnie 12 księżyców, a ona wciąż była małą kupą futra.
– Nie można mu odmówić wojowniczego talentu. – stwierdziła, delektując się zdobyczą. – Jednakże brak w nim pohamowania. Wkurzenie u niego równa się z falą nieestetycznych słów, które nigdy się nie kończą. Chłop bierze mnie na trening w niemal każdej wolnej chwili, jakby chciał możliwie najszybciej zamknąć rozdział szkolenia i przejść do własnych spraw. – zaśmiała się. – Wielkie było jego zdziwienie, gdy zauważył, jak bardzo nieudolna jestem. Wciąż stoję na etapie polowania, gdzie poprawia każdy błąd i aż piana z jego pyska leci, tak się przy tym wścieka. Lecz… są już jakieś postępy. – przyznała się, odgryzając kolejną kończynę. – Ostatnio ukończyłam pozytywnie pierwszy test, więc powoli zaczynamy dołączać ruchy bitewne. Powiem ci, że są one o wiele ciekawsze od tego, co dotąd robiłam.
– Ta… Gęsi Wrzask potrafi być specyficzny. – mruknęła. – Lecz jestem pewna, że wyszkoli cię na najlepszą wojowniczkę.
– Taki jest mój cel. Chcę prześcignąć nawet i jego.
– Wohoho, w takim razie powodzenia. Twoje ambicje są wysokie.
– Trzeba jakoś nadrabiać wzrost, czyż nie? – zaśmiała się. – Udowodnię sobą, że masa ciała nie ma znaczenia, lecz taktyka, siła i spryt.
– Dlaczego w ogóle zakładasz, że jesteś słaba? – zapytała ze zmartwieniem wypisanym na pysku. – Każdemu na początku idzie kiepsko. Zobaczysz, z czasem wszystko się ułoży.
– Prawda, lecz ja nie przebijam tej żenującej poprzeczki. Moje umiejętności wzrastają w zastraszająco niskim tempie, a przecież na koniec aby zostać wojownikiem, muszę pokonać przeciwnika poprzez walkę. Nie mogę sobie pozwolić na wygnanie jak Słowicza Łapa.
– Skąd o niej wiesz?
– Stokrotkowa Polana gnębi mnie jej przykładem. – parsknęła, aż krople śliny poleciały na bok. – Chyba to ma być motywacja, o ile to tak można nazywać.
– Nie, ona cię zastrasza. – zasyczała i położyła po sobie uszy. Rzadko widziała ją tak wściekłą jak teraz. – Porozmawiam z nią, kiedy będzie wolna, bo chyba nie ma pojęcia, w jaki sposób należy wychowywać własne dzieci.
Szakala Łapa spojrzała z nieukrywanym zaskoczeniem na Bielicze Pióro. Co w nią wstąpiło? Prawda prawdą - wciąż była młodziutka, ale nie potrzebowała czyjejś ochrony! Jeszcze Stokrotkowa Polana się wkurzy i odbije swoją złość na niej samej.
– Ehehe… nie ma nic zabójczo groźnego w jej sposobie bycia. – skłamała. – Słowa matki spływają po mnie jak po kaczce i się nimi nie przejmuję. – napuszyła się, by okazać swoją fałszywą odwagę. – Tak się zagadałyśmy, że nic nawet nie pisłaś o własnych szkoleniach u Chłodnego Omenu! Weź mi coś o nich opowiedz, a nie.
Wyszczerzyła zęby przy ostatnim zdaniu i szturchnęła ramieniem brązowo-biały bok wojowniczki. Szakal modliła się, aby kotka wykupiła jej przekręt związany ze zmianą tematu, którego nie powinna była wcześniej poruszać. Przypomniało jej się zgromadzenie - popełniła w tamten pamiętny dzień podobny błąd. Chyba powinna czasami zamknąć gębę na kłódkę.
<Bielicze Pióro?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz