Już niejednokrotnie przyrzekała sobie, że nie będzie pomagać Paskudzie. Skoro kotka tak beztrosko odrzucała wyciąganą w jej stronę łapę, nie zasługiwała na nią. A jednak jakimś sposobem Srocza Łapa cały czas łapała się na nieświadomej próbie ingerencji w to, co się działo z jej siostrą. Nie inaczej było też tym razem, kiedy widząc przysypiającą Mglistą Łapę, coś pchnęło ją ku niej i zmusiło do zaczęcia rozmowy, na którą nawet nie miała ochoty.
– Na ostatnim zgromadzeniu byłam świadkiem pewnej niepokojącej sytuacji, z twoim bratem w roli głównej. – zaczęła łaciata, zajmując miejsce obok leżącej kotki – Paskudna Łapa i ja rozdzieliłyśmy się po dotarciu na bursztynową wyspę. Niedługo później, usłyszałam jej kwilenie i znalazłam ją obok Nastroszonego Futra. Wyglądała na przerażoną! Z resztą, nie dziwię się, skoro podczas naszej rozmowy twój brat ogłosił, że są razem i wkrótce będą mieć kocięta.
– Planowanie kociąt nie jest przestępstwem. – mruknęła na obronę brata Mglista Łapa, ziewając ospale.
– Nie jest… Ale jesteś bystra i myślę, że twoim uszom jak i oczom nie umknęło zachowanie Nastroszonego Futra wobec mojej siostry. W klanie można usłyszeć różne opinie na jego temat i nie wszystkie są przychylne. – powiedziała, mierząc kotkę wzrokiem. Po chwili milczenia, kontynuowała: – Obie mamy rodzeństwo. Nieważne w jakiej relacji z nimi jesteśmy, kiedy coś złego się im dzieje - reagujemy. Wcale nie jesteśmy od siebie tak odmienne, jak może ci się wydawać, Mglista Łapo.
Naginanie prawdy i umiejętne wykorzystywanie już istniejących faktów dla własnych korzyści nie było czymś złym. Sroka uważała to raczej za sprytne wykorzystanie sytuacji. Z jej obserwacji, koty w klanie miały często zażyłą relację między sobą, tym bardziej rodzeństwa. Nie było to regułą, ale się zdarzało. Ona z Paskudną Łapą nigdy nie miały czegoś takiego. Czuła, że przebywanie w Klanie Nocy ją zmienia, z czego niekoniecznie była zadowolona, ale nigdy nie byłaby w stanie osiągnąć więzi, którą dzieliła dwójka potomstwa Tulipanowego Płatka.
Srebrna uniosła jedną brew, podnosząc się. Nawet siedząc, wciąż była między nimi spora różnica wzrostu. Srocza Łapa już teraz mogła się pochwalić ponadprzeciętną wysokością, a przecież wciąż rosła.
– Czemu mi to mówisz? – zapytała Mglista, chociaż jej wyraz pyska wskazywał na to, że domyśla się odpowiedzi.
– Z uprzejmości. Nieodpowiedzialne zachowanie jakiegoś kocura nie powinno psuć dobrego imienia twojej rodziny, racja? – mruknęła zielonooka, poprawiając swoje barki. Lubiła patrzeć na innych z góry, dodawało jej to siły. – Myślę, że powinnaś bardziej na niego uważać. To tylko sugestia, ale miej ją na uwadze.
Niebieskooka przyglądała się przez chwilę Sroce, przy czym wyglądała na bardzo skupioną.
– Zapamiętam – odezwała się w końcu krótkoogoniasta – Ale z tego co mi mówisz, ty też powinnaś poświęcać siostrze więcej czasu. – dodała, poruszając lekko białymi wąsami.
Łaciata przemilczała uwagę skierowaną w jej osobę. Zrobiła to co miała, a teraz chciała po prostu odpocząć po treningu. Skinieniem pożegnała srebrzystą, oddalając się do własnego mchowego posłania, na którym wkrótce usnęła.
***
Od jej rozmowy z Mglistą Łapą minęło kilka wschodów słońca. Od tamtej pory nie zamieniły ze sobą ani słowa, co nie przeszkadzało Sroczej. Aby otrzymać pożądany efekt, należało być cierpliwym, a ona miała całkiem sporo czasu. Córka Tulipanowego Płatka nie wyglądała na kogoś, kto puści mimo uszu taką wiadomość. Razem z matką były bardzo wierzące i obie na pewno nie chciały słuchać skarg na Nastroszonego.
Słońce niedawno wstało, a Srocza Łapa szykowała się do wymarszu z obozu. Patrole graniczne kotka traktowała jako jeden z najważniejszych obowiązków wojownika. Zdawała sobie sprawę, że dla innych klanów mogą być jak smaczny kąsek. Ich lider był słaby, o czym zdążyła przekonać się na zgromadzeniu. W niczym nie przypominał dumnych, silnych liderów pozostałych klanów. Przy nich prezentował się marnie. Do tego, jako jedyny nie posiadał legendarnego członu “Gwiazda”, który świadczył o obejmowanej przez lidera randze. Stara, słaba miernota, która nawet własnych kociąt nie jest w stanie upilnować - to była kwintesencja osoby, jaką był rudy kocur. Pchełka nadal leżał u medyka, dochodząc do siebie po ataku wydr, za co Srocza Łapa nieustannie winiła Rudzikowy Śpiew.
Kątem oka dostrzegła, jak do niej i reszty patrolu zbliża się Mglista Łapa, swoje kroki kierując bezpośrednio w stronę zielonookiej.
<Mgiełka?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz