Wiatr na dobre zniknął jej z życia. Czy to równało się spokojem? Nie do końca. Martwiła się o Poranka. Został wyrzucony z pozycji ucznia medyka, by stać się wojownikiem. Nie chciała tego. Czuła, że może sobie nie poradzić. Nic jednak nie mogła zrobić. Była okropną matką. Nie potrafiła dać im wsparcia. Nie ufali jej. Cholernie bała się o Lukrecję. Kremowy nieźle zamieszał. Sprawił sobie kocięta, a ich matka zginęła. Nie wierzyła, że mógłbyć dobrym ojcem. Nawet nie poznała swoich wnuków. Nie chciała z nim o tym rozmawiać. Bała się go.
Przekierowała zmęczone spojrzenie na Witkę, która zajmowała się okiem Lśniącej Tęczy. Widziała, że mała szylkretka bardzo się stara. Na początku niezbyt potrafiły się ze sobą komunikować, jednak teraz, było zdecydowanie lepiej. Bardzo ją polubiła. Czuła, że będzie z niej dobra medyczka. Podniosła się z posłania i ruszyła w stronę wyjścia. Lekki deszcz zmoczył jej futro. Podeszła do stosu na zwierzynę i sięgnęła po niewielką mysz. Po drugiej stronie siedziała Krecik, która jadła nornicę. Jej bark wyglądał bardzo źle.
— Wszystko w porządku? — spytała ruda. — Twój bark najprawdopodobniej potrzebuje mojej pomocy.
Czarna odwróciła się w jej stronę i machnęła ogonem.
— Ciężko się chodzi, trochę boli — mruknęła niechętnie.
Żółtooka wstała i podeszła do wojowniczki.
— Dasz radę przejść do mojego legowiska? Tam podałabym Ci lekarstwo i lepiej mu się przyjrzała — zachęcała ją Plusk.
Partnerka Jaskółki skinęła łbem. W ciszy odeszły od sterty, kierując się w stronę medycznego legowiska. Gdy tylko kotki weszły do środka, otrzepały się. Krecik usiadła niedaleko wyjścia. Medyczka zaczęła z bliska oglądać jej sztywną kończynę.
— Podam ci korzeń żywokostu — miauknęła, odwracając się w kierunku sterty ziół. — Przeżuwa się go na papkę.
Żółtooka wróciła do niej za moment, niosąc potrzebną roślinę w zębach i podała jej odpowiednią część. Kotka przeżuła korzeń z widocznym obrzydzeniem na pysku.
— Możesz już iść, niedługo powinno być lepiej — medyczka próbowała ją pocieszyć.
— Dziękuje — powiedziała cicho, po czym udała się do wyjścia.
Płaskopyska zaś, wróciła na swoje legowisko. Od zawsze zastanawiała się, co sądziła o niej Krecik. Jej ton w stosunku do niej był specyficzny. Pręgowana klasycznie ułożyła głowę na swoich łapach. Miała problem z rozumieniem uczuć innych do niej. Westchnęła, za chwilę spostrzegając wchodzącego do legowiska Komarnicę. Juz chciała wstać, by zapytać co się dzieje, jednak wyprzedziła ją Witka. Była świetna uczennicą. Dawała z siebie wszystko i była pełna sił. Uśmiechnęła się lekko, obserwując, jak sobie radzi, gotowa do pomocy.
wyleczeni: Krecik, Lśniąca Tęcza, Komarnica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz