Nagłe zjawienie się kotki, było odskocznią od monotonnego życia, której nie potrzebowała. Nie znała jej, ale widziała ją często, w końcu też była uczniem. Nastroszony też wspominał trochę o niej o ile dobrze pamiętała, lecz nie było to nic nowego. W tym pozbawionym nowych elementów cyklu dnia, nagle pojawiła się obca kotka, która zachowywała się dość dziwnie. To było rozsądne, że wolała się odsunąć niż z nią gadać.
- N-nie! O-on m-mi n-nic nie z-zrobił!- próbowała go bronić.- J-ja p-po p-prostu się b-boję! J-jeszcze m-mnie s-skrzywdzisz!
- A dlaczego miałabym to zrobić? - spytała. - Chwila moment, to go się nie boisz, a mnie tak? - burknęła z oburzeniem. Piszcząc pokręciła głową. Czemu już na wstępie rozwścieczyła tą kotkę? Naprawdę nie chciała jej wytrącać z równowagi, nawet jeżeli tak się poczuła. Przecież nie była jakimś złym kotem, który by celowo wkurzał innych! Taki był Nastroszony. On lubił mówić nieprzyjemne rzeczy, a czekoladowej niezbyt się podobała agresja słowna.
- T-to n-nie t-tak, n-nie l-lubię j-jak k-ktoś b-blisko p-podchodzi!
- Nie zrobię ci krzywdy - zapewniła po raz kolejny, siadając w bezpiecznej odległości. - Posłuchaj, szanuję cię, ale wydaję mi się, że za bardzo dajesz się wykorzystać Nastroszonej Łapie - stwierdziła. Lekko uspokojona usiadła, próbując opanować drgawki. Uf, czyli nie miała zamiaru jej zeżreć… Chociaż kto wie? Jeszcze niezbyt było jasne jakie są jej intencje, odliczając to, że wmawiała jej, że Nastroszony ją wykorzystuje.
- N-nie... N-nie d-daję się m-mu w-wykorzystać, n-niby d-dlaczego?
- Z boku tak to wygląda - odparła, wzruszając ramionami. - A ja jestem przeciwna, aby kotki podlegały kocurom. Szczególnie takim, jak on. Jest między wami coś... Więcej?
Speszyła się nieco. To było oczywiste, że liliowa nie zareaguje na to dobrze, skoro była tak anty Nastroszony.
- O-on... U-uh... J-jest t-tak j-jakby m-moim p-partnerem... I w ogóle...
- Partnerem? - zerwała się, marszcząc nos z obrzydzenia. - Gdzie twój honor? Gdzie twa godność?
Zaskomlała cicho. Godność? Honor? Nie znała za dobrze tych słów. Po prostu się słuchała tego co mówili inni, bo musiała tak robić.
- B-bo j-ja... Uh... P-przecież nie m-mogłam się p-przeciwstawić...
- Czemu? Możesz. Masz do tego pełne prawo. Zrób to - rzucała zmotywowana. - Nie pozwól mu wygrywać. Nigdy.
Rozpłakała się, z powrotem drżąc na całym ciele. To co wygadywała vanka, wydawało się być całkowicie sprzeczne z tym, co myślała w tym swoim małym łebku. Stawiać się komuś? To wykraczało poza jej umiejętności. Jeżeli już sprzeciwiała się komuś, to nie robiła tego naumyślnie tylko paplała co wlezie.
- N-nie m-mogę! T-ty t-tego nie r-rozumiesz!
- Możesz! Naprawdę. Proszę, powiedz mu to, co o nim na serio myślisz. Pójdę z tobą. Obie mu dowalimy - obiecała. Pokręciła głową. Nie chciała wkręcać w jej relację z Nastroszonym jakiegoś kota, który wydawał się być jakiś odklejony od reszty.
- N-nie! N-naprawdę n-nie t-trzeba!
- Trzeba! - postąpiła o krok bliżej, kładąc łapę na jej barku. - Przypomnisz mi swoje imię, miła? - zamruczała delikatniej. Z piskiem się od niej odsunęła, nie odpowiadając. Przecież mówiła, by się tak nie zbliżała! A do tego ją dotykała, co już zaczynało się robić przerażające. Kotka westchnęła.
- No proszę cię. Taka miła i urocza koteczka musi mieć bardzo ładne imię. Zdradź mi ten sekret kochana - poprosiła. Otworzyła pyszczek. To było dziwne! Jak ona do niej mówiła? “Kochana”, “miła”, co to miało znaczyć? Nikt jej tak nie nazywał nigdy, oprócz tych tekstów Nastroszonego, kiedy mówił o miłości. Kotka też postanowiła ją podrywać?...
- P-paskuda... M-mam n-na i-imię P-paskuda- poprawiła się, by kotka nie odebrała tego jako obrazy.
- N-nie! O-on m-mi n-nic nie z-zrobił!- próbowała go bronić.- J-ja p-po p-prostu się b-boję! J-jeszcze m-mnie s-skrzywdzisz!
- A dlaczego miałabym to zrobić? - spytała. - Chwila moment, to go się nie boisz, a mnie tak? - burknęła z oburzeniem. Piszcząc pokręciła głową. Czemu już na wstępie rozwścieczyła tą kotkę? Naprawdę nie chciała jej wytrącać z równowagi, nawet jeżeli tak się poczuła. Przecież nie była jakimś złym kotem, który by celowo wkurzał innych! Taki był Nastroszony. On lubił mówić nieprzyjemne rzeczy, a czekoladowej niezbyt się podobała agresja słowna.
- T-to n-nie t-tak, n-nie l-lubię j-jak k-ktoś b-blisko p-podchodzi!
- Nie zrobię ci krzywdy - zapewniła po raz kolejny, siadając w bezpiecznej odległości. - Posłuchaj, szanuję cię, ale wydaję mi się, że za bardzo dajesz się wykorzystać Nastroszonej Łapie - stwierdziła. Lekko uspokojona usiadła, próbując opanować drgawki. Uf, czyli nie miała zamiaru jej zeżreć… Chociaż kto wie? Jeszcze niezbyt było jasne jakie są jej intencje, odliczając to, że wmawiała jej, że Nastroszony ją wykorzystuje.
- N-nie... N-nie d-daję się m-mu w-wykorzystać, n-niby d-dlaczego?
- Z boku tak to wygląda - odparła, wzruszając ramionami. - A ja jestem przeciwna, aby kotki podlegały kocurom. Szczególnie takim, jak on. Jest między wami coś... Więcej?
Speszyła się nieco. To było oczywiste, że liliowa nie zareaguje na to dobrze, skoro była tak anty Nastroszony.
- O-on... U-uh... J-jest t-tak j-jakby m-moim p-partnerem... I w ogóle...
- Partnerem? - zerwała się, marszcząc nos z obrzydzenia. - Gdzie twój honor? Gdzie twa godność?
Zaskomlała cicho. Godność? Honor? Nie znała za dobrze tych słów. Po prostu się słuchała tego co mówili inni, bo musiała tak robić.
- B-bo j-ja... Uh... P-przecież nie m-mogłam się p-przeciwstawić...
- Czemu? Możesz. Masz do tego pełne prawo. Zrób to - rzucała zmotywowana. - Nie pozwól mu wygrywać. Nigdy.
Rozpłakała się, z powrotem drżąc na całym ciele. To co wygadywała vanka, wydawało się być całkowicie sprzeczne z tym, co myślała w tym swoim małym łebku. Stawiać się komuś? To wykraczało poza jej umiejętności. Jeżeli już sprzeciwiała się komuś, to nie robiła tego naumyślnie tylko paplała co wlezie.
- N-nie m-mogę! T-ty t-tego nie r-rozumiesz!
- Możesz! Naprawdę. Proszę, powiedz mu to, co o nim na serio myślisz. Pójdę z tobą. Obie mu dowalimy - obiecała. Pokręciła głową. Nie chciała wkręcać w jej relację z Nastroszonym jakiegoś kota, który wydawał się być jakiś odklejony od reszty.
- N-nie! N-naprawdę n-nie t-trzeba!
- Trzeba! - postąpiła o krok bliżej, kładąc łapę na jej barku. - Przypomnisz mi swoje imię, miła? - zamruczała delikatniej. Z piskiem się od niej odsunęła, nie odpowiadając. Przecież mówiła, by się tak nie zbliżała! A do tego ją dotykała, co już zaczynało się robić przerażające. Kotka westchnęła.
- No proszę cię. Taka miła i urocza koteczka musi mieć bardzo ładne imię. Zdradź mi ten sekret kochana - poprosiła. Otworzyła pyszczek. To było dziwne! Jak ona do niej mówiła? “Kochana”, “miła”, co to miało znaczyć? Nikt jej tak nie nazywał nigdy, oprócz tych tekstów Nastroszonego, kiedy mówił o miłości. Kotka też postanowiła ją podrywać?...
- P-paskuda... M-mam n-na i-imię P-paskuda- poprawiła się, by kotka nie odebrała tego jako obrazy.
<Zając?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz