— Wybacz, ale tak się rozkręciłeś, że żal było tego nie pociągnąć. Naprawdę nie wiedziałem, że nie jadłem dzika. Wstrząsnęło mną to... o tyle — Pokazał na pazurze. — Co mnie obchodzi jakiś trup? Lepiej przeżyć niż nie skorzystać z czyjegoś poświęcenia i umrzeć.
Prychnął, świdrując go wzrokiem. Mógł się po nim tego spodziewać.
— Cieszę się, że należysz do tej nielicznej grupy kotów, które nie są niewdzięcznikami i rozumieją, że mięso z kota jest prawie tym samym co mięso z myszy, królika czy ptaka. Czyli nie jesteś jednak aż tak empatyczny? Chyba się na tobie nie zawiodę — rzucił.
— Jestem bardzo empatyczny — Przybliżył się do niego, wracając na miejsce. — Tak bardzo, że wyniuchałem twój tani chwyt manipulacyjny, który miał wpłynąć na mnie emocjonalnie. Prawie się udało, wiesz? Ale stwierdziłem, że co to za zabawa, gdy nie ma się obupólnych korzyści? Świetnie się bawiłeś? Uśmiechałeś się... jak sadysta. Skądś to znam — Uśmiechnął się do niego w taki sam sposób, jak on wcześniej do niego, przez całą ich rozmowę.
— Byłem szczery — nie zareagował na jego odpowiedź, wytrzymując jego spojrzenie. — Każdy jeden kot tobą manipuluje, a ja wiem, że nie podejdę emocjonalnie do kogoś, kto jest równie wyprany z uczuć, co ja. Chociaż przez moment... Zaskoczyło mnie, że ktoś taki potrafi przejawiać skłonności do empatii.
Wyprostował się, by być jeszcze wyższym.
— Nie muszę się tobą bawić — wyszeptał do niego. — Czegokolwiek nie zrobisz, każdy twój ruch jest już przewidziany. Gdziekolwiek nie pójdziesz, będę tam przed tobą, bo zdążyła odpaść ci maska. Zastanowiłbym się poważnie nad tym, kogo chcesz mieć za wroga, a kogo za przyjaciela.
Czekoladowy westchnął, odwracając się do niego tyłem i kładąc się z powrotem na ziemi.
— Na żartach się nie znasz. Nie mam empatii. Już nie... — miauknął nie wyjaśniając, dlaczego, co i w jaki sposób do tego doszło. — Przewidziany mówisz? To powiedz mi co zrobię za jakiś czas. Chętnie się dowiem, bo ja sam nawet tego nie wiem. Wszystko jest takie... inne... rozchwiane. Nie wiem w co iść, by mi się to opłacało...
— Nie miałem zbyt wielu sposobności żartować. Wybacz, że zawiodłem twoje oczekiwania — odparł sarkastycznie. — Odpuścić? Pozwolić, by sprawy toczyły się własnym tokiem i nie próbować w nie ingerować? Nie męczą cię już te wszystkie intrygi i spiski? Myślę, że skoro twoja matka nigdy cię nie kochała, to widząc jej porażkę nie przejąłbyś się zbyt bardzo.
Kocur położył po sobie uszy.
— Na razie i tak nic nie zrobię. Nie musisz się obawiać. Irga przybiła mi łapy do ziemi. — mruknął, krzywiąc pysk z żalu i irytacji spowodowanej tym faktem. — A ciebie to nie męczy? Widziałem co zrobiłeś Sarniemu Krokowi. Kolejna zbrodnia na niewinnej osobie
— Jest zastraszona, więc będzie mi posłuszna — wzruszył barkami. — Ostatnio bawiłem się tak z Rysią Pogonią... To zabawne. Jak kotki łatwo lepią się do ciebie jak muchy, gdy tylko dasz im poczucie, że są wyjątkowe i inne niż wszystkie.
— Tak... Naiwne i głupie. Coś o tym wiem. Podnoszą czasem ciśnienie, ale jak się im da parę razy po pysku, to potulnieją. Akurat... Doceniam fakt, że pozbyłeś się tych zasranych pseudofeministek. Sam bym je rozerwał na strzępy, gdyby dalej się panoszyły — wyznał, zaciskając zęby na samo wspomnienie czasów pod wodzą Bezzębnego Robala.
Van uśmiechnął się, wspominając moment, w którym pozbył się tego ścierwa.
— Są odważne tylko wtedy, gdy mają władzę. Gdy jej nie mają, błagają cię o litość, gdy użyjesz na nich siły. Coś o tym wiem... Cieszę się, że wyczyściłem klan Wilka z tego obrzydliwego ścierwa. Jedynie Wścibski Nochal się ostała, ale najwidoczniej spotulniała po tym, co sprzedał jej mój syn. Widziała, do czego jestem zdolny — miauknął.
— Tak. Ja też widziałem. Większość... Dlatego nawiali nim obwarowałeś granicę — Podwinął łapy pod siebie. — Ale nie wyczyściłeś dokładnie, bo dzieci Robala dalej głoszą te głupoty.
— One są młode. Mają szansę się zmienić, więc nie robię im póki co krzywdy. Zobaczymy, czy zmądrzeją z wiekiem — mruknął, mrużąc oczy. — Na Różę szczególnie mam oko. Jest najgłośniejsza. A te wszystkie pseudofeministki? Zwiały, bo stchórzyły. Zamiast pogodzić się z konsekwencjami swoich działań i skonfrontować się ze mną, wolały podwinąć ogon. Lepiej dla nas... Nie miałbym zamiaru marnować wtedy zapasu klanu na karmienie takich pysków.
Syn Ości uśmiechnął się pod nosem, po czym podniósł się do siadu, jednak po chwili łapy zmieniły zdanie i się ugięły pod ciężarem nicości. Westchnął cierpiętniczo.
— Tak... Lepiej dla nas... Dziękuję za tą edukującą rozmowę. Aż zgłodniałem z tych emocji. Czy mógłbyś nieco się oddalić, bo muszę wstać?
Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wariował już od tych całych spisków?
— Lepiej skorzystaj z czasu i odpocznij, bo znów padniesz — prychnął, wywracając oczami. Odwrócił się i odszedł.
* * *
Wskoczył na pień, na którym zazwyczaj odbywały się wszelkie zebrania klanu i zaczekał spokojnie, aż Irga usiądzie u jego boku. Po chwili podszedł do niego również jego syn, Chłodny Omen, zasiadając na swoim miejscu po prawicy miejsca przemówień. Wziął głęboki wdech, by zwołać klan.
— Niech każdy kot zdolny do samodzielnego polowania zbierze się pod miejscem przemówień — zabrzmiał donośnym głosem. Tak jak zazwyczaj, gdy zwoływał spotkanie klanu, widział wśród kotów spięte lub zatrwożone sylwetki. Jedynie kultyści i co niektórzy z pozostałych kotów nie wykazywali po sobie żadnych objawów nerwów. Jedynie zaciekawienie lub neutralny wyraz pyska.
— Tchórzliwy Upadku, wystąp.
Klan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż był to syn Ości, nienawidzonej przez lidera. Wyobrażał sobie, co musieli sobie teraz myśleć "publiczna egzekucja"? "Dekapitacja", "Ścięcie"? Nic jednak z tych rzeczy, bowiem van już po chwili rozwiał wszelkie wątpliwości.
— Zebrałem was tutaj, aby odebrać imię jednemu z naszych wojowników, gdyż nie oddaje już jego natury. Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, nadaję temu kotu nowe imię. Od dzisiaj Tchórzliwy Upadek znany będzie jako Upadły Kruk.
* * *
Przywódca przechodził przez obóz razem ze swoją partnerką, dopóki spokoju nie zakłócił wracający ze sterty kocur. Omen z początku nawet tego nie zauważył, skupiony na rozmowie z Irgą. Czekoladowy nie zdążył wyhamować, bo szedł dość żywym i sprężystym krokiem, więc gdy ciężar opadł mu na grzbiet, padł na ziemię jak długi, mordując trawę wzrokiem. Po chwili uniósł się do siadu, ale było to ciężkie. Rzucił im chłodne spojrzenie.
— Migdalcie się w innej części obozu! — rzucił do nich podirytowany
Na ten widok jego wargi lidera podniosły się lekko w górę w perfidnym uśmiechu.
— Grzeczny piesek — miauknął do niego.
<Piesku?>
Woof woof
OdpowiedzUsuń