Obserwował obóz. Tętnił życiem, jak zwykle. Niektórzy wojownicy ćwiczyli, niektórzy odwiedzali żłobek, inni odpoczywali czy jedli. Był dumny z całkiem nowego Klanu Wilka, jaki udało mu się utworzyć z pomocą jego sojuszników. Niedługo będzie trzeba znów szukać nowych rekrutów do kultu. A w tym czasie dorastali już inni. Trująca Łapa. Cały czas miał na oku jego poczynania. Szakal zdawała się wdawać w swoją babcię. Ruina miała szansę na poprawę.
Dostrzegł Łasicę siedzącego na uboczu obozowiska. Nie spuszczając go z oczu, zaczął iść w tamtym kierunku. Po ostatniej sytuacji dostrzegł, że Łasica się go bał. Wiedział, jaką władzę dzierżył.
— Witaj — chłodne oczy zabłyszczały w cieniu.
Przywódca dojrzał, że Łasica otworzył szeroko oczy, siadając gwałtownie i przybierając zacięty wyraz pyska na sam jego widok. Spiął się, ale zaraz rozluźnił, po czym skłonił głowę przed kocurem. Jego uwadze nie uszło momentalne spięcie, które Łasica szybko ukrył.
— Witaj, Mroczna Gwiazdo. — mruknął tylko.
— Po co się tak denerwować? — miauknął, obmierzając go wzrokiem od góry do dołu. — Już mówiłem, że gdyby zależało mi na twojej krzywdzie, to skrzywdziłbym cię już dawno — usiadł obok niego, jednak zachowując dystans. Musiał sprawić wrażenie otwartego na tą relację. Przekonać go do siebie. Odgadnąć ten szyfr zakodowany w jego umyśle. Czekoladowy uniósł łeb, patrząc mu w oczy z dziwną pewnością siebie.
— Ah, tak? A kto mnie oszpecił po laniu od Sosnowej Igły, co? Magiczne duszki? Skrzywdziłeś mnie właśnie. I to dawno, tak jak mówisz, więc te twoje zapewnienie jest gówno warte — prychnął, mrużąc oczy, na co van westchnął, kręcąc głową. Na jego pysku znów pojawił się charakterystyczny znikomy uśmiech.
— Taka krzywda to niemal wcale nie krzywda. Ból bywa przydatny, Łasico, podobnie jak blizny. Ja nie traktuję małego, krótkiego bólu i paru blizn jak krzywdy. To bardziej lekcja. Nauka. Mówię bardziej o... Torturach? Śmierci? Zniszczeniem życia społecznego? Zabiciem bliskich ci osób? Niczego takiego nie musisz się obawiać. A widzę, że cię przerażam, prawda? — wysunął wyżej brodę. — Momentami nie pozostawiasz mi wyboru. Ale to tylko twoja decyzja. Mówiłem ci już jednak, że jedyne, co nas dzieli, to poglądy twojej matki.
— Już dość zabiłeś mi bliskich osób — Przysunął się do niego bliżej. — Czy wyglądam ci na kogoś kto się ciebie boi? — Uniósł wyżej brodę, dokładnie tak samo jak lider. — Nie dzieli nas tylko ona. Doskonale pamiętam jak mówiłeś, że zasługuję na cierpienie, bo jestem jej synem. Napiętnowałeś mnie już dawno i rzuciłeś na stracenie, ale ci nie wyszło, bo ja żyję, pomimo twoich usilnych prób zamordowania mnie — Stanął z nim pyskiem w pysk, patrząc w jego oczy chłodno. — Znęcanie się nad kimś, to też forma tortury, nie uważasz? A jak już ci mówiłem, moją decyzją jest pokój. Dalej podtrzymuje to zdanie. Nie chcę z tobą walczyć.
Omen wstał powoli. Uśmiech na jego pysku rozszerzył się, gdy podszedł do kocura, wpatrując się mu głęboko w oczy. Był... ciekawym kotem.
— Nie zabiłem ich z nienawiści do ciebie. Gdyby twoja matka nie zabiła twojego przyrodniego brata, twój rodzony brat wciąż by żył. Ale podjęła taką decyzję. Więc widzisz... To ona świadomie skazała cię na straty, nie ja — miauknął. — Usilnych prób zamordowania ciebie? Spójrz na mnie, Łasico. Mógłbym w tej chwili kazać moim sprzymierzeńcom wyprowadzić cię z obozu albo stracić publicznie. Mógłbym w tej chwili przycisnąć cię do ziemi i rozerwać ci gardło. Mimo to nie zrobiłem tego i stoję tu, rozmawiając z tobą. Nie zastanawiałeś się, czemu? — przerwał na moment, by dać mu czas do zinterpretowania jego słów. — Znęcanie? Spójrz na to szerzej. Teraz możesz padać z wysiłku. Możesz cierpieć z powodu nawału obowiązków. Ale nie ma efektów bez pracy. Praca czyni efekty. Teraz jest to dla ciebie nie do zniesienia, a za jakiś czas? Dzięki temu wstaniesz silniejszy, bo twoje ciało przyzwyczai się i przystosuje do wysiłku. Cierpienie zawsze prowadzi do odnowy, jeśli jest odpowiednio dopasowane do kota i nie na tyle duże, by go zabić. Mogłem powiedzieć, że zasługujesz na cierpienie. Ale co z tego? Czy takie słowa, takie obelgi, nie pobudzają w tobie motywacji do działania, by udowodnić mi, że jest inaczej? — nie przestawał przenikliwie patrzeć mu w oczy. — Teraz nie wyglądasz, okryty swoją bezpieczną maską, ale zdradziłeś się już dawno, Łasico.
Na jego ostatnie słowa wojownik położył po sobie uszy i zacisnął pysk, patrząc mu w oczy, tym razem znosząc jego spojrzenie ze spokojem.
— Zastanawiałem się czemu zmieniłeś śpiewkę. I nie podoba mi się to do czego doszedłem. Może i się zdradziłem, ale... nie jestem głupi. Chociaż pewnie ty i Irga macie odeminne zdanie w tym temacie. — prychnął. — Mówiła ci? Pewnie tak. W końcu to twoja partnerka. Raczej nie ukrywałaby swoich spisków za twoimi plecami.
— Irga? — zmarszczył brwi, udając zgrabnie konsternację i lekkie zaskoczenie. — Dużo z nią rozmawiam, ale nie na twój temat. Jedyne, co o tobie mówiła, to że z tobą rozmawiała. Nie dzieli się ze mną wszystkim, Łasico. Jestem zajęty swoimi sprawami i obowiązkami, a jej ufam w reszcie sprawach. Jeśli potrzebuję coś wiedzieć, to pytam się jej bezpośrednio — dobrze wiedział, że nie mógł pozwolić sobie na żadne mimowolne odruchy przy rzucaniu kłamstw na wiatr. — Sądzisz, że naprawdę uważam cię za głupiego? Twoja podejrzliwość jest uzasadniona. Ale nie zmieniłem podejścia do ciebie z powodu jakiegoś przeklętego... no właśnie, ciężko jest stwierdzić, o czym w ogóle mówisz. Zauważyłem pewne tendencje w twoim zachowaniu. Jesteś podobny do mnie. Jesteś podobny do moich sojuszników i to mnie w tobie interesuje. Możesz się wypierać, ile chcesz, ale jesteśmy niesłusznie podzieleni. Widzę w tobie potencjał, który raczej jest rzadki. Ciężko znaleźć wojownika z krwi i kości, który jest w stanie poświęcić się dla swojej sprawy. Większość to czyste i naiwne duszyczki wierzące w Klan Gwiazdy. Ty należysz to grupy tych mądrzejszych kotów. Wcześniej oceniałem cię ze względu na twoje pochodzenie, ale po dłuższym przyglądaniu się twojej działalności, widzę, że nie jesteś jak oni.
Tchórzliwy Upadek posłał mu nieufne spojrzenie, analizując jego słowa.
— Ah tak? — zamruczał. — Gdzie widzisz te podobieństwa pomiędzy mną a twoją sforą? Nie robie sztuczek jak oni. Chociaż zabawnie widzi się jak Sosna robi siad. Ostatnio na przykład, gdy wygnałeś Przebiśniegową Łapę. Jej mina była bezcenna. — Uśmiechnął się. — A może chodzi ci o to, że lubię, gdy sprawiedliwość jest wymierzana? — Przekrzywił głowę. — Nie ukrywam, że kara Ruiny była satysfakcjonująca. Mysie móżdżki nie powinny zasługiwać na nazywanie się uczniami. Podobno wlała jakiemuś nocniakowi, idiotka — prychnął pod nosem, a lider parsknął cicho.
— Chociażby fakt, że bawi cię ból i cudze upokorzenie? — podsunął. Tak. Był już blisko. Widział, że Łasica znacznie się rozluźnił. Być może uda mu się uśpić jego czujność. — Tak, dokładnie to zrobiła na zgromadzeniu — prychnął. — Wplątała się w bójkę z Nocniakiem, a później jeszcze kłóciła się z nim jak kocię. Zdawała się mądrzejsza, ale najwyraźniej nie dojrzała wystarczająco, by nazywać się uczniem — stwierdził. — A jak ze mną rozmawiała, to rzucała setkami wyzwisk w stronę swojej siostry, która, jak się okazuje, jest znacznie lepsza od niej — zaśmiał się krótko, starając się, by brzmiało to jak najbardziej naturalnie.
— Tak... masz rację. To satysfakcjonujące, gdy inni mają gorzej ode mnie — Przekrzywił łeb. — Kara jaką dostała była sprawiedliwa. Mi też nadepnęła na odcisk. To małe wynurzyło się z czeluści Mrocznej Puszczy. Nie zna się jednak na prawdziwej grze. Jest... naiwna. — mruknął, wlepiając w niego ślepia.
— Jej matka musi czuć wstyd, że urodziła takie beztalencie... Pewnie chciała by dołączyła do sfory twoich pupili...
Na te słowa nadstawił uszy. Tak sądził, że Łasica zacznie próbować na nim żerować. To było tak... przewidywalne. Nie mógł jednak zmarnować szansy zdobycia jego zaufania. To była dobra okazja.
— Czy chciała, czy nie chciała, nie doczeka się niczego dobrego od swojej córki — parsknął. — Chyba, że Ruina magicznie wyrośnie ze swojego idiotycznego zachowania. Przynajmniej Szakal wdała się w swoją matkę i babcię.
— Kiedy straci ucho jak Bielicze Pióro? — rzucił niby niewinnie, uważnie wlepiając oczy w te należące do niego. Przywódca jednak nie pozwolił sobie wypaść z rytmu, nawet, jeśli te słowa zwróciły jego uwagę i zwiększyły czujność. Podejrzewał istnienie kultu. Samo w sobie nie było to groźne. Był przygotowany, że ktoś zwróci uwagę na to, że każdy kot spędzający z nim dużo czasu ma urwane ucho. Sporo kotów mogłoby się domyśleć, że coś ich łączy. Ale mieli władzę, więc nawet wiedza innych nie mogła im zagrozić, jeśli najczulszy punkt - czyli kultywowanie Mrocznej Puszczy - pozostanie w tajemnicy.
— Jeśli będzie chciała — odparł, jak gdyby nigdy nic, by nie wzbudzić podejrzeń. — Tak, jesteśmy ze sobą blisko, więc stwierdziliśmy, że nadamy sobie jedną cechę, która będzie nas wyróżniać. Ja kawałek swojego ucha straciłem dawno temu, gdy byłem jeszcze młodym kocięciem. A Szakal jest młoda i energiczna. Wyrośnie pewnie na dobrą wojowniczkę. Jestem dla niej jak dziadek, w końcu jej babcia to moja partnerka.
— Och, inicjacja zostania twoim pieskiem. Jakie to urocze. Nie podejrzewałem cię o coś takiego jak przyjaźń czy rodzinność. Masz jednak uczucia... Niesamowite. A jak ktoś przypuśćmy... sprzeciwi się twojemu słowu w tej "rodzinie", to co się dzieję? Zabijacie czy odrywacie ucho do końca? — zamruczał widząc, że kocur postanowił puścić farbę z pyska.
— Interesuje cię moje życie prywatne? — spytał, patrząc mu bez wahania w oczy. Jeśli tak zamierzał się bawić, to tylko ostatnie resztki cierpliwości powstrzymywały go od przetestowania na Łasicy siły swoich pazurów. — Są koty, które mają podobny sposób myślenia do mnie. Tacy jak my są mniejszością. Odnajduję się więc lepiej w towarzystwie osób o podobnym stylu życia. To takie dziwne?
— Jesteś... ciekawy. To tyle — Wzruszył ramionami, strzygąc uchem na jego dalsze słowa. Uśmiechnął się, ale szybko się poprawił, drapiąc łapą po pysku, by ukryć to co się stało. — Cóż... Dziwne... Przynajmniej wiadomo na kogo trzeba uważać. To... mądry ruch...
— Sądziłem, że akurat ty to zrozumiesz. Zważając na fakt, że nie różnisz się wiele od nas — przyznał z obojętnością.
— Ależ rozumiem, tylko... Twoja "rodzina" za mną nie przepada. Nie czuje się przy nich komfortowo — mruknął mu to szczerze. — A Szczurzy Cień nie wygląda na radosnego z bycia w waszym kółeczku adoracji. Coś czuję, że tam też można poczuć się... innym i niezrozumianym...
Wzruszył barkami.
— Wszędzie tak jest. Szczur nie potrafi wyzbyć się swoich emocji i to go osłabia. Ja nie jestem niewolnikiem moich własnych uczuć i dlatego mam przewagę — miauknął, po czym uniósł brew. — Słuchają się mnie, bo jestem im nie tylko bliskim, ale też przywódcą, a oni moimi wojownikami. Wystarczy jedno moje słowo, żeby dali ci spokój. Jeśli tego pragniesz — świdrował go wnikliwie spojrzeniem.
— Pragnę — odpowiedział bez wahania, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. — To będzie miłe, gdy przestaną mi dokuczać. Odpocznę. Ich zachowanie jest strasznie dziecinne pod tym względem. Tylko... czy mogę ci zaufać? — Uniósł brew.
— Na tak długo, jak oboje trzymamy pazury w swoich łapach, na tyle możesz mi zaufać. Porozmawiam z nimi. Nie dotkną cię, jeśli niczemu nie zawinisz — miauknął neutralnym tonem głosu. — Momentami są zbyt... agresywni. I brak im manier. Szczególnie Sosnowej Igle, ale reszta potrafi trzymać się na wodzy.
— Dobrze. Zobaczymy jak wiernie się ciebie słuchają. — mruknął zadowolony z tych jednostronnych negocjacji. — Czyli nie jesteś na mnie zły? — dopytał dla pewności.
— Za co miałbym być? — odparł zimno. — Oni nigdy nie powinni ci docinać, bo nie dostali ode mnie takiego rozkazu — stwierdził, zgodnie z prawdą, bo nie kazał im się nad nim znęcać. Mimo że czerpał satysfakcję z krzywdy Łasicy.
— Czyli... — zmarszczył czoło. — Nie nasyłałeś ich na mnie? Nocna Tafla też nie jest przez ciebie podstawiona? — zdziwił się, uważnie go obserwując, by wybadać czy kłamie.
— Nie — powiedział ostrożnie. Faktycznie spędzał teraz więcej czasu z Nocną Taflą. Omen nie miał jednak z tym nic wspólnego. Nie dawał uśpić swojej czujności, znając chytry temperament Łasicy. Jeśli starał się wyciągnąć z niego informacje, to mu się nie uda. Nie był głupi. — Czemu miałbym ją podstawiać? Nawet nie mam z nią bliskich relacji. Ona ma swoje życie, a ja swoje, nigdy się w to nie wtrącaliśmy, nie dbaliśmy o kontakt i obojgu było nam z tym dobrze. Jest dla mnie tak jak każdy inny kot. Szanuję ją, ale nie obchodzi mnie, co robi. Znając jej temperament za młodu, nie zgodziłaby się pewnie ciebie szpiegować.
— Nie wiem czemu. Przykleiła się do mnie tak nagle, więc sądziłem, że masz coś z tym wspólnego, zwłaszcza że później zacząłeś się mną interesować, a to na dodatek twoja siostra. — powiedział patrząc na niego krzywiąc się lekko. — Chyba nie kłamiesz... Sosna potwierdziła twoje słowa. Dziękuję za szczerość. Chyba... — dodał.
— Nie mam celu w tym, by teraz kłamać — miauknął jedynie, z obojętnością, i odwrócił się, zostawiając Łasicę samego.
* * *
Mroczna Gwiazda przechodził przez obóz, w głowie próbując zdusić mącące myśli, które musiał zepchnąć na dalszy plan na rzecz tych ważniejszych. W pewnym momencie dostrzegł leżącego samotnie, skrytego w cieniu przy ogrodzeniu Tchórzliwy Upadek. Jego pysk wbity był sztywno w łapy, tak jakby nic oprócz tego małego skrawka ziemi nie istniało. Chcąc, nie chcąc, spotkali się przypadkowo spojrzeniem, gdy czekoladowy podniósł wzrok, dostrzegając akurat jego. Lider zauważył, że wojownik zmrużył oczy, nie spuszczając z niego bacznego spojrzenia.
— Witaj, Łasico — przywitał się z nim, gdy podszedł do niego po tym, jak złapał kontakt wzrokowy z zabliźnionym kocurem. Był ciekaw, jak zadziałała na niego sztuczka Irgi. Może zaczął mieć wątpliwości co do planu swojej matki?
<Łasica?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz