zima, czyli kilka księżyców temu
Skradała się ostrożnie przez leśną ściółkę, podchodząc do jasnobrązowego strzyżyka. Jak najciszej stawiała krok za krokiem, by nie wystraszyć czujnego ptaka. Jednocześnie palił ją w kark wzrok Mrocznej Gwiazdy, więc tym bardziej nie chciała tego zepsuć. Chryzantemowa Łapa była już blisko chaotycznie poruszającego się strzyżyka. Wystarczająco, by skoczyć i go załatwić. Właściwie, nawet bardziej niż wystarczająco. Gdy rzuciła się jednak na niego, ten zerwał się do lotu, a ona sama znalazła się przed miejscem w którym był. Pod nią znajdowało się tylko upuszczone pióro. Już wiedziała, co zaraz usłyszy i położyła po sobie uszy, zaciskając również pięści.
— Co ci kurwa mówiłem przed chwilą? Już ropucha poradziłaby sobie lepiej od ciebie — syknął na nią Mroczna Gwiazda. — Ile można ci wbijać do łba jedną banalną rzecz? Twoja siostra już dawno jest wojowniczką. A ty jak zwykle. Jedyne co robisz, to opierdalasz się jak popielica. A potem nie potrafisz po mnie powtórzyć nic. Lepiej, żebyś przestała być takim zawodem, bo przestanę być delikatny.
— Przepraszam. S-Staram się — rzuciła, patrząc ze zmartwieniem na Mroczną Gwiazdę, który wydawał się być jeszcze bardziej zdenerwowany niż te kilka chwil temu.
— Starasz się? Starasz się? — powtórzył. — Widziałaś Bielicze Pióro? Jest twoją siostrą, skończyła trening już dawno. To ona się starała. A teraz zobaczymy, jak bardzo się starasz i mnie słuchasz.
Przywódca stanął przed Chryzantemową Łapą, już i tak bliską płaczu. Naprawdę próbowała to wszystko jakoś pojąć, zrozumieć to, co mówił do niej Mroczna Gwiazda, a także wielokrotnie pokazywał. Starała się kopiować jego ruchy, ale zawsze coś sprawiało, że albo się rozproszyła, albo pomieszała, albo zapomniała. Najwyraźniej to z nią było coś nie tak, że nie mogła tego pojąć, tak jak pojęła to Bielicze Pióro.
— Rzucam ci wyzwanie — odchrząknął i mruknął gardłowo. — Jest nieco przed szczytującym słońcem. Do zachodu słońca masz złapać trzy sztuki zwierzyny. Haczyk jest taki, że każda ma być innego gatunku. Chcę zobaczyć, czy sobie poradzisz z czymś tak prostym.
— C-co?
— Pstro — syknął, podirytowany. — Naucz się słuchać, Chryzantemo, bo widocznie tej umiejętności ci brakuje. Ja będę czekał. A jeżeli do tego czasu nie zjawisz się z tymi trzema zdobyczami... będę musiał pomyśleć nad twoim dalszym treningiem. Czas - start.
— Ale dziś trenujemy od rana! — pobiegła za odchodzącym już kocurem z niepokojem. — Nic nie jadłam od wczoraj...
— Myślisz, że kogokolwiek by to obchodziło, jakbyś była wojownikiem? Pora nagich drzew się zaczęła, moja droga. Trzeba pracować, trzeba polować dla Klanu. Natomiast ty nie złapałaś nic, więc nie masz prawa włożyć sobie czegokolwiek do pyska. Czas ucieka. Udanych łowów — rzucił, odchodząc. Chryzantemowa Łapa patrzyła jak Omen znika w plątaninie drzew, a gdy tylko jego czarny ogon zupełnie zniknął za rogiem, zaczął delikatnie prószyć śnieg. Porą nagich drzew dzień kończył się znacznie wcześniej, obejrzała się by skontrolować jego stan. Przebijająca się łagodnie gwiazda zza chmur była niemal idealnie na środku nieba. Zastrzygła uszami w niepokoju. Łowy czas zacząć...
Wpierw niemal od razu w łapy wpadł jej uciekający przed czymś w przerażeniu karczownik. Złapała go cudem, gdy wierzgał jak wściekły koń. Ale mimo pierwszej, szybkiej zdobyczy, czuła stres. Była pewna, że Irgowy Nektar nigdy nie dawała takich zadań jej siostrze, od których wyniku do tego miał zależeć jej dalszy trening! Nie musiała. Przecież Bielik tak łatwo wszystko rozumiała. Co się działo takiego, że mając nawet lepszego nauczyciela, nie mogła przynajmniej jej dorównać? Przemierzała las, który sprawiał wrażenie pustego. Takiego cichego, pokrywającego się powoli białym nalotem. Śnieg nie był piękny i klimatyczny. Był jak rosnąca pleśń, która odpędzała od ziemi zwierzynę. Kopnęła formującą się jego kupkę na jej drodze. Lisiołajnowa zima. Czuła, że już niczego nie znajdzie. Że zostanie po raz kolejny rozczarowaniem, wyrzuconym z Klanu Wilka na zbity pysk.
Słońce było już na niebie dalej niż bliżej linii horyzontu, co jeszcze bardziej potęgowało jej zdenerwowanie. Gdzie te wszystkie zwierzęta mogą być? Desperacko sprawdzała każdy korzonek, każdą norę, każdą dziuplę. Szukała w każdej potencjalnej kryjówce. Ale ich nie było. Sierść okrywała się płatkami. Wypuszczała tylko z każdym oddechem drżący dymek pary. A poduszek łap nie czuła. Gdyby była lepszym uczniem, nie musiałaby przez to przechodzić...
Trzasnęła gałązka, co momentalnie sprawiło, że Chryzantemowa Łapa się zatrzymała i zaczęła rozglądać. Nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, kręciła uszami. Ciche szuranie się powtórzyło w okolicznych zaroślach. Musiało to być coś małego, ale uczennica walczyła o każdy skrawek jedzenia. Mogłaby przynieść mu gnijącą szczurzą głowę, gdyby to się liczyło, gdyby tylko to przyjął. Momentalnie przybrała łowiecką pozycję i zaczęła wyglądać małego rozrabiaki, który miał stracić za kilka uderzeń serca życie. Jest! Mała, szara mysz. Przybliżyła się do niej, stawiając jak najcichsze ślady na skrzypiącym śniegu. Czuła jak serce szybciej zaczyna jej bić w piersi. Szansa.
Wysunęła lapę, potem szybko całe ciało. Sparaliżowana strachem ofiara nie miała szans na ucieczkę, przygwożdżona. Oszczędziła jej męki, szybko łamiąc kark. Teraz musiała złapać tylko ostatnią zdobycz i miała to za sobą. A czas ją gonił, podgryzał już kostki, ciągnął za ogon. Musiała teraz znaleźć swojego karczownika, przybliżyć się do obozu. Wszystko, byle oszczędzić czas, którego cenę poznała teraz.
Pobiegła, znalazła, wróciła. Już bardziej znajome jej serce lasu dawało jej nadzieję. Zmęczony nos nie mógł wyczuć niczego prócz zimnego powietrza, które oszraniało jej płuca. Zamiast tego usłyszała ciche kwilenie. Bolesne jęki kogoś nieostrożnego. Chryzantema nie była pewna czym to było, ale podeszła bliżej źródła tych dziwnych dźwięków.
Sroka krzyczała, próbując wydostać swoje skrzydło spomiędzy dwóch ciasnych kamieni. Zobaczyła kotkę i zaczęła bardziej przeraźliwie skrzeczeć. Na Klan Gwiazdy, to był dla Chryzantemowej Łapy najszczęśliwszy moment w życiu. Widziała przerażenie swej ofiary. To jak do zdarcia swego ptasiego gardła wrzeszczała, skakała, byle uciec. Chryzantemowa Łapa zatrzymała się przed zwierzęciem, nie zabijając go.
Widziała ten lęk w czarnych oczach. Wysunęła pazury drżących łap, ale nie mogła ich unieść. Nigdy nie widziała tak przestraszonego stworzenia. Kwilenie sroki nie ustawało, a ona sama coraz bardziej raniła swe zakleszczone skrzydło w popłochu. Nie akceptowała własnej śmierci, nawet pomimo bycia nieuniknioną. Chwytała się spłoszona brzytwy w próbie wydostania się, nawet jeżeli miałoby to oznaczać utratę własnej kończyny. Być może miała dla kogo żyć? Być może miała własne pisklęta, które bez niej umrą w tęsknocie za matką?
Szarpnęła zwierzę za kark, które po raz ostatni zawyło w bólu. Dlaczego się nad tym zastanawiała? To była tylko zwierzyna, jedzenie. Żyła tylko dla bycia zjedzonym. Nie miała żadnych uczuć. A może?
Pokręciła głową, zbierając wszystkie swoje zdobycze do pyska. Zdążyła. Biegła teraz tylko ile sił w nogach do obozu Klanu Wilka, omijając drzewa i krzewy. Raz tylko potknęła się o złamany pień cienkiej brzozy, jednak nie powstrzymało jej to przed dotarciem do celu. Gdy weszła do obozu, zaraz przed stertą ze zwierzyną stał Mroczna Gwiazda, okrywając łapy ogonem, lekko przysypany śniegiem, którego płatki wciąż lawirowały i spadały na ziemię.
— Widzę, że wykonałaś swe zadanie.
— Wykonałam... — rzuciła wręcz myszą, sroką i karczownikiem na stertę, dysząc ciężko. Mroczna Gwiazda za to patrzył na nią przez chwilę w ciszy.
— Cóż, być może nie jesteś aż tak bezużyteczna.
— Mogę coś zjeść? — zmieniła temat, mimo tego, że w uszach dzwoniły jej słowa ojca.
— Po wykonanym zadaniu, tak. Idź do legowiska uczniów i odeśpij. Jutro wstaniesz o świcie na patrol. Trening również cię nie ominie — odwrócił się, by już odejść.
— P-Przepraszam, Mroczna Gwiazdo, ale... czy mogę się o coś spytać?
— Oczywiście.
Stanął i odwrócił się do Chryzantemowej Łapy. Drżały jej ręce ze stresu przed pytaniem, jednak poczuła impuls. Patrzyła mu w głęboko w oczy, przygryzając wargi.
— Czy jesteś teraz ze mnie dumny?
<Omen?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz