Jego mentor, Jastrzębia Gwiazda. Słyszała o nim wiele opowieści. Tak bardzo chciała go kiedyś spotkać. Miała nadzieję, że będzie jej to dane, gdy tylko dorośnie. Jak na razie modliła się do niego prawie kilka razy dziennie i z marnym efektem. Ale nie poddawała się. Była uparta. Jeszcze go zachęci do rozmów.
— Widać. Każdy ma jakiś cel na ziemi. Ja swój znam. — powiedziała. — Muszę wychować nowe pokolenie, by nasza sprawa nigdy nie wygasła. Będę uczyć się tego od cioci Irgi. — powiadomiła kocura.
— Irga zna się na tym fachu — Skinął jej głową. — Znajdziesz dobrego partnera i wychowasz dobre dzieci. Jastrzębia Gwiazda chciałby, żeby nasz kult się rozwijał.
— A wiesz, że blizny pomagają zacieśniać więzi z przodkami w Mrocznym Lesie? Słyszałam, że kiedyś sam przeszedłeś podobny rytuał, jak byłeś mały — przypomniała sobie opowieści mamy.
— Oczywiście. Urwane ucho to pozostałość po moim dzieciństwie. — miauknął, przeczesując wspomniane ucho białą łapą. — Zrobiłem blizny mojemu synowi. Wojownik bez blizn jest jak ptak bez piór.
— Też chciałabym mieć blizny. Chciałbyś mi je zrobić? Podczas burzy w deszczu? — zaproponowała, próbując ukryć swoją ekscytację.
Gdyby wróciła do mamy z takim fajnym uchem jak van, to może by ją pochwaliła? Tak bardzo chciała, aby mroczne duchy były z niej dumne! Zrobiłaby dla nich wszystko! Wszystko! Nawet nauczyła się latać!
Wojownik pokiwał głową.
— Naznaczenie ci się przyda. To stary rytuał.
— To widzimy się później — Pomachała mu łapą, odchodząc, by podzielić się tymi radosnymi wieśćmi z mamą.
***
Bycie członkinią kultu Mrocznej Puszczy było wspaniałe. Rzadko się spotykali, ale sam fakt, że miała rozerwane ucho bardzo ją cieszył. Mogła teraz bez obaw wznosić modły do Jastrzębiej Gwiazdy, marząc skrycie, że zmarły się do niej odezwie. Długo myślała nad tym, czy by nie zaproponować Irgowemu Nektarowi, aby porobić jakieś rytuały. Starsza kocica znała się pewnie na tym, skoro kiedyś należała do podobnego ugrupowania. Niosła ze sobą mądrość, którą chciała poznać, póki jeszcze kroczyła wśród nich. Bo nie oszukujmy się. Wiek powoli odbijał się na złotej z każdym dniem wyraźniej. Pewnie dla niej to nic, że umrze, bo w końcu trafi do Mrocznej Puszczy, tak jak od zawsze tego pragnęła, lecz ona będzie za nią tęsknić.
Westchnęła, owijając ogonem swoje łapy. Powinna chyba coś zrobić. Rozejrzała się po otoczeniu, mając nadzieję zobaczyć Szakalą Łapę, ale kocica najpewniej była jeszcze na swoim treningu.
Widok lidera, który zmierzał w jej stronę był... niezbyt przez nią miło przyjęty. Mroczna Gwiazda zwykle podchodził, gdy miał w tym jakiś cel. Trudno było doszukać się u niego jakichś głębszych uczuć do swojego potomstwa zwłaszcza, że dalej pamiętała co kocur jej zrobił. Spięła się odruchowo, mając nadzieję, że nie zrobiła czegoś niewłaściwego i znów jej nie zleję jak psa.
— Bielicze Pióro, pamiętasz, co mówiłem ci ostatnim razem, gdy zawiodłaś podczas swojej pierwszej walki. Mam nadzieję, że dojrzałaś wystarczająco i otrzymałaś odpowiednie lekcje od Irgowego Nektaru. To już czas, żebyś urodziła kolejnych potomków naszej krwi, ku chwale Klanu Wilka. Rozumiemy się? — Spojrzał na nią, ale nim cokolwiek powiedziała, kontynuował. — Twoim partnerem będzie Szczurzy Cień.
Wiedziała, że ten dzień prędzej czy później nadejdzie. Łudziła się jednak, że kocur tak bardzo był zajęty swoimi sprawami, że o tym zapomniał. Myliła się. Na szczęście partnerem przez niego wybranym, nie był jakiś staruch pokroju Krzaczastego Szczytu. Jednak nie była zbyt usatysfakcjonowana jego wyborem. Szczurzy Cień był... Dziwny. Nie nadawał się na ojca jakichkolwiek kociąt. Prezentował sobą słabość, którą mogły odziedziczyć jej dzieci. Nie mogła jednak kręcić nosem, ponieważ jeszcze lider zmieni zdanie i w złości zmusi ją do czegoś niemoralnego. Skinęła więc wolno głową, nieco obawiając się wizji, która ją czekała ze starszym kultystą.
— On wie? — zapytała chcąc wiedzieć, czy będzie musiała tłumaczyć temu podlotkowi sowy, że Mroczna Gwiazda rozkazał mu spędzić z nią noc.
— Wie. Idź zrób to co do ciebie należy. Nie zawiedź mnie — rzucił jeszcze tylko odchodząc.
Przełknęła ślinę. Wspaniale. Czyli nie miała co liczyć na odsunięcie tego w czasie. Bała się, ponieważ nigdy nie miała doświadczenia w tych sprawach. Podniosła się ciężko na łapy i udała do swojego "partnera", który przystępował z łapy na łapę przed wyjściem z obozu. Denerwował się? Ona również. Posłała mu krzywy uśmiech, którego nie odwzajemnił.
— Gotowy? — zwróciła się do niego, na co skinął głową.
W milczeniu udali się w odosobnione miejsce, by spełnić swoją powinność.
***
Minął księżyc czasu i nie czuła się jakoś inaczej. Odwiedzała co jakiś czas medyka, by ten potwierdził ciąże, lecz wciąż słyszała, że w jej brzuchu nie było kociąt. Nie wyszło? Mroczna Puszczo zlituj się! Nie chciała tego powtarzać! Miała nadzieję szybko zaciążyć, odchować pociechy i cieszyć się życiem dalej, nienękana już przez Mroczną Gwiazdę, który chciał wnuki. Zazdrościła przez to Frezjowemu Płatkowi, która już cieszyła się dużym brzuchem, w którym rozwijały się kocięta Chłodnego Omenu. No i co miała teraz począć? Spędzenie kolejnej nocy ze Szczurzym Cieniem brzmiało okropnie. Jednak... Jeżeli lider usłyszy, że się nie udało, na pewno rozkaże to powtórzyć. Miała masę czarnych myśli. Skierowała więc kroki do kogoś, przy kim nie obawiała się być sobą. Do swojej mentorki. Irgowy Nektar wypoczywała pod drzewem, ciesząc się ładną pogodą. Podeszła do niej, zwierzając się jej ze swoich trosk. Kocica w spokoju wysłuchała tego, co miała do powiedzenia, podnosząc ją na duchu. Takie rzeczy się zdarzały i nie trzeba było panikować tak, jakby to był już koniec świata. Podziękowała jej za wsparcie oraz rady, które nieco ją uspokoiły. Spróbują jeszcze jeden raz. Nie będzie zgłaszać nic liderowi. Jeżeli sam się upomni, to wtedy mu powie, jak sprawy się miały.
***
Frezjowy Płatek urodziła dwójkę słodkich szkrabów. Przypominały bardzo swojego wujka, no i po części Mroczną Gwiazdę. Widać było, że maluchy wywodziły się z ich krwi. A jej potomstwo? No właśnie... Jej potomstwo...
Spojrzała na swój brzuch, zastanawiając się co z nim było nie tak. Czyżby to była jakaś klątwa zesłana przez Klan Gwiazdy w zemście za to, że kultywowała Mroczną Puszcze? Ale przecież... jej przodkowie powinni odeprzeć wpływ dobrych duchów na jej ciało! Byli znacznie potężniejsi od tych wronich straw na Srebrnej Skórze. Co noc zadzierała łeb, mordując gwiazdy wzrokiem, gdy dojrzała prześwit przez liście drzew. Ich obóz był tak dobrze osłonięty, że ciężko się je oglądało, co dawało poczucie, że w żaden sposób Klan Gwiazdy nie miał dostępu do ich klanu. Najwidoczniej to było mylne pojęcie i nawet drzewa nie osłonią jej przed ich zgubną naturą. Musiała coś zrobić.
Skierowała kroki poza obóz, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Upolowała po drodze jakąś mysz, mając nadzieję, że to wystarczy. Wyrysowała w ziemi okrąg, w którym umieściła martwą zwierzynę, po czym zamknęła oczy, by skupić się na tym co chciała zrobić.
— Mroczna Puszczo usłysz moje wołanie — wymiauczała starając się całym sercem wczuć w wypowiadane słowa. — Oto piszczka dla was, by złagodzić wasz głód. Błagam was... Dajcie mi swoje błogosławieństwo. Odeprzyjcie zgubny wpływ Klanu Gwiazdy, który nie pozwala mi na poczęcie waszych nowych wyznawców. Zabijcie ich duszę. Niech cierpią męczarnie. Chwała wam — zakończyła modlitwę, po czym otworzyła oczy.
Mysz dalej tam leżała. Nie zniknęła, nic jej nie tknęło. Mogła spodziewać się tego. W końcu duchy nie są materialne i nie żywiły się materią. Postanowiła jednak zostawić tam gryzonia. Nie zamierzała odbierać im daru.
Podniosła się, po czym wróciła do obozu, mając nadzieję, że kolejnym razem uda jej się zaciążyć.
***
Kolejne starania i kolejne rozczarowania. Była powoli już tym zmęczona. Lider w końcu zainteresował się tym, że dalej nie miał wnucząt, a ją zżerał stres. Musiała mu wyjaśnić, starając się zachować twarz i nie rozpłakać się jak słabeusz, że to wszystko wina Klanu Gwiazdy. Nie widziała innego wyjaśnienia tego, dlaczego nie była w stanie zajść w ciążę. A może to ze Szczurzym Cieniem coś było nie tak? Pomimo tego jego płaczliwego zachowania i wyobcowania, wykazywał przy niej jakąś agresję. Widziała w jego oczach niechęć do jej osoby, ale też taki wzrok posyłał każdemu Wilczakowi, dlatego się tym na początku nie przejmowała.
— Będę próbować do skutku — zapewniła Mroczną Gwiazdę, który zdawał się zirytowany faktem, że duchy mogły mieszać się w ich sprawy.
— Gdyby coś się zmieniło to daj znać — odpowiedział kocur, odchodząc do swoich spraw.
Została sama, gdy nagle podeszła do niej Sosnowa Igła, chichocząc pod nosem i trącając ją łapą.
— Co tak się przejmujesz? Dzieciarnia to same problemy — miauknęła do niej, siadając obok.
Położyła po sobie uszy, bo nie zgadzała się z tym stwierdzeniem. Bura słynęła z tego, że wydziedziczyła swoją córkę, a za synem nie przepadała. Nie była dobrą matką. Ale... ale mimo wszystko udało jej się dorobić potomstwa.
— Może ten twój partner jakiś niedorobiony? — zasugerowała. — Mogę mu wlać. Od razu się ogarnie.
Uśmiechnęła się lekko na tą propozycję, lecz pokręciła głową.
— Nie bij go, Sosnowa Igło. Już teraz wydaje się taki... skopany — zażartowała, po czym głęboko westchnęła. — Poczekam chyba jeszcze trochę i znów spróbujemy. Jeżeli ponownie nie wyjdzie, zapytam się Mrocznej Gwiazdy, czy nie zmieni mi partnera.
Wojowniczka prychnęła pod nosem. Najwidoczniej nie rozumiała tej jej upartości. Ona pewnie by się kłóciła z kocurem, aż by jej nie odpuścił. Bielicze Pióro jednak nie potrafiła tego zrobić. Od kocięctwa uczono ją, że tak skończy. Jak miała spełnić się w narzuconej odgórnie roli, gdy nie miała nawet szans doświadczyć tego, do czego ją szkolono przez całe życie?
— Będę już szła — mruknęła do kocicy, podnosząc się i kierując kroki do legowiska wojowników.
Tam też spostrzegła Szczurzego Cienia, który zmrużył na jej widok oczy. Widziała jego irytację. Pewnie nie chciał ponownie tego robić. Podeszła do niego powoli, otwierając pysk, aby powiadomić go o złych wieściach, kiedy sam zabrał głos.
— Nic nie mów. — to powiedziawszy odwrócił się do niej grzbietem, kończąc tym sposobem ich "rozmowę".
Westchnęła. Nie miała sił się kłócić, więc odeszła na swoje legowisko i położyła się na nim, martwiąc się tym, co przyniesie przyszłość.
***
Jej stosunki ze Szczurzym Cieniem uległy pogorszeniu. Jego agresja sięgnęła zenitu. Zakrwawiona sierść oblepiała ją, a krok był słaby i nierówny, gdy wlokła się za nim w kierunku obozu. Zaatakował ją. To było... niedorzeczne. Co w niego wstąpiło? Czy powinna powiedzieć o tym Mrocznej Gwieździe? Bury twierdził, że mieli iść na wspólne polowanie, a zamiast spokojnego dnia dostała... to. Czyżby wojownik już kompletnie oszalał? Dalej szok ją trzymał, przez co nie była w stanie logicznie myśleć. Pamiętała jego wzrok. To było spojrzenie godne szaleńca, który stracił już całkowicie rozum. Pokręciła łbem, przystając. Wojownik zatrzymał się, strzygąc uchem i zwracając w jej stronę głowę. Nie powiedział nic. Nigdy nic nie mówił. Jedynie po oczach potrafiła poznać jego intencję.
— Nie mów o tym Mrocznej Gwieździe ani nikomu innemu — jego głos przerywający ciszę był zaskakujący. Spięła się, wbijając w niego niedowierzające spojrzenie.
— Dlaczego? Wpadłeś w jakiś szał... — miauknęła ostrożnie.
— Nie chciałem. Przepraszam — dodał tylko, po czym kontynuował wędrówkę.
Nie miała pojęcia co o tym myśleć. O co mu chodziło? Czy działo się w jego życiu coś złego? Te i wiele pytań towarzyszyło jej aż do obozu. Tam też udała się do medyczki, a na pytanie o zadane rany, powiedziała tylko, że natknęli się na jakiegoś zbłąkanego samotnika.
***
Skierowała kroki do Kuniej Norki, która musiała już przywyknąć do tego, że wciąż i wciąż ją odwiedzała. Źle się czuła od rana. Położyła się na mchu, skarżąc się na mdłości i ogólne osłabienie. Miała nadzieję dostać zioła i nieco odpocząć, ale zamiast tego po przebadaniu do jej uszu doszły słowa, których nie spodziewała się nigdy usłyszeć.
— Gratulacje! Nareszcie wam się udało. Jesteś w ciąży!
Była... w ciąży. Zamrugała zdumiona, dalej nie potrafiąc uwierzyć temu co mówiła. Była... w ciąży. Czyli... Czyli udało się. To nie była jej wina ani Szczurzego Cienia. Jej codzienne modlitwy do Mrocznej Puszczy zadziałały! Od razu podniosła się i zaczęła rozglądać za liderem. Musiała mu powiedzieć! Udowodniła, że nie była wadliwa!
— Ej poczekaj, gdzie tak pędzisz? — usłyszała jeszcze za sobą głos medyczki, ale nie zwróciła na to uwagi.
Podeszła do lidera, który właśnie opuszczał swoją jamę, po czym stanęła naprzeciw niego z szerokim uśmiechem, którego nie potrafiła ukryć.
— Udało się! — miauknęła przejęta. — Niedługo na świat przyjdą kolejni nasi wyznawcy.
<Mroczna Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz