Sarni Krok naprawdę była miła, aż za bardzo. Nigdy nie sądził, że ucieszy się jej obecnością podczas patrolu. Mimo bycia kluchą miłości (i żeby było jasne, nie pałał wielką sympatią do takich kotów) lubił ją, i jej towarzystwo. Tylko… teraz była nadopiekuńcza. Cały czas pytała go “Wszystko dobrze?”, “Potrzebujesz coś?” lub “Pomóc ci?”, co już mu się przejadło. Znając życie, jak i jej naiwność, jakby poprosił ją o nocniaka, to specjalnie szłaby do Klanu Nocy i by pojmała jednego. Teraz szli wraz z Gawronim Lotem i Pustynną Różą po ścieżce. Nawet nie wiedział co się dzieje wokół niego. Nie trwało to długo i po chwili wrócili do obozu. Jaki był cel tej podróży? Nie miał pojęcia, nawet mu nie powiedziano i najpewniej nie dowie się. Po drodze złapał mysz, a Gawroni Lot karczownika. Wrócili, rzucili wszystko na stertę i rozeszli się w swoje strony. Aster, jak to Aster, pognał do żłobka by odwiedzić siostrę.
Wszedł i jakoś się nie zdziwił widząc ją samą i śpiewającą do swojego brzucha.
– Frezja… co ty odwalasz?
Kotka popatrzyła zdezorientowana na niego. Uśmiechnęła się głupio i nie znajdując wymówki wyjawiła mrożącą krew w żyłach prawdę…
– Nudzi mi się… hehe… – I wróciła do śpiewania swojemu brzuchowi.
Aster westchnął i wyszedł z kociarni by nie zarazić się głupotą swojej siostrzyczki. Nagle zaczęły się piski i krzyki. Kłótnia Pustynnej Róży i Ważkowego Skrzydła była okropna… Nie wytrzymał. Wyszedł, i skierował się byle gdzie. Nie musiał długo czekać, by znaleźć dwie myszy i od razu dwie upolować. Miał niezłego farta, a łowiectwo chyba było jedyną rzeczą, do której miał łapy. Wtem usłyszał szum. I to nie byle jaki. Kot. O razu wytarł się w mokrą trawę, by zniwelować zapach i podszedł do tego miejsca. To była dziura. Ale to ogromna dziura! A na jej dnie siedział kot. CZEKAJ, KOT?
– Huh…?
Rudy skulił się słysząc czyjś głos. Uniósł powoli głowę i dojrzał obcego mu wilczaka. Skinął wolno głową.
– J-j-jeść – wyskomlał, wbijając w niego błagalne spojrzenie. Przeszedł go dreszcz. O na Klan Gwiazdy…
– Yh..Tak tak! – Rzucił do dziury dwie myszy, które wcześniej upolował i czekając na huk potwierdzający dotarcie myszy na dół, obserwował kocura przyglądając się jego mizernej posturze.
Więzień słysząc odgłos upadającego pożywienia, rzucił się błyskawicznie i zjadł w kilka chwil świeże mięso, prawie się nim krztusząc. Oblizał pysk, węsząc za resztą, ale już dawno grzała mu się przyjemnie w brzuchu. Unosił wzrok na swojego wybawcę.
– D-dzięki.
– Czekaj...może znajdę coś dzięki czemu wejdziesz na górę... – Rozglądał się wokoło, biegał od miejsca do miejsca i starał się wywęszyć coś przydatnego. – Tak z ciekawości... kto ciebie tutaj uwięził?
Nieznajomy najwyraźniej zdziwił się jednak jego słowami.
– S-stłaszny... k-k-kot. – zadrżał. – M-myślałem, ż-że cię p-przysłał... M-młoczna Gwiazda
Przewrócił oczami.
– No jasne... jak nie nikt to ten staruch musiał porwać ucznia z innego klanu. – Wziął długi patyk i trzymając go z jednej strony, podał wojownikowi na dole. – Dosięgniesz?
Bolesnym i chwiejnym krokiem podszedł do gałęzi, po czym chwycił ją zębami. Próbował wspiąć się, ale nie miał sił. Łapy mu drżały. Zawisł więc, mając nadzieję, że nieznajomy mu pomoże. Niestety, wiedząc że Astrowy Migot ma nieziemsko wielkie muskuły, ciężko było mu wciągnąć cętkowanego na górę. Już byli blisko i prawie niewolnik wyszedł na wolność, jednak gałąź złamała się, a rudy spadł.
– On... o-on nie chce bym wy-wyszedł – załkał spanikowany. – T-to o-on, na na pewno o-on – stęknął spanikowany burzak.
– Zachowaj spokój. Uda nam się. – miauknął spokojnie. – Tylko nie panikuj, i nie mów nic Omenowi, jasne? – uśmiechnął się przekonująco.
<Niewolniku Omena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz