Westchnęła cicho, patrząc na Nastroszonego. Nie miała nawet sił by wstać, by cokolwiek z nim robić. Musiała znaleźć w sobie jakąś motywację, bo bez niej ten trening mógł nie wyjść. Jedyny powód dla którego dalej żyła to był brat, więc… To wszystko robiła dla niego. Ten cały trud… Tylko po co, skoro on i tak przestał się nią przejmować? W końcu, został liderem, teraz była po prostu zwykłym wojownikiem.
- Chcesz przerwy?
- Nie - odwarknął jej, czym nieco się zdziwiła. - Musze być silniejszy! Zmęczenie to oznaka słabości!
- No to dobrze. Ćwicz dalej. Ale to już się nudne robi, że nagle przestałeś mnie wyzywać, wiesz?
Bardzo ją to ciekawiło, w końcu… To było jego hobby. Niszczenie jej humoru, doprowadzanie do stanu, gdzie groziło jej stanięcie serca ze stresu…
- Chcę mieć mentora, a nie jego ryczące zwłoki, więc się powstrzymuje - powiadomił ją, dalej uderzając łapami w drzewo. Syknęła cicho wściekła. Czyli jednak dalej ją obrażał? Świetnie.
- To że mam gorszy nastrój, to nic nie znaczy. Potrzebuję odpocząć i tyle.
- No to odpoczywaj. Mówiłaś, że nie chcesz bym cię wyzywał, to cię nie wyzywam, a teraz masz problem, że tego nie robię? - prychnął. - Zdecyduj się.
- Po prostu wydaje mi się to trochę dziwne, bo twoją pasją było nazywanie mnie zboczeńcem i zmuszanie do kociąt- powiedziała zgodnie z prawdą. Nagle jakiś milszy się stał…
- Nie martw się. Moja opinia na twój temat się nie zmieniła przez ten czas. Nie wyrażam tylko swojego zdania głośno, bo już przywykłem, że nikogo ono nie obchodzi. Jak skończymy nasz trening i zostanę wojownikiem, możemy powrócić do twojego partnerstwa i dzieci.
Zawarczała cicho, próbując nie wybuchnąć. Jakie niby bachory?! Już miała tego po dziurki w nosie!
- Nie będę mieć żadnych dzieci, więc nie musisz o tym nawet wspominać, bo tylko się zawiedziesz. Tak samo z partnerem.
- Mhm... Dobrze. Jak sobie życzysz - Dalej uderzał o drzewo, z którego spadała kora. Po jakimś czasie westchnęła ciężko. Już tak zmaltretował to drzewo, że wyglądało tragicznie.
- Koniec. Teraz stań przede mną. Powalczymy już na serio.
Zdyszany zostawił pień, kierując się do niej. Nie miała nawet sił żeby z nim walczyć, ale… Musiał się tego nauczyć. Im szybciej tym lepiek.
- Mam... zaatakować? - zapytał.
- Najpierw się zastanów, jakie są moje słabości. Wtedy będzie ci łatwiej zaatakować. Będziesz wiedział co zrobić, by mnie pokonać. Ja jak się na ciebie gapię, to wiem, że mam przewagę bo jestem mimo wszystko większa, bo ty jeszcze niedawno ssałeś maminego cyca.
- Wcale nie! Ssałem do pierwszego księżyca życia, potem już nie! - rzucił oburzony. - Wiem jakie są twoje słabości. Wystarczy coś o tobie powiedzieć złego i ryczysz, poddając się od razu.
Położyła po sobie uszy. Był strasznie głupi. Nie potrafił jednej głupiej rzeczy zrozumieć?
- Nie o takie słabości mi chodzi. Chyba, że na serio nie zauważyłeś, że nie mam oka?- powiedziała z przekąsem, wpatrując się w niego zmęczona.
- Zauważyłem... Ta dziura jest okropna i straszna - skrzywił się. - Czyli nic nie widzisz po tamtej stronie? - wydedukował. - Dobrze wiedzieć...
- A co, czym miałabym widzieć? Uszami? Ale skoro już wiesz, dlaczego masz nade mną przewagę, to ją wykorzystaj i mnie zaatakuj.
- Chcesz przerwy?
- Nie - odwarknął jej, czym nieco się zdziwiła. - Musze być silniejszy! Zmęczenie to oznaka słabości!
- No to dobrze. Ćwicz dalej. Ale to już się nudne robi, że nagle przestałeś mnie wyzywać, wiesz?
Bardzo ją to ciekawiło, w końcu… To było jego hobby. Niszczenie jej humoru, doprowadzanie do stanu, gdzie groziło jej stanięcie serca ze stresu…
- Chcę mieć mentora, a nie jego ryczące zwłoki, więc się powstrzymuje - powiadomił ją, dalej uderzając łapami w drzewo. Syknęła cicho wściekła. Czyli jednak dalej ją obrażał? Świetnie.
- To że mam gorszy nastrój, to nic nie znaczy. Potrzebuję odpocząć i tyle.
- No to odpoczywaj. Mówiłaś, że nie chcesz bym cię wyzywał, to cię nie wyzywam, a teraz masz problem, że tego nie robię? - prychnął. - Zdecyduj się.
- Po prostu wydaje mi się to trochę dziwne, bo twoją pasją było nazywanie mnie zboczeńcem i zmuszanie do kociąt- powiedziała zgodnie z prawdą. Nagle jakiś milszy się stał…
- Nie martw się. Moja opinia na twój temat się nie zmieniła przez ten czas. Nie wyrażam tylko swojego zdania głośno, bo już przywykłem, że nikogo ono nie obchodzi. Jak skończymy nasz trening i zostanę wojownikiem, możemy powrócić do twojego partnerstwa i dzieci.
Zawarczała cicho, próbując nie wybuchnąć. Jakie niby bachory?! Już miała tego po dziurki w nosie!
- Nie będę mieć żadnych dzieci, więc nie musisz o tym nawet wspominać, bo tylko się zawiedziesz. Tak samo z partnerem.
- Mhm... Dobrze. Jak sobie życzysz - Dalej uderzał o drzewo, z którego spadała kora. Po jakimś czasie westchnęła ciężko. Już tak zmaltretował to drzewo, że wyglądało tragicznie.
- Koniec. Teraz stań przede mną. Powalczymy już na serio.
Zdyszany zostawił pień, kierując się do niej. Nie miała nawet sił żeby z nim walczyć, ale… Musiał się tego nauczyć. Im szybciej tym lepiek.
- Mam... zaatakować? - zapytał.
- Najpierw się zastanów, jakie są moje słabości. Wtedy będzie ci łatwiej zaatakować. Będziesz wiedział co zrobić, by mnie pokonać. Ja jak się na ciebie gapię, to wiem, że mam przewagę bo jestem mimo wszystko większa, bo ty jeszcze niedawno ssałeś maminego cyca.
- Wcale nie! Ssałem do pierwszego księżyca życia, potem już nie! - rzucił oburzony. - Wiem jakie są twoje słabości. Wystarczy coś o tobie powiedzieć złego i ryczysz, poddając się od razu.
Położyła po sobie uszy. Był strasznie głupi. Nie potrafił jednej głupiej rzeczy zrozumieć?
- Nie o takie słabości mi chodzi. Chyba, że na serio nie zauważyłeś, że nie mam oka?- powiedziała z przekąsem, wpatrując się w niego zmęczona.
- Zauważyłem... Ta dziura jest okropna i straszna - skrzywił się. - Czyli nic nie widzisz po tamtej stronie? - wydedukował. - Dobrze wiedzieć...
- A co, czym miałabym widzieć? Uszami? Ale skoro już wiesz, dlaczego masz nade mną przewagę, to ją wykorzystaj i mnie zaatakuj.
<Najwspanialszy uczniaczku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz