Zatrzymała się w miejscu i z trudem powstrzymała się od rzucenia mu się do gardła. Nie teraz, jeszcze nie była gotowa, choć pazury same rwały jej się z miejsca. Znoszenie jego perfidnego uśmiechu było ponad jej siły. Cieszył się jak skończony dureń, bo jedyna nadzieja na chwałę ich klanu przepadła, niczym kamień rzucony do rzeki.
***
Treningi z Bażancim Futrem jej nie satysfakcjonowały. Tęskniła za Kruczą Gwiazdą i co noc siadała na środku ich nowego obozu, kierowała wzrok ku rozgwieżdżonemu niebu i wypatrywała na nim znaku od niej. Jakakolwiek informacja o tym, że jest tam, czuwa nad nimi i nie pozwoli przepaść.
Spróbowała wkręcić się w relacje Cedr, Pszczółki i Mak i nawet jej się to udało, choć to trio bywało nierozłączne. Musiała mieć jednak jakichkolwiek sprzymierzeńców, bo zdawało jej się, że klan zaczyna roić się od samych idiotów.
Spojrzała z obrzydzeniem na ojca, który wyszedł z legowiska.
— Gdzie idziesz? — spytała oschle. — Zamierzasz przekazać Klanowi Burzy, gdzie mamy obóz? Powinnam poinformować lidera, czy już mu powiedziałeś i może jeszcze lecisz na jego polecenie? — syknęła.
To całe klejenie się czekoladowego do rudego ją coraz bardziej denerwowało. Nic dziwnego, że nie tęsknił za zmarłą partnerką i córką, skoro tak szybko potrafił zadowolić się innym towarzystwem.
— Przestań tak kąsać. Nie idę do Burzaków, lecz na polowanie. Klanowi przyda się pokarm — miauknął, mijając ją jakby nigdy nic.
— Na polowanie w środku nocy? — Prychnęła, a widząc, jak wchodzi do wody, poczuła dreszcz ekscytacji na grzbiecie. Wahał się, nim zanurzył głębiej łapy. Zważywszy na to, że dookoła nie było potencjalnych świadków, wcieliła swój nagły plan w życie. Ruszyła pędem w jego stronę, a następnie wskoczyła na niego i przytrzymała mu chwilę głowę pod taflą. Próbowała walczyć z jego nagłą próbą zrzucenia jej, ale nieudolnie.
Wyrwał się, kaszląc i plując, a następnie odsunął się na brzeg.
— Co ty robisz?! — syknął na nią, a gdy zawiesił na jej skąpanym w świetle księżyca jasnym futrze, zamarł.
Poczuła na moment tę siłę, która wyparowała z niej wraz ze śmiercią mentorki. Obiecała Kruczej Gwieździe, że kiedyś zabije ojca. Może nie była to jeszcze ta noc, ale prędzej czy później nadejdzie odpowiedni czas, by i ona pogrążyła go w otchłań rozpaczy.
— To, co powinnam zrobić już dawno — oświadczyła.
Zjeżył sierść.
— Z-zostaw mnie potworze! O-odejdź! Ty nie żyjesz! Nie żyjesz! — mamrotał pod nosem, wytrzeszczając na nią oczy. Zaczął drżeć na ciele, cofając się bardziej od kotki ze strachem.
Skrzywiła się, słysząc te szaleńczą paplaninę. Nie obchodziło ją, za kogo ją teraz bierze i co tak naprawdę widzi.
— Jedynym, który powinien odejść, jesteś ty — warknęła. — Zbyt długo byłeś traktowany ulgowo.
Gdyby to ona miała władzę, jego ciało już dawno spoczęłoby na dnie rzeki.
— Co? Topiłeś mnie! Jak to byłem traktowany ulgowo? Za mało ci mojego cierpienia sadysto?! — wydarł się na nią, widząc w niej zapewne swojego kata z przeszłości. — A kto mnie głodził i bił? Kto połamał mi łapy?! Nie ty?
Teraz miała pewność. Znowu stała się Zajęczą Gwiazdą, tym okrutnym tyranem, który był jedyną opcją na zastraszenie go. Na początku życia irytowało ją to porównania, jednak teraz stała się jego ogromną fanką. Była o krok od zwycięstwa.
— Nie będę zaprzeczał tym czynom. Sam ściągnąłeś na siebie taki los. Chciałeś być bohaterem, a dobrze wiesz, jak tacy kończą — mruknęła, próbując poukładać w głowie w logiczny sposób znane jej informacje z życia ojca. Zawsze, gdy brał ją za byłego lidera Burzaków, dowiadywała się coraz to nowszych i ciekawszych rzeczy.
— W-wiem. — Skulił się, biorąc szybkie oddechy. — Z-zostaw mnie. Błagam. Nie prześladuj mnie. Już mi się układało w życiu, zapomniałem o tobie, a ty... Jak możesz tak tu stać przede mną, jak gdyby nigdy nic?!
To pytanie było najbanalniejszym, jakie mogła usłyszeć.
— Nie mogę znieść spokoju, jaki nastał w twoim życiu. Twoją radość jest powodem do mojego cierpienia. Nie odejdę, dopóki i ty nie podzielisz mojego losu.
Pokręcił szybko głową. A potem, ku jej zaskoczeniu, zerwał się i uciekł w panice, gdzieś w głąb nowych terenów.
Obejrzała się. Ktoś wyszedł z legowiska wojowników, najpewniej zbudzony jego krzykami. Widziała tylko zarys sylwetki, ale kolor sierści zlewał jej się z otoczeniem. Zawahała się.
Ruszyć za ojcem, czy skryć się w legowisku? Zresztą, jeśli ten ktoś ją teraz nakryje, to i tak będzie musiała się tłumaczyć z tego całego zamieszania. W końcu otrzepała się, a następnie wskoczyła do wody i przepłynęła na drugą stronę. Gdy jej łapy dotknęły lądu, rzuciła się biegiem w ślad za ojcem.
Spróbowała wkręcić się w relacje Cedr, Pszczółki i Mak i nawet jej się to udało, choć to trio bywało nierozłączne. Musiała mieć jednak jakichkolwiek sprzymierzeńców, bo zdawało jej się, że klan zaczyna roić się od samych idiotów.
Spojrzała z obrzydzeniem na ojca, który wyszedł z legowiska.
— Gdzie idziesz? — spytała oschle. — Zamierzasz przekazać Klanowi Burzy, gdzie mamy obóz? Powinnam poinformować lidera, czy już mu powiedziałeś i może jeszcze lecisz na jego polecenie? — syknęła.
To całe klejenie się czekoladowego do rudego ją coraz bardziej denerwowało. Nic dziwnego, że nie tęsknił za zmarłą partnerką i córką, skoro tak szybko potrafił zadowolić się innym towarzystwem.
— Przestań tak kąsać. Nie idę do Burzaków, lecz na polowanie. Klanowi przyda się pokarm — miauknął, mijając ją jakby nigdy nic.
— Na polowanie w środku nocy? — Prychnęła, a widząc, jak wchodzi do wody, poczuła dreszcz ekscytacji na grzbiecie. Wahał się, nim zanurzył głębiej łapy. Zważywszy na to, że dookoła nie było potencjalnych świadków, wcieliła swój nagły plan w życie. Ruszyła pędem w jego stronę, a następnie wskoczyła na niego i przytrzymała mu chwilę głowę pod taflą. Próbowała walczyć z jego nagłą próbą zrzucenia jej, ale nieudolnie.
Wyrwał się, kaszląc i plując, a następnie odsunął się na brzeg.
— Co ty robisz?! — syknął na nią, a gdy zawiesił na jej skąpanym w świetle księżyca jasnym futrze, zamarł.
Poczuła na moment tę siłę, która wyparowała z niej wraz ze śmiercią mentorki. Obiecała Kruczej Gwieździe, że kiedyś zabije ojca. Może nie była to jeszcze ta noc, ale prędzej czy później nadejdzie odpowiedni czas, by i ona pogrążyła go w otchłań rozpaczy.
— To, co powinnam zrobić już dawno — oświadczyła.
Zjeżył sierść.
— Z-zostaw mnie potworze! O-odejdź! Ty nie żyjesz! Nie żyjesz! — mamrotał pod nosem, wytrzeszczając na nią oczy. Zaczął drżeć na ciele, cofając się bardziej od kotki ze strachem.
Skrzywiła się, słysząc te szaleńczą paplaninę. Nie obchodziło ją, za kogo ją teraz bierze i co tak naprawdę widzi.
— Jedynym, który powinien odejść, jesteś ty — warknęła. — Zbyt długo byłeś traktowany ulgowo.
Gdyby to ona miała władzę, jego ciało już dawno spoczęłoby na dnie rzeki.
— Co? Topiłeś mnie! Jak to byłem traktowany ulgowo? Za mało ci mojego cierpienia sadysto?! — wydarł się na nią, widząc w niej zapewne swojego kata z przeszłości. — A kto mnie głodził i bił? Kto połamał mi łapy?! Nie ty?
Teraz miała pewność. Znowu stała się Zajęczą Gwiazdą, tym okrutnym tyranem, który był jedyną opcją na zastraszenie go. Na początku życia irytowało ją to porównania, jednak teraz stała się jego ogromną fanką. Była o krok od zwycięstwa.
— Nie będę zaprzeczał tym czynom. Sam ściągnąłeś na siebie taki los. Chciałeś być bohaterem, a dobrze wiesz, jak tacy kończą — mruknęła, próbując poukładać w głowie w logiczny sposób znane jej informacje z życia ojca. Zawsze, gdy brał ją za byłego lidera Burzaków, dowiadywała się coraz to nowszych i ciekawszych rzeczy.
— W-wiem. — Skulił się, biorąc szybkie oddechy. — Z-zostaw mnie. Błagam. Nie prześladuj mnie. Już mi się układało w życiu, zapomniałem o tobie, a ty... Jak możesz tak tu stać przede mną, jak gdyby nigdy nic?!
To pytanie było najbanalniejszym, jakie mogła usłyszeć.
— Nie mogę znieść spokoju, jaki nastał w twoim życiu. Twoją radość jest powodem do mojego cierpienia. Nie odejdę, dopóki i ty nie podzielisz mojego losu.
Pokręcił szybko głową. A potem, ku jej zaskoczeniu, zerwał się i uciekł w panice, gdzieś w głąb nowych terenów.
Obejrzała się. Ktoś wyszedł z legowiska wojowników, najpewniej zbudzony jego krzykami. Widziała tylko zarys sylwetki, ale kolor sierści zlewał jej się z otoczeniem. Zawahała się.
Ruszyć za ojcem, czy skryć się w legowisku? Zresztą, jeśli ten ktoś ją teraz nakryje, to i tak będzie musiała się tłumaczyć z tego całego zamieszania. W końcu otrzepała się, a następnie wskoczyła do wody i przepłynęła na drugą stronę. Gdy jej łapy dotknęły lądu, rzuciła się biegiem w ślad za ojcem.
<Rybko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz