Wędrówka powoli ich nudziła, w sensie to nie tak, że nie podobały im się nowe widoki oraz zapachy, jednakże ile można tak było iść? Wilczej Łapie brakowało czegoś w stylu stateczności, miejsca, do którego mogliby wrócić w każdej chwili; gdzie czuliby się bezpieczni.
Nie byli jakoś specjalnie przekonani do tej całej akcji ze zgromadzenia i chociaż widzieli wszystko na własne oczy, to jednak sceptycznie podeszli do opuszczenia domu, który znali od... praktycznie od zawsze. Przecież się tam urodzili, zostali mianowani na ucznia wraz z resztą rodzeństwa. No zdecydowanie był to dla nich trudny moment w życiu.
Do tego ta sytuacja z Pierwszym Brzaskiem. Kim do cholery był Wilcze Serce? Uczeń nie bardzo wiedzieli, jak mają to ugryźć, do tego Iskrzący Krok, która mogłaby cokolwiek im podpowiedzieć, również odeszła z tego świata.
Z początku mieli w planie podejść do kogoś z klanu wilka i zapytać, jednakże nie sądził, iż ktokolwiek mógłby wiedzieć coś o tajemniczym kocurze. Przecież bury był stary jak jasna cholera... Poza tym, nie chcieli wyglądać jak szpieg czy zdrajca własnego klanu, jeszcze tego do szczęścia było im potrzeba.
Spojrzeli na horyzont, za którym chowało się powoli słońce. Jeśli ich przeczucie się nie myliło - niedługo zatrzymają się gdzieś na odpoczynek i sen.
Klany szły jeden za drugim, nie dziwili się więc gdy czasem udało im się wyłapać obcą dla ich oczy sylwetkę kota innego klanu. Czasem nawet między nimi przeplatali się samotnicy.
Tak było i tym razem, jakaś smukła sylwetka o niebieskim futrze mignęła im przed oczami w pobliskim lesie. Tym razem nie było w okolicy tej twardej, szarej ścieżki od której bolały łapy, więc tym razem - pozwolili sobie podejść do nieznajomego jegomościa. Wcześniej upewnili się jednak, że klan nadal idzie prosto przed siebie a nie gdzieś skręca, nim odeszli dobry kawałek dalej, znikając w krzaczorach.
— Halo, jest tu kto? — zawołali, rozglądając się po okolicy. Odpowiedziała im cisza. Wilcza Łapa skierował swoje kroki wprost pod rozłożysty dąb, u stóp którego krzaki dziwnie się poruszały.
— Co jest-! — krzyknęli, upadając na grzbiet, powaleni przez jakiegoś oszołoma. Oddychając szybko, przypomnieli sobie nauki Lśniącego Księżyca - natychmiast kopnęli napastnika w brzuch, odrzucając go daleko od siebie. — Posrało cię, dzikusie?! — sapnęli, strosząc futro.
< Fiołek? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz